czwartek, 28 listopada 2013

OS - "Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami"

"Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy. "


Jestem Violetta Verdas. Mam 27 lat, mieszkam w Buenos Aires. Nadal przyjaźnię się z Francescą, która aktualnie jest w szczęśliwym związku małżeńskim z Marco. Reszta moich przyjaciół porozjeżdżała się po różnych krajach, a Leon ? Leona już nie ma. Doskonale pamiętam ten dzień, kiedy mój mąż wyszedł do sklepu, zrobić zakupy i......... już nie wrócił. Na przejściu potrącił go rozpędzony samochód. Zginął  na miejscu. Mimo, że od tego wydarzenia minęły już 2 lata ja nadal nie potrafię cieszyć się z życia, tak jak kiedyś. Jeden nieuważny człowiek zniszczył całe nasze życie. Mieliśmy tyle planów. Całe życie przed sobą, Leon miał 25 lat, kiedy został pozbawiony życia. Tuż po jego śmierci byłam w okropnym stanie. Nachodziły mnie myśli samobójcze, jednak szybko się ich pozbyłam, gdyż miałam dla kogo żyć. Leon też miał. Mamy śliczną, 6 letnią córeczkę - Ines. Ona miała wtedy 4 latka. Mimo, iż była malutka bardzo to przeżyła. To był trudny okres dla nas obu. Pamiętam te nie przespane noce, spędzone na płakaniu lub uspokajaniu małej. Fiolki tabletek uspokajających szły wtedy jedna za drugą. Ja praktycznie nie spałam, nie jadłam, byłam wrakiem człowieka. Największym wsparciem była dla mnie wtedy Francesca. Kiedy wszyscy mnie zostawili, ona jako jedyna mówiła, że będzie dobrze i starała się mnie pocieszyć. Nigdy jej się za to nie odwdzięcze. Gdyby nie jej pomoc nie wiem co by teraz ze mną było. Na Fran zawsze mogłam i nadal mogę liczyć, a przecież ona też ma swoje życie. Ma męża, prace, a mimo to zawsze w tym wszystkim znajdzie czas dla mnie i małej. Ines bardzo ją kocha. To jej ukochana ciocia. Dla mnie też zawsze była jak siostra, której nie miałam. Co z resztą ? Cóż po skończeniu szkoły nasze drogi się rozeszły. Do tej pory najważniejsze przyjaźnie z dnia na dzień posypały się jak kawałki potłuczonego szkła. Wszyscy odeszli i zaczęli szukać swojej własnej drogi życiowej. Pozostała jedyna przyjaźń, której nic nie było w stanie zniszczyć. Magiczna więź zawarta między mną, a tą wspaniałą włoszką.

~,~

Przeraźliwy dźwięk budzika wybudził mnie ze snu w którym wszystko było takie proste. Czas wrócić do szarej rzeczywistości. Niechętnie podniosłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku szafy znajdującej się w mojej sypialni. Kiedyś to była nasza sypialnia. - pomyślałam i do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Dlaczego wszystko mi o nim przypomina ? Minęło tyle czasu. Wystarczy na pozór nic nie znacząca rzecz i nagle powracają wszystkie wspomnienia. Nadal nie mogę pogodzić się z faktem, że jego nie ma. Że odszedł i już nie wróci. Każdego wieczoru kładę się z nadzieją, że kiedy się obudzę zobaczę jego piękny uśmiech. Jednak dni mijają, czas biegnie, a moje sny nadal pozostają tylko snami. I nic mi już nie pomoże. Tak, kierowca, który go potrącił został ukarany, ale czy dzięki temu poczułam się lepiej ? Nie, bo nic już nie zwróci mi Leona. Szybko starłam gorące zły spływające po moich policzkach, z szafy wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Jestem beznadziejna, kolejny raz będę udawała, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę wszystko się wali. Dawno się zawaliło.
Szybko zrobiłam makijaż, założyłam wybrany wcześniej strój i wyszłam z łazienki. Po cichu weszłam do pokoiku mojej córeczki. Ines jeszcze spała. Podeszłam do niej i delikatnie pogłaskałam po głowie.
- Kochanie, wstawaj. Jedziemy do przedszkola. - powiedziałam delikatnie całując ją w policzek. Dziewczynka otworzyła swoje piękne, duże oczy, a na jej twarzyczce od razu wykwitł śliczny uśmiech. Przytuliła mnie po czym szybko wybiegła z łóżeczka i zaczęła szykować się do wyjścia. Dzięki niej nawet ja poczułam się lepiej. Moja kochana córeczka potrafi pocieszyć każdego. Jest takim wesołym i promiennym dzieckiem, że wystarczy spojrzeć na jej szczery uśmiech, aby zrobiło się cieplej na sercu.
Kiedy obie byłyśmy już gotowe wzięłam z salonu moją teczkę, złapałem Ines za rękę i ruszyłyśmy do samochodu. Zapowiadało się na kolejny zwykły dzień. Była godzina 8.00, kiedy zaparkowałam pod niewielkim, kolorowym budynkiem. Było to przedszkole Ines. Wysiadłam z samochodu z trudem utrzymując równowagę na moich 10 centymetrowych, czarnych szpilkach. No, tak uroki pracy w biurze. A co do mojej pracy to kolejny dowód, na to jak nisko upadłam. 3 lata w Studiu, marzenia o karierze piosenkarki i w końcu skończyłam w jakimś szarym biurze. Moja kariera idealnie odzwierciedla moje życie. Jest po prostu szara i monotonna.
Obeszłam samochód i drzwi od strony pasażera, gdzie siedziała moja córeczka. Po jej zachowaniu wyczułam, że coś jest nie tak. Jeszcze godzinę temu tryskała radością i masą energii, a teraz była jakaś smutna i blada.
- Kochanie wszystko w porządku? -  zapytałam pomagając córeczce wysiąść z auta.
- Tak, mamo. Wszystko ok. - odpowiedziała, co jakoś mnie nie przekonało.
- Pokaż się. - powiedziałam przykładając rękę do jej czoła. - Nie masz gorączki. Na pewno dobrze się czujesz ? Bo jeśli nie to.... - nie dokończyłam, gdyż Ines złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę budynku. Wydawało mi się, że jest już lepiej. Nabrała kolorów, a na jej twarzyczce znowu pojawił się uśmiech.

~,~

Byłam już w drodze do pracy. Przejeżdżałam przez zatłoczone ulice Buenos Aires. W mieście jak zwykle panował tłok i przepych. Ludzie wręcz biegali ulicami nie zważając na innych przechodniów, aby jak najszybciej dotrzeć do celu. Ja również śpieszyłam do pracy, gdy usłyszałam głośny dzwonek mojego telefonu. Szybko chwyciłam za torebkę leżącą na siedzeniu obok i wyciągnęłam z niej komórkę. Nie sprawdzając kto dzwoni nacisnęłam zieloną słuchawkę i wsłuchiwałam się w głos osoby znajdującej się po drugiej stronie linii. Kobieta rozłączyła się, a ja momentalnie nacisnęłam na pedał hamulca. Zmieniłam kierunek jazdy i tym razem nadepnęłam na gaz.

Siedziałam przed szpitalną salą w oczekiwaniu na jakąkolwiek wiadomość. Na choć jedno słowo usłyszane z ust lekarza. Jednak nic. Na nic nie zdawały się moje prośby i pytania. Zatrzymywałam każdego napotkanego lekarza lub pielęgniarkę, a oni udawali, że mnie nie słyszą lub po prosu twierdzili, iż nie mają czasu i odchodzili zostawiając mnie w niewiedzy. Już od 2 godzin nikt nie udzielił mi żadnej informacji. Wiem tylko, że Ines zemdlała i robią jej jakieś badania. Nagle zauważyłam mężczyznę ubranego w biały kitel, wychodzącego z sali. Szybko podniosłam się z krzesła, a on kiwnięciem głowy wskazał, abym poszła za nim. Zrobiłam co kazał i po chwili byłam już w przepełnionym bladymi kolorami gabinecie.
- Powie mi pan wreszcie co się dzieje z moją córką ?! Siedzę tu już od 2 godzin i nadal nie wiem co się stało ! - mówiłam zdenerwowana.
- Proszę się uspokoić. Musieliśmy zrobić wszelkie badania, aby mieć pewność co do wyniku. Proszę się nie denerwować, ale wykryliśmy u Pani córki poważną chorobę serca. Nie wiem czy będziemy w stanie jej pomóc. Przykro mi. - odpowiedział mężczyzna. Nie słuchałam go dłużej i wybiegłam ze szpitala. Usiadłam na ławce i zaczęłam patrzeć. Mój świat zawalił się po raz kolejny. Właśnie tracę moją córkę. Całe szczęście, które mi pozostało prysło niczym bańka mydlana. To tylko dla Ines żyłam. Tylko dla niej każdego dnia wstawałam z łóżka, tylko dla niej, było moim promyczkiem słońca oświetlającym każdy dzień. Była tym małym światełkiem szczęścia w ciemnym tunelu bólu. Bezsilność, to jest w tej chwili najgorsze. Po raz kolejny tracę najważniejszą osobę w moim życiu i nie mogę nic zrobić.

Otarłam zły i po raz kolejny weszłam do budynku. Przekroczyłam próg sali i podeszłam do łóżka w którym spała moja księżniczka. Usiadłam obok i złapałam ją, za jej drobną, kruchą rączkę. Zawsze tak szczęśliwa, radosna i uśmiechnięta dziewczynka, teraz była blada i smutna.
Siedziałam tak, kiedy poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam stojącą nade mną Francescę. Wyszłyśmy na korytarz i tam wszystko jej opowiedziałam. Bardzo wstrząsnęła nią ta wiadomość. Zawsze kochała Ines jak własną córkę. Widziałam, że z wielkim trudem powstrzymuje płacz, ale mimo to pocieszała mnie. Zawsze przy mnie była.
Ok. 23.00 wyszłam ze szpitala. Musiałam wrócić do domu, żeby przebrać się i wziąć parę rzeczy Ines. Kiedy przekroczyłam próg domu usiadłam w salonie i zaczęłam płakać. Gorące łzy strumieniami płynęły po moich policzkach. Z całej siły rzuciłam poduszką i opadłam na łóżko z jeszcze większym szlochem. Musiałam wyładować emocje. Co ja mam teraz robić ? Siedzieć i patrzeć jak moja córka umiera ?

  *Tydzień później*

Przez ostatni tydzień mijam się między szpitalem, a cmentarzem. Do domu przychodzę tylko na noc lub nawet nie. Wzięłam urlop w pracy. Szefowa zrozumiała moją sytuację. Dzisiaj wstałam wcześnie i z samego rana pojechałam do szpitala. Weszłam do sali i zastałam tam uśmiechniętą Ines. To niesamowite, że nawet w takiej chwili bije od niej radość. Śmieje się i cieszy z najdrobniejszej rzeczy, a ja. Ja udaję, że wszystko jest dobrze. Za każdym razem przed wejściem do sali ocieram łzy. Nie chcę pokazać jej jak cierpię, nie chcę żeby widziała mnie w takim stanie, ale czasami nie wytrzymuję. Pozostałości po moim sercu pękają i rozsypują się.

 Posiedziałam jeszcze trochę z córeczką, kiedy przyszła Francesca. Kiedy wyszłyśmy na korytarz przyjaciółka od razu zadała mi pytanie:
- Powiedziałaś jej ?
- Nie. - odpowiedziałam krótko. Nie chciałam, żeby Ines zobaczyła jak płaczę.
- Violetta..... - powiedziała włoszka. Wiedziałam, że muszę, ale nie mogłam, po prostu nie potrafiłam.
- Francesca ! Jak ja mam powiedzieć własnemu dziecku, że umiera ?! - wybuchłam i zaczęłam płakać. Po raz kolejny nie mogłam powstrzymać łez, które pełne były żalu i rozpaczy.
- Dobra ja to zrobię. - odpowiedziała . - chociaż tak ci pomogę.
Ja już nic nie mówiłam przytuliłam tylko przyjaciółkę i po chwili weszłyśmy z powrotem do sali.
- Ciocia ! - krzyknęła dziewczynka. Fran podeszła i przytuliła małą, a ja przyglądałam się całej sytuacji z boku.
- Kochanie, musimy Ci z mamusią coś powiedzieć..- zaczęła brunetka - Pamiętasz jak mówiłyśmy Ci, że tatuś jest w takim pięknym, kolorowym miejscu gdzie wszyscy są szczęśliwi ?
- Tak. - odpowiedziała niepewnie Ines. Teraz już nie potrafiłam ukrywać płaczu. Stałam tam, a łzy po prostu płynęły.
- Wiesz Ines niedługo ty też tam będziesz, będziesz aniołkiem i będziesz bawiła się razem z innymi aniołkami. - teraz już nawet Francesca zaczęła płakać.
- A spotkam tam tatusia ? - dopytywała dziewczynka .
- Tak, kochanie. - odpowiedziałam płacząc.
- Czy to znaczy, że ja umieram ? - nie dawała za wygraną.
- Wiesz słonko. - mówiłam przez łzy. - Jesteś chora, ale nie bój się to nie boli. Po prostu, kiedy pewnego dnia, pójdziesz spać w magiczny sposób przeniesiesz się do tego wspaniałego świata w którym jest tatuś i zostaniesz tam z nim już na zawsze.  - dokończyłam łapiąc ją za rękę.
- Mamusiu,a ty ?
- Ja ? Ja też kiedyś do was dołączę. - mówiłam, cały czas płacząc.
- Dobrze, mamusiu. Będę na Ciebie czekać. - powiedziała Ines przytulając się do mnie.

~,~

Siedziałam przy grobie Leona i płakałam. -Boże dlaczego ? Dlaczego każesz mi tak cierpieć ? Jak okropnym byłam człowiekiem, że ponoszę tak wielką karę ? Co zrobiłam ? Czym na to zasłużyłam ? Dlaczego zabierasz mi najważniejsze osoby w moim życiu ? Najpierw mama, później Leon, teraz Ines. Dlaczego nie mogę być szczęśliwa jak inni ludzie ? - pytałam. Jednak na te pytania nigdy nie znajdę odpowiedzi. Los tak chciał. Po prostu. Ale, dlaczego zabrał mi wszystkich ? Ja nie wiem czy dam radę dalej żyć jeśli Ines umrze. Nie wiem czy będę potrafiła stanąć na nogi po raz kolejny. Problem pojawia się w tym, że nie będę miała już dla kogo żyć. Jeśli ma się kogo kochać znajduje się tysiące powodów do życia, ale po co żyć skoro wszyscy odchodzą. Czasami tak trudno jest nam pogodzić się z sytuacjami w których się znajdujemy. Potrzebujemy płakać, ale i to nic nie pomaga. Cierpimy, ale to nic nie zmienia.
Po tych przemyśleniach postanowiłam choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości i udać do bajkowej krainy wspomnień. Szłam przez park, a wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy. Widziałam siebie i Leona jako 18 latków spacerujących przez park, siedzących przy fontannie, jedzących lody i wreszcie doszłam do tej pamiętnej ławeczki. Ławka ta była już dosyć stara. Biała farba odrywała się z niej, a drzewa, którymi była otoczona uschły nie były już takie jak kiedyś, jednak dla mnie nadal było to najpiękniejsze miejsce na ziemi. To tutaj przeżyłam najpiękniejsze chwile związane z Leonem. T
o tutaj pierwszy raz mnie pocałował, to tutaj pierwszy raz zaśpiewaliśmy Nuestro Camino, tu mi się oświadczył i tu powiedziałam mu o ciąży. Zawsze, kiedy tu przychodzę czuję, że Leon tu jest, że siedzi koło mnie. Wtedy zapominam o tym, że umarł. To miejsce jest częścią jego, częścią mnie, jest częścią naszego życie. Jedna ławka jest dla mnie warta więcej niż wszystkie skarby świata. Zawsze będzie ważna.

*Trzy tygodnie później*

Po raz kolejny siedzę w szpitalnej sali mojej córeczki. Przez ostatnie tygodnie Ines schudła, zmizerniała. Boję się, że wspólny czas się kończy. Za każdym razem kiedy Ines usypia, boję się, że już nie otworzy swoich pięknych oczu i nie uśmiechnie się do mnie takim promiennym uśmiechem. Dzisiaj siedzę przy niej już jakąś godzinę. Jest 7.00 rano, więc dziewczynka jeszcze śpi, a mnie nachodzi strach i niepewność. Wiem, że muszę się z tym pogodzić, że choć bym nie wiem jak chciała nie uda mi się wygrać z chorobą. Jednak nie potrafię powiedzieć sobie: "Ona umrze, na pewno". Mimo, iż wiem, że to nastąpi cały czas mam złudną nadzieję, że jednak będzie inaczej.

Po chwili Ines zaczęła oddychać coraz ciężej. Do sali weszli lekarze, a ja stałam na korytarzu. Patrzyłam przez szybę. Widziałam to. Widziałam jak jej serduszko przestało oddychać. Słyszałam pisk maszyny. Widziałam prostą linie na monitorze urządzenia. Resztki mojego serca umarły. A czy da się żyć bez serca ? Nie. Od teraz będę tylko chodzić, oddychać, jeść, spać, ale nie żyć. Umarła kolejna część mnie. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zaczęły pojawiać się czarne plamy. Czułam jak upadam. Ostatnie co pamiętam to wołanie jakiejś pielęgniarki. Zemdlałam......

~,~

Na podstawie tej historii widzimy jak bezwartościowe i nic nie znaczące jest życie człowieka. Bo, ile czasu jest potrzebne człowiekowi, aby stać się w pełni szczęśliwym ? Potrzebne jest 20 - 30 lat. Wszystko dzieje się powoli. Najpierw znajdujemy przyjaciół, później miłość, budujemy dom zakładamy rodzinę. Jednak, aby osiągnąć to wszystko potrzeba także wiele lat pracy, wytrwałości i nadziei, że osiągniemy wyznaczony cel. W takim razie ile potrzeba, aby wszystko zniszczyć ? Wystarczy jedna chwila, jeden moment, jedno zdarzenie i wszystko się wali. Sypie jak domek z kart i przygniata nas. Wtedy potrzebujemy cudu, aby wydostać się spod gruzów własnego życia.


~Milena Verdas

14 komentarzy:

  1. OJANIEMOGĘWTRĄBEKOPANY!
    JA POŁOWĘ PRZED PREMIERĄ WIDZIAŁAM!
    OŁ SZIT.
    haha, Velvet faza.
    nie, nic.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże ... płacze. To jest śliczne i nie samowite ! :)

    Marcy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie raz się popłakałam to czytając.
    Historia z życia wzięta.
    Jedna rzecz i potrafi się zawalić cały świat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajne :-) Aż mi się łezka w oku zakręciła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja płaczę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Nie mogę, nie napiszę długiego koma...
    Piękne i koniec :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsze zdanie było piękne Violetta Verdas. VERDAS.
    Milena, jestem na twe rozkazy.... (moje żarciki).
    Dobra, ja tu żartuję, a to było piękne, smutne, jeju, płaczę. Jak mi się smutno zrobiło. Serio. A ta końcówka! Gdzie dalsza część?! Gdzie dalsza część?! Gdzie dalsza część?! Violetta zemdlała... A z Ines było smutne... :(
    Piękny Part!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, dużo "piękne", "smutne", ale to przez moje ubogie słownictwo. Jeju, ten part.. ♥

      Usuń
  7. Normalnie płaczę! Przyłączam się do Teddy: gdzie dalsza część?! Gdzie dalsza część, w której okazuje się, że to był tylko sen, albo, że Leon i Ines zmartwychwstali?! Gdzie ja się pytam!
    Pomoczyłam sobie całą bluzkę... A jeszcze ta muzyka <3 Nawet nie zauważyłam kiedy się skończyła
    Gdy to czytałam czułam narastającą gulę w gardle. To było... to było takie wzruszające <3
    Po prostu: świetne ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój Boże...
    Płaczę...
    To chyba najpiękniejszy one part, jaki czytałam...
    Jezu..
    To jest takie wspaniałe i prawdziwe...
    I ta muzyka <3
    Boże, chyba już nigdy nie przestanę płakać.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Powierdziałam , że nie będę płakać ... I PO PROSU SIĘ PORYCZAŁAM piękne

    OdpowiedzUsuń
  10. Bosz... jakie to piękne!!!
    Ryczałam jak na razie na trzecim opowiadaniu (książek nie liczę!! xd) i... i co? Sama już nie wiem! Znam to uczucie... -,- No może nie do końca aż takie straszne (w sensie ktoś umiera), ale znam -,-
    Ryczę i ryczę, dopowiadam sb piękną końcówkę tralalala ;P
    Gratuluję pomysłu ;333

    OdpowiedzUsuń
  11. ladne ale moglas by nipisac ze ines da sie uratowac i ze viola bedzie tez zyc bo placze ze gdyby tez tak miala to bym zrobila to samo co vilu

    OdpowiedzUsuń
  12. Twój talent jest tak MEGAZAJEBIŚCIEZAJEBISTY
    że ja nie moge - płakałam przy każdym słowie , i choć muzyki nie słuchałam to ja w swojej głowie miałam własną idealną do tego muzykę ... Poproszę chusteczki... tak płakałam że aż mnie głowa rozbolała - teb part moge porównać nawet do najgenialniejszego epilogu Alex Verdas przez który 0okochałan smutne historie ...
    Mimo to nadal zadaje sobie pytanie
    Dlaczego ?
    Dlaczego ją to spotkało ?
    A jak jeszcze sobie wyobraziłam siebie na jej miejscu to moje serce pękło z żalu na 1000000000 kawałeczków i rozsypało po podłodze ... Prześlicznie
    Dziękuje że mogłam przeczytać tak cudowny tekst <3

    OdpowiedzUsuń
  13. plakac mi sie chce to zaslugiwalo na 1 miejsce sory za bledy ale siedze na tablecie i ne chce mi sie zalogowac PySia@6987 wczesniej nie dodawalam komentarzy bo nie mialam konta google a z animowego jakkos wczesniej nie moglam

    OdpowiedzUsuń