niedziela, 26 stycznia 2014

18. ~ Małe dzieci jednak potrafią więcej niż się wydaje.

                Leon siedział po cichu w pokoju, a z jego głośników dobiegała wolna muzyka. Odpoczywał, po zdarzeniach ostatnich dni i wyczerpaniu emocjonalnym chciał pozbyć się reszty smutku, złości. Myślał o tym czy ona jeszcze mu zaufa i pokocha go, nie źle. Czy on jej zaufa, czy będzie potrafił znaleźć w sobie siłę na choćby krótką, nic nieznaczącą rozmowę.
                - Synku… - usłyszał delikatny głos matki i pukanie do drzwi.
                - Tak mamo? - spojrzał w stronę otwierających się drzwi.
                Zobaczył w nich swą rodzicielkę, niby nic specjalnego, ale trzymała ona na rączkach małą, kruchutką dziewczynkę o brązowych włoskach. Kilka kosmyków leżały luźno na białej poduszeczce, jej szeroko otwarte, niebieskie oczka badawczo spoglądały na granatowe ściany pokoju chłopaka.
                - Miranda? Co ona tu robi? - podbiegł do malutkiej, kilkumiesięcznej dziewczynki.
                - Ciocia ją przywiozła, pomyślała, że pewnie się nudzisz, więc mógłbyś się nią zająć - uśmiechnęła się i podała delikatnie niebieskooką dziewczynkę synowi. - Zajmiesz się nią? Ja muszę wyjść - usiadła na wąskim, jednoosobowym łóżku syna.
- Tak. Mamo nie martw się. Jestem już duży - zaśmiał się i wziął Mirandę na ręce. Jego matka tylko odwzajemniła uśmiech i wyszła z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
                 Leon bawił się z kuzynką, bardzo kochał małe dzieci. Odkopał nawet stare zabawki, które zalegały na strychu po mamie. Kobieta zostawiła je z nadzieją na córkę, jednak nie wyszło to tak jak powinno. Jego rodzicielka nie wyrzucała ich tylko dlatego, że miała nadzieję na wnuczkę. Oczywiście biła tym do Leona, bo przecież jest jedynakiem. Sam chłopak tylko uśmiechał się delikatnie, za każdym razem jak zaczynał się ten temat. Wykłady pod tytułem „Wnuk/Wnuczka” denerwowały Leona, więc najczęściej udawał, że dzwoni mu telefon, albo musi udać się do łazienki.
                - Znalazłem! - krzyknął uradowany szatyn i wyciągnął małego, różowo-fioletowego misia. Podał go dziewczynce i zabrał ją do salonu. Wszystko szło idealnie, do czasu…
                - Przestań już się drzeć! - powiedział zrozpaczony. Od trzydziestu minut próbował uspokoić Mirandę. Płakała i płakała, nie radził już sobie. - Okey… Ostateczne wyjście. Nie pozostało mi już nic innego - westchnął i jedną ręką wyciągnął z kieszeni telefon. Narysował skomplikowany wzór na ekranie i kliknął na ikonę kontaktów. Zjechał o kilka numerów i wcisnął zieloną słuchawkę.

L: Halo? Violetta?
V: Tak to ja. Czego chcesz?
L: Nie radzę sobie… Przyjdziesz?
V: A co się dzieje?
L: Jest u mnie kilkumiesięczna kuzynka i nie ogarniam.
V: Słyszę właśnie… Zaraz będę.
L: Dziękuję.


                Zakończył połączenie i usiadł na kanapie. Machał przed kruchutką twarzyczką dziewczynki kolorowym misiem. Podał kruszynce zielony smoczek z czerwonym wzorkiem. Wypluła go szybciej, niż wzięła do buzi. Leon wydał z siebie jęk rozpaczy. Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Prawie natychmiastowo zerwał się z miejsca i podbiegł do brązowych drzwi.
                - Jezu, dziękuje ci - otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę do środka.
                - Nie mów mi Jezu… Mów mi boska - puściła oczko do znajomego, Leon tylko się zaśmiał. - Jaka słodka dzidzia! - zawołała podbiegając do małej kruszynki. - Jak ma na imię ta słodzizna? - piszczała Violetta.
                - Miranda - rzucił i poszedł do  kuchni po picie. Nie było go dosłownie pięć minut, a gdy wszedł do pokoju mała Miranda już spała. - Jakim cudem?! - zawołał rozpaczliwie.
                - Weź się zamknij, bo dziecko tym swoim gadaniem mi obudzisz - przyłożyła mu palec do ust i wzięła małą na ręce.
                Poszła z nią powoli w stronę pokoju chłopaka. Szatyn tylko podążył za swoją znajomą i otwarł przed nią i dzieckiem drzwi. Violetta stanęła z dziewczynką przy meblu i zaczęła ja delikatnie bujać w ramionach. Chłopak stanął za szatynką, chciał położyć jej ręce na biodrach. Brakowało do tego już kilka centymetrów, ale zorientował się, że przecież nie są razem i ma dziewczynę. Nie myślał już nawet o tym, że Violetta zaczęłaby na niego krzyczeć. Stał przy drzwiach i patrzył na szatynkę, a ona tylko delikatnie układała malutką Mirandę do snu i przykrywała kołdrą chłopaka. Krótkie włosy dziewczyny w stylu ombre opadały jej na twarz, a ona co parę sekund zakładała je za ucho.
                - Słodko razem wyglądacie… - oznajmił Leon i spojrzał na dziewczynę. Ta odwróciła głowę i posłała mu wrogie spojrzenie.
                - Nie wyobrażaj sobie za dużo - zaśmiała się i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia pokoju. - Chodź. Dajmy jej spokój - dziewczyna złapała szatyna za nadgarstek i wyszła z pokoju. Leon na myśl o tym, że Violetta złapała go za rękę chciał skakać ze szczęścia.     
                - Gdy się obudzi daj jej to mleko - podała małą butelkę chłopakowi. - Potem wykąp ją i ubierz w to - podała mu małe, dziewczęce śpioszki.
                - Dziękuję - pocałował ją w policzek. Violetta zarumieniła się.
                Chłopakowi przemknęła przez głowę myśl, że cieszyłby się bardzo, jakby w przyszłości został ojcem. A zwłaszcza jakby matką tego dziecka została szatynka stojąca naprzeciw niego.
                 - Przepraszam… - szepnął przerywając niezręczną ciszę panującą wokół. Spuścił głowę i z nerwów zaczął bawić się palcami.
                - Za co?… - zapytała nieco zdezorientowana.
                - Za… wszystko. Za to, że przeze mnie wylądowałaś w szpitalu, za to, że ani razu cię wtedy nie odwiedziłem, za to, że gdy wreszcie się obudziłaś ja w ogóle nie zareagowałem i udawałem, że cię nie pamiętam, za to co wtedy mówiłem, za to, że ciągle cię raniłem i nadal to robię, za to, że miałem do ciebie pretensje, bo… całowałaś się z Marco i za to, że zamiast przeprosić, gdy tylko wróciłaś, to jeszcze bardziej pogorszyłem sprawę… - powiedział na jednym wdechu, a po chwili kontynuował - Ostatnio dużo myślałem i… Powinnaś mnie nienawidzić za to jak się zachowuję… Myślę inaczej, a inaczej robię, przez co ciągle cierpisz… Zachowuję się jak idiota… Nie powinienem się w ogóle mieszać w twoje życie… - wyszeptał ze łzami w oczach i poczuł ukłucie w okolicach serca.
             - Nie przepraszaj… - odpowiedziała speszona i przytuliła się do chłopaka - bo ja wcale nie jestem lepsza… Może… Zapomnijmy o tym wszystkim, co?… - spojrzała mu w oczy, a on tylko pokiwał głową. 

                Zaczęli się do siebie powoli przybliżać nadal patrząc w oczy i obejmując się. Dzieliło ich wyłączenie kilka milimetrów, czuli na swojej skórze oddech tej drugiej osoby, czuli mocne i szybkie bicie serca. Chcieli zmniejszyć tą odległość, lecz coś, a mianowicie ktoś im przerwał. Do domu chłopaka wbiegła Francesca z wytłumaczeniem, że ma ważną sprawę do chłopaka. Momentalnie odskoczyli od siebie, jak poparzeni. Violetta pożegnała się z obojgiem i szybko wyszła z domu chłopaka.



                „W końcu pogodziłam się z Leonem! Tylko na to czekałam… Ale niestety Francesca popsuła chwilę, która miała być taka piękna… Chociaż może i dobrze? Bo to by znaczyło, że zdradzam Marco i znowu robię nadzieję Leonowi… Eh, pokręcone to, bardzo pokręcone.
                Ale do rzeczy. Byłam u niego przez kilka godzin i pomagałam mu zajmować się jego kuzynką. O jedenastej zadzwonił do mnie wielce rozpaczony, że nie sobie nie radzi. I właśnie ta jego kuzynka… Była taka słodka, maleńka i podobna do… Lenki… Bardzo podobna. Wyglądem i zachowaniem. Fajnie było patrzeć na nią i Leona razem, ale tak naprawdę, a nie w jakimś śnie.
                Czasami chciałabym znowu zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Nie mieć już tylu problemów, tylko śnić. O mnie i o… Leonie. Jak wtedy. Gdy wszystko (no może prawie wszystko) było idealne…”



                Szatynka siedziała przy biurku rysując coś w pamiętniku. Zupełnie się zamyśliła i nie docierały do niej żadne dźwięki z zewnątrz. Nagle usłyszała głos.
                - Yyy… Cześć, pukałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi, więc… Wszedłem.
                - Nie mam ci tego za złe. No podejdź, ja przecież nie gryze.
                W odpowiedzi szatyn uśmiechnął się. Violetta odpowiedziała mu uśmiechem, który po chwili zmienił się w grymas.
                - Co się stało? - spytał troskliwie chłopak.
                - Nic takiego…
                - Okey… Wiesz, mam dla ciebie prezent, zaległy w sumie… Przepraszam, że dopiero teraz… - Chłopak wyszedł na chwilę, by po minucie wrócić z ogromną korkową tablicą. Violetta otworzyła szeroko oczy. W te święta dostała zdecydowanie największe prezenty w życiu.
                - Co to jest?… - zapytała zdezorientowana.
                - My - odpowiedział niejasno, a szatynka spojrzała na niego jeszcze bardziej dziwnie.
                Leon uśmiechnął się i odwrócił tablicę, co rozwiało wszystkie wątpliwości Castillo. Jej oczom ukazały się niemal wszystkie najważniejsze wspomnienia chwil, które spędzili razem. Pocałunki, śmiech, radość, szczęście, miłość. Wszystko co sprawiało, że dziewczyna myślała o szatynie wieczorami i nie mogła przestać za nim tęsknić.
                Jej oczy zaszkliły się łzami, zdecydowanie za szybko się wzruszała.
                - Jeszcze raz przepraszam, że tak późno, ale mam nadzieję, że ci się podoba - uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi.
                - Podoba? To mało powiedziane… - mruknęła cicho i podeszła do chłopaka, by mocno go przytulić. Ten prezent był lepszy niż wszystkie inne drogie podarunki, które dostała od taty. "A nawet bransoletkę od Marco" - przemknęło jej przez myśl, ale starała się jak najszybciej o tym zapomnieć. Po chwili znalazła się w objęciach Leona. - Dziękuję - szeptała co chwilę, a po jej policzkach spływały pojedyncze łzy.



                Blondynka siedziała samotnie w swoim pokoju. Jej rodziców jak zwykle nie było, pracowali. Z jej radia dobiegała cichutka muzyka. Ona rysowała coś na luźnej kartce, którą znalazła w zeszycie. Na płaszczyźnie powstawało coś na kształt ławki oraz osoby siedzącej na niej.
                Usłyszała cichy, zagłuszony kołdrą dźwięk jej telefonu. Spojrzała na szklany wyświetlacz.
                - Federico - szepnęła uśmiechnięta i nacisnęła kciukiem zieloną słuchawkę.

F: Halo?
L: Tak, co się stało skarbie?
F: Przyjdziesz do mnie?
L: A po co?
F: Tak po prostu. Chcę Cię zobaczyć.
L: Fede, sam w to nie wierzysz. Mów serio.
F: Dobra, chcę Cię przedstawić mojej mamie.
L: Ok. Trzeba było tak od razu. Zaraz będę.
F: Czekam.

                Nacisnęła palcem wskazującym czerwony przycisk na ekranie. Szybko wstała z zielonej kołdry i podbiegła do szafy. Wybrała złotą koszulkę, jasne jeansy w kroju „rurki” oraz czarne, siedmiocentymetrowe szpilki. Chwyciła miodową torbę i podeszła do wyjściowych drzwi. Już miała opuścić swą posiadłość, gdy zobaczyła w lustrze swe odbicie. Rozkopane włosy, brak makijażu. Pędem pomknęła na górę, wprost do łazienki. Włosy upięła w kucyk, usta pomalowała delikatnym błyszczykiem, a oczy tylko poskreśla czarnym tuszem. Teraz w pełnej gotowości zmierzała wprost do domu ukochanego.

                Swą wypielęgnowaną dłonią zapukała w drewniane, ciemne drzwi domu chłopaka. W momencie otwarły się przed nią one na oścież.
                - Cześć - wykrzyknął Fede i wciągnął blondynkę za dłoń do domu. Ona zdjęła szpilki i usiadła z Włochem na żółtej kanapie. - Mamo! - zawołał, a z kuchni wyszła wysoka brunetka o pięknych niebieskich oczach, miała na sobie czerwoną, zwiewną sukienkę przed kolano i mało pasujące kapcie. Włosy miała upięte w luźny i na ustach rubinową szminkę. Jej delikatne zmarszczki na twarzy pokazywały wiek kobiety, gdyby nie one, można by stwierdzić, że jest siostrą chłopaka siedzącego obok.
                - Dzień dobry. Nazywam się Ludmiła Ferro. Jestem córką znanego architekta wnętrz - wyciągnęła rękę w stronę matki Federico.
                - Valentina, matka tego oto przystojniaka z grzywką na kilometr w górę. - Chłopak delikatnie się zarumienił i spuścił głowę. Blondynka wraz z Valentiną zaśmiała się. - Oj no, synku. Nie rozpaczaj. Ta młoda dama na pewno wie, że jesteś przystojny. - Włoch rzucił gniewne spojrzenie matce.
                - Oj tak. Dobrze to wiem - podeszła do niego i delikatnie pocałowała w policzek blondynka.
                - Fuj! - usłyszeli cichy głosik dobiegający ze schodów. Spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli słodką brunetkę stojącą na schodach.
                - Ooo… Kochanie ile masz lat? - Ludmiła podbiegła do małej osóbki.
                - Tyle - dziewczynka pokazała przed twarzą blondynki cztery maleńkie paluszki. Ludmiła zabrała ją na ręce i podrzucała nad swoją głową.
                - W takim razie bez problemu mogę iść do koleżanki - rzuciła z uśmiechem mama rodzeństwa i zamieniła swoje tymczasowe obuwie na czarne szpilki.
                - Jesteś głodna? - zapytała blondynka czterolatki. Ta pokiwała głową w odpowiedzi. - To chodź - złapała ją za rączkę i poszły razem w stronę kuchni.
                - Umiesz gotować? - zapytał Włoch z rozpaczą w głosie. - Róbcie co chcecie, tylko mi nie rozwalcie kuchni. - odwrócił się plecami w stronę dziewczyn i dumnym krokiem wymaszerował z pomieszczenia.
                - Pff… Co chcesz zjeść? - Ludmiła zwróciła się do brunetki.
                - Hmm… Ciasteczka - rzekła, radośnie machając nogami.
                Nastolatka pokiwała głową i zaczęła szperać po szafkach w poszukiwaniu potrzebnych składników. Gdy miała już wszystko wraz z dziewczynką zaczęła robić ciasto. Gdy przyszło do wsypywania mąki dziewczynka wzięła jej troszkę na rączkę i pobiegła do salonu. Ludmiła stanęła w drzwiach i obserwowała niezdarne ruchy małej. Podeszła ona po cichutku do śpiącego Włocha, przyłożyła dłoń z mąką do jego twarzy i roztarła po całej buzi chłopaka. Blondynka stojąc w bezpiecznej odległości zwijała się ze śmiechu.
                - Mel! - krzyknął Federico i zaczął gonić po całym pokoju małą Melanie. Gdy tylko ją dopadł zaczął ją łaskotać, a ona krzyczała:
                - Puść, plosę puść! - prosiła słodko dziewczynka. Blondynka postanowiła wkroczyć do akcji.
                - Zostaw ją. - To był jej pierwszy błąd. Federico złapał Ludmiłę i rzucił ją delikatnie na sofę.
                Teraz znęcał się nad nią, nastolatka miała ogromne łaskotki. - Fe… Fe… Fede! - wydukała w końcu z trudem. Mała Melania chwyciła szarą poduszkę i zaczęła okładać nią Federico. Gdy ten opadł na kanapę, Ludmiła chwyciła drugą poduszkę i poszła w ślady małej czterolatki.
                - Dziewczyny proszę! - teraz to Federico błagał. Ludmiła dała mu spokój i usiadła obok niego.
                - Zaraz wracam - poszła do kuchni i wstawiła do piekarnika kruche ciasteczka. Gdy wycierała blat poczuła w tali czyjeś ramiona. Tych umięśnionych rąk nie mogła pomylić z nikim innym. - Fede - odwróciła się i stała kilka centymetrów od bruneta.
                - Kocham cię - wyszeptał w jej włosy. Ona spojrzała w jego oczy i cała rzeczywistość zniknęła.
                Gdy ich usta dzieliło kilka milimetrów blondynka poczuła, że ktoś ciągnie ją za nogawkę ciasnych spodni. Wzięła dziewczynkę na ręce i posadziła na blacie. Według rozkazu Melanii usiadła na wysokim krześle, a mała zaczęła bawić się jej długimi, wypielęgnowanymi włosami.
                - Federico wyciągnij ciasteczka. Tylko uważaj nie oparz się - ostrzegła go dziewczyna. Ten tylko przewrócił oczami i delikatnie wyjął gorącą blachę z piekarnika. Gdy ciasteczka wystygły, wraz z małą dziewczynką zjedli wyroby piekarnicze.
                - Chcę spać - powiedziała mała dziewczynka. Blondynka wzięła ją na ręce i zaniosła do pokoiku. Pomogła jej się umyć i ubrać w piżamkę.
                - Dobranoc - blondynka pocałowała Melanię w czoło.
                - Paa - mała pocałowała ją w policzek. - Kocham cię - szepnęła jej do ucha.
                - Ja ciebie też - Ludmiła usiadła na rogu łóżka i uśmiechnęła się.
                - Mogę mieć do ciebie plośbę? - zapytała Melania. Nastolatka w odpowiedzi pokiwała głową. - Ploszę nie zlań mojego blata. On cię kofa - sepleniła mała brunetka.
                - Nie zranię, obiecuję - szepnęła wzruszona Ludmiła. Siedziała na skraju maleńkiego łóżka i przyglądała się czterolatce.
                Pomimo bardzo młodego wieku rozumiała dużo i troszczyła się o swojego starszego brata. Blondynka mimo wszelkich starań wypuściła spod powiek małą, kryształową łzę, która mieniła się w świetle malutkiej lampki nocnej dziewczynki. Na jej policzku rozmył się tusz, który automatycznie wytarła.
                - Śpi? - usłyszała cichy szept Włocha, który właśnie wszedł do pokoju.
                - Chyba tak - odpowiedziała cicho uśmiechnięta Ludmiła. Podeszła do chłopaka i wtuliła się w niego. - Kocham cię - delikatnie musnęła jego usta. Czterolatka spod lekko rozchylonych powiek oglądała tą scenkę i uśmiechała się sama do siebie.











Witam was kotełełki z 18 rozdziałem ( jezu, już 18... ) o godzinie 2 >.< . Jest dużo Fedemily, dużo Leonetty, dużo dzieci xD Mam nadzieję, że się podoba, bo tak szczerze to mi bardzo ;D
Przepraszam, że dodaję je dopiero teraz i w dodatku w nocy, ale wcześniej nie było czasu ;/
Poza tym - mówiłam już, żebyście nie dawali mi nominacji, bo i tak nie przyjmuję... -.-
I jeszcze jedna sprawa. Ostatnio napisała do mnie pewna dziewczyna, która miała problem z cytatem. Mianowicie znalazła go w internecie i wykorzystała na swoim blogu, po czym poleciało na nią pełno hejtów, że cytat został skradziony z mojego bloga... Jak dobrze pamiętam, to ja zawsze piszę, czy wzięłam coś z jakiejś stronki, czy nie, więc nie rozumiem po co od razu hejty? Rozumiem, upomnienie, czy poproszenie o wyjaśnienie sytuacji, ale bez przesady. Napisałam jej, żeby się nie martwiła tą sprawą, wyjaśnię ją. Mam nadzieję, że taka sytuacja się już nie powtórzy, a nawet jeśli, to proszę łagodniej + napiszcie o tym do mnie, a nie zasypujecie ludzi hejtami, okey? ;)
Nie pytać kiedy Leonetta, błagam xD Jeszcze kilkanaście rozdziałów ;P
Prawdopodobnie za niedługo zostanie zmieniony szablon ( tak, znowu xD ) ale tego nie obiecuję. Jak na razie szukam fajnej szabloniarni, która zrobiłaby to w miarę szybko i ładnie ^^
Mam już pomysł na 3 opowiadanie, więc jeśli wytrzymam tu psychicznie i czasowo to takowe się tu pojawi ;) Jak na razie zdradzę tylko, że nie będzie w żaden sposób połączone z dotychczasowymi i będzie się bardzo różniło. Inny klimat... xD Zrobię też później ankietę, o jakiej parze ma być, bo w pierwotnym pomyśle jest o Leonetcie, ale ja już nie wiem xD
To na tyle miśki, lecę spać, bo jestem wykończona >.< 2.26 xD Dobranoc i do kolejnego <33

niedziela, 19 stycznia 2014

Blog Roku 2013

 Z pomocą Martyny zgłosiłam tego bloga do konkursu "Blog Roku 2013". Nie chodzi mi tutaj o wygraną, nie zdziwię się, jeśli w ogóle nie zajmę żadnego miejsca xD Ważne, że będę się przy tym dobrze bawić ;D

EDIT: Numer bloga ( to taki kod, który jest potrzebny do głosowania ;D ) to: K00367
Po lewej, nad chatem macie link ;)
Więcej o konkursie TUTAJ ;D

sobota, 18 stycznia 2014

17. ~ Jeden rysunek, a tyle zamieszania...

                 Leon stał w sali do tańca. Z głośników dobiegała szybka muzyka, do której chłopak starał się ułożyć układ. Do tego samego pomieszczenia zmierzał wysoki brunet.             
                - Cześć - powiedział obojętnie i podszedł do okna, aby odłożyć torbę.
                - Co się dzieje? - zapytał Leon i podszedł do kolegi. Ten spojrzał na niego pogardliwie i zaczął się rozciągać. - To powiesz?…
                - Ty się jeszcze pytasz? - chłopak w odpowiedzi pokiwał głową. Brunet jeszcze bardziej się zdenerwował. - Nie no, błagam! Trzymajcie mnie, albo wyjdę z siebie i stanę obok! - krzyczał brunet. Szatyn patrzył na niego niezrozumiale. - Kradniesz mi dziewczynę! Nie mogę w spokoju się z nią spotykać? No nie, nie mogę, bo pan wszechmocny się wszędzie wtrąca! - krzyczał i wymachiwał rękami.
                - Ja ci przeszkadzam?! A kto cały czas podwala się do Fran?! Myślisz, że nie widzę jak się na nią gapisz?! Godzinami w dodatku?! - W tej chwili zaczęła się prawdziwa kłótnia. Leon ledwo powstrzymywał się, aby go nie uderzyć. Owszem kochał Violettę, ale chciał, aby była szczęśliwa. Pominąwszy to, że po cichu liczył, aby była szczęśliwa z nim.
                - Ja się na nią gapię?! Odezwał się ten, który nie gapi się na dziewczyny swoich przyjaciół! - Podszedł bliżej szatyna. - Dlaczego nie pozwalasz jej na szczęście? - wysyczał przez zęby. To szatyna zabolało. Poczuł lekkie ukłucie w sercu.
                - Nie pozwalam jej na szczęście? Śmieszne… - szepnął - Nic już nie mów. Gratuluję… - odwrócił się w stronę wyjścia.
                - Czego? No powiedz! - krzyknął za nim brunet. - I tak nie wygrasz! Już dawno straciłeś swoją szansę! - nie potrafił opanować swojej chorej zazdrości.
                - Violetta to nie żadna nagroda! Jak możesz tak uważać?! - Leon, aż poczerwieniał ze złości.
                - Co tu się dzieje ?! - usłyszeli krzyk dobiegający zza drzwi. Odwrócili głowy i zobaczyli Francescę. - Jesteście przyjaciółmi! Nie możecie się kłócić! - zawołała brunetka.
                - Najwidoczniej już nie… - syknęli razem. Leon wyszedł z sali, w drzwiach minął się z Violettą.
                - Coś mu się stało? - zapytała niczego nieświadoma i kciukiem wskazała na miejsce, którędy jeszcze chwilę temu przechodził Leon.
                - Nic, nic… - Marco podszedł do swojej dziewczyny i pocałował ją w policzek.
                - Kłócili się - rzuciła Fran patrząc na swoje paznokcie. Nie wyjawiła żadnych emocji.
                - O co? - Violetta lekko się zdenerwowała. Marco otworzył szeroko oczy i rzucił Francesce nienawistne spojrzenie.
                - O ciebie - znów odpowiedziała obojętnie.
                - Marco! Pogięło Cię do końca ?! O co ci znowu chodziło?! Co on ci znowu zrobił?! - krzyczała i patrzyła na chłopaka.
                - Jeszcze go bronisz?! Bardziej zależy ci na nim, niż na mnie! - krzyknął.
                Ona tylko wybiegła z sali ze łzami w oczach. Biegnąc korytarzem wpadła na Leona. Sama nie wiedząc czemu mocno się do niego przytuliła. On odsunął ją od siebie.
                - Co znowu zrobiłam?… - szepnęła zapłakana. Potrzebowała tej bliskości z jego strony.
                - Nie jesteś czasem z Marco? Jakoś nie miałaś ochoty się do mnie przytulać jak się z nim całowałaś! - Leon o mało co się nie popłakał. Bardzo chciał ją przytulić, ale nie mógł.
                - Leon… Proszę cię… Zostań przy mnie - szeptała poprzez łzy.
                - Nie zostaję z ludźmi dla których nie liczą się uczucia innych - warknął i wyszedł ze szkoły.
                - Leon! - zsunęła się po ścianie i usiadła na podłodze. Twarz ukryła w dłoniach i płakała z bezsilności. Siedziała tam i czuła jak jej serce powoli się rozpada. Straciła chłopaka swojego życia i najlepszego przyjaciela… Tylko który z nich jest którym?…


                Brunet właśnie przechodził obok domu swojej dziewczyny. Miał zamiar do niej pójść i dowiedzieć się co ją gnębi od kilku dni. Podszedł do drzwi i już miał zapukać, gdy w ostatniej chwili się powstrzymał. Zza drzwi można było dosłyszeć kłótnię. Wielką kłótnię. Usłyszał męski, niski głos, a po chwili roztrzęsiony głos blondynki.
                Gdy wszystko ucichło odczekał chwilę i zapukał do drzwi. Otworzyła mu wysoka blondynka, która ani trochę nie przypominała jego blondynki… Jej włosy były w kompletnym nieładzie, na jej ślicznej twarzy nie było ani trochę makijażu, a zamiast sukienki z najlepszej marki i drogich butów miała na sobie rozciągnięty T-shirt, podarte, dżinsowe szorty i różowe kapcie. Jej oczy były opuchnięte i czerwone, tak samo jak policzki.
                Wpuściła go do środka i oboje usiedli na kanapie. Federico bez zbędnych rozmów od razu zaczął temat.
                - Co się stało? - zapytał troskliwie i spojrzał jej w oczy.
                - Nic takiego, po prostu jestem trochę zmęczona… Może lepiej jak się położę… Idź do domu, nie chcę żebyś mnie widział w takim stanie… - skłamała i odwróciła wzrok.
                - Nie wyjdę dopóki nie powiesz o co chodzi. Widzę, że kłamiesz. I czuję, że coś jest nie tak. Od kilku dni zachowujesz się inaczej, chodzisz przygnębiona i smutna. Co się dzieje?…
                - Nic, naprawdę nic… - szepnęła, a z jej oczu uleciało kilka łez. Po chwili wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Przytuliła się do chłopaka i milczała.
                - Teraz mi nie wmówisz, że nic się nie stało. Mów o co chodzi… - powiedział z troską i pocałował ją w czoło.
                - Później ci powiem… Nie tutaj i nie teraz… - z jej oczu poleciały kolejne słone łzy.
                - Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie, mimo wszystko - szepnął i otarł łzy z jej policzków - i zawsze ci pomogę, okey? - Przybliżył się do niej i namiętnie pocałował.


                Violetta wróciła do domu zrozpaczona i zdenerwowana. Po policzkach spływały jej łzy, a w myślach przekonała całe swoje życie i wszystkie błędy, które do tej pory popełniła. Cała trzęsła się z zimna, bo wracając do domu zrobiła sobie spacer po parku. Nie żałowała go, mogła nawet zachorować na grypę, czy złapać zapalenie płuc, a i tak nikt by się nie przejął. Przynajmniej tak to sobie wyobrażała. Obojętne spojrzenie Marco i zimny, przeszywający wzrok Leona. W oczach obu cierpienie. Cierpienie, którego ona była powodem.
                - Matko kochana, dziecko! - z zamyślenia wyrwał ją głos Olgi. - Na wszystkie świętości, jak ty wyglądasz?! - gospodyni wydawała się zdenerwowana, ale tak naprawdę bała się o Violettę. Dziewczyna była bowiem jej oczkiem w głowie.
                - Ja… To nic takiego… - odpowiedziała cicho szatynka.
                - Nic?! Marsz na górę, do swojego pokoju, przebrać się, na łóżko i leżeć przykryta kocem! I bez dyskusji. Nie pozwolę, żebyś mi tu teraz chorowała. Zaraz przyniosę herbatki, a potem wezwiemy lekarza. Dziecko drogie, co ja muszę z tobą przechodzić… - Olga zatrzymała się na środku pokoju i wzięła głęboki wdech. - Jeszcze łzy na policzkach, to z tego mrozu… - Wcale nie… - Kto to taka temperatura w tym kraju, może jeszcze ten śnieg spadnie… No nie patrz tak, leć na górę!
                Violetta nie odzywając się wykonała polecenie.

 30 minut później…

                - Kochanie, Violu masz gości!
                - Już idę, Olgita - wstrząsnęła tak radośnie, jak tylko potrafiła udawać.
                - Nie! Ani się waż wstawać!
                Violetta przewróciła się na drugi bok, w stronę drzwi. Po chwili zobaczyła przechodzącego przez próg bruneta. Zamknęła oczy, by nie zauważył, że pojawiły się w nich pojedyncze łzy. Westchnęła.
                - Marco… - powiedziała cicho.
                - Tak, ja… Chciałem cię przeprosić. Bo…
                - To nieistotne, nie powinnam mieszać się w twoje sprawy aż tak.
                - Przestań, jesteś moją dziewczyną i przyjaciółką, miałaś prawo… Przepraszam cię za moje zachowanie. Nie chciałem się z tobą kłócić, ani cię zranić. Kocham cię, jesteś najwspanialszą osobą jaką znam i najlepszym co mnie spotkało w życiu, i…
                - Eh… Skończ już tą litanie - Violetta zachichotała. - Chodź tu do mnie i mocno mnie przytul.
                Marco spełnił jej prośbę. Przez kilka minut patrzyli na siebie uśmiechnięci, romantyczną chwilę przerwało wejście Francesci. A raczej wielkiego pudła niesionego przez dziewczynę.
                - Wesołych Świąt, kochana!
Violetta spojrzała na włoszkę wielkimi oczami.
                - Co? To tylko prezent - brunetka uśmiechnęła się promiennie.
                Castillo mimo zakazów Olgi wstała z łóżka i podeszła do pięknie opakowanego pudełka, które sprawiało wrażenie większego od niej. Bo rzeczywiście było. Uniosła dłoń i rozwiązała kokardę. Spojrzała dziwnie na Fran. Do otwarcia pudełka potrzebna była drabina, lub cokolwiek na czym mogłaby stanąć, by być wyższą. Marco okazał się niezbędny. Po chwili Violetta trzymała w ramionach ogromnego pluszowego misia.
                - Dziękuję ci bardzo - szatynka przytuliła przyjaciółkę. - A to co? - zapytała, gdy uważniej przyjrzała się misiowi i zauważyła na jego łapce bransoletkę z zawieszką w kształcie nutki.
                - A to ode mnie - wtrącił Marco uśmiechając się szeroko.
                Violetta spojrzała na prezent, a potem na chłopaka, że łzami w oczach, kolejny raz tego dnia. Tym razem były to łzy szczęścia.
                - Kocham cię - szepnęła wtulając się w tors chłopaka.
                Miała przy sobie prezenty, ofiarowane z serca, najlepszą przyjaciółkę, Marco… Powinna czuć się szczęśliwa, a jednak kogoś brakowało.
                - Ale ja nic dla was nie mam i…
                - Co z tego? Ważne, że po prostu jesteś - powiedziała włoszka i przytuliła przyjaciółkę.
                - Muszę już iść, jutro przyjdę - pocałował Violettę w policzek. - Do zobaczenia, Fran - uśmiechnął się do niej i wyszedł z domu Violi.


Następnego dnia, Studio 21

                Szatynka średniego wzrostu podążała spokojnie po głównym holu szkoły, jakby w poszukiwaniu czegoś. Lub kogoś. Najwidoczniej tak było.
                 Przekręciła parę razy fioletowym notesem w dłoniach, a ten upadł z impetem na podłogę otwierając się na stronie zapisanej dużą ilością czerwonych serc, wśród których widniało imię pewnego chłopaka. To on zawładnął jej sercem, czy tego chciała czy nie. Taki już jej los, tak miało się stać, więc tak też się stało. Nie odwróci tego, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, nawet jeśliby bardzo tego pragnęła.
                - Nadal go kochasz? - rzuciła prosto z mostu podchodząca do niej Camila. Podniosła leżący na posadce pamiętnik i wręczyła go do rąk przyjaciółki. Ta tylko przytaknęła i spuściła głowę, jakby czuła, że za chwilę zostanie za to ukarana. - To przestań.
                - Oddychasz?
                - No tak… - powiedziała niepewnie i uniosła prawą brew.
                - To przestań… Myślisz, że to takie proste? Po tylu wspólnych chwilach, nieprzespanych nocach spędzonych na myśleniu o nim, o nas. Tak z dnia na dzień mam zapomnieć i przestać? Nie potrafię… Ty pewnie też byś nie potrafiła - powiedziała stanowczo i weszła do klasy, w której miała mieć swoją ostatnią lekcję tego dnia.
                Usiadła na miękkiej, różowej pufie, gdy na korytarzu rozbrzmiał głośny dzwonek oznaczający początek lekcji. Po kilku sekundach do małej sali wparowała gromadka uśmiechniętych od ucha do ucha uczniów, a za nimi podążała nauczycielka swoim spokojnym krokiem.
                Poczuła na sobie czyjś przeszywający wzrok. Dobrze wiedziała, kto ją obserwuje. Obróciła się lekko z uśmiechem i machnęła ręką, jakby chciała mu powiedzieć żeby usiadł. Brunet z kręconymi włosami przysiadł się do niej.
                Miała otwarty pamiętnik na stronie z nutami do piosenki. Dziewczynie strasznie ciągnęła się lekcja, więc poszukała pustej strony i wyciągnęła z torebki ołówek.Najpierw szkicowała coś podobnego do drzewa, później jednak zmieniła zdanie i przerobiła to w postać chłopaka. Obok niego, na ławce dorysowała drobną dziewczynę z włosami sięgającymi ramion. Od tyłu spoglądał na kartkę Marco. Z każdą chwilą był coraz to bardziej pewny, że na rysunku był przystojny szatyn z dołeczkami i szatynka siedząca obok. W jego głowie powstawał mętlik. Krążyło mu po głowie, że ona kocha tego drugiego. Bał się straty Violetty, najważniejszej dziewczyny w jego życiu.
                - Kto to? - zadał w końcu nurtujące go pytanie. Bał się odpowiedzi, czuł, że nie będzie ona miła.
                - Nie wiem. Tak po prostu rysuje - odpowiedziała jednocześnie poprawiając oko dziewczyny na rysunku.
                - Taa… Fajna ściema - mruknął chłopak. Ewidentnie się zdenerwował, że jego dziewczyna go okłamuje.
                - Nie ufasz mi? Nie wierzysz? - krzyknęła. Spojrzała na nią nauczycielka wymownym wzrokiem. - Przepraszam… - mruknęła i znów zajęła się rysunkiem.


                Siedziała na ławce przed Studio i dopracowywała swój obrazek. Dosiadł sie do niej ten sam brunet.
                - Czego znowu? - warknęła. Nadal miała do niego żal, była zwyczajnie zła.
                - Nie musisz się tak do mnie odzywać, okey? To nie ja maluje siebie i Leona w pamiętniku - powiedział i odwrócił głowę.
                - No jasne, bo ty jesteś święty! Myślisz, że nie widzę ja się gapisz na Fran?! A poza tym dziwnie byś wyglądał na jednym rysunku z Leonem - zaśmiała się na ostatnie słowa, chociaż wcale nie było jej do śmiechu.
                - Wiesz, to nie ma żadnego sensu… - powiedział i wstał z ławki. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić. Czy on właśnie chciał przez to powiedzieć, że lepiej będzie, jak… się rozstaną?… Odbiegła ze łzami w oczach i jak burza wpadła do Studio. Pech chciał, że zderzyła się z kimś i upuściła pamiętnik. Czym prędzej go podniosła i weszła do sali obok.
                Usiadła na tej samej, różowej pufie, otworzyła fioletowy notes z zamiarem skończenia rysunku.
                - Viola… - szepnął szatyn, wchodząc do sali, w której znajdowała się dziewczyna. Ona tylko niepewnie się obróciła, gdy usłyszała jego kojący i melodyjny głos. Jej imię wypowiadanie przed niego mogłaby słuchać godzinami.
                - Tak?… - zapytała drżącym głosem.
                - Co tam masz? - podszedł bliżej, lekko się uśmiechając.
                - Rysunek…
                - Serio? - jego wzrok wyraźnie wykazywał ciekawość i to, że chciałby się dowiedzieć zdecydowanie więcej.
                - Nie, na żarty - warknęła, a wysoki szatyn w ostatniej chwili powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś, czego nie chciał.
                - A kto na nim jest? - zadał jej bardzo podchwytliwe pytanie. Jeden zły ruch z jej strony i wszystko może nabrać całkiem inne znaczenie. Mimo, że doskonale znał odpowiedź, był bardzo ciekawy kolejne kłamstwa Violetty.
                - Nie wiem… Dziewczyna i chłopak… - przerwała na chwilę, spojrzała mu w oczy i kontynuowała - Kochają się, ale nie są razem. Nie mogą. Za bardzo się ranią, nieważne co zrobią. Ale mimo wszystko chcieliby. Chcieliby być szczęśliwi. Razem. Jednak wiele rzeczy, jak i ludzi im na to nie pozwala…
                - Okłamujesz samą siebie. Ale to nieważne, bo tak czy siak wybierzesz tą samą drogę. Drogę kłamstw, przez którą cierpisz i ty, i inni.
                - Eh… Może i masz rację. Jak zawsze… A poza tym… Nie jesteś już na mnie wkurzony? - zapytała z nutką nadziei w głosie.
                - Może jestem, a może i nie… - puścił jej oczko, uśmiechnął się i wyszedł z budynku.


                Francesca siedziała w Resto. Dziewczyna o ognistych włosach wpadła do knajpki jak tornado, a po chwili znalazła się po drugiej stronie baru.
                - Co się dzieje? - zapytała spokojnie brunetka biorąc łyk wody mineralnej.
                - Nic. Kompletnie nic - odpowiedziała podnosząc ręce.
                - Przecież widzę. Gadaj - ruda westchnęła ciężko i zaczęła mówić. Opowiedziała jej o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło w Studio. No prawie wszystkim, głównie - o Violetcie. - I co z tego że ona go kocha? Ja kocham Marco, ale nic nikomu nie mówię. Proste  -powiedziała lekko Fran.
                - Co ty powiedziałaś? - zapytała Camila z szeroko otwartymi oczami.
                - Ja… Boże… Bo ten… -  dziewczyna szeroko otworzyła oczy. Dopiero teraz dotarło do niej co powiedziała. W końcu oznajmiła coś co ją gryzło od dawna. Dziewczyny po prostu zakończyły temat. Francesca nie chciała powiedzieć czegoś niestosownego, a Camila sugerować pewnych rzeczy. Po prostu obie stwierdziły, że to nie ma sensu.
                Siedziały w ciszy popijając koktajle owocowe i raz po raz spoglądając na siebie. Włoszka wyglądała na zdenerwowaną tym wszystkim. Wystarczyło spojrzeć jej w oczy, by wiedzieć, że to jest dla niej bardzo trudne.
                 Spojrzała ostatni raz na przyjaciółkę i wybiegła z budynku ze łzami w oczach. Druga, nie mówiąc wiele pobiegła za nią.











Dziś dłużej, bo 5 stron ;D Więcej słów o tysiąc xD Długo nie było, więc taka rekompensata ;3
Pokręcone, powalone, dziwne, ale w końcu takie życie Vilu xD I reszty, ale cii...
Dziękować za pomoc Madzi w kilku fragmentach ;D 
Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba ;)
Ktoś chociaż czytał poprzedni dopisek? Tyle się męczyłam, żeby wszystko co ważne wytłumaczyć, a wy to olaliście i dalej to samo -.- To się robi bardzo denerwujące. 
Co do tego - Załóż bloga i wtedy pogadamy o mnie. A jak na razie siedź cicho i zajmij się sobą ;)
I kolejny raz przepraszam, że na wiele pytań z zakładki nadal nie odpowiedziałam, ale naprawdę nie mam czasu. A gdy już mam i się za to zabiorę, to po prostu kończą mi się słowa i nie wiem jak odpowiadać. Gdy znajdę chwilę obiecuję, że to zrobię <3
Do kolejnego miśki ;3

piątek, 10 stycznia 2014

16. ~ Krzyk to jedyne lekarstwo na złość. Nie na samotność.

                Camila siedziała w sali od muzyki. Próbowała napisać piosenkę na wszelkie sposoby, lecz nie udawało jej się to. Jej rude loki delikatnie opadały na twarz i kartkę. Co chwilę zakładała jeden z nich za ucho.
                - Hej, co robisz? - podszedł do niej DJ, a ona aż podskoczyła.
                - Wystraszyłeś mnie! - krzyknęła i popatrzyła na chłopaka.
                - Przepraszam, nie chciałem - objął ja ramieniem, a ona lekko się zarumieniła. - Co tam piszesz? - spojrzał na białą kartkę z kilkoma linijkami tekstu.
                - Nic, nic… - zasłoniła tekst ręką, a on wyrwał jej kartkę z ręki. - Nie czytaj tego! Nie podoba mi się, głupie jest… - ruda nadal trwała przy swoim, a chłopak tylko pokręcił głową.
                - Jesteś strasznie uparta - uśmiechnął się. - Ten tekst jest świetny, tylko trzeba do niego trochę dopisać i nałożyć małe poprawki na całość -spojrzał jeszcze raz na kartkę, którą trzymał w dłoni.
                Dziewczyna nie potrafiła mu się sprzeciwić, więc tylko dosiadła się do niego i pomagała pisać. W ciągu kilkunastu minut mieli prawie cały tekst. Poprawili tylko niektóre fragmenty igotowe. Została im tylko melodia. Tutaj było już gorzej. Gdy spodobało im się, to nie pasowało do tekstu, a gdy już pasowało to im się nie podobało.
                - Nie mogę… - usiadła zrezygnowana na zielonej pufie.
                - Nie poddawaj się tak łatwo - zajął miejsce obok niej. Po chwili podszedł znów do keyboardu i naciskał przypadkowe klawisze.
                - Zagraj to jeszcze raz - poleciła mu Camila i zaczęła machać ręką.
                Spojrzał na nią dziwnie i zagrał od nowa. Dziewczyna nuciła piosenkę do rytmu, a chłopak wraz z nią. Gdy spisali nuty i jeszcze raz zaśpiewali całą piosenkę mocno się przytulili. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że z ukrycia oglądał ich Maxi. Był zazdrosny, pomimo tego, że był z Natalią. Widział pomiędzy nimi tą miłość, radość, uczucie. Nie mógł tego znieść, wyszedł ze szkoły.
                - Co to ma być? - mówił do siebie - Nie mogę na nich patrzeć… Oh DJ… - naśladował Camilę. - Niby taka zakochana. O mój Boże, żeby tylko nie zeszła z tej miłości… - wywrócił oczami i usiadł bezsilnie na ławce.
                - O kim ty gadasz? - usłyszał załamany głos swojej dziewczyny. - Nią się przejmujesz?! No genialnie! Ją masz czas obserwować, ale na randkę ze mną to już nie łaska przyjść - krzyczała Natalia. Chłopak był zdezorientowany, nie wiedział co powiedzieć. - I co? Nic mi nie powiesz?! No tak, bo po co! - odbiegła ze łzami w oczach.
                - Naty, to nie tak! - krzyknął za nią i zerwał się z ławki.
                - Nie?! A jak?! - odwróciła się. Dopiero teraz zauważył jej policzki zalane łzami, które zmieszały się z czarnym tuszem do rzęs. Czuł się winny tej sytuacji. Nie był z nią, a przejmuje się tym, że napisała ze swoim chłopakiem piosenkę.
                - Naty, przecież wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie - złapał ją za ręce, lecz ona się wyrwała.
                Mnie kochasz? Czy raczej Camilę?! - uderzyła go w twarz i odbiegła.
                Został sam i usiadł na najbliższej ławce, a ona nadal biegła przed siebie. Nie mogła go zrozumieć. Zsunęła się po ścianie jakiegoś budynku i płakała. Nie potrafiła znieść tego bólu, tej zazdrości, tej niepewności. Była pewna tego, że go kocha, ale nie wiedziała czy on kocha ją, czy tą drugą…


                Dziewczyna od dziesięciu minut szukała Leona po całej szkole. Nigdzie go nie było, tak jakby po wyjściu z sali Angie - rozpłynął się. Szła po głównym korytarzu Studia i po chwili zobaczyła Leona stojącego przy szafce. Podbiegła do niego i spróbowała się choć trochę uśmiechnąć. Spojrzał na nią chłodno, a jego serce przyśpieszyło na jej widok. Nie widział jej kilka dni, chciałby ją teraz przytulić, porozmawiać. Ale nie mógł… Znowu by go zraniła.
                - Leon… Przepraszam cię, porozmawiaj chociaż ze mną - szepnęła ze skruchą. - Przecież… - zatrzymała na chwilę, a chłopak wykorzystał ten moment, wyminął ją i poszedł przed siebie. - Leon, zaczekaj! - pobiegła za nim i spojrzała mu w oczy. Zobaczyła w nich smutek, i że to wszystko go przerasta. Nie odezwała się już, a on wyszedł ze Studio.


Godzinę później

                Szatynka stała na scenie w Resto. Wszyscy patrzyli na nią z zaciekawieniem. Wzięła mikrofon do ręki, a z głośników stojących za jej plecami wydobyły się pierwsze dźwięki piosenki.

Si es que no puedes hablar
No te atrevas a volver
Si te quieres ocultar
Tal vez te podria ver
El amor que no sabe a quien y que
Hablara si tu verdad
Te abrazara otra vez
Habla si puedes
Grita que sientes
Dime a quien quieres
Y te hace feliz

Głos jej się zatrzęsł, a serce zabiło szybciej, gdy ujrzała Leona wchodzącego do Resto.Spojrzał na nią ze smutkiem w oczach.

Si no puedes escuchar
Aunque insistas hablaré
Si lo quieres mirame
Y tus ojos hablaran tal vez
Sentiras el amor e iras tras el
Hablaras si tu verdad
Te abrazara otra vez

Habla si puedes
Grita que sientes
Dime a quien quieres
Y te hace feliz

Habla si puedes
Grita si temes
Dime a quien quieres
Y te hace feliz

Dziewczyna śpiewała patrząc prosto w oczy chłopaka. Chciała mu tym przekazać, że nadal jest dla niej ważny, ale nie potrafi się zdecydować…

Abrazame
Quiero despertarme y entender

Habla si puedes
Grita si temes
Dime a quien quieres
Y que haces aquì

Habla si puedes
Grita que sientes
Dime a quien quieres
Y te hace feliz
Y te hace feliz

                Czuł, że ona nie potrafi wybrać, a on ją tak bardzo kocha. Spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami. Były zaszklone i przepełnione smutkiem. Ona widziała ten ból. Natychmiast odwróciła od niego wzrok. Czuł się zraniony, smutny. Nie chciał tam być, nie chciał patrzeć jak śpiewa. Wybiegł stamtąd.
                - Leon, czekaj! - usłyszał po chwili za plecami. Nie odwracał się. Szedł dalej, nie miał ochoty na rozmowę z nią. - Stój! - zawołała, a on nagle się odwrócił.
                - Czego znowu ode mnie chcesz? -powiedział zdenerwowany. Musiał ustąpić swojej frustracji. - Najpierw śpiewasz, że nie potrafisz wybrać, a teraz nagle się do mnie kleisz?! Jak zwykle… Nie odzywaj się do mnie - zawołał i odszedł od niej. Czuł się tak bardzo zraniony. Zaczynał ją nienawidzić…
                - Leon, ja cię kocham… - szepnęła ze łzami w oczach.
                - Ty mnie kochasz?! - usłyszała to jedno zdanie, które znaczyło dla nich obojga najwięcej. - Najpierw całujesz się z Marco, a teraz mówisz, że mnie kochasz?! Jesteś beznadziejna… - zobaczyła jedną łzę spływającą po jego policzku. Zostawiła piekący i gorący ślad na jego skórze. Dziewczyna czuła się winna, to przez nią cierpiał.
                - Nie mów tak… Zależy mi na tobie - zalała się słonymi łzami. Nie mogła uwierzyć, że tak do niej powiedział.
                - A jak mam mówić?! Co? No słucham! - krzyknął i wymachiwał rękami. Był tak zraniony, że w końcu jego smutek przerodził się w złość. Nie potrafiła odpowiedzieć. On miał rację. - No wiedziałem, że nic nie powiesz - szepnął i odwrócił się - Zostaw mnie w spokoju…
                Violetta usiadła na ławce i płakała. Wiedziała, że to wszystko jej wina i nie łatwo będzie to odkręcić.











Rozdział dedykowany Melci <33 ;D Może już była dla ciebie dedykacja, ale co tam ;3
Jest trochę krótszy niż zwykle, ale ważne, że chociaż w ogóle jest. Ale skoro nadal wam mało - przeczytajcie to, co tu napiszę, bo chyba będzie tego troszkę ;)
Trudno zrozumieć, że ja mam też swoje życie, obowiązki, szkołę i inne zainteresowania, niż siedzenie 24 godziny przed laptopem i klepanie w klawiaturkę? Jest koniec semestru, przyznam się, że moje oceny są okropne w porównaniu z zeszłym rokiem, a do tego musiałam poprawić sprawdzian i dwie kartkówki z matmy, żeby chociaż mi wyszła naciągana trójka i zaliczyć cztery sprawdziany z wf, bo wychodziła mi jedynka -.- Zwykle do domu wracałam koło 16-17, zmęczona. Odrabiałam lekcje nawet do późna w nocy, uczyłam się, szłam spać na kilka godzin, wstałam przed szóstą i znowu to samo, co poprzedniego dnia. Po pierwsze nie miałam czasu nawet włączyć komputera ( chociaż jak to powiedziała osoba z czatu - wcale nie trudno włączyć kompa na 5 minut i napisać rozdział... No ale właśnie trudno. Nie było nawet tych pięciu minut + napisanie rozdziału, sensownego rozdziału nie jest aż takie proste. A marnych pięć minut mi nie wystarczy nawet na dokładne przemyślenie co ma w nim być. Chcesz się przekonać jak to jest, gdy masz mnóstwo ocen do poprawiania, mnóstwo nauki + jeszcze takiego bloga, na którym co chwilę każdy "prosi" o rozdział? Załóż sobie i pisz. A potem dopiero coś o mnie pisz c; ), a po drugie miałam problemy z internetem już od początku roku. Jedyne co mi działało to gg w telefonie i trochę przeglądarka, również na komórce, jednak mozolnie i to bardzo. Chociaż czasem udało mi się odwiedzić bloga i zobaczyć jakie bzdury na czacie piszecie ( kochana, 16 rozdziału nie było na tym blogu, kiedy to napisałaś nie był nawet dokończony, więc to niemożliwe ;) tak, to do ciebie. ). 
Dobra, dalej. Po co zakładka bohaterowie, skoro nie odpowiadam? Nie, przecież wcale nie odpowiadam -.- Nie liczcie na to, że odpowiem wam po kilka minutach. Na pewno nie będę odpowiadać po nie wiadomo jakim czasie. Teraz nawet nie miałam jak, ale za chwilę się za to wezmę, spokojnie. ;) 
Kolejna sprawa - czytajcie to co napisano na czacie wcześniej, bo pierdyliard osób pyta o to samo, albo potem jakieś problemy macie, że np. nie ma rozdziału -.- Ewentualnie można też zajrzeć do informacji pod czatem, lub do dopisku w poprzednim rozdziale. Na pewno coś tam będzie ;D I to samo tyczy się komentarzy, wszędzie. Np. w zakładce zapytaj bohatera. Kilka razy to samo pytanie. A teraz taka mała propozycja - wykażcie się oryginalnością, kreatywnością. Napiszcie jakieś pytanie, w którym będę mogła pomyśleć, rozpisać się ;) Bo z tego co widzę mało co takich jest, większość do 3 głównych bohaterów - Marco, Leon i Viola, a pytania typu "Kochasz Violę?". No ludzie, ile można.
Na razie kończę, bo już wystarczająco się rozpisałam... Jakieś poważniejsze pytania - nie piszcie ich w komentarzach, czy na czacie, błagam... 
I jeśli ktoś, ktokolwiek, zada pytanie na temat czegokolwiek co było wytłumaczone tutaj, bo najzwyczajniej w świecie był zbyt leniwy i olał ten tekst... Po prostu zabiję... Meczę się dla was, tracę czas dla was, żeby było tu przyjemniej i żeby sprawę wyjaśnić, a wy to olewacie, bo "Pewnie tu nie ma nic ważnego, znowu się rozpisuje bez powodu..." Nie. Gdyby tu nie było nic ważnego - nie pisałabym. A skoro się aż tak rozpisuję, to znaczy, że jest to bardzo ważne. 
Żegnam się z wami na dzień dzisiejszy, dobranoc, miłej nocy, kolorowych snów, dobrego weekendu. <3
P.S. Miało tu się znaleźć kilka gifów, lecz gdzieś je posiałam, kompletnie nie wiem gdzie są i nie ma xD A za śliczny i artystyczny tytuł dziękować Tynie, ale już! ;D A i nie przyjmuję nominacji do LBA, czy innych takich ! Już to kiedyś tu było, nie będę tego znowu dodawać.