Leon siedział po cichu w pokoju, a
z jego głośników dobiegała wolna muzyka. Odpoczywał, po zdarzeniach ostatnich
dni i wyczerpaniu emocjonalnym chciał pozbyć się reszty smutku, złości. Myślał
o tym czy ona jeszcze mu zaufa i pokocha go, nie źle. Czy on jej zaufa, czy
będzie potrafił znaleźć w sobie siłę na choćby krótką, nic nieznaczącą rozmowę.
- Synku… - usłyszał delikatny głos matki i pukanie do drzwi.
- Tak mamo? - spojrzał w stronę otwierających się drzwi.
Zobaczył w nich swą rodzicielkę, niby nic specjalnego, ale trzymała ona na rączkach małą, kruchutką dziewczynkę o brązowych włoskach. Kilka kosmyków leżały luźno na białej poduszeczce, jej szeroko otwarte, niebieskie oczka badawczo spoglądały na granatowe ściany pokoju chłopaka.
- Miranda? Co ona tu robi? - podbiegł do malutkiej, kilkumiesięcznej dziewczynki.
- Ciocia ją przywiozła, pomyślała, że pewnie się nudzisz, więc mógłbyś się nią zająć - uśmiechnęła się i podała delikatnie niebieskooką dziewczynkę synowi. - Zajmiesz się nią? Ja muszę wyjść - usiadła na wąskim, jednoosobowym łóżku syna.
- Tak. Mamo nie martw się. Jestem już duży - zaśmiał się i wziął Mirandę na ręce. Jego matka tylko odwzajemniła uśmiech i wyszła z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
Leon bawił się z kuzynką, bardzo kochał małe dzieci. Odkopał nawet stare zabawki, które zalegały na strychu po mamie. Kobieta zostawiła je z nadzieją na córkę, jednak nie wyszło to tak jak powinno. Jego rodzicielka nie wyrzucała ich tylko dlatego, że miała nadzieję na wnuczkę. Oczywiście biła tym do Leona, bo przecież jest jedynakiem. Sam chłopak tylko uśmiechał się delikatnie, za każdym razem jak zaczynał się ten temat. Wykłady pod tytułem „Wnuk/Wnuczka” denerwowały Leona, więc najczęściej udawał, że dzwoni mu telefon, albo musi udać się do łazienki.
- Znalazłem! - krzyknął uradowany szatyn i wyciągnął małego, różowo-fioletowego misia. Podał go dziewczynce i zabrał ją do salonu. Wszystko szło idealnie, do czasu…
- Przestań już się drzeć! - powiedział zrozpaczony. Od trzydziestu minut próbował uspokoić Mirandę. Płakała i płakała, nie radził już sobie. - Okey… Ostateczne wyjście. Nie pozostało mi już nic innego - westchnął i jedną ręką wyciągnął z kieszeni telefon. Narysował skomplikowany wzór na ekranie i kliknął na ikonę kontaktów. Zjechał o kilka numerów i wcisnął zieloną słuchawkę.
L: Halo? Violetta?
V: Tak to ja. Czego chcesz?
L: Nie radzę sobie… Przyjdziesz?
V: A co się dzieje?
L: Jest u mnie kilkumiesięczna kuzynka i nie ogarniam.
V: Słyszę właśnie… Zaraz będę.
L: Dziękuję.
Zakończył połączenie i usiadł na kanapie. Machał przed kruchutką twarzyczką dziewczynki kolorowym misiem. Podał kruszynce zielony smoczek z czerwonym wzorkiem. Wypluła go szybciej, niż wzięła do buzi. Leon wydał z siebie jęk rozpaczy. Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Prawie natychmiastowo zerwał się z miejsca i podbiegł do brązowych drzwi.
- Jezu, dziękuje ci - otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę do środka.
- Nie mów mi Jezu… Mów mi boska - puściła oczko do znajomego, Leon tylko się zaśmiał. - Jaka słodka dzidzia! - zawołała podbiegając do małej kruszynki. - Jak ma na imię ta słodzizna? - piszczała Violetta.
- Miranda - rzucił i poszedł do kuchni po picie. Nie było go dosłownie pięć minut, a gdy wszedł do pokoju mała Miranda już spała. - Jakim cudem?! - zawołał rozpaczliwie.
- Weź się zamknij, bo dziecko tym swoim gadaniem mi obudzisz - przyłożyła mu palec do ust i wzięła małą na ręce.
Poszła z nią powoli w stronę pokoju chłopaka. Szatyn tylko podążył za swoją znajomą i otwarł przed nią i dzieckiem drzwi. Violetta stanęła z dziewczynką przy meblu i zaczęła ja delikatnie bujać w ramionach. Chłopak stanął za szatynką, chciał położyć jej ręce na biodrach. Brakowało do tego już kilka centymetrów, ale zorientował się, że przecież nie są razem i ma dziewczynę. Nie myślał już nawet o tym, że Violetta zaczęłaby na niego krzyczeć. Stał przy drzwiach i patrzył na szatynkę, a ona tylko delikatnie układała malutką Mirandę do snu i przykrywała kołdrą chłopaka. Krótkie włosy dziewczyny w stylu ombre opadały jej na twarz, a ona co parę sekund zakładała je za ucho.
- Słodko razem wyglądacie… - oznajmił Leon i spojrzał na dziewczynę. Ta odwróciła głowę i posłała mu wrogie spojrzenie.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - zaśmiała się i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia pokoju. - Chodź. Dajmy jej spokój - dziewczyna złapała szatyna za nadgarstek i wyszła z pokoju. Leon na myśl o tym, że Violetta złapała go za rękę chciał skakać ze szczęścia.
- Gdy się obudzi daj jej to mleko - podała małą butelkę chłopakowi. - Potem wykąp ją i ubierz w to - podała mu małe, dziewczęce śpioszki.
- Dziękuję - pocałował ją w policzek. Violetta zarumieniła się.
Chłopakowi przemknęła przez głowę myśl, że cieszyłby się bardzo, jakby w przyszłości został ojcem. A zwłaszcza jakby matką tego dziecka została szatynka stojąca naprzeciw niego.
- Przepraszam… - szepnął przerywając niezręczną ciszę panującą wokół. Spuścił głowę i z nerwów zaczął bawić się palcami.
- Za co?… - zapytała nieco zdezorientowana.
- Za… wszystko. Za to, że przeze mnie wylądowałaś w szpitalu, za to, że ani razu cię wtedy nie odwiedziłem, za to, że gdy wreszcie się obudziłaś ja w ogóle nie zareagowałem i udawałem, że cię nie pamiętam, za to co wtedy mówiłem, za to, że ciągle cię raniłem i nadal to robię, za to, że miałem do ciebie pretensje, bo… całowałaś się z Marco i za to, że zamiast przeprosić, gdy tylko wróciłaś, to jeszcze bardziej pogorszyłem sprawę… - powiedział na jednym wdechu, a po chwili kontynuował - Ostatnio dużo myślałem i… Powinnaś mnie nienawidzić za to jak się zachowuję… Myślę inaczej, a inaczej robię, przez co ciągle cierpisz… Zachowuję się jak idiota… Nie powinienem się w ogóle mieszać w twoje życie… - wyszeptał ze łzami w oczach i poczuł ukłucie w okolicach serca.
- Synku… - usłyszał delikatny głos matki i pukanie do drzwi.
- Tak mamo? - spojrzał w stronę otwierających się drzwi.
Zobaczył w nich swą rodzicielkę, niby nic specjalnego, ale trzymała ona na rączkach małą, kruchutką dziewczynkę o brązowych włoskach. Kilka kosmyków leżały luźno na białej poduszeczce, jej szeroko otwarte, niebieskie oczka badawczo spoglądały na granatowe ściany pokoju chłopaka.
- Miranda? Co ona tu robi? - podbiegł do malutkiej, kilkumiesięcznej dziewczynki.
- Ciocia ją przywiozła, pomyślała, że pewnie się nudzisz, więc mógłbyś się nią zająć - uśmiechnęła się i podała delikatnie niebieskooką dziewczynkę synowi. - Zajmiesz się nią? Ja muszę wyjść - usiadła na wąskim, jednoosobowym łóżku syna.
- Tak. Mamo nie martw się. Jestem już duży - zaśmiał się i wziął Mirandę na ręce. Jego matka tylko odwzajemniła uśmiech i wyszła z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
Leon bawił się z kuzynką, bardzo kochał małe dzieci. Odkopał nawet stare zabawki, które zalegały na strychu po mamie. Kobieta zostawiła je z nadzieją na córkę, jednak nie wyszło to tak jak powinno. Jego rodzicielka nie wyrzucała ich tylko dlatego, że miała nadzieję na wnuczkę. Oczywiście biła tym do Leona, bo przecież jest jedynakiem. Sam chłopak tylko uśmiechał się delikatnie, za każdym razem jak zaczynał się ten temat. Wykłady pod tytułem „Wnuk/Wnuczka” denerwowały Leona, więc najczęściej udawał, że dzwoni mu telefon, albo musi udać się do łazienki.
- Znalazłem! - krzyknął uradowany szatyn i wyciągnął małego, różowo-fioletowego misia. Podał go dziewczynce i zabrał ją do salonu. Wszystko szło idealnie, do czasu…
- Przestań już się drzeć! - powiedział zrozpaczony. Od trzydziestu minut próbował uspokoić Mirandę. Płakała i płakała, nie radził już sobie. - Okey… Ostateczne wyjście. Nie pozostało mi już nic innego - westchnął i jedną ręką wyciągnął z kieszeni telefon. Narysował skomplikowany wzór na ekranie i kliknął na ikonę kontaktów. Zjechał o kilka numerów i wcisnął zieloną słuchawkę.
L: Halo? Violetta?
V: Tak to ja. Czego chcesz?
L: Nie radzę sobie… Przyjdziesz?
V: A co się dzieje?
L: Jest u mnie kilkumiesięczna kuzynka i nie ogarniam.
V: Słyszę właśnie… Zaraz będę.
L: Dziękuję.
Zakończył połączenie i usiadł na kanapie. Machał przed kruchutką twarzyczką dziewczynki kolorowym misiem. Podał kruszynce zielony smoczek z czerwonym wzorkiem. Wypluła go szybciej, niż wzięła do buzi. Leon wydał z siebie jęk rozpaczy. Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Prawie natychmiastowo zerwał się z miejsca i podbiegł do brązowych drzwi.
- Jezu, dziękuje ci - otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę do środka.
- Nie mów mi Jezu… Mów mi boska - puściła oczko do znajomego, Leon tylko się zaśmiał. - Jaka słodka dzidzia! - zawołała podbiegając do małej kruszynki. - Jak ma na imię ta słodzizna? - piszczała Violetta.
- Miranda - rzucił i poszedł do kuchni po picie. Nie było go dosłownie pięć minut, a gdy wszedł do pokoju mała Miranda już spała. - Jakim cudem?! - zawołał rozpaczliwie.
- Weź się zamknij, bo dziecko tym swoim gadaniem mi obudzisz - przyłożyła mu palec do ust i wzięła małą na ręce.
Poszła z nią powoli w stronę pokoju chłopaka. Szatyn tylko podążył za swoją znajomą i otwarł przed nią i dzieckiem drzwi. Violetta stanęła z dziewczynką przy meblu i zaczęła ja delikatnie bujać w ramionach. Chłopak stanął za szatynką, chciał położyć jej ręce na biodrach. Brakowało do tego już kilka centymetrów, ale zorientował się, że przecież nie są razem i ma dziewczynę. Nie myślał już nawet o tym, że Violetta zaczęłaby na niego krzyczeć. Stał przy drzwiach i patrzył na szatynkę, a ona tylko delikatnie układała malutką Mirandę do snu i przykrywała kołdrą chłopaka. Krótkie włosy dziewczyny w stylu ombre opadały jej na twarz, a ona co parę sekund zakładała je za ucho.
- Słodko razem wyglądacie… - oznajmił Leon i spojrzał na dziewczynę. Ta odwróciła głowę i posłała mu wrogie spojrzenie.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - zaśmiała się i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia pokoju. - Chodź. Dajmy jej spokój - dziewczyna złapała szatyna za nadgarstek i wyszła z pokoju. Leon na myśl o tym, że Violetta złapała go za rękę chciał skakać ze szczęścia.
- Gdy się obudzi daj jej to mleko - podała małą butelkę chłopakowi. - Potem wykąp ją i ubierz w to - podała mu małe, dziewczęce śpioszki.
- Dziękuję - pocałował ją w policzek. Violetta zarumieniła się.
Chłopakowi przemknęła przez głowę myśl, że cieszyłby się bardzo, jakby w przyszłości został ojcem. A zwłaszcza jakby matką tego dziecka została szatynka stojąca naprzeciw niego.
- Przepraszam… - szepnął przerywając niezręczną ciszę panującą wokół. Spuścił głowę i z nerwów zaczął bawić się palcami.
- Za co?… - zapytała nieco zdezorientowana.
- Za… wszystko. Za to, że przeze mnie wylądowałaś w szpitalu, za to, że ani razu cię wtedy nie odwiedziłem, za to, że gdy wreszcie się obudziłaś ja w ogóle nie zareagowałem i udawałem, że cię nie pamiętam, za to co wtedy mówiłem, za to, że ciągle cię raniłem i nadal to robię, za to, że miałem do ciebie pretensje, bo… całowałaś się z Marco i za to, że zamiast przeprosić, gdy tylko wróciłaś, to jeszcze bardziej pogorszyłem sprawę… - powiedział na jednym wdechu, a po chwili kontynuował - Ostatnio dużo myślałem i… Powinnaś mnie nienawidzić za to jak się zachowuję… Myślę inaczej, a inaczej robię, przez co ciągle cierpisz… Zachowuję się jak idiota… Nie powinienem się w ogóle mieszać w twoje życie… - wyszeptał ze łzami w oczach i poczuł ukłucie w okolicach serca.
-
Nie przepraszaj… - odpowiedziała speszona i przytuliła się do chłopaka - bo ja
wcale nie jestem lepsza… Może… Zapomnijmy o tym wszystkim, co?… - spojrzała mu
w oczy, a on tylko pokiwał głową.
Zaczęli
się do siebie powoli przybliżać nadal patrząc w oczy i obejmując się. Dzieliło
ich wyłączenie kilka milimetrów, czuli na swojej skórze oddech tej drugiej
osoby, czuli mocne i szybkie bicie serca. Chcieli zmniejszyć tą odległość, lecz
coś, a mianowicie ktoś im przerwał. Do domu chłopaka wbiegła Francesca z
wytłumaczeniem, że ma ważną sprawę do chłopaka. Momentalnie odskoczyli od
siebie, jak poparzeni. Violetta pożegnała się z obojgiem i szybko wyszła z domu
chłopaka.
„W końcu pogodziłam się z Leonem!
Tylko na to czekałam… Ale niestety Francesca popsuła chwilę, która miała być
taka piękna… Chociaż może i dobrze? Bo to by znaczyło, że zdradzam Marco i
znowu robię nadzieję Leonowi… Eh, pokręcone to, bardzo pokręcone.
Ale do rzeczy. Byłam u niego przez kilka godzin i pomagałam mu zajmować się jego kuzynką. O jedenastej zadzwonił do mnie wielce rozpaczony, że nie sobie nie radzi. I właśnie ta jego kuzynka… Była taka słodka, maleńka i podobna do… Lenki… Bardzo podobna. Wyglądem i zachowaniem. Fajnie było patrzeć na nią i Leona razem, ale tak naprawdę, a nie w jakimś śnie.
Czasami chciałabym znowu zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Nie mieć już tylu problemów, tylko śnić. O mnie i o… Leonie. Jak wtedy. Gdy wszystko (no może prawie wszystko) było idealne…”
Ale do rzeczy. Byłam u niego przez kilka godzin i pomagałam mu zajmować się jego kuzynką. O jedenastej zadzwonił do mnie wielce rozpaczony, że nie sobie nie radzi. I właśnie ta jego kuzynka… Była taka słodka, maleńka i podobna do… Lenki… Bardzo podobna. Wyglądem i zachowaniem. Fajnie było patrzeć na nią i Leona razem, ale tak naprawdę, a nie w jakimś śnie.
Czasami chciałabym znowu zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Nie mieć już tylu problemów, tylko śnić. O mnie i o… Leonie. Jak wtedy. Gdy wszystko (no może prawie wszystko) było idealne…”
Szatynka siedziała przy biurku
rysując coś w pamiętniku. Zupełnie się zamyśliła i nie docierały do niej żadne
dźwięki z zewnątrz. Nagle usłyszała głos.
- Yyy… Cześć, pukałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi, więc… Wszedłem.
- Nie mam ci tego za złe. No podejdź, ja przecież nie gryze.
W odpowiedzi szatyn uśmiechnął się. Violetta odpowiedziała mu uśmiechem, który po chwili zmienił się w grymas.
- Co się stało? - spytał troskliwie chłopak.
- Nic takiego…
- Okey… Wiesz, mam dla ciebie prezent, zaległy w sumie… Przepraszam, że dopiero teraz… - Chłopak wyszedł na chwilę, by po minucie wrócić z ogromną korkową tablicą. Violetta otworzyła szeroko oczy. W te święta dostała zdecydowanie największe prezenty w życiu.
- Co to jest?… - zapytała zdezorientowana.
- My - odpowiedział niejasno, a szatynka spojrzała na niego jeszcze bardziej dziwnie.
Leon uśmiechnął się i odwrócił tablicę, co rozwiało wszystkie wątpliwości Castillo. Jej oczom ukazały się niemal wszystkie najważniejsze wspomnienia chwil, które spędzili razem. Pocałunki, śmiech, radość, szczęście, miłość. Wszystko co sprawiało, że dziewczyna myślała o szatynie wieczorami i nie mogła przestać za nim tęsknić.
Jej oczy zaszkliły się łzami, zdecydowanie za szybko się wzruszała.
- Jeszcze raz przepraszam, że tak późno, ale mam nadzieję, że ci się podoba - uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi.
- Podoba? To mało powiedziane… - mruknęła cicho i podeszła do chłopaka, by mocno go przytulić. Ten prezent był lepszy niż wszystkie inne drogie podarunki, które dostała od taty. "A nawet bransoletkę od Marco" - przemknęło jej przez myśl, ale starała się jak najszybciej o tym zapomnieć. Po chwili znalazła się w objęciach Leona. - Dziękuję - szeptała co chwilę, a po jej policzkach spływały pojedyncze łzy.
- Yyy… Cześć, pukałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi, więc… Wszedłem.
- Nie mam ci tego za złe. No podejdź, ja przecież nie gryze.
W odpowiedzi szatyn uśmiechnął się. Violetta odpowiedziała mu uśmiechem, który po chwili zmienił się w grymas.
- Co się stało? - spytał troskliwie chłopak.
- Nic takiego…
- Okey… Wiesz, mam dla ciebie prezent, zaległy w sumie… Przepraszam, że dopiero teraz… - Chłopak wyszedł na chwilę, by po minucie wrócić z ogromną korkową tablicą. Violetta otworzyła szeroko oczy. W te święta dostała zdecydowanie największe prezenty w życiu.
- Co to jest?… - zapytała zdezorientowana.
- My - odpowiedział niejasno, a szatynka spojrzała na niego jeszcze bardziej dziwnie.
Leon uśmiechnął się i odwrócił tablicę, co rozwiało wszystkie wątpliwości Castillo. Jej oczom ukazały się niemal wszystkie najważniejsze wspomnienia chwil, które spędzili razem. Pocałunki, śmiech, radość, szczęście, miłość. Wszystko co sprawiało, że dziewczyna myślała o szatynie wieczorami i nie mogła przestać za nim tęsknić.
Jej oczy zaszkliły się łzami, zdecydowanie za szybko się wzruszała.
- Jeszcze raz przepraszam, że tak późno, ale mam nadzieję, że ci się podoba - uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi.
- Podoba? To mało powiedziane… - mruknęła cicho i podeszła do chłopaka, by mocno go przytulić. Ten prezent był lepszy niż wszystkie inne drogie podarunki, które dostała od taty. "A nawet bransoletkę od Marco" - przemknęło jej przez myśl, ale starała się jak najszybciej o tym zapomnieć. Po chwili znalazła się w objęciach Leona. - Dziękuję - szeptała co chwilę, a po jej policzkach spływały pojedyncze łzy.
Blondynka siedziała samotnie w
swoim pokoju. Jej rodziców jak zwykle nie było, pracowali. Z jej radia
dobiegała cichutka muzyka. Ona rysowała coś na luźnej kartce, którą znalazła w
zeszycie. Na płaszczyźnie powstawało coś na kształt ławki oraz osoby siedzącej
na niej.
Usłyszała cichy, zagłuszony kołdrą dźwięk jej telefonu. Spojrzała na szklany wyświetlacz.
- Federico - szepnęła uśmiechnięta i nacisnęła kciukiem zieloną słuchawkę.
F: Halo?
L: Tak, co się stało skarbie?
F: Przyjdziesz do mnie?
L: A po co?
F: Tak po prostu. Chcę Cię zobaczyć.
L: Fede, sam w to nie wierzysz. Mów serio.
F: Dobra, chcę Cię przedstawić mojej mamie.
L: Ok. Trzeba było tak od razu. Zaraz będę.
F: Czekam.
Usłyszała cichy, zagłuszony kołdrą dźwięk jej telefonu. Spojrzała na szklany wyświetlacz.
- Federico - szepnęła uśmiechnięta i nacisnęła kciukiem zieloną słuchawkę.
F: Halo?
L: Tak, co się stało skarbie?
F: Przyjdziesz do mnie?
L: A po co?
F: Tak po prostu. Chcę Cię zobaczyć.
L: Fede, sam w to nie wierzysz. Mów serio.
F: Dobra, chcę Cię przedstawić mojej mamie.
L: Ok. Trzeba było tak od razu. Zaraz będę.
F: Czekam.
- Cześć - wykrzyknął Fede i wciągnął blondynkę za dłoń do domu. Ona zdjęła szpilki i usiadła z Włochem na żółtej kanapie. - Mamo! - zawołał, a z kuchni wyszła wysoka brunetka o pięknych niebieskich oczach, miała na sobie czerwoną, zwiewną sukienkę przed kolano i mało pasujące kapcie. Włosy miała upięte w luźny i na ustach rubinową szminkę. Jej delikatne zmarszczki na twarzy pokazywały wiek kobiety, gdyby nie one, można by stwierdzić, że jest siostrą chłopaka siedzącego obok.
- Dzień dobry. Nazywam się Ludmiła Ferro. Jestem córką znanego architekta wnętrz - wyciągnęła rękę w stronę matki Federico.
- Valentina, matka tego oto przystojniaka z grzywką na kilometr w górę. - Chłopak delikatnie się zarumienił i spuścił głowę. Blondynka wraz z Valentiną zaśmiała się. - Oj no, synku. Nie rozpaczaj. Ta młoda dama na pewno wie, że jesteś przystojny. - Włoch rzucił gniewne spojrzenie matce.
- Oj tak. Dobrze to wiem - podeszła do niego i delikatnie pocałowała w policzek blondynka.
- Fuj! - usłyszeli cichy głosik dobiegający ze schodów. Spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli słodką brunetkę stojącą na schodach.
- Ooo… Kochanie ile masz lat? - Ludmiła podbiegła do małej osóbki.
- Tyle - dziewczynka pokazała przed twarzą blondynki cztery maleńkie paluszki. Ludmiła zabrała ją na ręce i podrzucała nad swoją głową.
- W takim razie bez problemu mogę iść do koleżanki - rzuciła z uśmiechem mama rodzeństwa i zamieniła swoje tymczasowe obuwie na czarne szpilki.
- Jesteś głodna? - zapytała blondynka czterolatki. Ta pokiwała głową w odpowiedzi. - To chodź - złapała ją za rączkę i poszły razem w stronę kuchni.
- Umiesz gotować? - zapytał Włoch z rozpaczą w głosie. - Róbcie co chcecie, tylko mi nie rozwalcie kuchni. - odwrócił się plecami w stronę dziewczyn i dumnym krokiem wymaszerował z pomieszczenia.
- Pff… Co chcesz zjeść? - Ludmiła zwróciła się do brunetki.
- Hmm… Ciasteczka - rzekła, radośnie machając nogami.
Nastolatka pokiwała głową i zaczęła szperać po szafkach w poszukiwaniu potrzebnych składników. Gdy miała już wszystko wraz z dziewczynką zaczęła robić ciasto. Gdy przyszło do wsypywania mąki dziewczynka wzięła jej troszkę na rączkę i pobiegła do salonu. Ludmiła stanęła w drzwiach i obserwowała niezdarne ruchy małej. Podeszła ona po cichutku do śpiącego Włocha, przyłożyła dłoń z mąką do jego twarzy i roztarła po całej buzi chłopaka. Blondynka stojąc w bezpiecznej odległości zwijała się ze śmiechu.
- Mel! - krzyknął Federico i zaczął gonić po całym pokoju małą Melanie. Gdy tylko ją dopadł zaczął ją łaskotać, a ona krzyczała:
- Puść, plosę puść! - prosiła słodko dziewczynka. Blondynka postanowiła wkroczyć do akcji.
- Zostaw ją. - To był jej pierwszy błąd. Federico złapał Ludmiłę i rzucił ją delikatnie na sofę.
Teraz znęcał się nad nią, nastolatka miała ogromne łaskotki. - Fe… Fe… Fede! - wydukała w końcu z trudem. Mała Melania chwyciła szarą poduszkę i zaczęła okładać nią Federico. Gdy ten opadł na kanapę, Ludmiła chwyciła drugą poduszkę i poszła w ślady małej czterolatki.
- Dziewczyny proszę! - teraz to Federico błagał. Ludmiła dała mu spokój i usiadła obok niego.
- Zaraz wracam - poszła do kuchni i wstawiła do piekarnika kruche ciasteczka. Gdy wycierała blat poczuła w tali czyjeś ramiona. Tych umięśnionych rąk nie mogła pomylić z nikim innym. - Fede - odwróciła się i stała kilka centymetrów od bruneta.
- Kocham cię - wyszeptał w jej włosy. Ona spojrzała w jego oczy i cała rzeczywistość zniknęła.
Gdy ich usta dzieliło kilka milimetrów blondynka poczuła, że ktoś ciągnie ją za nogawkę ciasnych spodni. Wzięła dziewczynkę na ręce i posadziła na blacie. Według rozkazu Melanii usiadła na wysokim krześle, a mała zaczęła bawić się jej długimi, wypielęgnowanymi włosami.
- Federico wyciągnij ciasteczka. Tylko uważaj nie oparz się - ostrzegła go dziewczyna. Ten tylko przewrócił oczami i delikatnie wyjął gorącą blachę z piekarnika. Gdy ciasteczka wystygły, wraz z małą dziewczynką zjedli wyroby piekarnicze.
- Chcę spać - powiedziała mała dziewczynka. Blondynka wzięła ją na ręce i zaniosła do pokoiku. Pomogła jej się umyć i ubrać w piżamkę.
- Dobranoc - blondynka pocałowała Melanię w czoło.
- Paa - mała pocałowała ją w policzek. - Kocham cię - szepnęła jej do ucha.
- Ja ciebie też - Ludmiła usiadła na rogu łóżka i uśmiechnęła się.
- Mogę mieć do ciebie plośbę? - zapytała Melania. Nastolatka w odpowiedzi pokiwała głową. - Ploszę nie zlań mojego blata. On cię kofa - sepleniła mała brunetka.
- Nie zranię, obiecuję - szepnęła wzruszona Ludmiła. Siedziała na skraju maleńkiego łóżka i przyglądała się czterolatce.
Pomimo bardzo młodego wieku rozumiała dużo i troszczyła się o swojego starszego brata. Blondynka mimo wszelkich starań wypuściła spod powiek małą, kryształową łzę, która mieniła się w świetle malutkiej lampki nocnej dziewczynki. Na jej policzku rozmył się tusz, który automatycznie wytarła.
- Śpi? - usłyszała cichy szept Włocha, który właśnie wszedł do pokoju.
- Chyba tak - odpowiedziała cicho uśmiechnięta Ludmiła. Podeszła do chłopaka i wtuliła się w niego. - Kocham cię - delikatnie musnęła jego usta. Czterolatka spod lekko rozchylonych powiek oglądała tą scenkę i uśmiechała się sama do siebie.
Witam was kotełełki z 18 rozdziałem ( jezu, już 18... ) o godzinie 2 >.< . Jest dużo Fedemily, dużo Leonetty, dużo dzieci xD Mam nadzieję, że się podoba, bo tak szczerze to mi bardzo ;D
Przepraszam, że dodaję je dopiero teraz i w dodatku w nocy, ale wcześniej nie było czasu ;/
Poza tym - mówiłam już, żebyście nie dawali mi nominacji, bo i tak nie przyjmuję... -.-
I jeszcze jedna sprawa. Ostatnio napisała do mnie pewna dziewczyna, która miała problem z cytatem. Mianowicie znalazła go w internecie i wykorzystała na swoim blogu, po czym poleciało na nią pełno hejtów, że cytat został skradziony z mojego bloga... Jak dobrze pamiętam, to ja zawsze piszę, czy wzięłam coś z jakiejś stronki, czy nie, więc nie rozumiem po co od razu hejty? Rozumiem, upomnienie, czy poproszenie o wyjaśnienie sytuacji, ale bez przesady. Napisałam jej, żeby się nie martwiła tą sprawą, wyjaśnię ją. Mam nadzieję, że taka sytuacja się już nie powtórzy, a nawet jeśli, to proszę łagodniej + napiszcie o tym do mnie, a nie zasypujecie ludzi hejtami, okey? ;)
Nie pytać kiedy Leonetta, błagam xD Jeszcze kilkanaście rozdziałów ;P
Prawdopodobnie za niedługo zostanie zmieniony szablon ( tak, znowu xD ) ale tego nie obiecuję. Jak na razie szukam fajnej szabloniarni, która zrobiłaby to w miarę szybko i ładnie ^^
Mam już pomysł na 3 opowiadanie, więc jeśli wytrzymam tu psychicznie i czasowo to takowe się tu pojawi ;) Jak na razie zdradzę tylko, że nie będzie w żaden sposób połączone z dotychczasowymi i będzie się bardzo różniło. Inny klimat... xD Zrobię też później ankietę, o jakiej parze ma być, bo w pierwotnym pomyśle jest o Leonetcie, ale ja już nie wiem xD
To na tyle miśki, lecę spać, bo jestem wykończona >.< 2.26 xD Dobranoc i do kolejnego <33