Violetta
Godziny
w samolocie dłużyły się niemiłosiernie. Myślałam, że umrę z
nudów.
Ale po dość
wyczerpującej drodze, jestem w domu. W końcu wysiadłam! Zabrałam
swoje walizki. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę lotniska. Wysyłałam
Leonowi sms, że za kilka minut ląduje, ale nie mam pewności, że
przeczytał wiadomość na czas. Zaczęłam się rozglądać. I
zauważyłam jego.
- Leon! - krzyknęłam do niego. Zostawiłam walizki na środku i podbiegłam do niego. On zrobił to szybciej, ale no cóż. Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam. Na lotnisku rozległy się głośne wiwaty i brawa. Ci ludzie nie mają własnego życia tylko w cudze się mieszają?!
- Tęskniłem - powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Postawił mnie na ziemi.
- Ja też - odpowiedziałam i mocno go przytuliłam. Leon zabrał moje walizki do samochodu.
Gdy dojechaliśmy do domu Viola od razu weszła z walizkami do sypialni, żeby je wypakować. Zajęło jej to niecałe 15 minut. Szybko zbiegła na dół do kuchni i zjadła na szybko jakiś jogurt.
- A gdzie Lenka? - spytała.
- U moich rodziców. Jak chcesz możemy po nią pójść i pójdziemy na spacer. No chyba, że wolisz coś innego - powiedziałem kusząco i przysunąłem się bliżej niej.
Ona spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, pełnymi pożądania. Podeszła do mnie, pocałowała namiętnie, a gdy się ode mnie oderwała, powiedziała:
- Później. Teraz idziemy z Lenką na spacer.
Ja się cicho zaśmiałem i ruszyłem za nią w stronę drzwi.
Gdy zabraliśmy Lenkę od rodziców Leona, poszliśmy na ten spacer do parku.
Bardzo brakowało mi Lenki. Ona i Leon to przecież moje dwa największe skarby. Nie wiem, dlaczego zgodziłam się wyjechać z rodzicami do Paryża. Ciekawe, jak mój ojciec by się czuł, gdyby jego rodzice kazali mu zostawić mnie i mamę... Nieważne. Najważniejsze, że już wróciłam i znów jestem z moją rodziną.
Uśmiechnęłam się do Lenki, która siedziała w spacerówce i bawiła się pluszakiem. Spojrzała na mnie swoimi dużymi, błyszczącymi oczkami.
- Tak, maluszku. Właśnie o tobie rozmyślam. Tak za tobą tęskniłam. - Podniosłam ją z wózka. Położyła mi na policzkach swoje małe rączki. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Jaka ona jest już duża... - Westchnęłam i mocno ją przytuliłam.
- Ona też za tobą tęskniła - powiedział Leon. - Prawda, Lenka? Tęskniłaś za mamusią, co? - Mała zamrugała.
- Widzisz? Masz nas tak więcej nie zostawiać. - Leon objął nas obie.
- Obiecuję, że już tego nie zrobię. Jakbym miała spędzić jeszcze chwilę bez was, to chyba bym umarła. - Popatrzyłam na niego czule. Przysunął się, a ja pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się triumfalnie.
- Wiesz, co? Zrobię wam zdjęcie! - powiedział i wyjął z torby aparat. Odszedł kawałek dalej.
- Gotowe? - zapytałam wesoło. - Momencik. Lenka, patrz na tatusia - poprosiłam. Mała zrobiła to, o co prosiłam.
- Możemy? - Leon zrobił głupią minę, Lenka się uśmiechnęła i zrobiła coś, czego się nie spodziewałam.
- Podemos! - powiedziała.
- Leon, chodź! Słyszałeś?
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Lenka! Nasza Lenka powiedziała pierwsze słowo. - Z tego wszystkiego aż się rozpłakałam.
- To wspaniale! Tak się cieszę. Brawo, kochanie! - Leon porwał Lenkę z moich rąk i mocno ją przytulił. - Szybko się uczysz, masz to po tatusiu - zaśmiał się. My cieszyliśmy się i śmialiśmy jak głupi, a biedna Lenka nie wiedziała, o co chodzi.
- Po tatusiu? - popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Dokładnie - odpowiedział i popatrzył na Lenkę. - Wiesz, maleńka, moja mama zawsze mówiła, że odkąd powiedziałem pierwsze słowo zacząłem gadać jak najęty...
- I tak ci zostało - zaśmiałam się.
- Tęskniłem - powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Postawił mnie na ziemi.
- Ja też - odpowiedziałam i mocno go przytuliłam. Leon zabrał moje walizki do samochodu.
Leon
- A gdzie Lenka? - spytała.
- U moich rodziców. Jak chcesz możemy po nią pójść i pójdziemy na spacer. No chyba, że wolisz coś innego - powiedziałem kusząco i przysunąłem się bliżej niej.
Ona spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, pełnymi pożądania. Podeszła do mnie, pocałowała namiętnie, a gdy się ode mnie oderwała, powiedziała:
- Później. Teraz idziemy z Lenką na spacer.
Ja się cicho zaśmiałem i ruszyłem za nią w stronę drzwi.
Violetta
Gdy zabraliśmy Lenkę od rodziców Leona, poszliśmy na ten spacer do parku.
Bardzo brakowało mi Lenki. Ona i Leon to przecież moje dwa największe skarby. Nie wiem, dlaczego zgodziłam się wyjechać z rodzicami do Paryża. Ciekawe, jak mój ojciec by się czuł, gdyby jego rodzice kazali mu zostawić mnie i mamę... Nieważne. Najważniejsze, że już wróciłam i znów jestem z moją rodziną.
Uśmiechnęłam się do Lenki, która siedziała w spacerówce i bawiła się pluszakiem. Spojrzała na mnie swoimi dużymi, błyszczącymi oczkami.
- Tak, maluszku. Właśnie o tobie rozmyślam. Tak za tobą tęskniłam. - Podniosłam ją z wózka. Położyła mi na policzkach swoje małe rączki. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Jaka ona jest już duża... - Westchnęłam i mocno ją przytuliłam.
- Ona też za tobą tęskniła - powiedział Leon. - Prawda, Lenka? Tęskniłaś za mamusią, co? - Mała zamrugała.
- Widzisz? Masz nas tak więcej nie zostawiać. - Leon objął nas obie.
- Obiecuję, że już tego nie zrobię. Jakbym miała spędzić jeszcze chwilę bez was, to chyba bym umarła. - Popatrzyłam na niego czule. Przysunął się, a ja pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się triumfalnie.
- Wiesz, co? Zrobię wam zdjęcie! - powiedział i wyjął z torby aparat. Odszedł kawałek dalej.
- Gotowe? - zapytałam wesoło. - Momencik. Lenka, patrz na tatusia - poprosiłam. Mała zrobiła to, o co prosiłam.
- Możemy? - Leon zrobił głupią minę, Lenka się uśmiechnęła i zrobiła coś, czego się nie spodziewałam.
- Podemos! - powiedziała.
- Leon, chodź! Słyszałeś?
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Lenka! Nasza Lenka powiedziała pierwsze słowo. - Z tego wszystkiego aż się rozpłakałam.
- To wspaniale! Tak się cieszę. Brawo, kochanie! - Leon porwał Lenkę z moich rąk i mocno ją przytulił. - Szybko się uczysz, masz to po tatusiu - zaśmiał się. My cieszyliśmy się i śmialiśmy jak głupi, a biedna Lenka nie wiedziała, o co chodzi.
- Po tatusiu? - popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Dokładnie - odpowiedział i popatrzył na Lenkę. - Wiesz, maleńka, moja mama zawsze mówiła, że odkąd powiedziałem pierwsze słowo zacząłem gadać jak najęty...
- I tak ci zostało - zaśmiałam się.
- Chciałem powiedzieć, że Lenka jest tak do mnie podobna, że pewnie będzie miała tak samo. - Leon popatrzył na mnie z wyrzutem, ale chwilę potem cały rozpromieniony dodał: - Teraz przynajmniej dziecko będzie mi mówić, jaki jestem wspaniały, bo ty już chyba o tym zapomniałaś.
Podeszłam do Leona i nie zwracając na nic uwagi pocałowałam go.
- Nigdy o tym nie zapomnę. Ale nie waż się uczyć mojego dziecka takich rzeczy! - Koniec powiedziałam tak poważnie, jak tylko potrafiłam. Leon popatrzył na mnie dziwnie i oboje wybuchliśmy śmiechem. Znowu.
Leon
Po dość długim spacerze poszliśmy do moich rodziców, zostawić im Lenkę.
- Bawcie się dobrze dzieci - powiedziała moja kochana mama.
- Dzięki! Na pewno będziemy. - Ostatnie zdanie powiedziałem najciszej jak umiem. Powolnym krokiem szliśmy do domu.
- Leoś... - zaczęła Violetta.
- Tak? - zapytałem.
- A pamiętasz co mówiłeś do mnie przez telefon dzisiaj?
Podeszłam do Leona i nie zwracając na nic uwagi pocałowałam go.
- Nigdy o tym nie zapomnę. Ale nie waż się uczyć mojego dziecka takich rzeczy! - Koniec powiedziałam tak poważnie, jak tylko potrafiłam. Leon popatrzył na mnie dziwnie i oboje wybuchliśmy śmiechem. Znowu.
Leon
Po dość długim spacerze poszliśmy do moich rodziców, zostawić im Lenkę.
- Bawcie się dobrze dzieci - powiedziała moja kochana mama.
- Dzięki! Na pewno będziemy. - Ostatnie zdanie powiedziałem najciszej jak umiem. Powolnym krokiem szliśmy do domu.
- Leoś... - zaczęła Violetta.
- Tak? - zapytałem.
- A pamiętasz co mówiłeś do mnie przez telefon dzisiaj?
- Hm... Trochę tego było - powiedziałem i podrapałem się po głowie. - Już wiem! - krzyknąłem uradowany bo wiedziałem, że w końcu będziemy się kochać.
- Zbok! - krzyknęła - Mi chodziło o to, że tęsknisz...
- Taa... Jasne. A Andres jest profesorem.
- W sumie mógł by być. Profesorem głupoty. - Oboje zaczęliśmy się śmiać. W końcu doszliśmy do domu. Wpuściłem Violettę pierwszą. Kiedy zamknąłem drzwi Violka przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać - powiedziałem do niej i namiętnie pocałowałem. No pięknie, nawet dobrze się nie ogarnęliśmy a my już do sypialni.
- Leoś... A gdzie ta bielizna? - zapytała.
Violetta
- Jaka... Aaa... Ta... W sypialni w twojej szafce - odpowiedział.
- Dobrze. W takim razie ja lecę się przebrać, a ty kochanie tu na mnie poczekaj - powiedziałam i szybko pobiegłam na górę.
Weszłam do naszej sypialni. Nic się w niej nie zmieniło. Otworzyłam szafkę. Faktycznie była! Zabrałam ją i jedną z ulubionych sukienek Leona. Pobiegłam do łazienki. I tutaj nic się nie zmieniło. Nawet ta obleśna szafka! Jak ja za nią tęskniłam. Szybko ogarnęłam włosy, makijaż i przebrałam się w uszykowane rzeczy.
- Zbok! - krzyknęła - Mi chodziło o to, że tęsknisz...
- Taa... Jasne. A Andres jest profesorem.
- W sumie mógł by być. Profesorem głupoty. - Oboje zaczęliśmy się śmiać. W końcu doszliśmy do domu. Wpuściłem Violettę pierwszą. Kiedy zamknąłem drzwi Violka przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać - powiedziałem do niej i namiętnie pocałowałem. No pięknie, nawet dobrze się nie ogarnęliśmy a my już do sypialni.
- Leoś... A gdzie ta bielizna? - zapytała.
Violetta
- Jaka... Aaa... Ta... W sypialni w twojej szafce - odpowiedział.
- Dobrze. W takim razie ja lecę się przebrać, a ty kochanie tu na mnie poczekaj - powiedziałam i szybko pobiegłam na górę.
Weszłam do naszej sypialni. Nic się w niej nie zmieniło. Otworzyłam szafkę. Faktycznie była! Zabrałam ją i jedną z ulubionych sukienek Leona. Pobiegłam do łazienki. I tutaj nic się nie zmieniło. Nawet ta obleśna szafka! Jak ja za nią tęskniłam. Szybko ogarnęłam włosy, makijaż i przebrałam się w uszykowane rzeczy.
Leon
Dobrze, że jestem przygotowany na takie okazje jak ta. Nakryłem szybko do stołu (czyt. nakryłem go obrusem i położyłem wielką michę malin i wiśni w czekoladzie). Poszedłem do do kuchni po sok wiśniowy. Violetta wina nie może to chociaż sok w podobnym kolorze. Kiedy wychodziłem z kuchni zobaczyłem ją na schodach. Na jej widok upuściłem sok i kieliszki (tak kieliszki! Skoro sok miał być winem to powinien być w kieliszkach).
- Oj Leoś - powiedziała. A jak zahipnotyzowany podszedłem do niej i pocałowałem ją.
Leon mnie zaskakuje.
- I jak? - zapytałam po pocałunku.
- Kusząco. Seksownie. Olśniewająco - powiedział. A ja zarumieniłam się jak nastolatka. Zaczęliśmy się całować. Leon wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku i zaczął całować. Ściągnęłam mu koszulę. On ściągnął ze mnie sukienkę. Zaczęliśmy się całować coraz namiętniej. Po chwili byliśmy zupełnie nadzy. Oddawałam każdy jego pocałunek. Znowu kochaliśmy się dość długo. Po wszystkim wtuliłam się w niego i zasnęłam.
Następnego dnia - godzina 16.00
Wracam teraz do Buenos Aires. A w sumie to już wróciłem. Świetnie było móc nagrywać piosenki i przeżyć pierwszą w życiu trasę koncertową, ale póki co daję sobie z tym spokój. Na tą chwilę mam już kupiony dom w Buenos Aires. Ale nie będę mieszkał sam... Tylko z moją szesnastoletnią siostrą. Mileną. Nienawidzę jej, ale mama nie chce jej w domu. Czemu mnie to nie dziwi?
Przyjechałem też tutaj z myślą, że może odnajdę ojca, który przeprowadził się tutaj po rozwodzie z mamą, jak byłem mały. Wpadnę też do Violetty i do Leóna na tor. Chwalił mi się przez skype, że znów jeździ. A, tak. Nie wspominałem o tym, że ja i León regularnie utrzymujemy kontakt przez skype, no ale Violetta chyba o tym nie wie. Zresztą mam na nią focha forever. Mniejsza o to, czemu. Na lotnisku nie obeszło się bez awantury.
- Federico, gdzie moja walizka?! - spytała wkurzona Milena.
- A myślisz, że ja wiem? Nie umiesz dopilnować niczego! - odpowiedziałem.
- Stałam całą minutę przy taśmie i nie było tam mojej walizki!
- Nie moja wina, że jesteś głupia! Nie dziwię się, że matka cię nie chce w domu.
- Idioto idź po moją walizkę!
- Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, a obiecuję, że wylądujesz pod mostem - powiedziałem i poszedłem na przystanek.
Właściwie nie wiem, po co tam poszedłem, skoro niestety nie mogłem jechać bez Mileny, bo by się zgubiła i dzwoniła do matki, i miałbym przechlapane. Odjechały mi trzy autobusy, aż w końcu dostrzegłem dwóch ochroniarzy siłą wynoszących Milenę z lotniska. Byłem wściekły, a równocześnie było mi wstyd. Milena przez pięć minut się jeszcze z nimi o coś kłóciła, a potem zaczęła biec na przystanek. W tych swoich szpilkach na osiem centymetrów. Mądry wybór. W głowie już zdążyłem sobie ułożyć całe kazanie za tą aferę na lotnisku, jakie jej będę prawić, jak tutaj dojdzie. Tuż przed jezdnią Milena wywaliła się na trawie w tych swoich butach i odjechał nam, w tym czasie co Milena podnosiła się z ziemi, czwarty autobus. Później zagapiła się na przejściu i przeminęło jej zielone światło. Byłem teraz na maksa wkurzony. W końcu Milena doszła na przystanek.
- Oj Leoś - powiedziała. A jak zahipnotyzowany podszedłem do niej i pocałowałem ją.
Violetta
Leon mnie zaskakuje.
- I jak? - zapytałam po pocałunku.
- Kusząco. Seksownie. Olśniewająco - powiedział. A ja zarumieniłam się jak nastolatka. Zaczęliśmy się całować. Leon wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku i zaczął całować. Ściągnęłam mu koszulę. On ściągnął ze mnie sukienkę. Zaczęliśmy się całować coraz namiętniej. Po chwili byliśmy zupełnie nadzy. Oddawałam każdy jego pocałunek. Znowu kochaliśmy się dość długo. Po wszystkim wtuliłam się w niego i zasnęłam.
Następnego dnia - godzina 16.00
Federico
Wracam teraz do Buenos Aires. A w sumie to już wróciłem. Świetnie było móc nagrywać piosenki i przeżyć pierwszą w życiu trasę koncertową, ale póki co daję sobie z tym spokój. Na tą chwilę mam już kupiony dom w Buenos Aires. Ale nie będę mieszkał sam... Tylko z moją szesnastoletnią siostrą. Mileną. Nienawidzę jej, ale mama nie chce jej w domu. Czemu mnie to nie dziwi?
Przyjechałem też tutaj z myślą, że może odnajdę ojca, który przeprowadził się tutaj po rozwodzie z mamą, jak byłem mały. Wpadnę też do Violetty i do Leóna na tor. Chwalił mi się przez skype, że znów jeździ. A, tak. Nie wspominałem o tym, że ja i León regularnie utrzymujemy kontakt przez skype, no ale Violetta chyba o tym nie wie. Zresztą mam na nią focha forever. Mniejsza o to, czemu. Na lotnisku nie obeszło się bez awantury.
- Federico, gdzie moja walizka?! - spytała wkurzona Milena.
- A myślisz, że ja wiem? Nie umiesz dopilnować niczego! - odpowiedziałem.
- Stałam całą minutę przy taśmie i nie było tam mojej walizki!
- Nie moja wina, że jesteś głupia! Nie dziwię się, że matka cię nie chce w domu.
- Idioto idź po moją walizkę!
- Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, a obiecuję, że wylądujesz pod mostem - powiedziałem i poszedłem na przystanek.
Właściwie nie wiem, po co tam poszedłem, skoro niestety nie mogłem jechać bez Mileny, bo by się zgubiła i dzwoniła do matki, i miałbym przechlapane. Odjechały mi trzy autobusy, aż w końcu dostrzegłem dwóch ochroniarzy siłą wynoszących Milenę z lotniska. Byłem wściekły, a równocześnie było mi wstyd. Milena przez pięć minut się jeszcze z nimi o coś kłóciła, a potem zaczęła biec na przystanek. W tych swoich szpilkach na osiem centymetrów. Mądry wybór. W głowie już zdążyłem sobie ułożyć całe kazanie za tą aferę na lotnisku, jakie jej będę prawić, jak tutaj dojdzie. Tuż przed jezdnią Milena wywaliła się na trawie w tych swoich butach i odjechał nam, w tym czasie co Milena podnosiła się z ziemi, czwarty autobus. Później zagapiła się na przejściu i przeminęło jej zielone światło. Byłem teraz na maksa wkurzony. W końcu Milena doszła na przystanek.
- Nie wiem za co zacząć na ciebie wrzeszczeć - założyłem ręce.
- A co ja takiego zrobiłam? - spytała Milena wyniośle.
- Istniejesz - uśmiechnąłem się.
- Ha, no wiesz?
- No nie, nie wiem - powiedziałem.
Na autobus czekaliśmy jakieś dwadzieścia minut, ale w końcu zajechaliśmy na miejsce. Nasz, yyy... to znaczy mój dom mieścił się tuż obok domu Marcesci. Milena oczywiście się ociągała i szła trzydzieści metrów za mną. Skorzystałem z okazji. Wszedłem do domu i zamknąłem drzwi tak, żeby nie mogła wejść. Spokojnie się rozpakowałem, w czasie kiedy Milena wrzeszcząc waliła w drzwi. Dobiegały mnie same przekleństwa.
- Kto cię nauczył się tak wyrażać? - spytałem wychodząc z domu.
- Ty - powiedziała Mariana.
- Że ja? A kiedy ja przy tobie przeklinałem? - spytałem.
W odpowiedzi dostałem dość interesującą wiązankę. Nawet tego nie powtórzę. W życiu nie wpadłbym na tyle przekleństw w jednym zdaniu, no ale cóż. Nie zamierzałem nawet tego komentować, tylko zamówiłem taxi i zabrałem Milenę na tor. Byłem pewien, że spotkam tam Leóna, na tym głównie mi zależało, w końcu porozmawiać z facetem, a nie z gówniarą, która ciągle nawija o kosmetykach, ciuchach, imprezach i o tym, jak to Giovanni złamał jej serce. Ehh. Na tor nie było daleko. Rozglądałem się za Leónem, ale nigdzie go nie mogłem się dopatrzeć. Postanowiłem popytać ludzi. Mój wzrok spoczął na niewysokiej brunetce w czapce z daszkiem.
- Hej, kojarzysz może Leóna Verdasa? - spytałem.
- No jasne, to mój kuzyn - odparła dziewczyna. Niezbyt mi przypadła do gustu. Nastała chwila milczenia. Co za brak gościnności.
- Jest tutaj? - spytałem dość chłodno.
- Nie, nie ma, ale za chwilę powinien być. A ty to kto? - spytała dziewczyna.
- Federico Comello. Kuzyn Violetty, a ty? - spytałem.
- Clara Verdas. Mów mi Lara. Jestem kuzynką Leóna - odparła Lara.
- Aha - odpowiedziałem nawet na nią nie patrząc. Koło mnie stanęła wkurzona Milena.
- Co to ma być?! Gdzie my jesteśmy? Mam całe czarne buty! A miały taki piękny, turkusowy odcień! - krzyczała moja siostra. Przewróciłem oczami.
- To jest tor - odpowiedziałem.
- Czy ty jesteś chory psychicznie?! Idiota z ciebie, jak zwykle wyprowadziłeś mnie w pole! - powiedziała Milena i zaczęła przechodzić przez barierkę.
- Co ty robisz?! - spytała Lara.
- Idę do domu - odpowiedziała Milena.
- No chyba nie tędy! - krzyknąłem.
- Wal się - powiedziała Milena. Przeszła sobie swobodnie przez tor, jakby nigdy nic. Nie, nieważne, że zatrzymało się przez nią z piskiem opon z sześć motorów. Najważniejsze, żeby ona poszła do kosmetyczki. Jezu.
- Co to za bachor?! - spytała Lara.
- Moja siostra - odparłem.
- No to widzę, że wszyscy w twojej rodzinie macie podobny charakter.
- Tak? Będziesz obrażać moją rodzinę?!
- A zabronisz mi tego?
- Wiesz, naprawdę nie wiem, co wspólnego może mieć z taką osobą jak ty taki spoko koleś jak León - powiedziałem, a po tych słowach poszedłem na przystanek. Obejrzałem się za Larą z triumfalną miną, a ona stała jak wryta i nie wiedziała, co powiedzieć. Kiedy wróciłem do domu, czekała tam na mnie Milena wraz z Leónem.
- Siema Fede - powiedział León podchodząc do mnie i klepiąc mnie po ramieniu.
- O, hej. Fajnie cię znowu widzieć - powiedziałem.
- Wzajemnie.
- Ej, nie powinieneś być na torze?
- A, powinienem, ale Lara napisała mi sms, że mam przyjechać godzinę później, bo właśnie kłóci się z jakimś kretynem z półmetrową grzywką postawioną do góry - powiedział León. Kretyn z półmetrową grzywką? Już ja sobie z nią pogadam.
- Zapewniam cię, że chodziło o mnie.
- Poznałeś Larę? Niezły charakterek, co?
- Naprawdę. Nie wiem co powiedzieć, obraza społeczeństwa - powiedziałem. León tylko się zaśmiał. Usiedliśmy na kanapie w salonie, a Milena ciągle wpatrywała się w okno.
- A co ja takiego zrobiłam? - spytała Milena wyniośle.
- Istniejesz - uśmiechnąłem się.
- Ha, no wiesz?
- No nie, nie wiem - powiedziałem.
Na autobus czekaliśmy jakieś dwadzieścia minut, ale w końcu zajechaliśmy na miejsce. Nasz, yyy... to znaczy mój dom mieścił się tuż obok domu Marcesci. Milena oczywiście się ociągała i szła trzydzieści metrów za mną. Skorzystałem z okazji. Wszedłem do domu i zamknąłem drzwi tak, żeby nie mogła wejść. Spokojnie się rozpakowałem, w czasie kiedy Milena wrzeszcząc waliła w drzwi. Dobiegały mnie same przekleństwa.
- Kto cię nauczył się tak wyrażać? - spytałem wychodząc z domu.
- Ty - powiedziała Mariana.
- Że ja? A kiedy ja przy tobie przeklinałem? - spytałem.
W odpowiedzi dostałem dość interesującą wiązankę. Nawet tego nie powtórzę. W życiu nie wpadłbym na tyle przekleństw w jednym zdaniu, no ale cóż. Nie zamierzałem nawet tego komentować, tylko zamówiłem taxi i zabrałem Milenę na tor. Byłem pewien, że spotkam tam Leóna, na tym głównie mi zależało, w końcu porozmawiać z facetem, a nie z gówniarą, która ciągle nawija o kosmetykach, ciuchach, imprezach i o tym, jak to Giovanni złamał jej serce. Ehh. Na tor nie było daleko. Rozglądałem się za Leónem, ale nigdzie go nie mogłem się dopatrzeć. Postanowiłem popytać ludzi. Mój wzrok spoczął na niewysokiej brunetce w czapce z daszkiem.
- Hej, kojarzysz może Leóna Verdasa? - spytałem.
- No jasne, to mój kuzyn - odparła dziewczyna. Niezbyt mi przypadła do gustu. Nastała chwila milczenia. Co za brak gościnności.
- Jest tutaj? - spytałem dość chłodno.
- Nie, nie ma, ale za chwilę powinien być. A ty to kto? - spytała dziewczyna.
- Federico Comello. Kuzyn Violetty, a ty? - spytałem.
- Clara Verdas. Mów mi Lara. Jestem kuzynką Leóna - odparła Lara.
- Aha - odpowiedziałem nawet na nią nie patrząc. Koło mnie stanęła wkurzona Milena.
- Co to ma być?! Gdzie my jesteśmy? Mam całe czarne buty! A miały taki piękny, turkusowy odcień! - krzyczała moja siostra. Przewróciłem oczami.
- To jest tor - odpowiedziałem.
- Czy ty jesteś chory psychicznie?! Idiota z ciebie, jak zwykle wyprowadziłeś mnie w pole! - powiedziała Milena i zaczęła przechodzić przez barierkę.
- Co ty robisz?! - spytała Lara.
- Idę do domu - odpowiedziała Milena.
- No chyba nie tędy! - krzyknąłem.
- Wal się - powiedziała Milena. Przeszła sobie swobodnie przez tor, jakby nigdy nic. Nie, nieważne, że zatrzymało się przez nią z piskiem opon z sześć motorów. Najważniejsze, żeby ona poszła do kosmetyczki. Jezu.
- Co to za bachor?! - spytała Lara.
- Moja siostra - odparłem.
- No to widzę, że wszyscy w twojej rodzinie macie podobny charakter.
- Tak? Będziesz obrażać moją rodzinę?!
- A zabronisz mi tego?
- Wiesz, naprawdę nie wiem, co wspólnego może mieć z taką osobą jak ty taki spoko koleś jak León - powiedziałem, a po tych słowach poszedłem na przystanek. Obejrzałem się za Larą z triumfalną miną, a ona stała jak wryta i nie wiedziała, co powiedzieć. Kiedy wróciłem do domu, czekała tam na mnie Milena wraz z Leónem.
- Siema Fede - powiedział León podchodząc do mnie i klepiąc mnie po ramieniu.
- O, hej. Fajnie cię znowu widzieć - powiedziałem.
- Wzajemnie.
- Ej, nie powinieneś być na torze?
- A, powinienem, ale Lara napisała mi sms, że mam przyjechać godzinę później, bo właśnie kłóci się z jakimś kretynem z półmetrową grzywką postawioną do góry - powiedział León. Kretyn z półmetrową grzywką? Już ja sobie z nią pogadam.
- Zapewniam cię, że chodziło o mnie.
- Poznałeś Larę? Niezły charakterek, co?
- Naprawdę. Nie wiem co powiedzieć, obraza społeczeństwa - powiedziałem. León tylko się zaśmiał. Usiedliśmy na kanapie w salonie, a Milena ciągle wpatrywała się w okno.
Milena
Nasze okna dawały genialny widok na ten drugi dom. Jakiejś tam Francesci czy kogoś. Beznadziejny ma salon. Świetnie go widać z naszych okien.
W pewnej chwili zauważyłam coś niesamowitego. W oknie u Francesci stanął jakiś super przystojny koleś. Czyżby jej chłopak? No to on musi być mój. Czym prędzej wybiegłam z domu "odwiedzić Francescę", a że León i MGZWSB - Mój Głupi Zapatrzony W Siebie Brat to debile, to nawet nie zauważyli mojej nieobecności.
Właśnie malowałam paznokcie, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam. Za drzwiami stała niewysoka, ładna brunetka.
- Cześć - powiedziała łagodnym, melodyjnym głosem. Dość dziwna mi się wydawała ta dziewczyna. Taka... Cukierkowa.
- Cześć, kimkolwiek jesteś - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Oh, gdzie moje maniery. Jestem przyszłą żoną tego przystojniaka w białej koszuli, który przed chwilą stał w oknie - odpowiedziała dziewczyna.
- Zabawna jesteś. Ten przystojniak z okienka to mój chłopak Marco, a właściwie to nie wiem, po co ja ci o tym mówię, skoro pierwszy raz cię widzę na oczy - powiedziałam.
- Mogę wejść?
- Nie.
- Mogę wejść?!
- No cóż, a może grzeczniej?
- Mogłabym wejść?
- Kim jesteś?
- Milena Comello.
W pewnej chwili zauważyłam coś niesamowitego. W oknie u Francesci stanął jakiś super przystojny koleś. Czyżby jej chłopak? No to on musi być mój. Czym prędzej wybiegłam z domu "odwiedzić Francescę", a że León i MGZWSB - Mój Głupi Zapatrzony W Siebie Brat to debile, to nawet nie zauważyli mojej nieobecności.
Francesca
Właśnie malowałam paznokcie, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam. Za drzwiami stała niewysoka, ładna brunetka.
- Cześć - powiedziała łagodnym, melodyjnym głosem. Dość dziwna mi się wydawała ta dziewczyna. Taka... Cukierkowa.
- Cześć, kimkolwiek jesteś - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Oh, gdzie moje maniery. Jestem przyszłą żoną tego przystojniaka w białej koszuli, który przed chwilą stał w oknie - odpowiedziała dziewczyna.
- Zabawna jesteś. Ten przystojniak z okienka to mój chłopak Marco, a właściwie to nie wiem, po co ja ci o tym mówię, skoro pierwszy raz cię widzę na oczy - powiedziałam.
- Mogę wejść?
- Nie.
- Mogę wejść?!
- No cóż, a może grzeczniej?
- Mogłabym wejść?
- Kim jesteś?
- Milena Comello.
- Czyżby krewna Federico? - spytałam.
- Jego młodsza siostra - odparła Milena.
- Trzeba było tak od razu - powiedziałam i zatrzasnęłam Milenie drzwi przed nosem. Znaczy, ja nic nie mam do Federico, no ale nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Usiadłam na sofie. Koło mnie usiadł Marco.
- Kto to był? - spytał Marco.
- To? To była Milena, siostra Federico - powiedziałam.
Czyli, że pan Comello wrócił do Argentyny. Coś czuję, że nie będzie dobrze. Nie daruję mu, jeżeli będzie startował do mojej kobiety.
Właśnie śmiałem się z powalających tekstów Leóna, kiedy do domu weszła wkurzona Milena.
- Co? Jak? Jak to, to ty wyszłaś z domu?! - spytałem.
- Tak, wyszłam - powiedziała Milena z sarkastycznym uśmiechem.
- Kto cię nauczył oknem z domu wychodzić?!
- Nie wyszłam oknem idioto, wyszłam drzwiami, ale ty jesteś ślepy i głuchy, i nic nie zauważyłeś!
- Zatem jestem ślepym i głuchym idiotą - uśmiechnąłem się. Milena się zmieszała. Patrzyła to na Leóna, to na mnie. Widać, zawstydziła się, że koszmarnie się zachowuje na oczach Leóna.
- A ja chciałem ci dać trochę kasy na nowe buty, które sobie tak zniszczyłaś na torze... ale cóż. Jestem ślepym głuchym idiotą, więc jak ja to zrobię? - uśmiechnąłem się sarkastycznie. Zemsta jest słodka. Milena z płaczem poszła na górę. W sumie, to jest głupia, bo w czym bycie głuchym miałoby przeszkadzać w daniu jej kasy? No ale cóż. Tylko ja w tej rodzinie jestem mądry, nic nie poradzę. Usiadłem na sofie obok Leóna.
- Wow, stary. A myślałem że to mój brat Jorge jest diabłem - powiedział León.
- Widać, obydwoje się myliliśmy. Ty się myliłeś co do brata, a ja się myliłem co do możliwości intelektualnych mojej siostry - uśmiechnąłem się. W tej chwili do domu weszła Francesca.
- Jego młodsza siostra - odparła Milena.
- Trzeba było tak od razu - powiedziałam i zatrzasnęłam Milenie drzwi przed nosem. Znaczy, ja nic nie mam do Federico, no ale nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Usiadłam na sofie. Koło mnie usiadł Marco.
- Kto to był? - spytał Marco.
- To? To była Milena, siostra Federico - powiedziałam.
Marco
Czyli, że pan Comello wrócił do Argentyny. Coś czuję, że nie będzie dobrze. Nie daruję mu, jeżeli będzie startował do mojej kobiety.
Federico
Właśnie śmiałem się z powalających tekstów Leóna, kiedy do domu weszła wkurzona Milena.
- Co? Jak? Jak to, to ty wyszłaś z domu?! - spytałem.
- Tak, wyszłam - powiedziała Milena z sarkastycznym uśmiechem.
- Kto cię nauczył oknem z domu wychodzić?!
- Nie wyszłam oknem idioto, wyszłam drzwiami, ale ty jesteś ślepy i głuchy, i nic nie zauważyłeś!
- Zatem jestem ślepym i głuchym idiotą - uśmiechnąłem się. Milena się zmieszała. Patrzyła to na Leóna, to na mnie. Widać, zawstydziła się, że koszmarnie się zachowuje na oczach Leóna.
- A ja chciałem ci dać trochę kasy na nowe buty, które sobie tak zniszczyłaś na torze... ale cóż. Jestem ślepym głuchym idiotą, więc jak ja to zrobię? - uśmiechnąłem się sarkastycznie. Zemsta jest słodka. Milena z płaczem poszła na górę. W sumie, to jest głupia, bo w czym bycie głuchym miałoby przeszkadzać w daniu jej kasy? No ale cóż. Tylko ja w tej rodzinie jestem mądry, nic nie poradzę. Usiadłem na sofie obok Leóna.
- Wow, stary. A myślałem że to mój brat Jorge jest diabłem - powiedział León.
- Widać, obydwoje się myliliśmy. Ty się myliłeś co do brata, a ja się myliłem co do możliwości intelektualnych mojej siostry - uśmiechnąłem się. W tej chwili do domu weszła Francesca.
- Federico! - Fran rzuciła mi się na szyję.
- Hej Fran - powiedziałem z uśmiechem.
- Też tu jestem! - powiedział León.
- Zamknij się Verdas - powiedziała Fran.
- Słucham? - spytał León.
- Cicho człowieku z ZSLOSP! - powiedziała Fran.
- Nowe schorzenie? - spytał León z przekąsem.
- A jak. Zespół Schorzenia Ludzi Okłamujących Swoich Partnerów. Sama wymyśliłam - powiedziała Fran.
- Daj spokój. Violetta wie że wróciłem na tor i to akceptuje... chyba - powiedział León.
- Chyba - podkreśliła Fran.
- Oj cicho bądź - powiedział León. Spojrzał na zegarek - Żeby to szlag, muszę wracać, jak zwykle straciłem poczucie czasu. Trzymajcie się! - León błyskawicznie wybiegł z domu. Ja i Fran usiedliśmy na sofie. Rozmawialiśmy o minionych latach. Zaproponowałem spacer do parku, a Fran się zgodziła. Poszliśmy do pewnego pięknego parku. Kiedy chcieliśmy usiąść na jednej z ławek, było tam napisane: Ławka Leonetty.
- No to może lepiej usiądźmy na innej ławce, bo czasem będzie że wkroczyliśmy na teren prywatny - zaśmiała się Fran.
- Okey - powiedziałem. Usiedliśmy na ławce kilkanaście metrów dalej. Musiałem powiedzieć teraz Francesce, że nadal coś do niej czuję. Tylko jak...? No dobra, weź się w garść człowieku, nie bałeś się występować przed milionami ludzi, to i nie będzie ci straszne to.
- Słuchaj, Fran, bo... jest taka sprawa - zacząłem.
- Mów, śmiało. Mnie możesz powiedzieć wszystko - uśmiechnęła się Francesca.
- No bo ja... chyba nadal coś do ciebie czuję - powiedziałem. Francesca się zarumieniła. Przez kilka sekund patrzyła mi prosto w oczy. Zamknęła oczy, zbliżyła się do mnie, ale w pewnej chwili się otrząsnęła.
- Wiesz, wybacz, nie wiem co we mnie wstąpiło - powiedziała Fran poprawiając włosy.
- Nie, ja też nie wiem - uśmiechnąłem się niefortunnie.
- Federico, wiesz, dużo się zmieniło przez te trzy lata. Naprawdę sporo. A ja... znalazłam miłość swojego życia. Nazywa się Marco Quintana, i na serio go kocham. Nad życie. To z nim chcę się zestarzeć. Ale powiem tobie, że zawsze o tobie myślałam. I chcę żebyś był moim przyjacielem. Nie chcę stracić takiego przyjaciela jak ty - powiedziała Francesca. Powinienem się załamać, ale nawet mi odpowiadało to, co powiedziała. Również sobie zbyt wiele wyobrażałem.
- Nic dodać, nic ująć. Wiesz, tak myślę, to dobry pomysł, żebyśmy byli przyjaciółmi - uśmiechnąłem się. W tej chwili moje wyznanie sprzed kilku minut wydało mi się śmieszne. Ja i Francesca rozmawialiśmy jeszcze przez około godzinę. Musiała w końcu iść do domu, a ja chciałem iść sobie zobaczyć Buenos Aires, w końcu przez trzy lata nie miałem do tego okazji. Kiedy wracałem ze spaceru, spotkałem Larę. Postanowiłem ją zaczepić.
- I co? Ilu ludzi zdążyłaś już wkurzyć, od czasu naszego spotkania? - spytałem.
- Chcesz dostać parasolką? - spytała Lara z uśmiechem.- Hej Fran - powiedziałem z uśmiechem.
- Też tu jestem! - powiedział León.
- Zamknij się Verdas - powiedziała Fran.
- Słucham? - spytał León.
- Cicho człowieku z ZSLOSP! - powiedziała Fran.
- Nowe schorzenie? - spytał León z przekąsem.
- A jak. Zespół Schorzenia Ludzi Okłamujących Swoich Partnerów. Sama wymyśliłam - powiedziała Fran.
- Daj spokój. Violetta wie że wróciłem na tor i to akceptuje... chyba - powiedział León.
- Chyba - podkreśliła Fran.
- Oj cicho bądź - powiedział León. Spojrzał na zegarek - Żeby to szlag, muszę wracać, jak zwykle straciłem poczucie czasu. Trzymajcie się! - León błyskawicznie wybiegł z domu. Ja i Fran usiedliśmy na sofie. Rozmawialiśmy o minionych latach. Zaproponowałem spacer do parku, a Fran się zgodziła. Poszliśmy do pewnego pięknego parku. Kiedy chcieliśmy usiąść na jednej z ławek, było tam napisane: Ławka Leonetty.
- No to może lepiej usiądźmy na innej ławce, bo czasem będzie że wkroczyliśmy na teren prywatny - zaśmiała się Fran.
- Okey - powiedziałem. Usiedliśmy na ławce kilkanaście metrów dalej. Musiałem powiedzieć teraz Francesce, że nadal coś do niej czuję. Tylko jak...? No dobra, weź się w garść człowieku, nie bałeś się występować przed milionami ludzi, to i nie będzie ci straszne to.
- Słuchaj, Fran, bo... jest taka sprawa - zacząłem.
- Mów, śmiało. Mnie możesz powiedzieć wszystko - uśmiechnęła się Francesca.
- No bo ja... chyba nadal coś do ciebie czuję - powiedziałem. Francesca się zarumieniła. Przez kilka sekund patrzyła mi prosto w oczy. Zamknęła oczy, zbliżyła się do mnie, ale w pewnej chwili się otrząsnęła.
- Wiesz, wybacz, nie wiem co we mnie wstąpiło - powiedziała Fran poprawiając włosy.
- Nie, ja też nie wiem - uśmiechnąłem się niefortunnie.
- Federico, wiesz, dużo się zmieniło przez te trzy lata. Naprawdę sporo. A ja... znalazłam miłość swojego życia. Nazywa się Marco Quintana, i na serio go kocham. Nad życie. To z nim chcę się zestarzeć. Ale powiem tobie, że zawsze o tobie myślałam. I chcę żebyś był moim przyjacielem. Nie chcę stracić takiego przyjaciela jak ty - powiedziała Francesca. Powinienem się załamać, ale nawet mi odpowiadało to, co powiedziała. Również sobie zbyt wiele wyobrażałem.
- Nic dodać, nic ująć. Wiesz, tak myślę, to dobry pomysł, żebyśmy byli przyjaciółmi - uśmiechnąłem się. W tej chwili moje wyznanie sprzed kilku minut wydało mi się śmieszne. Ja i Francesca rozmawialiśmy jeszcze przez około godzinę. Musiała w końcu iść do domu, a ja chciałem iść sobie zobaczyć Buenos Aires, w końcu przez trzy lata nie miałem do tego okazji. Kiedy wracałem ze spaceru, spotkałem Larę. Postanowiłem ją zaczepić.
- I co? Ilu ludzi zdążyłaś już wkurzyć, od czasu naszego spotkania? - spytałem.
- Parasolką? Jest upał 30 stopni - odpowiedziałem z uśmiechem.
- No właśnie, trzeba jakoś się zabezpieczyć przed udarem, chociaż u ciebie to i tak za późno - powiedziała Lara.
- Aby na pewno? - spytałem, zdejmując jej opaskę z głowy. I unosząc do góry. Przekomicznie to wyglądało, jak usilnie próbowała do niej doskoczyć.
- Oddawaj, głupku! - krzyknęła Lara.
- Proszę - powiedziałem zakładając jej opaskę na oczy.
- Wariat - zaśmiała się Lara.
Clara
Zdjęłam opaskę z oczu i założyłam ją na głowę. Chciałam oddać Federico, ale w pobliżu go nie było. Wpadł jak kamień w wodę. Dziwne. Po prostu zniknął. Smutno mi się zrobiło. Nawet go polubiłam, chociaż uwielbiam go denerwować.
8,5 strony w Wordzie. Więcej niż zwykle i to o wiele, opłacało się czekać 1 DZIEŃ? Ja teraz tez mam wakacje, a po drugie to, że rozdziału nie było w jeden dzień nie oznacza końca świata, bo czasem wytrzymujecie więcej.
Dzisiaj to na tyle.
fajny fajny! tylko szkoda,że tak malo Leonetty:( czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńKoffam <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś też razem coś machniemy xD
Leonetta <3
Federico... Milena ;D
Ale buntowniczka.. xD
Właśnie sobie siedzę przed kompem i czekam ażmi farba na łebie wyschnie .. Hah ;-P
Weruu
Super! !!!!''''
OdpowiedzUsuńRozdział boski ♥ Jak każdy... Zazdroszcze talentu ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie storyofvilu.blogspot.com
// Dynka
Jednak opłacało się czekać:-D
OdpowiedzUsuńRozdział długi... I to lubię<3
Dużo akcji się działo*_*
Rozumiem masz wakacje.
Ale nawet jeśli rozumiem o czekam na kolejny:-)
Zapraszam do mnie: viluija.blogspot.com
Całuski:*
Julia K.
DZIĘKUJE CI ZA TAMTEN ROZDZIAŁ!!! Był wspaniały i dodany w moje urodziny... I na rozdział czekaliśmy 2 dni. Czekamy dłużej bo cię kochamy! Nie lubię jak ktoś mówi, że też ma wakacje. Ja to rozumiem, ale po wakacjach powiesz: "Ja też mam nauke!" Ale i tak cię kocham i zazdroszcze talentu! Pomysł z ławką leonetty przeboski! Szkoda, że sama na to nie wpadłam.. No, ale nie mam zamiaru kraść. :-P Kocham i dzięki za kolejny wspaniały rozdział. ♡ Zostane z twoim blogiem, aż do ostatniego rozdziału...
OdpowiedzUsuńSą przeboooskie!!! ♥♥♥♥♥ Czekam na kolejny, żebym znów mogła zostawić ci komentarz!!!
Pozdrawiam.
Boski rozdział
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://mystoryaboutleonetta.blogspot.com/
Suuperrr! Ja chcę kolejny! :***
OdpowiedzUsuńMarcioszka129
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że się niecierpliwimy, skoro masz taki cudowny blog!
Ale rozumiem, że masz wakacje ;)
Leonetta forever <3 Jestem ciekawa jaka będzie reakcja Germana, gdy się dowie, że Violetta wyjechała. Ja czekam na Lare i Fede. Musimy popisać, bo mam pewne pomysły. Zaj.isty rozdział.
OdpowiedzUsuńAny chyba wiesz kto, a jak nie to masz link to strony :) https://www.facebook.com/pages/Violetta-Polonia/235285096612593
Zaiste,że rozdział jest genialny. A hasełka Leosia nie powtarzalne;) Czekam na następny i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńCoś się święci, coś się święci.
OdpowiedzUsuńSuper,nie mogę sie doczekać kolejnego ;) / http://violetta-love-opowiadanie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKOCHAM TWÓJ BLOG przeczytałam go już całego jest świetny!
OdpowiedzUsuńNie muszę ci pisać, że rozdział boski, bo ty to wiesz! Zawsze piszesz świetne rozdziały. Co ty na to, żebym jednak pomagała ci przy tych rozdziałach?
OdpowiedzUsuńLeon napaleniec ! ;*
OdpowiedzUsuńKocham twoje rozdziały ! ♥
Zapraszam do mnie dopiero zaczynam ! http://przygodavioletty.blogspot.com/
EXTRA Lenka powiedzuała pierwsze słowo ale dlaczego akurat ,,Podemos"
OdpowiedzUsuńnie rozumiem ale tak czy siak rozdział jak zawsze boski
pozdrawiam i życze weny leonetta226
Bo Podemos to jest piosenka Leonetty...
OdpowiedzUsuńBell$
Genialny !
OdpowiedzUsuńLeoś i Fede
super rozdzial! tylko martwi mnnie jedna jedna rzecz...przeciez Viola jest w ciazy a oni znow sie kochali?:D
OdpowiedzUsuńA co w ciąży nie można się kochać? A rozdział był po prostu BOSKI!! Teksty Leośka są po prostu rozbrajające. I Lenka powiedziała Podemos ooo jak słodko. Siostra Fede jest jedną z tych pustych,zapatrzonych w siebie laleczek (lubię gdy jest ktoś taki zawsze można się pośmiać z ich głupoty) i wreszcie dziewczyna która zabujała się w kimś innym niż Leon. Francesce przyda się trochę (nie potrzebnej)zazdrości. Lara chyba polubiła Federico uuu coś wisi w powietrzu. Dobra kończę bo się nieźle rozpisałam :)
UsuńSuper blog ,super rozdział :) BOMBA
OdpowiedzUsuńSuper rozdział !
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham i czekam na więcej! <3
OdpowiedzUsuńBooooooski rozdział! A nasz Leonetta~!~ <3 I jeszcze w dodatku ta Milena... Ona jest w końcu dobra czy zła? Nie rozumiem... I żeby Fede nie rozbił naszego kochanego związku Marcesci i proszę... Niech ona namiesza w życiu Leonetty, albo Marcesci xd To by były emocje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~!~
Sama :**
Marcesci było by ciekawiej bo Leonetta miała wiele kryzysów :)
UsuńRozdział super!!!!
MARCZESKI Leonetta już dużo wyciepiała
UsuńUwielbiam twojego bloga mam pytanie mogłabym ten pomysł z tymi telenowelami Leona i schorzeniami wymyślanymi przez Leona i Fran zapożyczyć do swoich opowiadań? Bardzo mi się to spodobało ,ale jak nie to zrozumiem. To link do mojej stronki na facebooku https://www.facebook.com/pages/Martina-Stoessel/128710974000711?ref=hl
OdpowiedzUsuńsuper blog i opowiadania. Czytam pierwsze rozdziały bo niedawno odkryłam twojego bloga. Masz wielki talent. Zapraszam do mnie oczamivioletty.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŚwietnyy <333
OdpowiedzUsuńMilenka rusza do akcji :D
Mogłaby u Marcesci troche namieszać a przynajmniej Fran mogła by być zazdrosna (bezpodstawnie) :P a Marco mógłby być na początku zazdrosny o Federica :D
Super blog! ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam : http://violetta-disneychannelpl.blogspot.com/
Jaki super blog o.O Też chce tak fajnie pisać. ;D Zapraszam do mnie http://leoniviolettapl.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak piszesz! A historia jest bardzo ciekawa, nie mogę doczekac się następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńWidzę ,że taż jesteś fanką Seleny?
Miło będzie jak wpadniesz :
http://violettadisneypoland.blogspot.com/
Genialny! :)
OdpowiedzUsuńTeksty Leona boskie ;D
Mam nadzieję, że Milena nie rozdzieli Marcesci :)
Czekam na next :*
Dziewczyno masz talent!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Oj Leosiek! Ta Milena jest dziwna...
OdpowiedzUsuńRozdział Boski!
Z niecierpliwością czekam na next;*
Extra rozdział ! Czekam na next :) 💗
OdpowiedzUsuńSuper piszesz i rozdział też jest extra. ;D Czekam na next.
OdpowiedzUsuńBe young
Super!! I dobrze że nie było tak dużo Leonetty bo o nim są prawie wszystkie rozdziały!!
OdpowiedzUsuńPS. Kiedy napiszesz coś o Ludmi i Braco??
no trzeba coś o ludmi i braco a oni nie byli zarenczni nie warzne wole żeby Milena mieszała marczesce no ale jest też 2 strona że nasza fran jest w ciąży i też źle ale do Leonetty niech sie nawet nie zbliża i tak juz dużo wycierpieli i jeszcze viola 2 raz w ciąży
OdpowiedzUsuńleoś sie postarał i nie zapomniał że viola nie może pić alkocholu z powodu ciąży
sorki za błędy
pozdrowienia i życze weny leonetta226
Kiedy nowy? Błaaaagaaaam! ♫
OdpowiedzUsuńSuper ! Czekam pilnie na nowy <3 zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńprzygodavioltty.blogspot.com
rozdział super przeczytałam cały twój blog Extra a spróbuj rozwalić choć na chwile marczeskę a się obrażę i tak kocham twój blog. Zapraszam do mnie leoniviolettapl.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNIE MA BATA! Jak za dwa dni jeszcze nie będzie nowego rozdziału,przestaję cię czytać. :P
OdpowiedzUsuńTo przestań. Czy ja cię zmuszam? -.-
UsuńNie wiem czy wiesz, ale ja też mam życie prywatne i czasem brak weny.
Dziwne, prawda? o.O -.-
Bo przecież ja powinnam siedzieć 24 h przy kompie i na zawołanie pisać rozdziały. -.-