Un altro sogno infranto che non dà speranza, ma
Io non mi arrendo, non mi arrendo
Anche se il mondo va così
Il mondo mio continua e non mi arrendo
Non avrà fine ora quel che c'è intorno a me
Perché io vivo come se tutto è possibile
Io viaggerò nell'universo
E rivivrò attraverso i sogni miei, i sogni miei
Perché io viaggerò nell'universo
Ritroverò quello che ho perso
Giuro che lo farò
Przerwała, kiedy ujrzała w progu
uśmiechniętego bruneta.
- Bellissimo canzone[1] -
odrzekł, gdy wszedł do klasy, klaszcząc. -
É il vostro?[2]
- Sì, mia[3] - zachichotała. - Od kiedy mówisz tak płynnie
po włosku?
- Nie mówię płynnie po włosku.
Ale nauczyłem się troszkę. Dla ciebie - uśmiechnął się nieśmiało. - Mam
nadzieję, że chociaż nie zrobiłem błędów, prawda?
- Nie, wszystko było dobrze -
uśmiechnęła się szeroko. - Wiesz, gdzie jest Violetta? Chciałam z nią
porozmawiać, ale nie widziałam jej dziś od rana.
Chłopak pokiwał przecząco głową,
po czym odpowiedział:
- Przekazać jej coś?
- Nie, nie trzeba, nic ważnego -
szepnęła i spojrzała na tekst piosenki. - Marco… Moglibyśmy się spotkać za pół
godziny w parku? Pod tym czerwonym drzewem, ok? Pomógłbyś mi z piosenką, skoro
już taki dobry z włoskiego jesteś - zaśmiała się.
On
tylko uśmiechnął się zadziornie i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Wszedł do budynku szkoły, co
chwilę powtarzając pod nosem swój monolog. Pewnie i tak nic nie zostanie mu
wybaczone, ale chyba warto spróbować, prawda? Chciał ją przeprosić, szczerze, z
całego serca. Nie mogło być tak, że codziennie widywaliby się po kilka razy
dziennie na korytarzu, na lekcji, czy gdziekolwiek, nie odzywając się do siebie
i zachowując się, jakby się nie znali i nie chcieli poznać.
Szukał jej już wszędzie. Przed
szkołą, we wszystkich salach - w tych, w których mogłaby być, jak i w tych, w
których nieczęsto bywała - , a nawet w parku. Nie mogła być w domu, widział,
gdy wychodziła i szła w kierunku Studio. Nie było jej nigdzie, jakby zapadła
się pod ziemię.
Dzwonił do niej kilkanaście razy,
nie odbierała. Za każdym razem słyszał parę sygnałów, a potem automatyczną
sekretarkę - „Cześć, nie mogę teraz odebrać, ale obiecuję, że oddzwonię!”. Jej
radosny ton melodyjnego głosu działał na niego tak… magicznie i kojąco.
Wysłał również pięć sms-ów, lecz
nie odpisała - jak i pewnie nie odczytała - żadnego z nich.
To wszystko wydawało się dla
niego niemożliwe, nie mogło tak być. To był tylko i wyłącznie zwykły sen, z
którego za chwilę się obudzi i wszystko wróci do normy. Jednak było inaczej,
prawda bywa bolesna.
Bardzo bolesna.
Nie chciał jej stracić już na
zawsze, nie chciał żeby stali się swoimi wrogami.
Kochał ją.
- Leon! - Do jego uszu dobiegł
donośny głos… Francesci. „Już po mnie”, pomyślał i przełknął głośno ślinę.
- Fran, to nie tak, nie chciałem,
żeby tak się stało, naprawdę - powiedział w zamiarze obrony, gdy Włoszka
podeszła bliżej niego.
- Co? Czego? - zapytała, nie
rozumiejąc o co chodzi. - Chciałam tylko -
- No bo Viol... Czekaj, ty nic
nie wiesz?
- Nie? Co Violetta? - Dziewczyna
zadawała jeszcze więcej pytań.
- A nie, nic takiego. Widziałaś
ją dzisiaj? - zapytał rozglądając się po korytarzu.
- Nie, ale za chwilę powinna być,
bo dzwoniłam do niej. Powiesz mi, o co chodzi?
- Nieważne. Nie mogę
powiedzieć...
- Mi nie powiesz? Przecież nikt
ci nie broni. Nie ufasz mi?
- Ufam, ale... O, przyszła.
Cześć, Fran! - krzyknął, po czym podbiegł do drzwi wejściowych szkoły.
Zawsze były otwarte, nawet w te
zimniejsze dni. Jednak dziś było wyjątkowo ciepło. Ujrzał ją wchodzącą do
szkoły. Miała na sobie asymetryczną, sukienkę o delikatnie miętowym odcieniu w
kwieciste wzory oraz szare, sznurowane botki na pięciocentymetrowych koturnach.
Na ramiona włożyła blado-różową, skórzaną kurteczkę, która kończyła się na
wysokości talii. Jej falowane włosy upięte były w niskiego kucyka po prawej
stronie głowy. Makijażu nie miała prawie wcale, jedynie jej usta były muśnięte
błyszczykiem o delikatnym, brzoskwiniowym kolorze.
- Vilu… Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym, Leon -
odrzekła, odwracając się w jego stronę. - Nie sądzisz, że lepiej byłoby dla nas
obojga, gdybyśmy to skończyli? I dla reszty.
- Nie? Nie byłoby lepiej -
odpowiedział cicho. - Mówiłem już, jak bardzo cię nie rozumiem? Jednego dnia
mówisz, że mnie kochasz, a kolejnego już mnie nienawidzisz. Chyba nawet nie
wiesz, czego… - przerwał, czując, że ta krótka wymiana zdań za chwilę przerodzi
się w poważną kłótnię. - Nie chce się z tobą kłócić. Chciałem tylko przeprosić.
- Za…?
- Za… wszystko w sumie. Ale
jednak najbardziej za wczoraj.
- Wiesz, że przeprosiny nic tu
nie dadzą.
- To co mam jeszcze zrobić?
- Ty nadal nie rozumiesz? Zniszczyłeś wszystko i uważasz, że jedno "przepraszam" wystarczy?
- Violetta...
- Daj mi spokój! Nie chcę cię więcej widzieć. Nie będę cierpieć i nie będę tęsknić. Nienawidzę cię. Dopiąłeś swego.
Szatynka ruszyła przed siebie nie odwracając się nawet na chwilę i nie patrząc na zdezorientowanego chłopaka. Dobiegła do ławki i usiadła z trudem łapiąc powietrze. Była bliska płaczu. Rozejrzała się dookoła. Ten sam staw, te same drzewa, ta sama ławka... Ich ławka. Jej policzki momentalnie zrobiły się purpurowe, a z oczu popłynęły pierwsze łzy. Za nimi kolejne. Pierwsza - bezradności, druga - złości, trzecia - cierpienia. Ukryła twarz w dłoniach.
Leon po chwili otrząsnął się i uprzytomnił sobie co się stało. Pobiegł przed siebie w kierunku, w którym uciekła dziewczyna. Po kilku minutach zauważył ją siedząca na ławce. Stanął za drzewem tak, by go nie zauważyła. Chciał ją jeszcze raz przeprosić pocieszyć, przytulić, ale ktoś był szybszy.
Violetta poczuła czyjś delikatny dotyk na dłoni, a po chwili silne ramiona, które ją obejmowały. Brunet nie pytał, o to, co się stało. Miał przeczucie, że chodziło o Verdasa, ale nie chciał zadawać zbędnych pytań. Po prostu siedział tuż obok dziewczyny.
Kiedy się od siebie odsunęli, szatynka zauważyła, że coś poruszyło się za drzewem. Ktoś ich obserwował. Leon. Wiedziała, że musiał pobiec za nią, gdy uciekła. Niewiele myśląc odwróciła się w stronę Marco i szepcząc „Dziękuję” przesunęła się i go pocałowała.
Leon nie zauważył, że go widziała. Chłopak nie domyślił się, że ona robi to specjalnie. Stał i patrzył w ich stronę zrozpaczony. Nienawidziła go i miała do tego pełne prawo. Kochała Marco. Zdenerwowany szatyn urwał jedną gałązkę z drzewa i z dużą siłą rzucił ją w dal, tupiąc ze złości i rozpaczy. Odwrócił się, by wrócić do Studia. Nie miał ochoty na rozmowę. Musiał sobie wszystko przemyśleć. Kilkanaście metrów przed sobą zauważył postać. Była to dziewczyna o czarnych włosach w białej sukience w kropki. Francesca. „O nie...”, pomyślał. Zrobił krok do przodu, ale Włoszka pokiwała głową przecząco i zniknęła za rogiem.
- To co mam jeszcze zrobić?
- Ty nadal nie rozumiesz? Zniszczyłeś wszystko i uważasz, że jedno "przepraszam" wystarczy?
- Violetta...
- Daj mi spokój! Nie chcę cię więcej widzieć. Nie będę cierpieć i nie będę tęsknić. Nienawidzę cię. Dopiąłeś swego.
Szatynka ruszyła przed siebie nie odwracając się nawet na chwilę i nie patrząc na zdezorientowanego chłopaka. Dobiegła do ławki i usiadła z trudem łapiąc powietrze. Była bliska płaczu. Rozejrzała się dookoła. Ten sam staw, te same drzewa, ta sama ławka... Ich ławka. Jej policzki momentalnie zrobiły się purpurowe, a z oczu popłynęły pierwsze łzy. Za nimi kolejne. Pierwsza - bezradności, druga - złości, trzecia - cierpienia. Ukryła twarz w dłoniach.
Leon po chwili otrząsnął się i uprzytomnił sobie co się stało. Pobiegł przed siebie w kierunku, w którym uciekła dziewczyna. Po kilku minutach zauważył ją siedząca na ławce. Stanął za drzewem tak, by go nie zauważyła. Chciał ją jeszcze raz przeprosić pocieszyć, przytulić, ale ktoś był szybszy.
Violetta poczuła czyjś delikatny dotyk na dłoni, a po chwili silne ramiona, które ją obejmowały. Brunet nie pytał, o to, co się stało. Miał przeczucie, że chodziło o Verdasa, ale nie chciał zadawać zbędnych pytań. Po prostu siedział tuż obok dziewczyny.
Kiedy się od siebie odsunęli, szatynka zauważyła, że coś poruszyło się za drzewem. Ktoś ich obserwował. Leon. Wiedziała, że musiał pobiec za nią, gdy uciekła. Niewiele myśląc odwróciła się w stronę Marco i szepcząc „Dziękuję” przesunęła się i go pocałowała.
Leon nie zauważył, że go widziała. Chłopak nie domyślił się, że ona robi to specjalnie. Stał i patrzył w ich stronę zrozpaczony. Nienawidziła go i miała do tego pełne prawo. Kochała Marco. Zdenerwowany szatyn urwał jedną gałązkę z drzewa i z dużą siłą rzucił ją w dal, tupiąc ze złości i rozpaczy. Odwrócił się, by wrócić do Studia. Nie miał ochoty na rozmowę. Musiał sobie wszystko przemyśleć. Kilkanaście metrów przed sobą zauważył postać. Była to dziewczyna o czarnych włosach w białej sukience w kropki. Francesca. „O nie...”, pomyślał. Zrobił krok do przodu, ale Włoszka pokiwała głową przecząco i zniknęła za rogiem.
- Ludmiła! - usłyszała wołanie
swojego imienia, dobiegające zza jej pleców.
Odwróciła się powoli, a kilka
metrów przed sobą ujrzała zmierzającego w jej stronę Federico. Przewróciła
oczami i obróciła się na pięcie. Przyśpieszyła kroku, lecz Włoch był szybszy i prędko
ją dogonił. Złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę. Spojrzał na nią
wzrokiem pełnym pożądania i… bólu. To jej wina, ale… za niedługo mu przejdzie.
To dla jego dobra.
- Możemy porozmawiać? - zapytał
nie odwracając wzroku od oczu blondynki. - A raczej musimy.
- Nie mamy o czym… - szepnęła
odchodząc.
Nie usłyszała odgłosu jego kroków
i odetchnęła z ulgą, myśląc, że postanowił dać sobie spokój. Jednak po chwili
znalazł się u boku dziewczyny. Nienawidziła gdy to robił, gdy zjawiał się… z
nikąd.
- Ależ mamy.
Jego stanowczy ton przyprawiał ją
o dreszcze. Chce wyjaśnień. Ale co ma mu powiedzieć, że zerwała z nim, bo tak
będzie lepiej? Nie chciała obarczać go moimi problemami, a tym bardziej narażać
go na swojego ojca. Wolała poczekać, aż to wszystko się uspokoi, ale pewnie do
tego czasu znajdzie kogoś innego. Kogoś, kto na niego zasługuje.
- Federico… - zaczęła i
odetchnęła głęboko. Szykowała się dłuższa rozmowa. Lub kłótnia… - Czego chcesz?
- powiedziała łagodnie, nie chcąc zabrzmieć chamsko.
- Mogłabyś mi wyjaśnić o co
chodzi? - Wiedziała, ze to powie. - Od kilku dni zachowujesz się naprawdę
dziwnie, nie chcesz mi nic powiedzieć, mimo, że wiesz, że okropnie się o ciebie
martwię, a potem tak nagle ze mną zrywasz. Nie rozumiem już niczego.
Chciałaby powiedzieć mu, że mimo
wszystko nadal go bardzo mocno kocha i po prostu odejść. Ale nie mogła tego
zrobić. Nie mogła jeszcze bardziej mieszać mu w głowie.
- To skomplikowane… - odrzekła,
bawiąc się palcami. Już miał coś powiedzieć, lecz szybko zrezygnował. Pewnie
zauważył jej zdenerwowanie. - Wszystko ci wytłumaczę, ale… nie teraz.
- Jak nie teraz to kiedy? Za pięć
lat? - Wyczuła wyraźną ironię w jego głosie. - Przepraszam - szepnął i spuścił
głowę. Lubiła, gdy przepraszał ją za takie błahostki.
- Wszystko w swoim czasie się
wyjaśni i wróci do normy… Przepraszam. Ale pamiętaj, kocham cię - odeszła
szybko, mając tą głupią nadzieję, że nie usłyszał dwóch ostatnich słów.
Cóż, nadzieja matką głupich.
[1] Piękna
piosenka
[2] To
twoja?
[3] Tak, moja
Jakbym nie miała co robić, tylko rozdział o prawie drugiej w nocy dodawać. Ale jakoś złapała mnie wena, mimo, że napisałam to całkiem inaczej, niż przeczytaliście. Pierwszy i ostatni fragment pisany był w pierwszej osobie, po skończeniu po prostu zmieniłam narrację. Drugi pisany był przez Madzię <3
Chyba pora na małe wyjaśnienia, prawda? Ostatnio mam kompletny brak weny, siedzę po nocach, żeby cokolwiek napisać, ale - nic. Dzisiaj wreszcie coś mnie napadło i jest.
Rozdział jest krótki, 3 strony. Napisałam co napisałam, z pomocą, ale jest. Jestem zła na siebie, że tak mało i mimo obiecywania nie dodałam nic wcześniej, ale chyba rozumiecie.
Dużo myślałam, co by tu jeszcze dodać, ale jakoś mam pustkę w głowie, jak na teraz. Pełno pomysłów na dalsze rozdziały, a nawet dzisiaj wymyśliłam koniec trzeciego opowiadania. Bo tylko ja tak potrafię.
Propo tego trzeciego... Albo zrobię może osobną notkę, będzie przejrzyściej :)
Tyle. Do kolejnego xx
P.S. Jeśli macie jakieś pytania - śmiało, możecie pisać na maila, gg, w komentarzu (w zakładce zapytaj autorkę), czy nawet na twitterze. Chętnie odpowiem i wyjaśnię wątpliwości :)
Piękny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńMasz talent do pisania !
Życzę weny :-)
Wreszcie rozdział ♥ świetny rozdział .... jak zawsze ♥
OdpowiedzUsuńMadzia taki fejm, że aż TOBIE pomaga w pisaniu rozdziału xD
OdpowiedzUsuńNo i co ja mam powiedzieć? xD Jest pięknie :D
Tylko jedna uwaga: JAK NIE POGODZISZ FEDEMIŁY TO JA CIĘ ZNAJDĘ! xDD
Wiesz jak bardzo to wszystko jest nieogarnięte, nie po kolei i wgl? xD
Oj, komplikujesz ty sobie życie xd
Rozwaliłaś Leonetkę, Rozwaliłaś Leonetkę! :D
I będzie może w końcu ta Marletta xd
A Leoś i Fran?
Że co, że niby Marco lekiem na złamane serce? No nie, on ma Violkę i tyle, a oni się mają sami pogodzić i wgl
A ten Leon to cham xD
No, to tyle jeśli chodzi o moją skromną opinię xD
Kocham <3
xx
Jesteś...utalentowana. Tak, wiem. To takie banalne, ale naprawdę tak jest. Potrafisz bardzo dużo. Umiesz poruszyć czytelnika i jeśli nie do łez, to na pewno do głębokich przemyśleń. Każdy fragment ma w sobie "to coś", a narracja trzecioosobowa dodaje temu wszystkiemu jeszcze więcej uroku. Nie musze się chyba rozpisywać, co? Ty sama dobrze wiesz, że jesteś naj i naj i naj...
OdpowiedzUsuńMówiłam, że przyjdę, więc jestem ;))
OdpowiedzUsuńAle dawno mnie tu nie było... Tyle się zmieniło. Nowy, piękny szablon i nie tylko. Wiesz co zauważyłam? Piszesz, kochana, coraz lepiej. Nie można tego przeoczyć. Coraz lepiej, coraz... dojrzalej. Moim zdaniem zrobiłaś ogromny postęp w pisaniu czego Ci serdecznie gratuluję.
Sam rozdział może nie był najdłuższy, ale jak wiadomo - nie ilość, lecz jakość się liczy. A właśnie tej jakości tutaj nie brakowało. Naprawdę jest coraz lepiej. I mam sobie takie wrażenie, że trzecie to już w ogóle będzie coś niezwykłego. I tak dla jasności - tak, będę czytać xd
Violetta i Leon.
Ta dwójka ma niesamowicie pod górkę w tym opowiadaniu. I mimo całej miłości jaką ich darzę, czasami myślę sobie, że lepiej byłoby gdyby akurat ta historia skończyła się Marlettą ;* Ale za bardzo ich kocham... Ale czego byś nie zrobiła, jakbyś nie zakończyła - ja na pewno będę zadowolona.
I o ile Marlettę w Twoim wykonaniu naprawdę pokochałam, o tyle połączenie Leona i Fran wciąż mi się nie podoba xD Zresztą Leon się strasznie chamski zrobił ostatnio, więc jeśli ostatecznie Vilu wybierze Marco, to Leon powinien zostać sam xD A Francesce można ewentualnie podesłać jakiegoś innego przystojniaja, prawda?
Znów jestem pod wrażeniem. I już czekam kolejnego rozdziału. A nawet - trzeciego opowiadania ;))
Przepraszam, że tak krótko, marnie i tylko o Violce, Leonie i Marco, ale mam bardzo mało czasu. Zresztą jakby nie było - są to główne postacie, c'nie? XD
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny. ♥
Dulce
Super rozdział jak każdy <333
OdpowiedzUsuńJesteś genialna oddasz troche talentu hmm ?
Czekam na następny rozdział
Jeśli ktoś ma czas to zapraszam do mnie a jak wpadnie to niech zostawi komentarz bede wdzieczna
http://leonetta-od-nowa.blogspot.com/
Super. świetnie. ;D ciekawe co
OdpowiedzUsuńbędzie dalej :-) weny życzę
Sweet<3
OdpowiedzUsuńjesteś głupia i zawsze wszystko musisz psuć nie rozumiesz że nie mam marletty czy coś takiego dziwko !!!! JEST TYLKO LEONETTA I DIEGOLETTA I TOMASETTA to są PRAWDZIWE PARY DEBILU a ty wymyślasz JAKIEŚ POJEBANE PARY JAK MARLETTA I LEONFRAN JEZU ALE TY JESTEŚ DEBIL MA BYĆ VIOLETTA I LEON
OdpowiedzUsuńNaprawdę myślisz, że przejmę się takim komentarzem? Błagam cię, ośmieszasz się tylko.
UsuńCzy wszystko musi być dokładnie takie, jak w serialu? Wtedy byłoby nudne i nie byłoby sensu tego pisać.
Naprawdę nie rozumiem, po co tu wchodzisz. Nie podoba się, to olej i tyle.
Przy okazji - nie wyzywaj mnie, bo nic ci nie zrobiłam i caps off ;)
Ten komentarz tylko pokazuje twój poziom.
Pozdrawiam ;)
Super!Piszesz bosko, czytam to opowiadanie 4 raz a takimi komentarzami jak tamten się nie przejmuj.
OdpowiedzUsuń