wtorek, 24 grudnia 2013

13. ~ Kłótnia z samą sobą.

                - Violu, spokojnie. Angie się nie wyprowadza, my też się nie wyprowadzamy. Zostajemy tutaj. Po prostu muszę wyjechać na kilka dni do Londynu i pomyślałem, że pojechalibyśmy razem. Miałybyście okazję pozwiedzać trochę, co? - German uśmiechnął się do córki, a ona popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. - O co chodzi? Jeśli chcesz, możesz kogoś zabrać ze sobą.
                Szatynka stała na środku salonu, z jeszcze bardziej zdziwionym wyrazem twarzy. Jej ojciec, chce ją zabrać ze sobą i to jeszcze z kimś? „Coś tu nie gra…” - pomyślała Violetta.
                - Tak, oczywiście, że chcę. A mogłabym zabrać Marco?… - zapytała z nadzieją.
                - Oczywiście, że tak, kochanie. No to leć na górę się pakować - oznajmił z uśmiechem, po czym wszedł do swojego gabinetu.
                Dziewczyna wbiegła po schodach na górę i zamknęła się w pokoju. Z jednej strony szczęśliwa, bo zawsze chciała zwiedzić Londyn. Teraz jest idealna okazja, no i do tego pojedzie z Marco. Na pewno będą się świetnie bawić, a ona zapomni o wszystkich problemach związanych z Leonem.
                - Violetta, nie bądź na tyle głupia i nie myśl o nim… Zranił cię… - mruknęła pod nosem.
„Tak, a dzień wcześniej cię pocałował. Kochasz go i nie możesz przestać o nim myśleć!” - odezwał się głos w jej głowie.
                Miała wrażenie, że to wszystko to kolejny zły sen. Że za chwilę obudzi się ze śladami łez na policzkach, a za moment się uśmiechnie. Wstanie z łóżka, a z kuchni będzie wydobywał się zapach świeżo zaparzonej kawy. Zejdzie na dół i zobaczy tam miłość swojego życia. On ucałuje ją w policzek i uśmiechnie się promiennie. I tak każdego dnia. ten sam zapach, ta sama osoba, ten sam śliczny uśmiech, który tak kocha…
                „Wyobraźnię to ty masz bujną. Pyszna kawa, zrobiona przez Niego ci się marzy? To zrób tak, żeby to była prawda! Nie stój tak, tylko bierz telefon, przeproś i zaproponuj mu ten wyjazd!” - znów usłyszała ten denerwujący głos, który może jednak ma rację?…
                Wzięła telefon do trzęsącej się ręki. Wybrała numer i przyłożyła komórkę do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci… Nic… „Odbierz, błagam…” - pomyślała i przymknęła oczy.
                „Nie do niego miałaś dzwonić! Rozłącz się! Jaka ty jesteś głupia!” - w jej głowie rozbrzmiał zdenerwowany głos.
                - Oj zamknij się, idioto! - powiedziała podniesionym tonem.
                - Em, Vilu?… Stało się coś?… - w słuchawce rozniósł się melodyjny głos chłopaka.
                - Marco! Em… Nie, tylko… Eh… Jak ci powiem, że się kłócę z głosem w mojej głowie, to uznasz mnie za wariatkę, tak?…
                - Nie… Ja już dawno uznałem cię za wariatkę - zaśmiał się. - A co ci mówi ten głos, że go tak przezywasz, hm?
                - A, nic takiego… Słuchaj, mam sprawę. Zrozumiem jak się nie zgodzisz, ale fajnie by było… - Usiadła na łóżku i kontynuowała. - Byłeś kiedyś w Londynie?
                - Nie… Czemu pytasz? - zapytał zdziwiony.
                - A chciałbyś?
                - Pewnie! No mów, o co chodzi?
                - To się pakuj - uśmiechnęła się szeroko. - Mój ojciec wyjeżdża tam na kilka dni w sprawach biznesowych, ja jadę z nim i powiedział, że mogę kogoś zabrać - wyjaśniła. - Wypadło na ciebie.
„Wcale nie na niego! Zobaczysz, że bardzo tego pożałujesz, a ja powiem „A nie mówiłam?”. Przeznaczenia nie oszukasz, to nie jest jakiś marny film…” - Dziewczyna była już naprawdę zdenerwowana przez ten dziwny głos. Kłóciła się sama ze sobą…
                - Viola, ale… - zaczął Marco, lecz szatynka mu przerwała.
                - Nie ma żadnego „ale”, pakuj się, jutro o dziesiątej pod moim domem - powiedziała i rozłączyła się.


Następnego dnia

                Violetta była w pokoju i pakowała się. Jej torba już ledwo się zamykała, lecz ona nadal dorzucała rzeczy. Bagaż podręczny? Kolejna torba Violetty. To co nie zmieściło jej się tam, trafiało do podręcznego. Gdy siedziała na walizce i próbowała ją zamknąć, do pokoju wszedł Marco.
                - Hej - powiedział, przeciągając „e”.
                - Nie stój tak, tylko pomóż! - krzyknęła, a on podszedł do niej i próbował zamknąć walizkę. Dziewczyna zeszła z torby.
                - Jak mam to niby teraz zamknąć? - chłopak nadal siłował się z zamkiem.
                - Ty na to siadaj - rozkazała i wskazała torbę.
                - Czemu ja? - zdziwił się brunet.
                - Bo jesteś cięższy? - zapytała retorycznie.
                Marco przewrócił oczami i usiadł na walizce. Poszło o wiele szybciej. Zniósł torbę na dół i wszyscy poszli do auta. Do celu mieli jedynie półtora kilometra, niecałe dziesięć minut. Jednak jechali pół godziny, przez jeden wielki sznur samochodów na drodze.
                Na lotnisku były małe problemy przy bramkach. Violetta miała metalowe fleczki przy butach, o których kompletnie zapomniała. Dobrze, że Marco to zauważył. W samolocie dziewczyna nie panikowała zbytnio. Zdarzyło się, że zaczęła się denerwować i coś mamrotać, lecz chłopak przytulił ją do do siebie, a ona napawając się jego zapachem, zasnęła w jego ramionach. Byli przyjaciółmi, ale bardzo bliskimi. Czasami nawet za bliskimi.
                - Vilu… - szepnął jej do ucha chłopak. Lekko poruszyła się.
                - Hmm? - wymamrotała.
                - Wstawaj, wychodzimy - delikatnie podniósł jej głowę.
                Dziewczyna wstała i pozbierała swoje rzeczy. Wyszli na lotnisko i skierowali się w stronę taksówki . W hotelu okazało się, że Violetta i Marco mają pokoje obok siebie. Poszli do siebie i zaczęli się rozpakowywać.


                Siedział na kanapie w domu i patrzył bezmyślnie w telewizor. Nie wiedział co robić. Myślał o tym czy nie zadzwonić do Violetty. Chciał usłyszeć jej głos z niewiadomej przyczyny. Tak po prostu. Sięgnął po telefon, który zaczął akurat dzwonić. Na wyświetlaczu pojawiło się „Skarbuś”.
                - Cześć skarbie, co jest? - zapytał swojej dziewczyny.
                - Nic takiego, chciałam ci tylko powiedzieć, że Violetta wyjechała  - powiedziała szybko.
                - Co?! - krzyknął do telefonu.
                - Spokojnie, tylko na kilka dni z Marco, jej tatą i Angie. I właśnie, propo Angie, nie ma jej kto zastąpić, więc jutro mamy tylko zajęcia z Gregorio, na które pewnie nie chcesz iść, więc możemy gdzieś pójść, co? - wytłumaczyła spokojnym głosem.
                - Aha… To wpadnę do ciebie po jedenastej. Do jutra, kotek  - odpowiedział i  rozłączył się. Nie wiedział jak ma się zachować. Tak po prostu wyjechała nic mu nie mówiąc. I do tego jeszcze z Marco… Jego najlepszy przyjaciel staje się przeciwnikiem w wielkiej walce… Który z nich zwycięży?…


                Violetta i Marco właśnie wracali z kolacji w hotelu. Było tu bardzo przytulnie i wesoło. Ściany korytarzy pokrywały bordowo-beżowe kolory, wszędzie były porozwieszane różnorodne obrazy, czy fotografie.
                 Szli powoli rozstając się pod drzwiami Violetty.
                - Dobranoc - szepnął chłopak i pocałował dziewczynę w policzek.
                - Dobranoc - odszepnęła i weszła do pokoju.
                Pokój nie był nie wiadomo jak duży, ale mały też nie. Taki w sam raz. Spojrzała na okno. Gdy się z niego wyjrzało, można było ujrzeć Big Ben’a, a zaraz obok London Eye. Było tu cudownie. Mimo później pory na zewnątrz było dość dużo świateł, co dodawało mieście uroku.
                Wzięła piżamę i poszła do łazienki. Szybki prysznic i w końcu wymarzone ułożenie się między tonami poduszek. Długo nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok. Myślała o Leonie. Nawet mu nie powiedziała, że wyjeżdża, nie zaproponowała żeby pojechał z nią… Miała teraz wyrzuty sumienia. Mogła go zapytać. Może wszystko ułożyło by się inaczej? Może w końcu wszystko szło by dobrze, po jej myśli?…
                 Zasnęła koło 2.00. Nie miała jednak spokojnego snu o skaczących barankach. Śnił jej się koszmar…

                Siedział w parku pisząc piosenkę. Pewnie dla niej… A po drugiej stronie Marco, czekający na nią. Mieli razem iść do jego domu. Obydwoje ujrzeli ją w tym samym momencie. Zgromili siebie wzrokiem i natychmiast poderwali się z miejsc. Biegli do niej, będąc łeb w łeb. Nie popatrzyli na drogę, nic ich nie interesowało, prócz tego, żeby znaleźć się jak najszybciej przy Violi. Wbiegli na jezdnię i potrąciło ich auto. Kierowca uciekł, a oni nadal leżeli na ulicy. Dziewczyna prędko podbiegła do nich i zadzwoniła na pogotowie. Uklękła przy nich, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. 
                - Co wy robicie? - zapytała płacząc. Tak bardzo zleżało jej na obydwu chłopakach. 
                - Kocham cię - szepnął niewyraźnie szatyn. Brunet się nie odzywał, ledwo oddychał. Pogotowie przyjechało dość szybkom lecz jednak problemy się jeszcze nie skończyły. 
                - Możemy zabrać jednego z nich. Pani dokonuje wyboru - oznajmił lekarz.
                - Jak to jednego? A co z tym drugim? Tak po prostu tutaj zostanie i… umrze ? - dziewczyna ledwo wypowiedziała słowa, na które lekarz pokiwał głową. Violetta nie umiała wybrać. Kochała obydwu na swój sposób. Każdy z nich był dla niej bardzo ważny. Otworzyła usta i już miała podjąć decyzję, lecz coś jej przerwało…

               Obudziła się cała we łzach. Serce biło jej tak mocno, że mogłoby się wydawać, iż za chwilę wyskoczy z piersi. Jej oddech stał się ciężki i nierówny, a w oczach panował strach, wraz z obawą.
                - Jezu, co to było?… - zapytała samą siebie.
                Ten sen był bardzo dziwny, lecz jednak… Tłumaczyło coś, co od dawna gnieździło się w jej głowie - nie wiedziała, którego z nich kocha bardziej. Marco był dla niej niby tylko przyjacielem, lecz pomiędzy nimi zdecydowanie było coś więcej. Coś, czego nie da się opisać słowami… A Leon? Eh… To skomplikowane. Kocha go, lecz wie, że ich związek jest prawie niemożliwy. To nieodwzajemnione uczucie… A może jednak nie?…
                Była tak bardzo niepewna swoich uczuć. Kochała Leona ze snu, ale co jeśli ten był inny? Nie, to niemożliwe… Przecież zna go. Bardzo dobrze go zna. W sumie, gdyby wybrała Leona… jej plan doszedłby do celu.
                Zastanawiała się czy nie pójść do Marco. Potrzebowała go teraz, jak nikogo innego. On zawsze potrafił ją pocieszyć, zrozumieć, pozwolić jej się wyżalić. Po prostu zawsze przy niej był w tych trudnych, jak i łatwych chwilach.
                - Jest trzecia w nocy! On śpi… - mówiła do siebie szeptem . - I co z tego?… Potrzebuję go - powiedziała i wstała ze swojego łóżka. Włożyła na nogi liliowe kapcie i po cichu wyszła z pokoju. Przeszła korytarzem niecały metr i powoli otworzyła drzwi do pokoju chłopaka. Weszła do środka i podeszła bliżej jego łóżka. On wyczuł czyjąś obecność i natychmiast się obudził. Ujrzał zapłakaną Violettę.
                - Co się stało? - zapytał zaniepokojony, a ona nic nie odpowiedziała,tylko rzuciła mu się w ramiona. Przytulił ją mocno i głaskał po włosach. Przy nim czuła się tak bezpiecznie…


                - DJ! DJ, to nie jest śmieszne… - Camila z każdą minutą robiła się coraz bardziej zdenerwowana i zaniepokojona. Chłopak ósmy raz z kolei nie odbierał telefonu. Ruda jednocześnie martwiła się o niego i miała ochotę mu coś zrobić. - Odbierz, DJ… - mruczała sama do siebie. Umówili się w parku już ponad pół godziny temu, a bruneta nadal nie było.


                DJ stał jak wryty przed gabinetem Pabla. Słowa, które usłyszał kilka minut temu z ust dyrektora wstrząsnęły nim tak bardzo, że nawet nie uprzedził Camili o swojej prawdopodobnej nieobecności na spotkaniu. Nie był w stanie utrzymać telefonu w dłoni, a co dopiero spokojnie rozmawiać z dziewczyną. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, nie zastanawiając się co będzie dalej.
 Postanowił, że zadzwoni do Camili, kiedy poczuje się lepiej i przeprosi ją jak się spotkają.
                Drżącą dłonią otworzył drzwi mieszkania i powitał matkę. Kobieta od razu wyczuła w jego głosie coś niepokojącego, mimo że starał się zachować neutralny ton.
                - Wszystko w porządku. Nie masz się czym martwić - mruknął ledwo słyszalnie. Zauważył podejrzliwy wzrok matki.
                Czasami żałował, że Dominica zna go aż tak dobrze. Mruknął zażenowany i ruszył po schodach na górę. Jedyne czego chciał to położyć się na łóżku i wszystko spokojnie przemyśleć. Niestety, ktoś postanowił pokrzyżować jego plany. Bardzo ważny ktoś.
                - Skarbie, masz gościa - powiedziała kobieta. „Nie przyjmuję gości.” - miał ochotę odpowiedzieć. Odwrócił się na pięcie i przełknął ślinę. Przerażony spojrzał na otwierające się drzwi.
                - Mamo… Zostaw nas… - na nic więcej nie było go stać. Nie zamierzał się jej tłumaczyć, na pewno nie teraz. Kobieta ruszyła w stronę gabinetu.
                - Jeśli byście czegoś… - zaczęła, ale brunet spiorunował ją wzrokiem. Po chwili usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. Westchnął głęboko, przygotowany na najgorsze.

                 Camila weszła do pomieszczenia pewnym krokiem, wyraźnie zdenerwowana. Jej rude loki, związane w wysoki kucyk, wydawały się bardziej płomienne niż zwykle. Miała na sobie szarą tunikę z krótkim rękawem. Boki ubrania były czarne i ozdobione szaro-zielonym wzorkiem. Jej długie, szczupłe nogi, pokrywały czarne legginsy. W jednym z naszyjników, wiszących na jej szyi, DJ rozpoznał ozdobę, którą dostała od niego. Brunet miał wrażenie, że dziewczyna zrobiła to specjalnie. Chciała wyglądać tak pięknie, by poczuł się jeszcze gorzej. DJ przyjrzał jej się uważnie, nie mógł oderwać od niej wzroku, ale nie zamierzał jej tego pokazać. Jeśli ktoś tu miał być „słabszy” to na pewno nie on, niezależnie od tego, w jak beznadziejnej sytuacji został postawiony.

               - Zamierzasz mi to jakoś wyjaśnić?! - każde słowo, które wypływało z jej ust, brzmiało tak cudownie hipnotyzująco. Kiedy się denerwowała, wyglądała jeszcze piękniej. W jej oczach pojawiał się błysk, który podkreślał ich czekoladowy odcień.
                - To znaczy, co? - mruknął obojętnie, starając się nie pokazywać żadnych emocji ani tego, że dziewczyna równie dobrze mogłaby bez problemu kierować tym, co się z nim dzieje.
                - Żartujesz sobie ze mnie?! - wrzasnęła Camila, powodując, że drzwi od gabinetu matki chłopaka niebezpiecznie się poruszyły. - Dzwoniłam do ciebie kilka, może kilkanaście razy. Odebrałeś? Oczywiście, że nie. Sygnał: „Cześć, tu DJ. Nie mogę odebrać telefonu, zostaw wiadomość.”, poprzedzony systemowym dźwiękiem, zamiast głupiego sms’a, że nie przyjdziesz, to nie jest to, co chciałam usłyszeć. Nie rozumiesz, że ja się o ciebie martwię?!
                - Ale… - zaczął, ale dziewczyna kontynuowała oskarżanie go.
                - Oczywiście, że nie! Ciebie to zupełnie nie obchodzi. Bo niby po co?! Po co miałeś wyjąć z kieszeni telefon, nacisnąć przycisk szybkiego wybierania i powiedzieć: „Cześć kochanie, przepraszam, ale nie możemy się spotkać.” Lub cokolwiek! I… - w tym momencie DJ podszedł do niej i mocno ją objął. Zbliżył się i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Dziewczyna przez chwilę próbowała się wyrwać z uścisku, ale brunet nie zamierzał dać jej tej satysfakcji.
                - Co ty robisz?! - wrzasnęła, gdy chłopak wreszcie przerwał pocałunek.
                - Z tobą nie można inaczej… - wzruszył ramionami i uśmiechnął się zawadiacko.
                - Dobrze… Przepraszam, że się uniosłam - wycedziła przez zęby. - Coś się stało? - zapytała już spokojnie.
                - Nic takiego, Pablo wezwał mnie do gabinetu, a potem telefon mi się rozładował. Nie denerwuj się - kłamał jak z nut, ale nie mógł wyjawić dziewczynie prawdy. Nie dziś, nie teraz. Camila westchnęła głęboko.
                - No dobrze. Ale obiecaj, że to ostatni raz… - podeszła do chłopaka i go przytuliła. Chłopak odetchnął głęboko. Przynajmniej Camila się uspokoiła, a to najważniejsze. Pochylił się, by ją pocałować, ale odsunęła się. Spojrzał na nią dziwnie.
                - Na dziś wystarczy - uśmiechnęła się. - Nie zasłużyłeś - mruknęła z wyższością i ruszyła w kierunku drzwi.
                - Zadzwonisz? - zapytał, zanim zdążyła wyjść.
                - Zobaczymy…


                - Vilu, co się stało? - zapytał zmartwionym głosem i jeszcze mocniej przytulił przyjaciółkę.
Wciąż płakała i zdawałoby się, że wcale nie ma zamiaru przestać.
                - Sen… - zaszlochała.
                - Jaki sen? - zapytał chłopak.
                - No mój, a jaki… - odpowiedziała i wtuliła się w Marco.
                Siedziała na jego kolanach i coraz bardziej moczyła mu koszulkę swoimi słonymi łzami. On ją tylko przytulał. Wiedział, że słowa nic tu nie wniosą.
Nienawidził, gdy płakała. Nienawidził na to patrzeć, na to jak cierpi. Głaskał ją po włosach i próbował uspokoić.
                - Viola, nie płacz, błagam cię… - powiedział drżącym głosem. - Spójrz na mnie…
                Szatynka powoli uniosła głowę i spojrzała w oczy chłopaka.
                - Co się dzieje? - zapytał.
                - Nic… Teraz już nic… - powiedziała patrząc mu głęboko w oczy.
                - To czemu płaczesz? - Z jego ust nie przestawały wypływać różnorodne pytania. Naprawdę się o nią martwił.
                - Z bezradności… - powiedziała i ukryła twarz w zgłębieniu szyi chłopaka.
                - Vilu… Proszę cię. Nie martw się nim - szepnął jej do ucha. - Nie jest wart twoich łez… Nie uważasz, że byłoby lepiej, gdyby On nie pojawił się w twoim życiu?…
                - Czy byłoby lepiej?… - przerwała na chwilę i westchnęła. - Prawdopodobnie tak, ale czasu nie cofnę. Uczuć i przeszłości nie zmienię…
                - Wiem o tym… - odpowiedział krótko.
                Spojrzeli sobie w oczy, i nagle… wszystko co było wokół nich - zniknęło. Zostali tylko oni, tylko oni się dla siebie w tej chwili liczyli. Nikt inny…











W końcu mi się udało ;D Wczoraj miałam dodać, ale blogger miał focha xd Hue hue, Marletta <33
Dziękować Madzi za Cami i DJ'a ! ;D
A teraz pytania - "Która z nich jest taka zryta, że napisała o tym głosie?!" A no ja ;D Śmiałam się przy tym, ale nieważne xD
I paczać, macie 2 zdjęcia i gifa, jaka ja hojna, specjalnie szukałam xD
Dobra, muszę iść ubierać choinkę... Nie wyjdzie mi... xD Życzcie mi powodzenia, a ja się z wami na dzisiaj żegnam <3 Jak coś to możecie mnie jeszcze dzisiaj dorwać na twitterze, może też na asku, ale wątpię ;)

27 komentarzy:

  1. Buhahahaha;D
    Ja normalnie Cię wielbię *-*
    Madziu dziękujemy za DJ ;*
    ~~ wasza Tyna Blanco ;* Buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
  2. A dasz naxi plisssssssssss :)
    Rozdział mega

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza :-D
    Super rozdział z początku twój pomysł aby była marletta mi się nie podobał ale się przekonuje, pewnie będzie jeszcze ciekawiej. Szkoda tylko leona bo on kocha vilu a ona myśli ze nie no cóż trudno./Nikola ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział. Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja lubię zazdrosnego Leonka <3
    Superaśny rozdział ;)
    Ja tam wolę Leonettę xD
    Już domyślam się dlaczego Leon się obrazi xD Hahaha
    Wesołych Śwąt

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo!! *.*
    Marlette <3 Jaki Marco jest kochany i w ogóle cudowny!!
    DJ i Cami - niesamowicie uroczy ;D Ciekawe czego DJ się dowiedział..
    Powodzenia z choinką! ;p
    Czekam na nexta! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Marletta, Marletta, Marletta *.*
    Oł jeach, dałaś moją parę ;33
    Kocham, na serio ♥
    A Leon siedzi jak ten kołek -.-
    Dobra, dzisiaj krótko ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale ta para jest moja ;p <3
      I już :D
      Kocham Marlette bezgranicznie <3

      Usuń
  8. Wesołych Świąt :) Czekam na dalsze części :)

    OdpowiedzUsuń
  9. uuuu Viola i Marco się do siebie zbliżają!!

    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  10. Marletta <3 Zajefajny (xD) rozdzialik. Jak mi teraz do pokoju wkroczy German albo Angie to cię zatukęę. Nie no żartuję :-* Jo tyż choine stroje (xD)
    na pewno wyjdzie bez sensu. Zapraszam do mnie:
    violetta-mi-mundo.blogspot.com
    ~ Verminguezowa

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział ale wolałabym aby była Leonetta ! :* Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  12. Heh Viola i te głosy....padłam ;)
    Leon jak krzyknął xD, ale i tak go kocham <3
    Co ten DJ zrobił??????????????????
    Dobra, sorka, że krótko, ale spiesze się :D

    OdpowiedzUsuń
  13. ja chce leonette :) :* <3<3

    OdpowiedzUsuń
  14. Fanie ale ... a zresztą nie ważne
    Czekam na nexst

    OdpowiedzUsuń
  15. rozdzial super ! xd wkoncu uczekana marletta ^^ jak ja cie kocham za to jak ty piszesz .! ; D czekam na next i na marlette ; D

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow super rozdział !!! <3
    czekam na next !!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudo <3 pięknie piszesz !!!
    Ciesze się , ze dodałaś rozdział !!!
    Czekam z niecierpliwością na następny !!!
    Masz talent

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny<3 czekam z niecierpliwością na kolejne !!!
    Świetnie piszesz !!!
    Uwielbiam ten blog!!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. Aaaaaaaaaaaaaaa xD
    Tylko tyle mogę powiedzieć xD
    A raczej napisać:D
    Dzisiaj trochę krótko ale cóż :D
    Czekam na next^^^
    Emma Castillo,której nie chce się logować xD

    OdpowiedzUsuń
  20. Ups jednak jestem zalogowana xD
    Dziś Andreas kieruje moim mózgiem xD
    Wiem odwala mi :D
    Emma<3

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja chcę leonette <3!
    rozdział super!
    czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ty moja cioto jepana , a o mnie to zapomniałaś :c Ranisz kobieto :'(
    Bo to jest MOJA Marletta kochanieńka i ty o tym wiesz. W końcu kto cie tak torturował jak nie ja ? ;*
    Nie napisze reszty koma, bo FOCH

    OdpowiedzUsuń
  23. ,,Serce biło jej tak mocno...'' A ja swojego nie czuję xD Ja myślałam, ż e tu wyskoczysz z pocałun kime marletty a tu tytlko siedzi na kolankach. Ale spoko zawsze coś xD To jua się zapytam: Kot ten sen wymyślił? Prawie płakałam a teraz się śmiejęxD lece czytać resztę, bo mnie prez ileś tu nie było xD

    OdpowiedzUsuń
  24. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń