- Fran, to nie tak… - „Jaki ze mnie idiota… Właśnie zraniłeś swoją dziewczynę, brawo Verdas…” - skarcił siebie.
- Jak nie tak, to jak? No proszę, mów... - Jej głos wydawał się być obojętnym.
- Ja cię kocham. Tylko Violetta... Eh, to minie... - „Mam nadzieję” - dodał w myślach.
- Nie wierzę ci - powiedziała stanowczo.
- Fran, proszę. Zależy mi na tobie. - Z oczu poleciało mu kilka łez. Płakał… To już nie ten sam Leon… Coś, lub ktoś sprawił, że się zmienił… Tak z dnia na dzień. Tylko co?...
- Leon, mi na tobie też, ale jeżeli masz być ze mną z przymusu to… Ja nie chce się tak bawić. - Głos jej zadrżał.
- Przepraszam. To był jakiś głupi wymysł...
- Mam nadzieję... Przepraszam, muszę kończyć, mama się drze, że po nocach rozmawiam przez telefon - zaśmiała się lekko i rozłączyła.
Tak bardo kochał ten śmiech. I pomyśleć, że mógł go stracić... Jednak nadal w głowie siedział mu uśmiech tej drugiej. Zrezygnowany zgasił światło i położył się na łóżko.
Szła przez rozgrzane od słońca uliczki parku. Było jeszcze przed południem, ale mimo tego słońce już żarzyło się jak szalone.
Nogi prowadziły ją w stronę Studio, ale jej niezbyt się spieszyło. Dziś egzaminy... A co jeśli nie ona zda? A co jeśli Marco nie zda?... Lub Fran czy Leon?...
Usiadła na białej ławce. Lecz na niej nie było wyrytego nożykiem napisu "Leonetta na zawsze"... Może go sobie jedynie wyobrazić, ponieważ on nigdy nie istniał...
- Francesca, nie przesadzaj... Ledwo ją znam, a ty już mówisz, że cię zdradzam...
- Myślisz, że tego nie widzę?! - krzyknęła włoszka.
- No właśnie nie. Znam ją dwa dni, nawet ani razu do niej nie podszedłem, to niby jak mam cię zdradzać? - chłopak był bardzo spokojny. - Słuchaj, ja nie chcę się z tobą kłócić. Znowu...
- Jakie znowu?! Ty chcesz ze mną zerwać, prawda? Tylko pamiętaj, że z Francescą Resto nikt nie zrywa!
- Wiesz... Od kilku dni zachowujesz się gorzej niż Ludmiła.
- Ja gorzej niż Ludmiła? - zapytała oburzona. - Teraz to już przegiąłeś - krzyczała na chłopaka. Widać było, że jego słowa ją nie tyle co zdenerwowały, tylko po prostu zraniły.
Leon miał w planie iść do Studio. Zmienił jednak kierunek i podszedł do dziewczyny o brązowych włosach.
- Violetta? - usiadł na ławce obok niej.
- Tak... - wydukała zdziwiona. - Co się stało z Francescą?...
- Nic takiego, po prostu mamy teraz ciężkie chwile... Nie martw się, przejdzie - uśmiechnął się do niej lekko, na co ona się zarumieniła.
- Ale ja chciałabym ci pomóc - zaoferowała z uśmiechem dziewczyna.
- Lubię twój uśmiech…
- Jeszcze nigdy go nie widziałeś.
- Widzę go codziennie przy szybie sali Beto. - Na te słowa dziewczyna zrobiła się czerwona jak burak i spuściła głowę.
- Słuchaj… Nie obraź się, ale myślę, że twoja pomoc jeszcze bardziej skomplikowałaby sprawę…
- Skoro tak… Muszę już iść, cześć... - powiedziała i odeszła. Nie usłyszała nawet szeptu chłopaka, który mówił „Moja miłość do ciebie. To sprawiło mi problemy z Fran…”
Z zaszklonymi oczami udała się prosto do Studio.
- Maxi, Maxi, Maxi! - zdenerwowana Camila podbiegła do przyjaciela stojącego przy szafce.
- Co, co, co? - zaczął ją przedrzeźniać, na co ona wywróciła oczami. - Do rzeczy Cami, nie mam czasu.
- A od kiedy to nie masz dla mnie czasu? - dziewczyna udawała obrażoną i zaśmiała się. - Co, randka z Naty?
- Co?... Wcale nie… - powiedział piskliwym głosem. Zawsze tak mówił, gdy się denerwował.
- Oj, cicho. Słuchaj, mam sprawę. Pomożesz? - jej głos lekko zadrżał.
- Teraz?... Eh, no dobra. Tylko szybko.
- Porozmawiasz z DJ’em?... Bo ten… No on… - rudowłosa głośno przełknęła ślinę.
- Podoba ci się? Porozmawiam z nim, ale później, okey? - uśmiechnął się do Camili i ją przytulił.
Gdyby to było możliwe, podłoga zaczęłaby się palić pod wpływem emocji odczuwanych przez stojących tu nastolatków. W holu budynku zaczęło się robić coraz tłoczniej, a z każdą minutą przybywało kilkanaścioro młodych ludzi. Powietrze stawało się coraz gęstsze od ich stresu i zdenerwowania.
- A widzisz! Mówiłem, że pobijemy zeszłoroczny rekord! - odparł dumnie Gregorio, wskazując palcem na stojącego obok oszołomionego Pablo. - Ty dzisiaj stawiasz kawę, ha!
Stojący na środku korytarza jak słup soli Pablo, powiódł wzrokiem za biegnącym w podskokach nauczycielem tańca.
„Jak on to zrobił...? Jak my sobie damy radę z tym wszystkim?” - pomyślał drapiąc się lekko w głowę.
Mogli przyjąć tylko 150 osób z pośród wielu setek. Ale po kilku męczących godzinach wreszcie nastąpił koniec. Wyniki zostały rozwieszone na tablicy w głównym holu. Przy kilku kartkach, w mgnieniu oka zjawił się tłum nastolatków, którzy cieszyli się, ponieważ zostali przyjęci, lub na ich twarzach zagościł smutek, bo się nie dostali.
Gdy na korytarzu zrobiło się pusto, drobna szatynka podeszła do tablicy z listą uczniów. "Najpierw przyjaciele, potem ja" - powtarzała w głowie. Otworzyła oczy i spojrzała na kartki. Leon jest, Fran jest, Marco jest. Pozostali też. Uśmiechnęła się i zaczęła szukać swojego nazwiska. Violetta Castillo... Nieprzyjęta. Co?... Ale jak to?
- Stało się coś? - zapytał stojący za dziewczyną Marco. Zauważył jej wyraźnie zmartwioną minę.
- Nie... Nie dosta... Nie dostałam się... - wyjąkała i przytuliła się w przyjaciela.
- Jak to nie? Przecież dużo ćwiczyliśmy, a na przesłuchaniach świetnie ci poszło! To pewnie jakiś błąd...
- Najwidoczniej niewystarczająco świetnie... Ciągle się coś psuje... Ciągle... - posmutniała jeszcze bardziej.
- Poczekaj tu chwilkę - rzekł pewnie i ruszył w stronę pokoju nauczycielskiego. Zapukał i delikatnie otworzył drzwi. - Pablo, możemy porozmawiać?
- Pewnie Marco, wchodź - zaprosił go do środka ruchem ręki. - Co się stało?
- Bo właśnie przeglądałem wyniki egzaminów i... Viola się nie dostała - powiedział smutno. - To jakaś pomyłka, prawda?...
- Jak to się nie dostała? Violetta? Coś jest nie tak. - Nauczyciel wstał ze stolika i razem z Marco podszedł pod tablicę z wynikami.
- O tutaj, widzisz? Violetta Castillo - nieprzyjęta - wskazał palcem na nazwisko dziewczyny widniejące na liście.
- Długo jeszcze będziesz mi to wypominał?... Naprawdę, nie trzeba - usłyszał drżący głos Castillo siedzącej na ławeczce za nimi.
Odwrócił się lekko do niej i szepnął tylko zwyczajne "cicho". Ponownie spojrzał na Pablo, który co chwilę spoglądał na kartkę, którą trzymał w ręce, a listę wywieszoną na tablicy korkowej.
- Nie, to jest błąd, Violetta zaliczyła wszystkie egzaminy z maksymalną liczbą punktów - mężczyzna pokręcił głową.
- Czyli dostałam się? - spytała zaniepokojona.
- Owszem. Gratuluję - odpowiedział z uśmiechem i odszedł.
Szczęśliwa szatynka wyszła wraz ze swoim przyjacielem przed mury szkoły. Oboje usiedli na ławce. Nie mówili nic. Słowa nie były im potrzebne, ponieważ rozumieli się bez nich.
- Vilu, chcesz coś do picia, bo idę do Resto? - spytał, przerywając ciszę.
- Em… Może sok pomarańczowy - dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Dobrze, za chwilę będę - odpowiedział Marco i odszedł.
Zobaczyła w oddali swego ukochanego i byłą przyjaciółkę. Akurat pisała w pamiętniku jak bardzo brakuje jej Leona i że pod tą maską wrednego chama kryje się słodki i uczuciowy chłopak. Jej ciało przepełniał smutek i żal, przez to, że codziennie coraz to bardziej uświadamiała sobie, że León już nigdy nie będzie jej. Jednak nadal pozostawała nadzieja na to, że jej się uda. Cóż, nadzieja matką głupich…
Uczucie to wzrosło, gdy chłopak podszedł do niej i usiadł na ławce.
- Cześć Leon, co tam? - powiedziała z udawanym luzem.
-A co cię to interesuje? - odezwał się zimno.
- Myślałam, że jesteśmy znajomymi…
- To źle myślałaś. Chciałem tylko ci powiedzieć żebyś przestała mieszać się w moje życie. To przez ciebie coraz częściej kłócę z Fran. Uważasz, że niby co? Podeszłaś do mnie i już będę twój? Jakbyś nie zauważyła ja mam dziewczynę. Kocham ją. Co może ci się przyśniło, że z nią zerwałem a kilka lat później byliśmy szczęśliwą rodzinką? - zaśmiał się perfidnie, co ją zabolało. - Nie wyobrażaj sobie. Ja kocham Fran - powiedział. Violetta jednak czuła, że w powietrzu zawisło ”ale ciebie bardziej”.
- Tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszy dzień… Aha i gratuluję… - uśmiechnęła się sztucznie i z łzami w oczach odbiegła, zostawiając chłopaka samego i zdezorientowanego.
Nigdy jeszcze nie czuła się tak upokorzona. Ale co ona sobie wyobrażała. Sny się nie spełniają. Nigdy. Ale ona nadal miała nadzieję na lepsze życie. Weszła do Studio i oparła się plecami o szafki.
- Violetta, co się stało? - spytał troskliwie Marco.
- Nic takiego... Nie martw się - otarła łzy i lekko się uśmiechnęła.
- Okey… Em, nie było soku pomarańczowego, bo wziąłem ostatni - uśmiechnął się uroczo - więc dla ciebie sok truskawkowy. - Podał dziewczynie do ręki plastikowy kubeczek z sokiem.
- Dobijasz mnie, wiesz? - zaśmiała się lekko i pokręciła głową.
- Dobra, a teraz na poważnie. Co się stało? - zapytał Marco i spoważniał.
- No mówię ci, że nic… - powiedziała lekko się czerwieniąc.
- Nie wierze ci… Znowu chodzi o Leona prawda? - dziewczyna tylko pokiwała głową . - Chodź, opowiesz mi co się stało - zaproponował chłopak.
Violetta mieszała się pomiędzy tym czy mu powiedzieć, czy po prostu uporać się z tym sama tak jak planowała od początku. Jednak stwierdziła, że to w końcu jej przyjaciel. Powinien o tym wiedzieć. Zaczęła swój monolog. Opowiedziała tylko ogólnie o śnie, a potem opowiadała o zdarzeniu przed Studio. Gdy wypowiadała słowa Leona uroniła kilka łez. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że chłopak, którego tak bardzo kochała nie pamięta jej i rani ją słowami, które były większością jej snu. Tak bardzo zależało jej na tym chłopaku o cudownym śnieżnobiałym uśmiechu. Cały czas myślała o jego piwnych oczach, umięśnionych ramionach, tych koszulach w kratę. Marzyła też o tym, aby on pokochał ją tak samo jak ona kocha Jego.
- No to kiepsko… - Marco podsumował wypowiedź swojej przyjaciółki.
- Wiem i nic nie mogę z tym zrobić. Tak bardzo go kocham.
- Kogo? - zapytał męski głos zza jej pleców. Poznała go od razu. To ta sama barwa głosu, która wypowiedziała miliony czułych słów kierowanych do niej. To ten sam głos który wygłaszał przysięgę małżeńską w kościele - głos Leona.
„Nie no… - skarciła sama siebie w myślach - To ten sam chłopak, który wyzywał cię pół godziny temu przed Studio!”
- Od kiedy obchodzi Cię moja osoba? - zapytała z udawaną wściekłością. Tak naprawdę chciała rzucić się na szyję Leonowi i przyssać się do jego ust.
- Od zawsze - powiedział czule chłopak i podszedł do niej. Odgarnął jej niesforny kosmyk włosów za ucho. Ich usta dzieliło kilka centymetrów, a ją naszła niespodziewana ochota na pocałowanie go. Mężczyzna sam zaczął zbliżać się do dziewczyny.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała wściekła. Tak bardzo tego chciała, ale tak samo mocno nie mogła tego zrobić. - Podobno masz dziewczynę. Ma na imię Francesca to moja przyjaciółka podobno…
- Wiem, ale ona wcale nie musi o tym wiedzieć. - Ich usta dzieliły dosłownie dwa centymetry. Ona już miała wspiąć się na palce i go pocałować, ale coś sobie uświadomiła.
- Ej! Ty tam za krzakami, wychodź. - Nagle zza krzaków wyłoniła się postać Maxiego. - I co on zrobiłby zdjęcie, niby przypadkiem dowiedziałaby się o tym Fran, a Ty powiedziałbyś, że to ja pocałowałam Cię specjalnie, prawda?
- Tak, masz rację… - powiedział ze skruszoną miną Maxi.
- Zamknij się! - krzyknął León.
- Jesteś żałosnym chamem - krzyknęła dziewczyna i przytuliła się do przyglądającego się całej scenie Marco.
Ze złamanym sercem dziewczyna doszła do domu. Pożegnała się z przyjacielem i weszła do domu. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Przemknęła się z gracją do swojego pokoju. Pomimo tego, że była dopiero 19.00. Wzięła swoją piżamę i poszła do łazienki. Nalała wody do wanny i dolała do niej kilka kropel olejku o zapach wanilii. Położyła się w gorącej wodzie i myślała. Uświadomiła sobie, że chłopak, którego tak bardzo kocha jest tylko i wyłącznie świnią. Ma wszystko gdzieś. Nie interesuje go to, że łamie jej serce. Pomimo tego nadal miała tą nadzieję, że on ogarnie się i zobaczy w niej wybrankę swojego życia. Teraz została sama nie ma nawet przyjaciółki żeby się wypłakać i wygadać. Tak owszem mogła iść do Angie i z nią porozmawiać ona na pewno by jej pomogła, doradziła. Była tego świadoma, ale Violetta chciała być samodzielna, chciała uporać się ze wszystkim sama. Może chciała dorosnąć. Tak. W stu procentach chciała być już jakieś pięć lat do przodu, tylko po to aby zapomnieć o teraźniejszych problemach. Tylko czy nie za szybko?
- Słuchaj Camila… DJ nie jest dla ciebie… - zaczęła Francesca.
- My nie jesteśmy razem… Jeszcze… - odpowiedziała jej przyjaciółka.
- No widzisz, jeszcze. Bo chcesz z nim być i on też. Ale to nie będzie to. On jest taki… Taki mało męski. Porównaj sobie jego a Leona. Widzisz różnicę? Ja totalną. No bo taki Leon. Przystojny, kochany, utalentowany. A DJ? Ehh… Bez komentarza…
- Francesca… Leon to Leon, a DJ to DJ. Kocham go i dla mnie jest taki, jak Leon dla ciebie. Okey? - dziewczyna wywróciła oczami. Czuła, że szykuje się kłótnia.
- Jak możesz porównywać DJ do Leona? Leon przystojny on nadal DJ. Leon wysportowany on nadal DJ. Leon mądry on nadal DJ. Leon utalentowany on nadal DJ... - wymieniała Francesca, a Camila, aż gotowała się ze złości.
Francesca wybrała sobie właśnie niebieska sukienkę do przymiarki. Camila mruknęła pod nosem:
- Ja mądra ty nadal zarozumiała…
- Co ty powiedziałaś?! - z przymierzali jak oparzona wyleciała Fran. Było widać, że bardzo się wkurzyła.
- Och, nie nic, królowo Fran - wywróciła oczami. - To co słyszałaś. To prawda. Jesteś jak Ludmiła. A nawet gorsza. Mam tego dość.
- Znalazła się kolejna. Ani Ty ani Leon nie macie racji. To ja mam tego dość! - powiedziała Fran, kładąc sukienkę przy kasie. Pstryknęła palcami i wyszła
Camila ruszyła w stronę wyjścia, lecz zatrzymało ją wołanie kasjerki.
- Już to zeskanowałam, więc musi pani zapłacić…
Dziewczyna zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wyciągnęła pieniądze z torebki, zapakowała sukienkę do reklamówki z logiem sklepu i wyszła.
Wstała rano. Pierwsza czynność jaką wykonała to nie było otwarcie oczu. Było to przywołanie wspomnienia, gdy León pocałował Violettę. Violetta może i mówiła, że on dla niej już nic nie znaczy jednak okłamywała samą siebie. Tak naprawdę szalała za nim jak Sid za swoim mleczem*. Każda czynność jaką wykonywała dziewczyna była związana z Leonem i wspomnieniami. Powoli zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki. Założyła białą bluzkę, turkusową spódnicę i do tego białe trampki. Torebka była koloru białego, za to kolczyki i duży wisiorek taki sam jak spódnica - turkusowe. Szybko zjadła swoje śniadanie i poszła do Studio.
- Jak nie tak, to jak? No proszę, mów... - Jej głos wydawał się być obojętnym.
- Ja cię kocham. Tylko Violetta... Eh, to minie... - „Mam nadzieję” - dodał w myślach.
- Nie wierzę ci - powiedziała stanowczo.
- Fran, proszę. Zależy mi na tobie. - Z oczu poleciało mu kilka łez. Płakał… To już nie ten sam Leon… Coś, lub ktoś sprawił, że się zmienił… Tak z dnia na dzień. Tylko co?...
- Leon, mi na tobie też, ale jeżeli masz być ze mną z przymusu to… Ja nie chce się tak bawić. - Głos jej zadrżał.
- Przepraszam. To był jakiś głupi wymysł...
- Mam nadzieję... Przepraszam, muszę kończyć, mama się drze, że po nocach rozmawiam przez telefon - zaśmiała się lekko i rozłączyła.
Tak bardo kochał ten śmiech. I pomyśleć, że mógł go stracić... Jednak nadal w głowie siedział mu uśmiech tej drugiej. Zrezygnowany zgasił światło i położył się na łóżko.
Szła przez rozgrzane od słońca uliczki parku. Było jeszcze przed południem, ale mimo tego słońce już żarzyło się jak szalone.
Nogi prowadziły ją w stronę Studio, ale jej niezbyt się spieszyło. Dziś egzaminy... A co jeśli nie ona zda? A co jeśli Marco nie zda?... Lub Fran czy Leon?...
Usiadła na białej ławce. Lecz na niej nie było wyrytego nożykiem napisu "Leonetta na zawsze"... Może go sobie jedynie wyobrazić, ponieważ on nigdy nie istniał...
- Francesca, nie przesadzaj... Ledwo ją znam, a ty już mówisz, że cię zdradzam...
- Myślisz, że tego nie widzę?! - krzyknęła włoszka.
- No właśnie nie. Znam ją dwa dni, nawet ani razu do niej nie podszedłem, to niby jak mam cię zdradzać? - chłopak był bardzo spokojny. - Słuchaj, ja nie chcę się z tobą kłócić. Znowu...
- Jakie znowu?! Ty chcesz ze mną zerwać, prawda? Tylko pamiętaj, że z Francescą Resto nikt nie zrywa!
- Wiesz... Od kilku dni zachowujesz się gorzej niż Ludmiła.
- Ja gorzej niż Ludmiła? - zapytała oburzona. - Teraz to już przegiąłeś - krzyczała na chłopaka. Widać było, że jego słowa ją nie tyle co zdenerwowały, tylko po prostu zraniły.
Leon miał w planie iść do Studio. Zmienił jednak kierunek i podszedł do dziewczyny o brązowych włosach.
- Violetta? - usiadł na ławce obok niej.
- Tak... - wydukała zdziwiona. - Co się stało z Francescą?...
- Nic takiego, po prostu mamy teraz ciężkie chwile... Nie martw się, przejdzie - uśmiechnął się do niej lekko, na co ona się zarumieniła.
- Ale ja chciałabym ci pomóc - zaoferowała z uśmiechem dziewczyna.
- Lubię twój uśmiech…
- Jeszcze nigdy go nie widziałeś.
- Widzę go codziennie przy szybie sali Beto. - Na te słowa dziewczyna zrobiła się czerwona jak burak i spuściła głowę.
- Słuchaj… Nie obraź się, ale myślę, że twoja pomoc jeszcze bardziej skomplikowałaby sprawę…
- Skoro tak… Muszę już iść, cześć... - powiedziała i odeszła. Nie usłyszała nawet szeptu chłopaka, który mówił „Moja miłość do ciebie. To sprawiło mi problemy z Fran…”
Z zaszklonymi oczami udała się prosto do Studio.
- Maxi, Maxi, Maxi! - zdenerwowana Camila podbiegła do przyjaciela stojącego przy szafce.
- Co, co, co? - zaczął ją przedrzeźniać, na co ona wywróciła oczami. - Do rzeczy Cami, nie mam czasu.
- A od kiedy to nie masz dla mnie czasu? - dziewczyna udawała obrażoną i zaśmiała się. - Co, randka z Naty?
- Co?... Wcale nie… - powiedział piskliwym głosem. Zawsze tak mówił, gdy się denerwował.
- Oj, cicho. Słuchaj, mam sprawę. Pomożesz? - jej głos lekko zadrżał.
- Teraz?... Eh, no dobra. Tylko szybko.
- Porozmawiasz z DJ’em?... Bo ten… No on… - rudowłosa głośno przełknęła ślinę.
- Podoba ci się? Porozmawiam z nim, ale później, okey? - uśmiechnął się do Camili i ją przytulił.
Gdyby to było możliwe, podłoga zaczęłaby się palić pod wpływem emocji odczuwanych przez stojących tu nastolatków. W holu budynku zaczęło się robić coraz tłoczniej, a z każdą minutą przybywało kilkanaścioro młodych ludzi. Powietrze stawało się coraz gęstsze od ich stresu i zdenerwowania.
- A widzisz! Mówiłem, że pobijemy zeszłoroczny rekord! - odparł dumnie Gregorio, wskazując palcem na stojącego obok oszołomionego Pablo. - Ty dzisiaj stawiasz kawę, ha!
Stojący na środku korytarza jak słup soli Pablo, powiódł wzrokiem za biegnącym w podskokach nauczycielem tańca.
„Jak on to zrobił...? Jak my sobie damy radę z tym wszystkim?” - pomyślał drapiąc się lekko w głowę.
Mogli przyjąć tylko 150 osób z pośród wielu setek. Ale po kilku męczących godzinach wreszcie nastąpił koniec. Wyniki zostały rozwieszone na tablicy w głównym holu. Przy kilku kartkach, w mgnieniu oka zjawił się tłum nastolatków, którzy cieszyli się, ponieważ zostali przyjęci, lub na ich twarzach zagościł smutek, bo się nie dostali.
Gdy na korytarzu zrobiło się pusto, drobna szatynka podeszła do tablicy z listą uczniów. "Najpierw przyjaciele, potem ja" - powtarzała w głowie. Otworzyła oczy i spojrzała na kartki. Leon jest, Fran jest, Marco jest. Pozostali też. Uśmiechnęła się i zaczęła szukać swojego nazwiska. Violetta Castillo... Nieprzyjęta. Co?... Ale jak to?
- Stało się coś? - zapytał stojący za dziewczyną Marco. Zauważył jej wyraźnie zmartwioną minę.
- Nie... Nie dosta... Nie dostałam się... - wyjąkała i przytuliła się w przyjaciela.
- Jak to nie? Przecież dużo ćwiczyliśmy, a na przesłuchaniach świetnie ci poszło! To pewnie jakiś błąd...
- Najwidoczniej niewystarczająco świetnie... Ciągle się coś psuje... Ciągle... - posmutniała jeszcze bardziej.
- Poczekaj tu chwilkę - rzekł pewnie i ruszył w stronę pokoju nauczycielskiego. Zapukał i delikatnie otworzył drzwi. - Pablo, możemy porozmawiać?
- Pewnie Marco, wchodź - zaprosił go do środka ruchem ręki. - Co się stało?
- Bo właśnie przeglądałem wyniki egzaminów i... Viola się nie dostała - powiedział smutno. - To jakaś pomyłka, prawda?...
- Jak to się nie dostała? Violetta? Coś jest nie tak. - Nauczyciel wstał ze stolika i razem z Marco podszedł pod tablicę z wynikami.
- O tutaj, widzisz? Violetta Castillo - nieprzyjęta - wskazał palcem na nazwisko dziewczyny widniejące na liście.
- Długo jeszcze będziesz mi to wypominał?... Naprawdę, nie trzeba - usłyszał drżący głos Castillo siedzącej na ławeczce za nimi.
Odwrócił się lekko do niej i szepnął tylko zwyczajne "cicho". Ponownie spojrzał na Pablo, który co chwilę spoglądał na kartkę, którą trzymał w ręce, a listę wywieszoną na tablicy korkowej.
- Nie, to jest błąd, Violetta zaliczyła wszystkie egzaminy z maksymalną liczbą punktów - mężczyzna pokręcił głową.
- Czyli dostałam się? - spytała zaniepokojona.
- Owszem. Gratuluję - odpowiedział z uśmiechem i odszedł.
Szczęśliwa szatynka wyszła wraz ze swoim przyjacielem przed mury szkoły. Oboje usiedli na ławce. Nie mówili nic. Słowa nie były im potrzebne, ponieważ rozumieli się bez nich.
- Vilu, chcesz coś do picia, bo idę do Resto? - spytał, przerywając ciszę.
- Em… Może sok pomarańczowy - dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Dobrze, za chwilę będę - odpowiedział Marco i odszedł.
Zobaczyła w oddali swego ukochanego i byłą przyjaciółkę. Akurat pisała w pamiętniku jak bardzo brakuje jej Leona i że pod tą maską wrednego chama kryje się słodki i uczuciowy chłopak. Jej ciało przepełniał smutek i żal, przez to, że codziennie coraz to bardziej uświadamiała sobie, że León już nigdy nie będzie jej. Jednak nadal pozostawała nadzieja na to, że jej się uda. Cóż, nadzieja matką głupich…
Uczucie to wzrosło, gdy chłopak podszedł do niej i usiadł na ławce.
- Cześć Leon, co tam? - powiedziała z udawanym luzem.
-A co cię to interesuje? - odezwał się zimno.
- Myślałam, że jesteśmy znajomymi…
- To źle myślałaś. Chciałem tylko ci powiedzieć żebyś przestała mieszać się w moje życie. To przez ciebie coraz częściej kłócę z Fran. Uważasz, że niby co? Podeszłaś do mnie i już będę twój? Jakbyś nie zauważyła ja mam dziewczynę. Kocham ją. Co może ci się przyśniło, że z nią zerwałem a kilka lat później byliśmy szczęśliwą rodzinką? - zaśmiał się perfidnie, co ją zabolało. - Nie wyobrażaj sobie. Ja kocham Fran - powiedział. Violetta jednak czuła, że w powietrzu zawisło ”ale ciebie bardziej”.
- Tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszy dzień… Aha i gratuluję… - uśmiechnęła się sztucznie i z łzami w oczach odbiegła, zostawiając chłopaka samego i zdezorientowanego.
Nigdy jeszcze nie czuła się tak upokorzona. Ale co ona sobie wyobrażała. Sny się nie spełniają. Nigdy. Ale ona nadal miała nadzieję na lepsze życie. Weszła do Studio i oparła się plecami o szafki.
- Violetta, co się stało? - spytał troskliwie Marco.
- Nic takiego... Nie martw się - otarła łzy i lekko się uśmiechnęła.
- Okey… Em, nie było soku pomarańczowego, bo wziąłem ostatni - uśmiechnął się uroczo - więc dla ciebie sok truskawkowy. - Podał dziewczynie do ręki plastikowy kubeczek z sokiem.
- Dobijasz mnie, wiesz? - zaśmiała się lekko i pokręciła głową.
- Dobra, a teraz na poważnie. Co się stało? - zapytał Marco i spoważniał.
- No mówię ci, że nic… - powiedziała lekko się czerwieniąc.
- Nie wierze ci… Znowu chodzi o Leona prawda? - dziewczyna tylko pokiwała głową . - Chodź, opowiesz mi co się stało - zaproponował chłopak.
Violetta mieszała się pomiędzy tym czy mu powiedzieć, czy po prostu uporać się z tym sama tak jak planowała od początku. Jednak stwierdziła, że to w końcu jej przyjaciel. Powinien o tym wiedzieć. Zaczęła swój monolog. Opowiedziała tylko ogólnie o śnie, a potem opowiadała o zdarzeniu przed Studio. Gdy wypowiadała słowa Leona uroniła kilka łez. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że chłopak, którego tak bardzo kochała nie pamięta jej i rani ją słowami, które były większością jej snu. Tak bardzo zależało jej na tym chłopaku o cudownym śnieżnobiałym uśmiechu. Cały czas myślała o jego piwnych oczach, umięśnionych ramionach, tych koszulach w kratę. Marzyła też o tym, aby on pokochał ją tak samo jak ona kocha Jego.
- No to kiepsko… - Marco podsumował wypowiedź swojej przyjaciółki.
- Wiem i nic nie mogę z tym zrobić. Tak bardzo go kocham.
- Kogo? - zapytał męski głos zza jej pleców. Poznała go od razu. To ta sama barwa głosu, która wypowiedziała miliony czułych słów kierowanych do niej. To ten sam głos który wygłaszał przysięgę małżeńską w kościele - głos Leona.
„Nie no… - skarciła sama siebie w myślach - To ten sam chłopak, który wyzywał cię pół godziny temu przed Studio!”
- Od kiedy obchodzi Cię moja osoba? - zapytała z udawaną wściekłością. Tak naprawdę chciała rzucić się na szyję Leonowi i przyssać się do jego ust.
- Od zawsze - powiedział czule chłopak i podszedł do niej. Odgarnął jej niesforny kosmyk włosów za ucho. Ich usta dzieliło kilka centymetrów, a ją naszła niespodziewana ochota na pocałowanie go. Mężczyzna sam zaczął zbliżać się do dziewczyny.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała wściekła. Tak bardzo tego chciała, ale tak samo mocno nie mogła tego zrobić. - Podobno masz dziewczynę. Ma na imię Francesca to moja przyjaciółka podobno…
- Wiem, ale ona wcale nie musi o tym wiedzieć. - Ich usta dzieliły dosłownie dwa centymetry. Ona już miała wspiąć się na palce i go pocałować, ale coś sobie uświadomiła.
- Ej! Ty tam za krzakami, wychodź. - Nagle zza krzaków wyłoniła się postać Maxiego. - I co on zrobiłby zdjęcie, niby przypadkiem dowiedziałaby się o tym Fran, a Ty powiedziałbyś, że to ja pocałowałam Cię specjalnie, prawda?
- Tak, masz rację… - powiedział ze skruszoną miną Maxi.
- Zamknij się! - krzyknął León.
- Jesteś żałosnym chamem - krzyknęła dziewczyna i przytuliła się do przyglądającego się całej scenie Marco.
Ze złamanym sercem dziewczyna doszła do domu. Pożegnała się z przyjacielem i weszła do domu. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Przemknęła się z gracją do swojego pokoju. Pomimo tego, że była dopiero 19.00. Wzięła swoją piżamę i poszła do łazienki. Nalała wody do wanny i dolała do niej kilka kropel olejku o zapach wanilii. Położyła się w gorącej wodzie i myślała. Uświadomiła sobie, że chłopak, którego tak bardzo kocha jest tylko i wyłącznie świnią. Ma wszystko gdzieś. Nie interesuje go to, że łamie jej serce. Pomimo tego nadal miała tą nadzieję, że on ogarnie się i zobaczy w niej wybrankę swojego życia. Teraz została sama nie ma nawet przyjaciółki żeby się wypłakać i wygadać. Tak owszem mogła iść do Angie i z nią porozmawiać ona na pewno by jej pomogła, doradziła. Była tego świadoma, ale Violetta chciała być samodzielna, chciała uporać się ze wszystkim sama. Może chciała dorosnąć. Tak. W stu procentach chciała być już jakieś pięć lat do przodu, tylko po to aby zapomnieć o teraźniejszych problemach. Tylko czy nie za szybko?
- Słuchaj Camila… DJ nie jest dla ciebie… - zaczęła Francesca.
- My nie jesteśmy razem… Jeszcze… - odpowiedziała jej przyjaciółka.
- No widzisz, jeszcze. Bo chcesz z nim być i on też. Ale to nie będzie to. On jest taki… Taki mało męski. Porównaj sobie jego a Leona. Widzisz różnicę? Ja totalną. No bo taki Leon. Przystojny, kochany, utalentowany. A DJ? Ehh… Bez komentarza…
- Francesca… Leon to Leon, a DJ to DJ. Kocham go i dla mnie jest taki, jak Leon dla ciebie. Okey? - dziewczyna wywróciła oczami. Czuła, że szykuje się kłótnia.
- Jak możesz porównywać DJ do Leona? Leon przystojny on nadal DJ. Leon wysportowany on nadal DJ. Leon mądry on nadal DJ. Leon utalentowany on nadal DJ... - wymieniała Francesca, a Camila, aż gotowała się ze złości.
Francesca wybrała sobie właśnie niebieska sukienkę do przymiarki. Camila mruknęła pod nosem:
- Ja mądra ty nadal zarozumiała…
- Co ty powiedziałaś?! - z przymierzali jak oparzona wyleciała Fran. Było widać, że bardzo się wkurzyła.
- Och, nie nic, królowo Fran - wywróciła oczami. - To co słyszałaś. To prawda. Jesteś jak Ludmiła. A nawet gorsza. Mam tego dość.
- Znalazła się kolejna. Ani Ty ani Leon nie macie racji. To ja mam tego dość! - powiedziała Fran, kładąc sukienkę przy kasie. Pstryknęła palcami i wyszła
Camila ruszyła w stronę wyjścia, lecz zatrzymało ją wołanie kasjerki.
- Już to zeskanowałam, więc musi pani zapłacić…
Dziewczyna zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wyciągnęła pieniądze z torebki, zapakowała sukienkę do reklamówki z logiem sklepu i wyszła.
Wstała rano. Pierwsza czynność jaką wykonała to nie było otwarcie oczu. Było to przywołanie wspomnienia, gdy León pocałował Violettę. Violetta może i mówiła, że on dla niej już nic nie znaczy jednak okłamywała samą siebie. Tak naprawdę szalała za nim jak Sid za swoim mleczem*. Każda czynność jaką wykonywała dziewczyna była związana z Leonem i wspomnieniami. Powoli zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki. Założyła białą bluzkę, turkusową spódnicę i do tego białe trampki. Torebka była koloru białego, za to kolczyki i duży wisiorek taki sam jak spódnica - turkusowe. Szybko zjadła swoje śniadanie i poszła do Studio.
Takie tam xD Ale chociaż Leonescę uratowałam! xD
Dziękuję za pomoc Martynie <3 Nie ma to jak nasze pisanie rozdziałów kilkanaście godzin xD
Kolejny już się pisze xD
Nie pytajcie o to:
kiedy Leonetta - jeszcze daleko xd
Marcesca - daleko xd
nowy rozdział - daleko xd Nie no - w informacjach jest napisane ile procent rozdziału mam napisane. Jak jest 100% to znaczy, że dodam tego dnia.
Jakieś jeszcze pytania? Ktoś czegoś nie rozumie? Pytać, tylko nie w komentarzach xD
Hue hue, dodałam gifa x3 Może trochę się różni od tekstu ale ciii xD
Aleksz dzisiaj kończy, papa xD
Cudo ! I bierzemy się za następny ! Kocham ten rozdział. xD Nie mogę go chwalić bo pochwalę samą siebie, ale dla Ciebie gratuluję xD
OdpowiedzUsuńCześć! Prawdopodobnie jestem pierwsza.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! <3
Eh, kłótnia Cami i Fran. ;/
Pozdrawiam! :)
Wspaniały, cudowny i bardzo ciekawy rozdział ale brakuje mi Leonetty i Marcesci.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję że jak najszybciej będzie Leonetta :)
Pozdrawiam :*
znalazłam tutaj wszystko to, czego nie ma na wielu blogach. Bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńNie mówię tylko u sposobie w jakim piszesz, ale głównie o Twojej bogatej wyobraźni:D . Może to Cię ucieszy, a może to olejesz, ale jesteś jedną z moich ulubionych bloggerek :D.
Cudowny :) Mimo, iż nie ma Leonetty nie będe cię hejtować, bo jesteś jedną z moich ulubionych blogerek :) Tak tak podlizuje ci się ;)
OdpowiedzUsuńNie no żarcik xD
Czekam na next. Tylko......mam nadzieję, że Fran jest tylko narazie taką żmiją :D
Cami dobrze powiedziała:
Ja mądra ty nadal zarozumiała…
Szkoda mi Violi. No nic kończę komek, bo zaraz mi odbije
Wybacz, ale dziś się nie rozpiszę,
OdpowiedzUsuńbo jestem zmęczona :(
Cudowny...
Do Leonetty daleko. Umieram.
Czy Leon naprawdę chciał wykorzystać Violettę,
pocałować ją i pokazać nagranie Francesce?
Jeśli tak to przegiął...
A Francesce spalić na stosie! O! :P
Dziękuję <3
Miłego dniaaaa :)
Rozdział Cudny !
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA na moim blogu, Gratuluje ;**
http://whycannotyoustoptheoftime.blogspot.com
rozdział jest wspaniały
OdpowiedzUsuńmam pytanie:
jeśli rozdział jest jakby kontynuacją popszedniego opowiadania to jaki violetta miała wypadek że minęły 2 lata jak się obudziła w tym opowiadaniu?
Tego nie było jeszcze dokładnie powiedzianego, bo nie miałam gdzie tego wrzucić. Wpadła pod samochód xD W którymś rozdziale opowiem dokładniej.
UsuńA co z dziećmi?
OdpowiedzUsuńProsiłam żeby nie pytać w komentarzach...
UsuńOne były w śnie, więc ich teraz nie ma. Logiczne.
Piękny rozdzialik!!!
OdpowiedzUsuńAch, Marco i Viola ;*** Jak dla mnie możesz ich zostawić, połączyć, czy jakoś tak xd U mnie on jest na równi z Leonem ;33
Ymm.... rozdział cudo i czekam na next <33
brakuje mi leonetty bardzo ;c nie ma jej ani w serialu ani u ciebie :(((((((((((
OdpowiedzUsuńAch...
OdpowiedzUsuńCUDO ^.^
Leoncessca <3
Tylko połącz Vilu z Marco!!!
Wtedy Leon byłby zazdrosny xD
Ale zdrajca!!!
No wkurzył mnie Leoś na maksa ;D
I jest Cami oraz DJ <3
W końcu ktoś Fran o tym powiedział :)
Mam nadzieję, że zrozumie ;)
Czekam z niecierpliwością na next!!!
Całuski,
Patrycja Verdas ;***
Jeju, Jaja, Jejuńca.
OdpowiedzUsuńTo wszystko takie piękne. Uwielbiam cię za tą melancholię i refleksję, która zawierasz w tych rozdziałach.
A cóż powiedzieć więcej? Chcę kolejny.
Całuję
Ludu może zmienicie wszystko i będzieNaxi forever wszędzie !!!!
OdpowiedzUsuńSory bulwersuje się xD
No, płaczę kurde xD Ryczę od tego momentu:
OdpowiedzUsuń" - Cześć Leon, co tam? - powiedziała z udawanym luzem.
-A co cię to interesuje? - odezwał się zimno.
- Myślałam, że jesteśmy znajomymi…
- To źle myślałaś. Chciałem tylko ci powiedzieć żebyś przestała mieszać się w moje życie. To przez ciebie coraz częściej kłócę z Fran. Uważasz, że niby co? Podeszłaś do mnie i już będę twój? "...
I w ogóle nie będę się pytać kiedy Leonetta, ale zawsze czekam ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie rób z Fran wrednej [cenzura]
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny
Moze napisze dłuuuugiiii... kom :)
OdpowiedzUsuńPytanka nie w komach.... No spoko jak tylko jakieś pytanko mnie natchnie to na fb, albo asku napiszę :)
Czyż Viola i Marco nie są 1/2 pary? Myślę z kąd weżmę matmę i tam mi się napisało. Leon i Fran. Kłótnia... Powinnam to napisać na koniec, ale zapomne. ,,...Sid ze swoim mleczem'' Padłam xD Już dalej nie mogłam się skupić na czytaniu. Ale po 5 minutkach się udało. Powila mnie też ta Fran na początku. Po kim masz dar pisania??? Co jeszcze... No narazie nic mi do głowy nie przychodzi.
ps. Czekam na wyniki!!!!
Powiła = Powaliła*
UsuńO mój boże jakie emocje xd ale sądzę że bez Leonetty to jest GUWNO
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam CAŁY pierwszy sezon w 3 dni, teraz zaczełam czytać drugi i się okazuje że całe 3 dni mojego życia to był sen????
OdpowiedzUsuń