niedziela, 27 października 2013

Rozdział XCVII // 97 ~ "Ty nic nie rozumiesz!"

- Niestety mam dla pana niezbyt dobre wieści... - Lekarz przełknął ślinę i kontynuował. - Pańska żona straciła to dziecko...
Nastała niepokojąca cisza, ale on już nie słuchał paplaniny doktora.
Ukrył swoją twarz w dłoniach i zaczął płakać. Tak - płakać. Jak małe dziecko, które zgubiło mamę w sklepie. Płakał coraz rzewniej, a łzy spadały na jego czarne jeansy. Mężczyźni nie płaczą - a jednak...
Jego serce było rozdarte, porwane na tysiące kawałeczków. Pragnął tego dziecka z całego serca, kochał je nad życie, chociaż się nie narodziło, a teraz wszystko to prysło jak bańka mydlana... Jego świat runął. Jak ona mogła mu to zrobić... Jak?...
Lekarz stał pod ścianą i patrzył się na niego z politowaniem.
- Jest mi przykro, bardzo przykro, naprawdę, ale przecież zawsze można zro...
- Czy wie pan co to jest stracić dziecko? Nie? Więc proszę, niech zamknie pan łaskawie swoją jadaczkę!...
- Pańska żona leży w sali 110... - powiedział szybko i wyszedł z gabinetu.


Leon

Violetta leżała na łóżku i przyglądała się drzewom za oknem. Podszedłem do niej i chwyciłem za rękę, ale jej wzrok nadal był obojętny, nieobecny. Mimo braku makijażu nadal wyglądała pięknie... Siedziałem nad nią i próbowałem wyczytać coś z jej oczu, ale ona do tej pory nie odwróciła głowy w moją stronę .

-Violu, co się dzieje?... - odparłem jej tak łagodnie jak umiałem. - Dobrze wiesz, że kochałem to dziecko, tak mocno jak ciebie. To nie jest koniec świata... Będzie dobrze... Mi też jest strasznie smutno z tego powodu, ale w życiu zdarzają się różne rzeczy i trzeba iść dalej...
- Ale nie nosiłeś go pod sercem tyle czasu, nie dzieliłeś z nim części siebie, nic nie wiesz! A teraz proszę wyjdź!
Próbowałem ją objąć swoim ramieniem, ale ona zamiast odwzajemnić uśmiech odepchnęła mnie mocno.
- Wyjdź...
Ze spuszczoną głową wyszedłem z sali i udałem się po Lenkę, która została z Marco. Leon, ogarnij się... Pora wracać do żywych.


Francesca

Dostałam informację, że mam się jak najszybciej pojawić w szpitalu. Nie obchodziło mnie, kto wysłał mi sms'a, nawet na to nie spojrzałam, najważniejsze, że chodziło o Violettę. W mgnieniu oka zadzwoniłam po taksówkę i znalazłam się przed budynkiem. Byłam poważnie zaniepokojona. W końcu moja przyjaciółka jest w ciąży, więc najmniejszy stres może jej zaszkodzić. Ale przecież nie mogło się stać nic takiego…
Viola ma wszystko czego tylko mogłaby chcieć, kochającego Leona, Lenkę, przyjaciół i rodzinę. A co jeśli rzeczywiście coś się stało? Pełna najczarniejszych myśli wyrwanych z najgorszych scenariuszy ruszyłam ku recepcji.
"Fran, spokojnie" - pomyślałam - "Przecież jestem spokojna, przynajmniej staram się być" - moja podświadomość zaczynała kłótnię w najmniej odpowiednim momencie.
- Przepraszam panią… - zaczęłam, ale kobieta mi przerwała.
- Ooo… Pani w ciąży, który to miesiąc? Chłopiec czy dziewczynka? – recepcjonistka zaatakowała mnie mnóstwem pytań, na które nie miałam siły ani ochoty odpowiadać.
- Tak, tak… No więc, proszę pani, szukam Violetty Verdas, czy może mi pani powiedzieć gdzie ją znajdę? – zapytałam uprzejmie kobietę siedzącą w recepcji.
- Jest pani z rodziny? – spojrzała na mnie podejrzliwie, jej sympatyczny ton głosu zniknął.
- Tak, to znaczy, można tak powiedzieć. Viola i ja jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, prawie jak siostry. Proszę mnie zrozumieć, bardzo się o nią martwię.
- No dobrze. Sekundkę, sprawdzę… - kobieta spuściła głowę zaczytując się w notesie. – Va… Ve… Verdas! Już wiem, proszę iść na drugie piętro, sala 110.
- Dziękuję pani, jestem bardzo wdzięczna. Do widzenia. – rzuciłam na pożegnanie i ruszyłam w stronę windy. Marco ciągle mi powtarza, że będąc w ciąży muszę na siebie uważać w każdej sytuacji, więc teraz postanowiłam go posłuchać i zamiast schodów wybrać windę.
Weszłam i nacisnęłam guzik z wygrawerowaną, złotą dwójką. Po chwili byłam na górze, wyszłam i zaczęłam się rozglądać, w którą stronę iść. Nagle zauważyłam Leona wychodzącego z jednej z sal. Wyglądał na zdenerwowanego i załamanego jednocześnie. Teraz byłam pewna, że coś się stało. Odeszłam kawałek dalej tak, by mnie nie zauważył, porozmawiam z nim później.
Gdy już byłam pewna, że wyszedł, ruszyłam w kierunku sali 110. Leciutko i ostrożnie otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Violettę siedzącą na łóżku i patrzącą obojętnym wzrokiem w sufit.
- Cześć, Violu - szepnęłam, wiedziałam, że usłyszała, mimo to nie zwróciła na mnie uwagi, a jej wzrok nadal był nieobecny.
Podeszłam bliżej niej i usiadłam obok łóżka. Spuściła głowę.
- Czy… Czy coś się stało? Widziałam Leona wychodzącego z sali i… Słuchasz mnie?
- Fran! – wykrzyknęła nagle przyjaciółka. – Jego, jego nie ma… Rozumiesz?! Nie ma go! – Violetta wybuchła płaczem.
- Kogo nie ma? – nie mogłam zrozumieć ani słowa z tego bełkotu.
- Dziecka… Nie żyje! Nie ma go…
- Violu, ja…
- Nie! Ty nic nie wiesz! Twoje dziecko żyje, urodzisz je zdrowe i będziesz patrzeć jak dorasta. Nie rozumiesz!
- Ale ja tylko…
- Wyjdź Fran! Zostaw mnie! – Violetta krzyknęła i znów wlepiła wzrok w sufit. Postanowiłam się z nią już nie kłócić i wyszłam, nie wiedząc co mam o tym myśleć.


Marco

Bawiłem się z Lenką w salonie. Można powiedzieć, ze w salonie fryzjerskim... Czesała mi włosy, te dłuższe wiązała w kucyki. No i raz nawet próbowała mi je obciąć... Chyba chce zostać fryzjerką. Ale dla dobra ludzi i ich włosów - nie powinna.

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Posadziłem Lenkę na kanapie i poszedłem otworzyć. Za nimi stał Leon. Wyglądał jak 7 nieszczęść. Wiedziałem o co chodzi, bo Fran do mnie dzwoniła.
- Ja po Lenkę... - powiedział drżącym głosem.
Weszliśmy do środka, a Lenka z uśmiechem od razu do niego podbiegła. Leon wziął ją na ręce i przytulił mocno.
- Tata smutny. Co się stało? - spytała dziewczynka i przytuliła się do niego. Ze mną prawie nie rozmawiała tylko się śmiała.
- Nic takiego, kochanie... - Leon próbował wymusić uśmiech. - Dzięki, że się nią zająłeś - zwrócił się do mnie. - No to my już idziemy. Cześć, Marco. - Po ostatnich słowach wyszedł...


Naty

Wystarczyło jego jedne spojrzenie, a moje ciało rozpływało się. Dałabym wszystko za jego jeden uśmiech, który byłby skierowany w moją stronę. Ale to były tylko marzenia, których nie mogłam spełnić. On nigdy by nie spojrzał na mnie - dziewczynę o przeciętnej urodzie z burzą loków na głowie i na dodatek niską.

Ale te minuty, kiedy dzieliły nas milimetry, były nie do opisania. Spełniło się moje najskrytsze pragnienie. Szliśmy oboje, a on rozmawiał ze mną. Chwilę później nałożył na mnie swoją kurtkę, a po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Posłuchaj Naty... No bo wiesz... Ty już masz kogoś...? Bo wiesz ty... mi się podobasz...
Patrzył na mnie swoimi kryształowo-brązowymi oczami, w których dostrzegłam... cóż jakby to ująć - szczerość. Dopiero wtedy poczułam, że jestem czerwona jak burak, boże, teraz uzna mnie za idiotkę...
- Nie... I... ty też... mi się podobasz... już od bardzo dawna...
I nagle stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałam.
Wyciągnął swoją dłoń ku mojej twarzy i pogłaskał po policzku. Wystarczyła chwila by nasze twarze znalazły się przy sobie, a usta złączyły w namiętnym pocałunku... Teraz nie liczyło się nic - tylko on..











Tak, tak, jestem zła, zabijecie mnie i bla bla bla xD Ale uwierzcie mi - to jeszcze było nic w porównaniu do kolejnych rozdziałów xD Naprawdę xD
Za pomoc dziękuję Oli i Madzi <33 Kochane wariatki moje xD
W sprawie wyglądu postów pisałam na czacie, teraz zauważyłam, że w większości zrobiły się masakryczne przerwy. W wolnym czasie postaram się poprawić ;)
Możliwe, że wygląd bloga znowu się zmieni ;/ Jest to związane z drugim opowiadaniem, w którym... Jezu, muszę zdradzić troszkę, bo inaczej tego zdania nie ułożę xD - W którym Leon, Viola + Fran i Marco są głównymi bohaterami. Teraz coś "drastycznego" xD - Leonetty nie będzie dłuuuuugo jako para, więc szablon niezbyt by pasował. Nie obiecuję, że wygląd bloga się zmieni, bo tego na 100% nie jestem pewna, ale całkiem możliwe.
Kolejny rozdział powinien pojawić się jutro, 99 prawdopodobnie we wtorek, no i 100 - epilog w środę. Tego też nie obiecuję, ale pewnie do końca tego miesiąca skończy się opowiadanie... 

20 komentarzy:

  1. Ubóstwiam cię kochana <3
    Jak zwykle genialnie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne
    Ale Leonetta MUSI BYĆ
    Bądź tak łaskawa i DAJ ZEBY BYŁA LEONETTA (albo chociaż zostaw szablonu)

    OdpowiedzUsuń
  3. jak mogłas jestes podła zabić verdaska to chamstwo ale i tak kocham ciebie i twojego bloga więc
    dalej będe czytać ale jestem załamana

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutny rozdział , ale w życiu nie zawsze jest kolorowo. Pisz kochana !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Vilu Leon ! Smutni ! AAaaaaaa


    Next Next.

    OdpowiedzUsuń
  6. NIEEEE!!! Kurczę, szkoda ;((( Mam nadzieję, że Leonetta wróci. Szkoda mi Leona, bo to nie jego wina, że to się stało :/// I szybko dajesz dalsze rozdziały, bo nie wytrzymam xDD

    OdpowiedzUsuń
  7. ...
    Nie wiem co powiedzieć.
    ...
    Super i w ogóle
    ...
    Nie, no wiedziałam, że to się stanie, ale mimo tego mi smutno :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedny Leoś! Szkoda mi go! :(
    Wejdzie ktoś do mnie i oceni? Błagam, bo zaczęłam wczoraj i ni mam pojęcia, jak mi idzie... leonetta-na-wieki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda mi Violki i Leona. :(
    Ale poza tym to super. :3
    Kocham ten pierwszy akapit u Marco. XD
    Czekam na następny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda mi małej/go Verdasa/ki...
    Zapraszam do mnie :)
    leonuetta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. O rany! nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że wróciłaś!
    Strasznie mi smutno, że kończysz to opowiadanie! :( Twój blog jest pierwszym jakiego kiedykolwiek czytałam! Bardzo bym chciała, żebyś nie kończyła twojego opowiadania! Moją manią na punkcie twojego bloga zaraziłam swoje kumpele i one też mają takiego świra jak ja! *.*

    A co do rozdziału jest świetny! (JAK ZAWSZE)
    Strasznie mi szkoda Verdasiątka i Leonetty :(

    PS Błagam! Przemyśl jeszcze to, aby nie kończyć tej historii! Ten blog to dla mnie i moich cray'zoli skarb! (DOSŁOWNIE) I nie, nie przesadzam!
    Koffam ciebie i twojego bloga! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem gdzie mieszkasz, idę po broń i do cb wpadnę 3;)
    Dlaczego Viola tak źle traktuje biednego Leosia? Przeciez on cierpi tak jak ona :( Rozdział suuper. Szkoda, ze go kończysz... Prosze nie kończ... w sumei po co ja to pisze, pzreciez ot nic nie da... zrobisz co chcesz... wiedz ze ejst mi smutno ;'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisz gdzie jesteś to pôjde z tobą xD

      Usuń
  13. Kocham cię i wogóle le uśmiercić dziecko płaczę zdzadź nam za to czy będzie w epilogu happy and

    OdpowiedzUsuń
  14. Super blog tylko nie zniszcz Leonetty <3 Zapraszam do mnie
    http://leonetta-na-zawsze-violetta.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  15. Załamałam się i płaczę ;_; Zabiłaś bobo Verdaska :( Powiedz tylko, że nie rozdzielisz Leonetty, bo wtedy będzie po mnie :'( Ale i tak Cię ubóstwiam <333

    OdpowiedzUsuń
  16. Dlaczego?! Ja się pytam dlaczegoooo?!!!!! Leonetta nieszczęsna ;( Nie rozdzielaj chociaż tego związku... Pliss w następnym rozdziale daj coś śmiesznego... u Naxi xd

    OdpowiedzUsuń
  17. Nieeeee ! jak mogłaś ?! jak ?! ...................................................................................................................................................................................... NO dobra...... Już Ci wybaczam, masz ogromny talent ! <333
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  18. tak tak, zabiję cię i bla bla bla xD Ale to masz jak w banku xD

    ciasteczkowy potwór:*

    OdpowiedzUsuń