wtorek, 29 lipca 2014

32. ~ "Jesteś zbyt piękna, by płakać."

Naty

- Będę baaardzo tęsknić, wiesz? - powiedziałam, przytulając mocno Nate’a.
Oboje staliśmy na środku lotniska. To jego ostatni dzień tutaj, w Buenos Aires. Wraca do USA i nie zapowiada się, by odwiedził mnie w ciągu najbliższych kilku miesięcy…
- Ja też, Naty. Ale przecież będziemy utrzymywać kontakt, prawda? - zapytał z lekkim uśmieszkiem, na co ja kiwnęłam głową.
Zrobię wszystko, by tym razem być bliżej niego. Postanowiliśmy, że będziemy pisać do siebie każdego wieczora e-mail, w którym opiszemy nasz cały dzień, wygadamy się, pośmiejemy. Jestem ciekawa, jak długo przetrwamy z takim czymś… Mam nadzieję, że wystarczająco długo.
Uśmiechnęłam się do Nate’a, a on od razu wyczuł, że mój uśmiech jest sztuczny. Jak mam się uśmiechnąć, skoro wyjeżdża? Myślałam, że zawita dłużej w naszym mieście, że zdążę go oprowadzić po najfajniejszych miejscach, wychodzić z nim wieczorem na miasto, do kina… Ale niestety. Eh, nie jestem dobra w pożegnaniach.
- Wiem, że to trudne, ale uśmiechnij się. Proszę. Ja się uśmiecham, widzisz? - Uśmiechnął się szeroko, czym od razu poprawił mi humor. Uwielbiam jego uśmiech. - To nie koniec świata, nie możesz się smucić.
Położył dłoń na moim policzku i przejechał po nim kciukiem. Odłożył walizkę na podłogę i przytulił mnie mocno.
- Hej… Jesteś zbyt piękna, by płakać. Naprawdę zbyt piękna - szepnął cichutko, całując mnie w głowę.
- Nie jestem piękna… - zaprzeczyłam, kręcąc przecząco głową. Mimo to, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jesteś. Mnie nie wierzysz?
- Wierzę. Nie mam ochoty tego mówić, ale idź już. Nie chcę, żebyś się spóźnił na samolot.
- Oczywiście, już idę. Jak będę na miejscu, to zadzwonię, dobrze? - Ostatni raz uśmiechnął się do mnie.
Uśmiechnął się tym swoim słodkim, rozbrajającym uśmiechem. Powtórzyłam jego gest, przytulając go, po czym podałam mu do ręki walizkę, której - znając jego - z pewnością by zapomniał. Zachichotałam, patrząc jak idzie tyłem i macha do mnie. Gdy był na tyle daleko, bym zgubiła go w tłumie, odwrócił się i zniknął wraz z uśmiechem…


Maxi

- Naty - szepnąłem, podchodząc do dziewczyny i obracając ją za ramię w swoją stronę. - Tak myślałem, że tu będziesz…
- Śledziłeś mnie? - zapytała, a w jej głosie słychać było odrobinę rozczarowania.
- Nie, oczywiście, że nie.
- To skąd mogłeś wiedzieć, że jestem w takim miejscu, jak to?
Dociekliwa dziewczyna z niej…
- Bo od kilku dni powtarzasz, że ten idiota wyjeżdża, więc spodziewałem się ciebie tylko i wyłącznie tutaj.
- On nie jest idiotą - żachnęła się, patrząc na mnie wzrokiem, który oznaczał u niej początek kłótni. Wyminęła mnie i zaczęła iść w kierunku wyjścia z lotniska. Ruszyłem za nią, przez co brunetka przyśpieszyła kroku.
- Naty. Nie złość się, przecież nic takiego nie powiedziałem. - Złapałem ją za rękę, którą ona natychmiast wyrwała z mojego uścisku. Zatrzymała się i stanęła przede mną.
- Nic takiego? A właśnie, że coś takiego. Wiesz, że jest moim najlepszym przyjacielem i jest dla mnie bardzo ważny. W dodatku nie będziemy się bardzo długo widzieć, a ty tak po prostu urządzasz te swoje sceny zazdrości i bezproblemowo nazywasz go idiotą - mówiła (jak na razie) spokojnym i cichym głosem. Wydawała się nie mieć ochoty i nastroju na jakiekolwiek sprzeczki, jednak ja wiedziałem, że to dopiero lekki wiatr, a za chwilę zacznie się burza z piorunami…
- Przepraszam, ale…
- Żadne „ale”, rozumiesz? - przerwała mi, a jej wzrok z sekundy na sekundę wydawał się być coraz to groźniejszy.
- Sama ostatnio nazywałaś go idiotą i jakoś ci to nie przeszkadzało!
- To były żarty, Maxi. Tylko żarty i nic poza tym. Ale wiesz… To ty jesteś idiotą. Jesteś idiotą dlatego, że jesteś zazdrosny bez powodu, o byle co. Skończyłam już z tobą tą bezsensowną rozmowę, dziękuję - prychnęła, odsuwając mnie i wychodząc z budynku.
Przez chwilę stałem w miejscu, zastanawiając się, czy warto za nią iść. Z jednej strony to może skończyć się ostrą kłótnią, której oczywiście nie chcę, ale z drugiej… Cóż, może pomyśleć sobie, że się nią nie interesuje, przez co i tak się pokłócimy… Raz kozie śmierć.
Pchnąłem szklane drzwi, prowadzące na zewnątrz i zacząłem szukać wzrokiem dziewczyny. Stała kilkanaście metrów przede mną, na przejściu dla pieszych. Podszedłem do niej i złapałem za ramię.
- Zostaw mnie, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Wyrwała się, przechodząc na drugą stronę jezdni.
- Ale ja mam ochotę porozmawiać z tobą i skończyć zaczętą rozmowę. Wiesz… - urwałem na chwilę, starając się znaleźć odpowiednie słowa. - Skoro wolisz go ode mnie, to dlaczego nadal ze mną jesteś? W ogóle się mną nie interesujesz, bo na pierwszym miejscu zawsze stawiasz jego.
- Ja nie interesuję się tobą? I wolę jego od ciebie? Dobre sobie. Skończ już, okej? Odezwij się, jak będziesz mówił normalne rzeczy.
- Ale taka jest prawda, Naty! Zrozum to! Wiecznie tylko Nate to, Nate tamto. A ja? Co ze mną? Może naprawdę powinniśmy zrobić sobie przerwę od siebie…
- Okej, jeśli tego chcesz, to nie ma problemu. Ale wiedz, że jesteś zwykłym idiotą. Idiotą, Maxi… - szepnęła, patrząc na mnie. Nie potrafiłem niczego wyczytać z jej oczu. Smutku, radości, bólu, szczęścia… Niczego.


Naty

Spojrzałam na niego ostatni raz, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Skoro właśnie tego chce - dostanie to. Myślałam, że wreszcie się zmienił, wydoroślał, jest gotowy na… prawdziwy związek. Ale nie, Maxi miałby wydorośleć? Śmieszne.
Prychnęłam pod nosem, a moje serce przyśpieszyło, jakbym się czegoś bała. Bo to prawda. Bałam się. Bałam się tego, co będzie dalej. Mimo wszystko - kocham go, bardzo go kocham i jakoś nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez świadomości, że on jest mój, a ja jestem jego. Bałam się tego, co się stanie, gdy wejdę do domu. Ostatnią rzeczą, którą bym chciała, to wejście do mojego pokoju, zamknięcie z hukiem drzwi, rzucenie się na łóżko i płakanie w poduszkę. A następnie dwutygodniowa „kuracja” polegająca na marnowanie czasu na oglądanie komedii romantycznych i jedzeniu lodów czekoladowych w wielkim pudełku.
Po moim policzku spłynęła łza, którą natychmiast otarłam wierzchem dłoni. Nie, nie będę płakać. Będę silna i nie dam mu tej satysfakcji, że zranił mnie kilkoma głupimi zdaniami. Nie.
Jesteś zbyt piękna, by płakać.


Francesca

- Fran, nie płacz, to tylko film - szepnął Marco, przytulając mnie mocniej.
- Ale taki piękny… Oni razem umarli… To takie cudowne - powiedziałam, ponownie zalewając się łzami.
- Tsa, oczywiście.
- Jesteś okropny, jak mogło cię to nawet nie wzruszyć? To najpiękniejszy film świata. - Uśmiechnęłam się delikatnie i otuliłam swoje ramiona kocem. - Dziękuję.
- Za co? - zapytał zdezorientowany, podnosząc się z kanapy, by pozbierać resztki popcornu z podłogi i stolika.
- Za to, że przyszedłeś. I za to, że wytrzymałeś ze mną do końca filmu. Ogólnie za wszystko. - Zsunęłam nogi z kanapy i włożyłam na swoje gołe stopy różowe, puchate kapcie. Wstałam i sięgnęłam ręką po miskę leżącą na stoliku. - Pomogę ci chociaż trochę.
Zaniosłam miskę do kuchni i włożyłam ją do zlewu. Opłukałam ją ciepłą wodą, po czym włożyłam do zmywarki. Stanęłam na palcach, by wyciągnąć z szafki dwa kubki. Gdy ją otworzyłam, poczułam na swojej talii dłonie Marco.
- Pomożesz? - zapytałam, uśmiechając się słodko. Chłopak sięgnął po dwa czerwone kubki i postawił je na blacie przede mną. - Dziękuję.
- Co będziesz robić?
- Gorącą czekoladę. Tą, którą tak bardzo lubisz. Ale musisz mi pomóc, dobrze?
Zamiast odpowiedzi usłyszałam cichy pomruk, a wibracje jego głosu odbijały się po skórze na mojej szyi. Wyciągnęłam z szafek wszystkie potrzebne produkty - oraz mały garnek - i rozłożyłam je na stole w odpowiedniej kolejności. Kubki odsunęłam na bok, a garnek postawiłam na kuchence. Zapaliłam gaz i wlałam do garnka mleko i śmietanę.
- Marco… - zaczęłam, łapiąc go za rękę. - Ty nadal ją kochasz, prawda?
Nie odezwał się. Stał za mną, więc nie mogłam go zobaczyć, lecz byłam pewna, że właśnie patrzy w podłogę. Rozluźniłam uścisk swojej dłoni na jego, przez co wyrwał ją i odsunął się delikatnie ode mnie. Stanął tyłem do szafek i opadł się dłońmi o blat. Westchnął i spojrzał a mnie spod swoich długich rzęs.
- To nie do końca ta…
- A jak? - przerwałam mu w pół zdania. - Jak, jeśli nie właśnie tak?
- A ty nadal kochasz jego, więc w czym widzisz problem? Sama dobrze wiesz, że to wszystko jest okropnie skomplikowane i wcale nie takie proste. Nad tym trzeba poważnie pomyśleć.
- Myślisz już nad tym co najmniej pół roku. Jeśli nie więcej. I to o wiele więcej. Kto wie, czy nie kochałeś jej już wcześniej, co? Bo kochałeś, prawda? - Wyłączyłam gaz i odwróciłam się w jego stronę. Spiorunowałam go wzrokiem, za co od razu się skarałam. Opuściłam głowę.
- Nie, nie kochałem. Fran, może…
- A ta tapeta w twoim telefonie? Masz ją ustawioną już dobre dwa lata. Dlaczego? - zapytałam dociekliwie.
- Była wtedy moją przyjaciółką, miałem prawo, tak? - Przytaknęłam skinieniem głowy, przez chwilę milcząc.
- Co nie zmienia faktu, że teraz podobno jej nie kochasz i, z tego co wiem, jestem twoją dziewczyną, a ty jej nadal nie zmieniłeś.
- Ugh, Fran, będziesz się czepiała głupiej tapety? To nic nie znaczy, daj spokój. - Wyciągnął telefon z kieszeni, pokazując mi jego wyświetlacz po kilkunastu sekundach. - Już, zmienione, zadowolona?
- A żebyś wiedział, że tak. I to bardzo. Co nie zmienia faktu, że nadal ją kochasz, prawda? Wcale jej nie nienawidzisz. Wręcz przeciwnie. Prawda? - warknęłam, podniesionym tonem.
- A nawet jeśli tak, to co z tego? A Leon? Nie kochasz go już? Bo coś nie wierzę - mruknął niezrozumiale. Odwróciłam się do niego plecami i westchnęłam. Wiedział, co powiedzieć, bym się zamknęła i w jakimś stopniu uspokoiła. Wiedział jaki temat zacząć, w który z czułych punktów trafić.
- Przepraszam… Eh, wiem jak jest, a niepotrzebnie się czepiam… Przepraszam - szepnęłam, zbierając się na odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Po kilku sekundach to zrobiłam, lecz wcale nie widziałam w nich gniewu czy smutku. Podszedł bliżej i przytulił mnie.
- Wybaczam. Zauważyłem, że dziś nie masz humoru i jesteś jakaś rozdrażniona. Poza tym… masz prawo się na mnie o to złościć - wyszeptał w moje włosy i pocałował mnie delikatnie w czoło.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego klatkę piersiową. Otulił mnie mocniej ramionami, a ja mogłam poczuć ciepło bijące od niego.
- To… Nadal chcesz tą czekoladę? - zapytałam niepewnie. Atmosfera nieco się rozluźniła.
- Tak, oczywiście, że tak. - Uśmiechnął się, a ja odsunęłam się od niego i wróciłam do przygotowywania napoju.










Tak, tak, wiem. Rozdział miał być prawie trzy tygodnie temu, ale nastąpiła maleńka zmiana planów. Siostra niespodziewanie przyjechała, a widzę ją naprawdę rzadko, więc chciałam spędzić z nią jak najwięcej czasu, a w dodatku laptop był w naprawie ;/ 
No ale wróciłam z cudnym rozdziałem (pomińmy to, że rozwaliłam Naxi i pokłóciłam Marcescę). Obiecuję poprawę, naprawdę ;)
Do kolejnego rozdziału, skarby! x

30 komentarzy:

  1. Rezerwacja miejsca dla Cookie :) x

    OdpowiedzUsuń
  2. brak leonetty !

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno nie czytwm już tego bloga !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Słoneczko!
    Masz rację. Rozdział jest cudny, po prostu cudny. Podziwiam Cię naprawdę, że dałaś radę coś napisać. Wyszło niesamowicie.
    Naxi...Przeżyje to. Przecież wiesz, że ja kocham okropne pomysły i rozwalanie związków, ale to dlatego, żeby później można było ich pięknie pogodzić. Pogodzisz ich pięknie, prawda?
    Proszę o zdjęcie tapety Marco, bo chcę zrobić jeszcze większe "AWW" i umrzeć. Od dwóch lat, aww. Tapeta, aww. Na jego telefonie, aww. I zmienił ją, kurde. Już się uspokajam, już.
    Fran...Jak kochasz Leona, to do niego idź, okej? Dziękuje.
    Okej, kończę. Idę umierać x

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!!!Rozstanie Naxi.:-( Marcesca!!:-)
    Cudo!!!Rewelka!!!Świetny rozdział.
    Życzę dużo weny i czekam na nexta.<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu nie ma leonetty oprócz tego super kiedy next<333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietnyy ; 3
    Fajnie ze nie ma leonetty ;)
    To taka odmiana :)
    Cuuuudenko ;*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski! :D
    Szkoda, że nie ma Leonetty ;C
    ale i tak boski :3
    www.leonviolettayfranymarcoo.blogspot.com <-------- zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  9. zamiast pierd*lic jak to okropnie, że nie ma Leonetty, docenilibyście może ten rozdział, hm? który jest perfekcyjny, nawiasem mówiąc. zamiast tak jarać się tą Leonettą w tym opowiadaniu, powinniście jarać się talentem, który autorka przelewa w każdy rozdział.
    z mojej strony to tyle.
    ach, w sumie nie... to, że śmieszy was "podkradanie" rezerwacji świadczy jedynie o waszej dziecinności i głupocie.
    a teraz żegnam :)
    Szanella, kocham cię, aniołku ♥,
    ~ Cookie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahhahahahah połać jej xd

      Usuń
    2. Cookie pojechała :D
      podpisuje się pod tym !! <3
      kocham ten blog <33333

      Usuń
  10. Dobrze gada :)

    OdpowiedzUsuń
  11. sory, ale strasznie krotki i jakis nudny. postaraj sie pisac dluzsze rozdzialy, skoro tak rzadko dodajesz ;>

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękny rozdział!
    A wiesz, jakoś brak Leonetty mnie nie smuci, świetny rozdział może obyć się bez gwiazduni Violi, wystarczy go dobrze napisać - jak Ty ten :* Baaardzo się za Tobą stęskniłam i teraz muszę to wszystko nadrobić!

    Powracam ze zdwojoną siłą! Kolejny rozdział na blogu, a w nim: czy Adrian i Ludmiła zostaną parą na odległość? Czy Francesca przeżyła tajemniczy wypadek? Jaką decyzję podjęła Naty? Czy Leonetta zaprzestanie swoim kłótniom? Co odkryje Valencia?
    Rozdział 55 już u mnie na blogu!

    http://violetta-story.blogspot.com/2014/08/rozdzia-55.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam za brak oryginalności z mojej strony. Napisze tylko, że rozdział cudowny ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Super rozdzial inny od wszystkich kiedy next <3333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  15. Szkoda, że nie ma leonetty ;((
    ale rozdział spoko ;*
    wpadnij do mnie <3
    http://leonetta-odpierwszejchwili.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudny rozdział jak ty pięknie piszesz ! Jestem zachwycona , twój styl pisania jest boski :**
    Ciesze się , ze dodałaś nowy rozdział zawsze wyczekuję ich z niecierpliwością :)
    Życzę dużo nowych pomysłów na rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Znakomity rozdział, nie mam zielonego pojęcia jak ty to piszesz <333 Jestem twoją fanką! :) :*
    Codziennie wchodzę na Twojego bloga, aby sprawdzić czy dodałaś nowy rozdział, i jak już widzę, że coś jest nowego to cieszę się jak głupia :D :*
    Wiesz, mi to nawet nie przeszkadza, że nie ma w tym rozdziale Leonetty, bo rozdiał i tak jest boski <333
    Ja to już na serio nie rozumiem Naty, niby tak kocha Maxiego, a wydaje się, że bardziej szaleje za Nate xD No ale to moje spostrzeżenia :D
    hahah, widać jak Maxi szaleje z zazdrości...
    Oby tylko moje kochane Naxi się pogodziło :) :*
    Hahaha, Marcesca i ta ich kłótnia xD
    Szczerze to nie przepadam za tą parą, no ale cóż.. Diecesca forever! :D
    No i oczywiście życzę dużo weny do kolejnych rozdziałów! :) :*
    przy okazji zapraszam Cię do mnie, dopiero zaczynam i potrzebuję czytelników :D
    Pozdrawiam, całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękny, wspaniały rozdział! Mimo iż nie ma Leonetty to się nie smucę , gdyż jest Naxi.♥♥
    Przesyłam całuski i zyczę szczęścia!
    Mam nadzieję, że kiedś ty też skomentujesz mojego bloga http://aprendi-a-decir-adios-x.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. To opowiadanie nie jest już takie, jak kiedyś... To nie to, w którym się zakochałam. Bardzo mi przykro :(
    Mimo wszystko, weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. To opowiadanie było kiedyś żywe, czytało się je z zapałem a teraz ? Miesiąc bez rozdziału :( ja rozumiem że może to być spowodowane wieloma czynnikami tj. Brak czasu, weny czy ponysłu. Ale bez przesady. Rozumiem też, że masz swoje życie prywatne ale staraj się też zajmować blogiem czasami :) tak to wchodzę codziennie i od miesiąca zero aktywności. Jeśli po prostu wyjechałaś to wypadałoby poinformować albo coś :3 Dziewczyno masz wielki talent i wykorzystaj to najlepiej jak umiesz. Grzechem byłoby zrezygnować z tego bloga. Postaraj się na nowo ożywić to miejsce i dodawać rozdziały systematycznie.

    Pozdrawiam i liczę na poprawę.

    OdpowiedzUsuń