poniedziałek, 24 listopada 2014

Kolejne informacje ;)

Matko, kiedy te dwa tygodnie minęły? Nieco ponad dwa. Niby czas szybko mija, a jednak nieubłaganie ciągnie się do tej przerwy świątecznej. I ja właśnie w tej sprawie. Nie będę się bardzo rozpisywać, bo nie mam zbytnio czasu, więc tak ogólnie przedstawiam o co chodzi.

Otóż jak wszystkim wiadomo - przed przerwą świąteczną trzeba trochę uczniów pomęczyć i akurat moja klasa aż do pięknego dnia, jakim jest 20 grudnia, ma niemalże codziennie jakieś sprawdziany, kartkówki, pytanie na lekcji, zadań domowych tyle, że siedzę po nocach, by wszystko skończyć i co tam jeszcze sobie nauczyciel wymyśli. W związku z tym czasu na pisanie nie mam kompletnie, weną też nie grzeszę. W związku z tym podejrzewam, że trzecie opowiadanie zacznę dopiero pod koniec grudnia, niestety. Albo i "stety", jak kto woli. :)
Ale to nie oznacza, że jeszcze przez miesiąc zostawię was z niczym, nie nie nie. :) Planuję dodać chociażby jednego one shota, jakąś miniaturkę, cokolwiek. W wolnej chwili coś tam napiszę i dodam. x Może mi się uda, ale nie obiecuję.
Jakoś przeżyjemy do tego grudnia, a gdy już będę miała więcej wolnego czasu, to napiszę trochę rozdziałów "na zapas", żeby być do przodu, przez co będę mogła dodawać częściej, niż było to jeszcze niedawno.

Mam nadzieję, że nie jesteście źli i że rozumiecie. x Do napisania, misie. ♥

sobota, 8 listopada 2014

Przepraszam ~ Informacje

Więc... w sumie co ja mam powiedzieć? Zjebałam, wiem. Po prostu zjebałam.

Misie... - jeśli w ogóle mogę was tak jeszcze nazywać - czytałam wszystkie komentarze, wszystkie maile i wiadomości, które do mnie doszły (jeśli ktoś pisał na gg, to mogłam nie przeczytać, przepraszam), ale nie miałam nawet kiedy i zbytnio jak odpisać.
Wiem, że większość z was tego nie przeczyta albo uzna, że zmyślam, oczekuję litości od was, cokolwiek. Nie, to nie tak. Ja po prostu tłumaczę, dlaczego mnie nie było i oczekuję jedynie zrozumienia.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób myśli, że mam po prostu - przepraszam za ostre słowa - wyjebane na wszystko, ale tak nie jest. Ostatnie dwa miesiące nie były dla mnie najlepsze, co tu więcej dodać.

Z internetem u mnie krucho, mam go raz na jakiś czas od mamy, gdy potrzebuję coś do szkoły, a tak to korzystam z okropnie wolnego netu na moim telefonie, który odmawia posłuszeństwa, więc nie miałam kiedy napisać o mojej nieobecności i się tłumaczyć. Ogólnie odcięłam się od wszystkiego na jakiś czas.
Często nie ma mnie w szkole, bo latam po lekarzach i szpitalach, to w swojej sprawie, to w sprawie mamy, wujka, cioci, koleżanek... Nie wiem, co się dzieje, wszyscy ostatnio w szpitalu, masakra jakaś. A skoro często nie ma mnie w szkole, to muszę nadrabiać i czuję się, jakby nauczyciele robili mi na złość i specjalnie gonili z materiałem w chwilach, gdy mnie nie ma.
A gdy już mam wolny czas... to po prostu nie mam siły i ochoty na nic. Ja zjebałam, bo zjebało się wiele innych rzeczy. Może uda mi się to naprawić, ale niczego nie obiecuję. Jak zwykle...

W kwestii rozdziału, a konkretniej już epilogu, niestety lub "stety" - przez ostatnie dwa miesiące był pisany co chwilę po troszku. Aż w końcu się udało, całkiem niedawno, ale nie miałam czasu na opublikowanie go. Długością nie grzeszy, lecz nie to się tutaj liczy. Może wam się spodobał, nie wiem. Byłoby miło, gdyby każda osoba, która czytała, bądź wciąż czyta to opowiadanie - skomentuje paroma miłymi słowami.

A teraz zejdźmy z tematu, chciałabym jeszcze poruszyć sprawę trzeciego opowiadania. Wiecie... ja nie jestem pewna, czy to się uda. Ja na razie mam zaledwie prolog, rozdział pierwszy, kawałek drugiego, trzeci i kilka króciutkich scenek, które się w przyszłości przydadzą. Te rozdziały są naprawdę długie, bo po 7-8 stron. Nie mam zbytnio czasu na to. Często nie mam ochoty, pomysłów. A historia jest skomplikowana. Jeszcze pomyślę, zależy ile osób zechciałoby czytać i czytać będzie na pewno. Bo inaczej to nie ma sensu. Kocham pisać, pokochałam tą historię, ale od jakiegoś czasu mam o wiele więcej spraw na głowie, niż pisanie dla paru osób. Napiszcie w komentarzach, czy chcielibyście czytać. Pomyślę nad tym i ewentualnie zmienię liczbę rozdziałów, trochę pozmieniam w rozdziałach i ruszę z tym "od nowa". Jednego możecie być pewni - jeśli nie ta historia, to inna, lub coś całkiem innego. Może o aktorach Violetty, może zupełnie inna tematyka, bądź inni bohaterowie. Pożyjemy, zobaczymy.

To chyba wszystko, a jeśli nie - post zostanie zedytowany.

Kocham was i dziękuję za wszystko xx


EDIT: Tak, trzecie opowiadanie będzie o Leonetcie. :)

35. Epilog ~ Każda bajka ma swój koniec.

DEDYKACJA DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY CZYTALI, CZYTAJĄ, BĄDŹ BĘDĄ CZYTAĆ. KOCHAM WAS 


Kilka dni później…

Kroczyła ścieżkami małego parku, obserwując pożółkłe liście, które powoli opadały na ziemię. Gdy uniosła głowę do góry, by spojrzeć na szare i zasłonięte ciemnymi chmurami niebo, na jej czoło spadła kropla wody, a po niej kolejna i kolejna. Ona tylko westchnęła cicho, jak gdyby ani trochę nie interesowało jej to, że za chwilę zacznie padać, a ubrania będzie miała przemoknięte. W tej chwili myślała tylko o nim. O nic, o niej, o nich. Kiedyś razem, teraz osobno, a za kilka godzin oddaleni od siebie o tysiące kilometrów. Na zawsze.
- Wszystko zniszczyłam… A teraz skończę jako stara panna z kotem. - Zaśmiała się sama z siebie, mimo że łzy cisnęły się jej do oczu.
Spojrzała na biały zegarek, który ciasno opinał jej nadgarstek i przyśpieszyła kroku. Po kilku sekundach niemalże biegła w stronę lotniska, nadal mając nadzieję, że jeszcze zdąży, by przynajmniej przeprosić i się pożegnać.
Lotnisko znajdowało się zaledwie kilkanaście minut drogi od parku, przez który przebiegała właśnie szatynka. Bieganie nigdy nie było jej mocną stroną, a szczęście zdecydowanie nie dopisywało jej od kilku tygodni. Przechodnie, których i tak było niewielu ze względu na pogodę, patrzyli na nią dziwnie, jakby była jakimś wybrykiem natury.


Wbiegła do budynku, rozglądając się nerwowo wokół. „Jest tu zbyt dużo ludzi, nie znajdę go”, pomyślała, wzdychając głośno.
- Violetta?... - szepnął za jej plecami doskonale znany głos.
Zadrżała i odwróciła się, powoli unosząc głowę, by spojrzeć w jego brązowe, przepełnione smutkiem oczy. Otworzyła usta, żeby już coś powiedzieć, lecz szybko się rozmyśliła i nie zrobiła tego. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, nie potrafiła wydobyć z siebie ani jednego słowa, które miałoby być skierowane do niego.
- Co ty tu robisz? Jeśli przyszłaś po to, by… - zaczął, nie dając szatynce nawet chwili na wytłumaczenie się.
- By?
- Och, nieważne. To coś ważnego? Nie wiem czy zauważyłaś, ale nie mam czasu na pogaduszki - burknął, rozglądając się nerwowo.
Jednak szybko pożałował tego, jak ją właśnie potraktował. A biorąc pod uwagę to, jak traktował ją w ciągu ostatnich kilku tygodni - żałował jeszcze bardziej. Mimo wszystkich błędów, które popełniała, wciąż była tylko zwykłą dziewczyną, którą on wciąż…
- Uch, chciałam tylko się pożegnać i… przeprosić. Za wszystko. Wiem, że to nie sprawi, że będzie lepiej, ale… - urwała, zaciskając mocno powieki, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Nie musisz mnie przepraszać.
- Nawet jeśli… Po prostu chcę to zrobić. - Uniosła wzrok, który do tej pory uparcie wbijała w podłogę, by spojrzeć na stojącego naprzeciw niej chłopaka. - Przepraszam, Marco. Nie chciałam, by to wszystko tak wyszło, naprawdę. I zdaję sobie sprawę z tego, ze zniszczyłam wiele rzeczy i popełniłam jeszcze więcej błędów, ale naprawdę żałuję, że to wszystko się tak skończyło. Gdybym tylko mogła cofnąć czas…
- Ale czasu nie da się cofnąć, Violetta. Mógłbym powiedzieć, że było minęło, ale nie jestem pewny, czy potrafiłbym tak po prosty o tym zapomnieć.
- Nie każę ci o niczym zapominać. Chociaż chciałabym, żebyśmy oboje o tym zapomnieli. Ale tak się składa, że ja też nie potrafię. Bo to przeszłość i ty tam byłeś. A ja nie potrafię o tobie zapomnieć. Przepraszam - westchnęła cichutko, odwracając wzrok.
- Za co tym razem?
- Za to, że nie potrafię o tobie zapomnieć, a wiem, że chciałbyś.
- Chciałbym powiedzieć, że… nieważne.
- I przepraszam za to, że tutaj przyszłam, i w dodatku marnuję twój czas - powiedziała, ignorując go. - To głupie z mojej strony… Mam nadzieję, że tam, dokąd wyjeżdżasz, będzie ci lepiej i będziesz szczęśliwy. Żegnaj, Marco.
Odwróciła się, a samotna łza spłynęła po jej policzku. Ruszyła w kierunku wyjścia z chęcią dotarcia do swojego pokoju i rozpłakania się, po czym otarła wierzchem dłoni mokre już od łez policzki.
- Violetta, zaczekaj! - krzyknął cicho Marco i mimo hałasu panującego na lotnisku, szatynka najwidoczniej usłyszała jego nawoływanie, gdyż odwróciła się niepewnie.
Podbiegł do niej, ciągnąc za sobą niewielką, czerwoną walizkę. Wypuścił jej metalową rączkę, by złapać drobną i zimną dłoń dziewczyny. Spojrzał w jej oczy, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
- Spóźnisz się na samolot - szepnęła, starając się nie zwracać uwagi na to, co właśnie zrobił.
- Jakoś zbytnio mnie to nie interesuje w tej chwili. Chcę się na niego spóźnić. - Przybliżył się do niej nieznacznie. - Przepraszam - oznajmił, a szatynka spojrzała na niego jak na dziwaka. - Za wszystko. Skoro ty, to ja też powinienem. I wiesz, tak sobie myślałem… Ugh, słowa są głupie.
Spojrzał na nią, po czym zmniejszył i tak małą już odległość między nimi, by już po chwili… pocałować ją.










Mówiłam, że nie grzeszy ilością. Co dziwne - nawet mi się podoba. Po raz kolejny zmieniłam narrację, ze względu na to, iż tak lepiej mi się pisało. Nie miałam ochoty i czasu sprawdzać ewentualnych błędów, ale mam nadzieję, że nic w oczy nie razi i że się podoba. 
Więc... to już koniec. Nie wiem, mam mieszane uczucia. Ani nie jest mi smutno, ani wesoło. Gdy zaczynałam to pisać, to miałam wątpliwości, co do tego, czy to już ma być epilog, czy może nie. Ale trudno, zdecydowałam dawno temu i koniec.
Za chwilę dodam post informacyjny, w którym wyjaśniłam kilka ważnych spraw.