Tydzień później…
Marco
- Fran… Posłuchaj mnie i nie
przerywaj, dobrze? Po prostu mnie wysłuchaj. Nie musisz się z tym zgadzać.
Włoszka pokiwała głową, na co
westchnąłem i zacząłem mówić:
- Doskonale wiesz, że nie…
Znaczy… Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale kocham cię i chciałbym mieć cię
tutaj, obok, zawsze, gdy będę tego potrzebował. Ale taka szansa może się nie
powtórzyć już nigdy… Nie możesz z tego zrezygnować przeze mnie. A my… Przecież
nie wyjeżdżasz tam na zawsze, więc moglibyśmy utrzymać kontakt, a jak wrócisz,
to będzie tak, jak jest.
Może i mówiłem optymistycznie,
ale to nie znaczy, że tak myślałem. Francesca dostała kilka dni temu propozycję
zrobienia kariery. Tyle, że w Hiszpanii… Rozważamy wszystkie „za” i „przeciw”.
To dla niej wielka, niepowtarzalna szansa i nie może z tego zrezygnować, nawet
gdybym chciał. A chciałbym… Bardzo. Chciałbym móc ją zatrzymać przy sobie, ale
nie mogę niszczyć jej marzeń. Ja… nie, nie mogę.
- Wiem o tym. Doskonale zdaję
sobie z tego sprawę, że to niesamowita szansa i… Uh, naprawdę chcesz, żebym
jechała? - zapytała, a przez jej twarz przebiegł cień wątpliwości. Zmrużyłem
oczy.
- Wiesz, co o tym myślę. Ale
chcę, byś spełniła swoje marzenia i chociaż raz pomyślała tylko o sobie.
I cisza. Trwała kilka sekund, może kilkanaście. A może nawet kilka
minut? Nie mam pojęcia. Spojrzałem w jej oczy i widziałem, że myśli tak, jak
ja. Chce spełnić marzenia, ale nie chce jechać na drugi koniec świata, by to
zrobić. Uh, to takie trudne…
- Jedź. Proszę. Zobaczysz, że
będziesz zadowolona z tej decyzji, a jak wrócisz, to będziemy szczęśliwi.
Razem. Dobrze? - zapytałem, przytulając ją mocno.
- Dobrze…
W piątek rano wjechałem na
parking lotniska. Zaparkowałem na odpowiednim miejscu, po czym wysiadłem i
przeszedłem na drugą stronę samochodu, by otworzyć Francesce drzwi. Tak też
zrobiłem, a ona tylko uśmiechnęła się delikatnie i wysiadła. Wyciągnąłem z
bagażnika dwie walizki dziewczyny i zamknąłem samochód. Ruszyliśmy w stronę
wejścia, oboje z walizką w ręce.
Tak, chciałbym jechać z nią…
Dziewczyna
zatrzymała się przed szklanymi drzwiami i odwróciła w moją stronę. Zabrała
swoją walizkę z mojej ręki, a następnie spojrzała mi w oczy.
- Dalej sobie poradzę, dziękuję.
Eh, nie umiem się żegnać, wiesz o tym… - szepnęła, opuszczając głowę.
- Wiem - przytaknąłem i chciałem
się uśmiechnąć, by dodać jej trochę otuchy, lecz zamiast tego wyszedł mi
grymas.
- Kocham cię. - Przytuliła się do
mnie mocno. - Będę tęsknić. Bardzo. Ale wrócę niedługo.
- Powodzenia. Będzie dobrze,
zobaczysz.
Pocałowałem ją i uśmiechnąłem
się. Ona odwzajemniła mój gest, po czym wzięła walizki do rąk i weszła do
środka. Patrzyłem jeszcze przez chwilę, jak odchodzi, po czym odwróciłem się i
zacząłem iść w kierunku parkingu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem
numer do mojego brata.
- Już wracam, będę za piętnaście
minut. Nie zaśnij, doskonale wiesz, że mam kluczy i nie będę jak miał wejść do
domu - powiedziałem, gdy odebrał. Nie ukrywam, że głos mi się trochę zatrząsł,
gdy mówiłem.
- Właśnie mnie obudziłeś, dzięki.
Nie zasnę, możesz być spokojny. I nie martw się, przecież ona wróci.
- Nie martwię się, wiem, że wróci
- odrzekłem wymijająco, mając tą głupią nadzieję, że przestanie ciągnąć temat.
- Przecież słyszę po głosie. Jak
kocha, to wróci.
- Jak kocha, to nie odejdzie -
szepnąłem i rozłączyłem się, chowając telefon do kieszeni, po czym wsiadłem do
samochodu i odjechałem.
Ona już nie wróci… Ale przynajmniej spełni marzenia i będzie
szczęśliwa.
Francesca
Od kilku dni tylko czekałam, aż
Marco wreszcie spojrzy na mnie i powie, bym nie jechała. To nie tak, że nie
chciałam. Taka szansa może się już nie powtórzyć, to prawda. Ale… Włochy to
przecież drugi koniec świata, a ja mam tutaj jego. I to wszystko, czego mi
potrzeba do szczęścia. Muzyka pełni ważną rolę w moim życiu, ale nie potrzebuję
zrobienia kariery, by być szczęśliwą. Potrzebuję jego.
Byłam głupia. Jak mogłam myśleć,
że tak po prostu powie mi "Fran, nie jedź"? Wiem o tym, że mnie
kocha, przecież powtarza to co chwilę, ale… myślałam, że chciałby, żebym
została. Mówił, że chce, bym spełniła marzenia. To prawda, marzę o czymś takim
od dziecka. Ale to nie zmienia faktu, że go kocham.
A może… może zrobił to, by znowu
być z Violettą? Zerwała z Leonem dwa dni przed tym, jak powiedziałam Marco o
propozycji podpisania kontraktu z wytwórnią z Włoch, więc miał wystarczająco
dużo czasu, by to wszystko przemyśleć. Przecież… chwila, Fran, co ty pieprzysz.
To rozdział zamknięty, przeszłość, skończone. Chyba…
Nie, to niemożliwe, by chciał do
niej wrócić. Jeszcze chwilę temu zapewniał mnie, że gdy wrócę, to będziemy
razem i będzie dobrze. Bo będzie, prawda? Na pewno, wierzę w to. To tylko kilka
miesięcy, najwyżej pół roku. Damy radę, pomimo dzielącej nas odległości. Zawsze
dajemy radę.
Zawsze, jeśli tylko jesteśmy
razem.
Trzy tygodnie
wcześniej…
Naty
Usiadłam na pobliskiej ławce i
kolejny raz tego dnia zalałam się łzami. Mam dość ciągłych wyrzutów Maxiego,
jakby on nigdy nie był niczemu winny. Nate to tylko i wyłącznie mój przyjaciel.
Może i coś do niego czuję, bo to nie tak łatwo zapomnieć o starej, wakacyjnej
miłości, ale mimo wszystko, to nie jest to samo, co czuję do Maxiego. Jego
kocham. Ale jak widać bez wzajemności. To on tylko ciągle lata za Camilą, a
mnie olewa. To on ciągle robi mi afery o nic. To on niszczy nasz związek, który
budowaliśmy tak długo. W sumie… już go zniszczył. I to nie odwracalnie. Mimo że
kocham go najbardziej na świecie, to coś zabrania mi z nim dłużej być. Serce
mówi "wybacz mu", a rozum "zostaw tego dupka". I tym razem
chyba posłucham rozumu. Nie chcę już dłużej cierpieć. Nie…
Otarłam mokry policzek prawą
dłonią i rozejrzałam się dookoła. Ani śladu Maxiego… Doskonały przykład
troskliwego chłopaka.
Ugh, przestań o nim myśleć. To koniec, nie ma odwrotu. Tak będzie
lepiej i dla ciebie, i dla niego.
- Nats, co się stało?
Podniosłam wzrok i zobaczyłam
Nate'a siadającego obok mnie z walizką w ręce, którą szybko odłożył, by
przytulić mnie mocno.
- Co tutaj robisz? Nie powinieneś
być w samolocie?… - zapytałam, patrząc na swoje buty.
- Powinienem, ale spóźniłem się,
bo nie mogłem znaleźć biletu… - Z trudem powstrzymywał śmiech. - Więc
zadzwoniłem do rodziców i powiedziałem, że zostanę jeszcze na chwilę, jeśli nie
na zawsze. Oczywiście jeśli tylko chcesz mnie widzieć tutaj codziennie. Ale nie
o mnie, mów co się stało, hm?
- Pamiętasz mojego chłopaka,
Maxiego? My właśnie chyba zerwaliśmy…
- Jak to zerwaliście? Chyba? -
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym zaczęłam tłumaczyć mu całą historię.
Pomijając kilka nieważnych faktów.
Przez chwilę oboje nie
odzywaliśmy się i wiedziałam, że to nie zwiastuje niczego dobrego.
- Dupek - powiedział, przerywając
ciszę. Zauważyłam, że zaciska dłonie w pięści. - Jak może osądzać cię o coś
takiego, gdy tymczasem sam nie jest lepszy? Uch… Nie zasługuje na ciebie,
kotku, tyle ci powiem. Może… może on jednak nie był tym jedynym?
- Był… - szepnęłam, a w oczach
ponownie zebrały mi się łzy.
- Nie Naty, jestem pewien, że nie
był. Gdyby był, nie traktowałby cię w ten sposób. I pomiędzy wami byłoby o
wiele lepiej, mimo wszelkich przeszkód - wytłumaczył, ale ja już nie
odpowiedziałam.
Mówił dalej, jednak nie słuchałam
go. On ma rację… On zawsze ma rację. Może to też była tylko przelotna miłość.
Dla mnie. Dla Maxiego… co najwyżej zauroczenie. Marne zauroczenie. Wkrótce nam
przejdzie. Na pewno. I oboje znajdziemy dla siebie kogoś lepszego. Kogoś, kto
będzie nas kochał, kto będzie o nas dbał i dawał poczucie bezpieczeństwa.
Kogoś, kto sprawi, że poczujemy się wyjątkowi.
- Nate…? - zaczęłam, unosząc
głowę, by spojrzeć na niego.
- Tak?
- Odpowiedz mi szczerze. Czy ty…
czy ty czujesz coś do mnie?
I znów ta stresująca cisza.
- Skoro szczerze, to szczerze…
Pamiętasz, gdy się poznaliśmy? Spędziliśmy ze sobą mało czasu, ale tyle mi
wystarczyło, by się w tobie zakochać. Bez pamięci - powiedział cicho, nadal
patrząc w moje oczy. - I to nie tak, że chcę odsunąć cię od Maxiego, nie, nie,
nie. Po prostu chcę, byś przejrzała na oczy i nie musiała martwić się tym, czy
następnego dnia cię zrani czy może przytuli. Chcę byś była szczęśliwa, nawet
jeśli nie ze mną.
- A co jeśli chcę być szczęśliwa
z tobą? - szepnęłam, splatając palce naszych dłoni.
Znowu krótko, znowu pomieszałam i znowu przepraszam. Ale chociaż postarałam się szybko napisać. x
Uch, skarbki... zbliżamy się do końca tego opowiadania naprawdę wielkimi krokami. Ogromnymi. Dlaczego? Dlatego, że kolejny rozdział będzie dodany pewnie za niedługo. I ten kolejny rozdział będzie zarazem epilogiem. Niestety lub "stety", interpretujcie to jak chcecie. Po dodaniu epilogu wezmę się za notkę z kilkoma informacjami, bo nie chcę pisać tutaj zbyt dużo, lecz chcę wyjaśnić jedną sprawę.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko się zmieniło. Mój styl pisania, pomysły, wszystko mieszam i rozwalam. Ale tak szczerze, to już się pogubiłam. I wiem, że to, co piszę może wam już się nie podobać, ale miśki... ja widzę ile osób czyta rozdziały, a ile z nich komentuje. Ja naprawdę staram się jak tylko mogę, bo mam też swoje życie, wiele spraw do załatwienia... I chciałabym, by ktoś to docenił. Ktoś więcej, niż kilka osób (którym bardzo dziękuję za komentarze). Po prostu liczba wyświetleń okropnie zmalała, a liczba komentarzy jeszcze bardziej. Zastanówcie się nad tym, a resztę wyjaśnię po epilogu, dobrze? x
Przepraszam i dziękuję, kocham was. ♥