wtorek, 2 września 2014

34. ~ "A co, jeśli chcę być szczęśliwa z tobą?"

Tydzień później…

Marco

- Fran… Posłuchaj mnie i nie przerywaj, dobrze? Po prostu mnie wysłuchaj. Nie musisz się z tym zgadzać.
Włoszka pokiwała głową, na co westchnąłem i zacząłem mówić:
- Doskonale wiesz, że nie… Znaczy… Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale kocham cię i chciałbym mieć cię tutaj, obok, zawsze, gdy będę tego potrzebował. Ale taka szansa może się nie powtórzyć już nigdy… Nie możesz z tego zrezygnować przeze mnie. A my… Przecież nie wyjeżdżasz tam na zawsze, więc moglibyśmy utrzymać kontakt, a jak wrócisz, to będzie tak, jak jest.
Może i mówiłem optymistycznie, ale to nie znaczy, że tak myślałem. Francesca dostała kilka dni temu propozycję zrobienia kariery. Tyle, że w Hiszpanii… Rozważamy wszystkie „za” i „przeciw”. To dla niej wielka, niepowtarzalna szansa i nie może z tego zrezygnować, nawet gdybym chciał. A chciałbym… Bardzo. Chciałbym móc ją zatrzymać przy sobie, ale nie mogę niszczyć jej marzeń. Ja… nie, nie mogę.
- Wiem o tym. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że to niesamowita szansa i… Uh, naprawdę chcesz, żebym jechała? - zapytała, a przez jej twarz przebiegł cień wątpliwości. Zmrużyłem oczy.
- Wiesz, co o tym myślę. Ale chcę, byś spełniła swoje marzenia i chociaż raz pomyślała tylko o sobie.
I cisza. Trwała kilka sekund, może kilkanaście. A może nawet kilka minut? Nie mam pojęcia. Spojrzałem w jej oczy i widziałem, że myśli tak, jak ja. Chce spełnić marzenia, ale nie chce jechać na drugi koniec świata, by to zrobić. Uh, to takie trudne…
- Jedź. Proszę. Zobaczysz, że będziesz zadowolona z tej decyzji, a jak wrócisz, to będziemy szczęśliwi. Razem. Dobrze? - zapytałem, przytulając ją mocno.
- Dobrze…

W piątek rano wjechałem na parking lotniska. Zaparkowałem na odpowiednim miejscu, po czym wysiadłem i przeszedłem na drugą stronę samochodu, by otworzyć Francesce drzwi. Tak też zrobiłem, a ona tylko uśmiechnęła się delikatnie i wysiadła. Wyciągnąłem z bagażnika dwie walizki dziewczyny i zamknąłem samochód. Ruszyliśmy w stronę wejścia, oboje z walizką w ręce.
Tak, chciałbym jechać z nią…
                Dziewczyna zatrzymała się przed szklanymi drzwiami i odwróciła w moją stronę. Zabrała swoją walizkę z mojej ręki, a następnie spojrzała mi w oczy.
- Dalej sobie poradzę, dziękuję. Eh, nie umiem się żegnać, wiesz o tym… - szepnęła, opuszczając głowę.
- Wiem - przytaknąłem i chciałem się uśmiechnąć, by dodać jej trochę otuchy, lecz zamiast tego wyszedł mi grymas.
- Kocham cię. - Przytuliła się do mnie mocno. - Będę tęsknić. Bardzo. Ale wrócę niedługo.
- Powodzenia. Będzie dobrze, zobaczysz.
Pocałowałem ją i uśmiechnąłem się. Ona odwzajemniła mój gest, po czym wzięła walizki do rąk i weszła do środka. Patrzyłem jeszcze przez chwilę, jak odchodzi, po czym odwróciłem się i zacząłem iść w kierunku parkingu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do mojego brata.
- Już wracam, będę za piętnaście minut. Nie zaśnij, doskonale wiesz, że mam kluczy i nie będę jak miał wejść do domu - powiedziałem, gdy odebrał. Nie ukrywam, że głos mi się trochę zatrząsł, gdy mówiłem.
- Właśnie mnie obudziłeś, dzięki. Nie zasnę, możesz być spokojny. I nie martw się, przecież ona wróci.
- Nie martwię się, wiem, że wróci - odrzekłem wymijająco, mając tą głupią nadzieję, że przestanie ciągnąć temat.
- Przecież słyszę po głosie. Jak kocha, to wróci.
- Jak kocha, to nie odejdzie - szepnąłem i rozłączyłem się, chowając telefon do kieszeni, po czym wsiadłem do samochodu i odjechałem.
Ona już nie wróci… Ale przynajmniej spełni marzenia i będzie szczęśliwa.


Francesca

Od kilku dni tylko czekałam, aż Marco wreszcie spojrzy na mnie i powie, bym nie jechała. To nie tak, że nie chciałam. Taka szansa może się już nie powtórzyć, to prawda. Ale… Włochy to przecież drugi koniec świata, a ja mam tutaj jego. I to wszystko, czego mi potrzeba do szczęścia. Muzyka pełni ważną rolę w moim życiu, ale nie potrzebuję zrobienia kariery, by być szczęśliwą. Potrzebuję jego.
Byłam głupia. Jak mogłam myśleć, że tak po prostu powie mi "Fran, nie jedź"? Wiem o tym, że mnie kocha, przecież powtarza to co chwilę, ale… myślałam, że chciałby, żebym została. Mówił, że chce, bym spełniła marzenia. To prawda, marzę o czymś takim od dziecka. Ale to nie zmienia faktu, że go kocham.
A może… może zrobił to, by znowu być z Violettą? Zerwała z Leonem dwa dni przed tym, jak powiedziałam Marco o propozycji podpisania kontraktu z wytwórnią z Włoch, więc miał wystarczająco dużo czasu, by to wszystko przemyśleć. Przecież… chwila, Fran, co ty pieprzysz. To rozdział zamknięty, przeszłość, skończone. Chyba…
Nie, to niemożliwe, by chciał do niej wrócić. Jeszcze chwilę temu zapewniał mnie, że gdy wrócę, to będziemy razem i będzie dobrze. Bo będzie, prawda? Na pewno, wierzę w to. To tylko kilka miesięcy, najwyżej pół roku. Damy radę, pomimo dzielącej nas odległości. Zawsze dajemy radę.
Zawsze, jeśli tylko jesteśmy razem.


Trzy tygodnie wcześniej…

Naty

Usiadłam na pobliskiej ławce i kolejny raz tego dnia zalałam się łzami. Mam dość ciągłych wyrzutów Maxiego, jakby on nigdy nie był niczemu winny. Nate to tylko i wyłącznie mój przyjaciel. Może i coś do niego czuję, bo to nie tak łatwo zapomnieć o starej, wakacyjnej miłości, ale mimo wszystko, to nie jest to samo, co czuję do Maxiego. Jego kocham. Ale jak widać bez wzajemności. To on tylko ciągle lata za Camilą, a mnie olewa. To on ciągle robi mi afery o nic. To on niszczy nasz związek, który budowaliśmy tak długo. W sumie… już go zniszczył. I to nie odwracalnie. Mimo że kocham go najbardziej na świecie, to coś zabrania mi z nim dłużej być. Serce mówi "wybacz mu", a rozum "zostaw tego dupka". I tym razem chyba posłucham rozumu. Nie chcę już dłużej cierpieć. Nie…
Otarłam mokry policzek prawą dłonią i rozejrzałam się dookoła. Ani śladu Maxiego… Doskonały przykład troskliwego chłopaka.
Ugh, przestań o nim myśleć. To koniec, nie ma odwrotu. Tak będzie lepiej i dla ciebie, i dla niego.
- Nats, co się stało?
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Nate'a siadającego obok mnie z walizką w ręce, którą szybko odłożył, by przytulić mnie mocno.
- Co tutaj robisz? Nie powinieneś być w samolocie?… - zapytałam, patrząc na swoje buty.
- Powinienem, ale spóźniłem się, bo nie mogłem znaleźć biletu… - Z trudem powstrzymywał śmiech. - Więc zadzwoniłem do rodziców i powiedziałem, że zostanę jeszcze na chwilę, jeśli nie na zawsze. Oczywiście jeśli tylko chcesz mnie widzieć tutaj codziennie. Ale nie o mnie, mów co się stało, hm?
- Pamiętasz mojego chłopaka, Maxiego? My właśnie chyba zerwaliśmy…
- Jak to zerwaliście? Chyba? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym zaczęłam tłumaczyć mu całą historię. Pomijając kilka nieważnych faktów.
Przez chwilę oboje nie odzywaliśmy się i wiedziałam, że to nie zwiastuje niczego dobrego.
- Dupek - powiedział, przerywając ciszę. Zauważyłam, że zaciska dłonie w pięści. - Jak może osądzać cię o coś takiego, gdy tymczasem sam nie jest lepszy? Uch… Nie zasługuje na ciebie, kotku, tyle ci powiem. Może… może on jednak nie był tym jedynym?
- Był… - szepnęłam, a w oczach ponownie zebrały mi się łzy.
- Nie Naty, jestem pewien, że nie był. Gdyby był, nie traktowałby cię w ten sposób. I pomiędzy wami byłoby o wiele lepiej, mimo wszelkich przeszkód - wytłumaczył, ale ja już nie odpowiedziałam.
Mówił dalej, jednak nie słuchałam go. On ma rację… On zawsze ma rację. Może to też była tylko przelotna miłość. Dla mnie. Dla Maxiego… co najwyżej zauroczenie. Marne zauroczenie. Wkrótce nam przejdzie. Na pewno. I oboje znajdziemy dla siebie kogoś lepszego. Kogoś, kto będzie nas kochał, kto będzie o nas dbał i dawał poczucie bezpieczeństwa. Kogoś, kto sprawi, że poczujemy się wyjątkowi.
- Nate…? - zaczęłam, unosząc głowę, by spojrzeć na niego.
- Tak?
- Odpowiedz mi szczerze. Czy ty… czy ty czujesz coś do mnie?
I znów ta stresująca cisza.
- Skoro szczerze, to szczerze… Pamiętasz, gdy się poznaliśmy? Spędziliśmy ze sobą mało czasu, ale tyle mi wystarczyło, by się w tobie zakochać. Bez pamięci - powiedział cicho, nadal patrząc w moje oczy. - I to nie tak, że chcę odsunąć cię od Maxiego, nie, nie, nie. Po prostu chcę, byś przejrzała na oczy i nie musiała martwić się tym, czy następnego dnia cię zrani czy może przytuli. Chcę byś była szczęśliwa, nawet jeśli nie ze mną.

- A co jeśli chcę być szczęśliwa z tobą? - szepnęłam, splatając palce naszych dłoni.









Znowu krótko, znowu pomieszałam i znowu przepraszam. Ale chociaż postarałam się szybko napisać. x
Uch, skarbki... zbliżamy się do końca tego opowiadania naprawdę wielkimi krokami. Ogromnymi. Dlaczego? Dlatego, że kolejny rozdział będzie dodany pewnie za niedługo. I ten kolejny rozdział będzie zarazem epilogiem. Niestety lub "stety", interpretujcie to jak chcecie. Po dodaniu epilogu wezmę się za notkę z kilkoma informacjami, bo nie chcę pisać tutaj zbyt dużo, lecz chcę wyjaśnić jedną sprawę.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko się zmieniło. Mój styl pisania, pomysły, wszystko mieszam i rozwalam. Ale tak szczerze, to już się pogubiłam. I wiem, że to, co piszę może wam już się nie podobać, ale miśki... ja widzę ile osób czyta rozdziały, a ile z nich komentuje. Ja naprawdę staram się jak tylko mogę, bo mam też swoje życie, wiele spraw do załatwienia... I chciałabym, by ktoś to docenił. Ktoś więcej, niż kilka osób (którym bardzo dziękuję za komentarze). Po prostu liczba wyświetleń okropnie zmalała, a liczba komentarzy jeszcze bardziej. Zastanówcie się nad tym, a resztę wyjaśnię po epilogu, dobrze? x 
Przepraszam i dziękuję, kocham was. ♥