sobota, 30 sierpnia 2014

One Shot: Dziesięć razy tak || Lodoggero

Tytuł: „Dziesięć razy tak”
Autorka: Szanella x
Gatunek: Komedia; Romans;
Pairing: Lodoggero (Lodovica & Ruggero)
Czas akcji: Marzec 2014 oraz kwiecień 2015
Miejsce akcji: Buenos Aires, Argentyna
Przedział wiekowy: +13 (występują wulgaryzmy)
Opis: Lodovica przegrała zakład z Ruggero, przez co teraz musi odpowiedzieć „tak” na dziesięć jego pytań.
Liczba stron: 6 i 1/4
Liczba słów: 2361
Od autorki: Nie wiem co mnie naszło, ale pomysł bardzo mi się spodobał, więc nie mogłam tego nie napisać. Z racji tego, że kocham Lodoggero całym serduszkiem i pasowali mi do tego One Shota jak ulał - wybrałam właśnie ich. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Enjoy! ;) x

czwartek, 28 sierpnia 2014

33. ~ "Zrobiłam to..."

Federico

- Federico, naprawdę nie musisz robić sobie problemu. Nie jestem pewna, czy twoja mama byłaby-
- To nie jest problem. Nie zostawię cię samej w domu z tym… Eh. A moja mama bardzo cię lubi i na pewno zrozumie - wyjaśniłem, gdy Ludmiła po raz kolejny, od wyjścia z jej domu, miała jakieś wątpliwości.
- Ale przecież-
- Lu. Żadne „ale”.
Uśmiechnąłem się do niej, by rozładować napięcie między nami. Ona w sumie ma rację. Sam nie jestem pewien, jak moja mama na to wszystko zareaguje i czy w ogóle zgodzi się, by dziewczyna zamieszkała z nami na kilka dni. Ale na pewno nie mógłbym zostawić jej w domu samej z jej „ojcem”. Za kogo on się uważa, że ją tak traktuje? To jego córka, do cholery! Nie powinien robić afer o byle co, a tym bardziej jej bić. Nie rozumiem, jak można skrzywdzić tak cudowną dziewczynę, jaką jest ona.
Podszedłem do bramy mojego domu i otworzyłem ją. Przepuściłem Ludmiłę przodem, a po chwili objąłem ją ramieniem.
- Będzie dobrze, nie martw się. - Pocałowałem ją w czoło i uśmiechnąłem się. Na jej twarzy wykwitł delikatny uśmiech.
Wyciągnąłem klucz z kieszeni spodni i otworzyłem drzwi. Nacisnąłem na klamkę i pchnąłem je, po czym razem z blondynką weszliśmy do środka. Odłożyłem jej torbę na szafkę i schyliłem się, by zdjąć buty. To samo zrobiła Ludmiła. Przeszliśmy przez mały korytarz, dzięki czemu znaleźliśmy się w salonie. Moja mama podniosła wzrok znad telewizora na nas i uśmiechnęła się promiennie.
- Mamo, możemy porozmawiać?… - zapytałem niepewnie, patrząc na nią.
- Tak, oczywiście - przytaknęła i wstała z kanapy, kierując się w stronę kuchni.
Szepnąłem do Ludmiły, żeby się rozgościła, a ja ruszyłem za mamą. Spojrzałem na nią, gdy staliśmy naprzeciwko siebie w małym pomieszczeniu.
- Em… Czy… Czy Ludmiła mogłaby z nami zamieszkać na kilka dni? - wydukałem po chwili ciszy.
- Jasne, że tak, ale… Stało się coś? - Jej wzrok wydawał się być zmartwiony.
- Problemy z ojcem, później ci opowiem. Dziękuję. - Przytuliłem ją mocno, a moje usta wykrzywiły się w uśmiechu.
Wróciłem do salonu i zobaczyłem Ludmiłę siedzącą na kanapie z moją siostrą na swoich kolanach. Wyglądają razem tak słodko. Usiadłem obok nich i uśmiechnąłem się szeroko. Blondynka spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem i jakby… wystraszonym?
- Coś nie tak? - zapytałem troskliwie, łapiąc ją za rękę.
- Nie, nie, wszystko… prawie wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Uśmiechnęła się do mnie, jednak po chwili jej uśmiech ponownie zniknął. - Em… I jak? Mogę tutaj zostać?…
- A jak myślisz? - zacząłem się z nią droczyć.
- Myślę, że twoja mama mnie bardzo lubi, ale nie jestem pewna, czy lubi mnie aż tak, żeby pozwoliła mi zostać u was na nie wiadomo ile z głupiego powodu.
- To nie jest głupi powód, Lu. To jest poważna sprawa, z którą sobie jakoś poradzimy. Razem. Będzie dobrze, nie martw się. I możesz zostać tutaj tak długo, jak tylko zechcesz - wytłumaczyłem, na co ona jedynie mruknęła coś pod nosem i uśmiechnęła się. Przysunąłem się bliżej niej i pocałowałem ją delikatnie.
- Fuuuj… To ohydne! - krzyknęła Mel, odpychając mnie od Ludmiły. Pokój wypełnił mój śmiech, który po chwili udzielił się także Ludmile.
- To nie jest ohydne - zwróciłem się do siostry. - To miłość, słońce.


Dwa tygodnie później…
Violetta

„Przez ostatni tydzień dużo myślałam. Zbyt dużo. O Leonie, Marco, Francesce… O wszystkim, ale głównie o naszej czwórce. I doszłam do wniosku, że ta bajka nie ma szczęśliwego zakończenia. Jeśli w ogóle można nazwać to bajką.
Gdy wreszcie wszystko zaczęło się układać w dobrym kierunku - mnie zebrało się na przemyślenia. Po raz kolejny wszystko się zniszczy. Po raz kolejny ja wszystko zniszczę. I wątpię, bym dostała kolejną szansę na naprawienie tego.”

                Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go na szafkę nocną. Spojrzałam za okno. Ciemno, zimno, chyba nawet pada… Jest po dwudziestej pierwszej, jeśli nie dalej. Złapałam telefon do ręki i wybrałam numer do Leona. Odebrał po dwóch sygnałach.
                - Cześć, kochanie - przywitał mnie ciepło, a ja tak jakby straciłam zdolność mówienia.
                Nie możesz się teraz wycofać. Po prostu to zrób - pomyślałam.
- Em, cześć… Wiem, że jest późno, pogoda nie jest najpiękniejsza, a ty jutro wcześnie wstajesz, ale… możemy się spotkać? To bardzo ważne. Nie zajmę ci dużo czasu.
- Tak, oczywiście, że możemy. Coś się stało? - zapytał zmartwionym głosem, a mnie znowu naszyły wątpliwości.
Nie chcę cię ranić…
- Nie, nie. Chociaż w sumie… tak. Ale nie. Uh, to skomplikowane. Więc… za dziesięć minut w parku obok Studio?
- Jak dla ciebie, to mogę tam być nawet za dwie. Kocham cię.
                Rozłączył się. Cholera… Nie, nie ma innej opcji, muszę to zrobić. I tak ranię go wystarczająco mocno. Już nie ma odwrotu, postanowione. Teraz tylko wymknąć się z domu przed tatą…

Kilkanaście minut później…

Stałam pod dużym drzewem, gdy Leon podszedł do mnie i usiadł obok. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się sztucznie, mimo że czułam, że za chwilę po prostu się rozpłaczę.
Z jednej strony nie chcę tego robić, bo nadal coś tam do niego czuję, nawet jeśli to nie jest miłość. Ale z drugiej… muszę. Zdaję sobie sprawę z tego, że to go okropnie zaboli, ale na pewno mniej, niż bycie ze mną, jeśli ja… jeśli ja nadal kocham Marco i nie potrafię przestać. A jeszcze bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że to jego kocham tak naprawdę. Całym sercem. I nawet jeśli nie będziemy już nigdy razem, to nie jest ważne. Ważne jest to, że nie potrafię dłużej ranić Leona. Nie chcę, by cierpiał…
- Nawet nie próbuj tego robić. - Jego głos wyrwał mnie zamyśleń, przez co ponownie na niego spojrzałam.
- Czego robić?
- Znam cię nie od wczoraj i widzę, że coś jest nie tak. A ty na siłę próbujesz się uśmiechnąć, by zamydlić mi oczy. Nie rób tego… - powiedział i przysunął się bliżej mnie. Chciał mnie przytulić, lecz ja odsunęłam się gwałtownie. - Dobra, teraz mnie zmartwiłaś… O co chodzi?
- Bo ja… Ugh, to jest tak cholernie trudne.
- Co jest trudne?
- Wszystko. Ja, ty. My… - Po policzku spłynęła mi łza, którą szybko otarłam rękawem bluzy.
- Skarbie…
- Nie… Nie mów tak, proszę. Mam to ciągnąć w nieskończoność, czy powiedzieć z góry o co mi chodzi? - zapytałam niepewnie, patrząc przed siebie. Nie potrafię spojrzeć mu teraz w oczy.
- Po prostu to powiedz - powiedział po chwili, która wydawała się być wiecznością.
Wzięłam głęboki oddech i przez jakiś czas patrzyłam to na niego, to na pustą ulicę kilkanaście metrów przed nami lub unosiłam głowę i patrzyłam na zachmurzone niebo.
- Musimy zerwać… Teraz.
- Bo nadal kochasz Marco i nie chcesz mnie ranić. Wiem o tym… - szepnął, a ja z trudem powstrzymywałam płacz.
Kiwnęłam delikatnie głową.
- Przepraszam…
- Nie masz za co mnie przepraszać. Ja to doskonale rozumiem. Naprawdę.
- Mam za co. Od kilku miesięcy bez przerwy cię ranię i zdaję sobie z tego sprawę. A to, co robię teraz, to już w ogóle przekracza wszelkie granice… Tylko, uh… To nie tak, że cię nie kocham. Po prostu nie tak bardzo. Nie tak bardzo, jak kiedyś… I nie tak bardzo, jak jego. Przepraszam - powiedziałam cicho, a on tylko otarł moje łzy i przytulił mnie mocno.
- Wierzę, że można wybrać komu dasz się zranić. I jeśli ty masz mnie ranić, to chcę być raniony.
- Czuję się tak, jakbym za każdym razem wbijała ci nóż w serce… I nie chcę tego robić.
- Więc… cofamy się do tylko przyjaciół, tak?… - zapytał z nadzieją, a ja otarłam łzy i uśmiechnęłam się delikatnie. Kiwnęłam głową. - To w takim razie… mimo wszystko jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.



„Zrobiłam to… Zerwałam z nim szybko i w miarę bezboleśnie. Chyba. Przynajmniej dla mnie. Powiedział, żebym się nim nie martwiła. I że… przyzwyczaił się do tego, że nie potrafię kochać go tak, jak chciałby, żebym go kochała. Nie mam pojęcia, czy powiedział tak, bo to była prawda, czy żebym poczuła się lepiej. Ale ja wcale nie poczułam się lepiej. Nie potrafię z nim być, ale też nie potrafię tak po prostu być jego przyjaciółką i jak gdyby nigdy nic zapomnieć o wszystkim. O wszystkim, co przeszliśmy. O tych wszystkich przeszkodach, które udało nam się pokonać. Razem.
A teraz… Leon Verdas to rozdział oficjalnie zamknięty. Na pięć zamków. I nigdy go już nie otworzę. A Marco… To już zależy od niego. Teraz jest z Francescą i mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Wtedy ja też będę. Nawet jeśli już nigdy nie będziemy razem.
Chciałabym, żeby Leon też był szczęśliwy. Ale z kimś innym. Z kimś, kto nie będzie go ranił. Z kimś, kto będzie go uszczęśliwiał przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przez siedem dni w tygodniu. Zawsze i wszędzie.

Co ma być to będzie, jakoś sobie jeszcze życie ułożę. Jak nie z nimi, to może kiedyś poznam kogoś innego, kto pozwoli mi o nich zapomnieć?”












Uh, przepraszam... Rozdział krótki, rozwaliłam Leonettę, miesiąc przerwy. Dużo by tłumaczyć, więc po prostu przepraszam. Kocham was xx

czwartek, 21 sierpnia 2014

One Shot: Są sny, po których przerwaniu istnieje coś ponad wspomnienia || Diecesca

Tytuł: „Są sny, po których przerwaniu pozostaje coś ponad wspomnienia”
Gatunek: Romans
Pairing: Diecesca (Diego & Francesca); Fedemiła (Federico & Ludmiła)
Czas akcji: Wakacje 2014
Miejsce akcji: Buenos Aires, Argentyna
Przedział wiekowy: Bez ograniczeń
Liczba stron: 10
Liczba słów: 4802
Od autorki: Tak, tak, wiem. Od miesiąca nie było tutaj niczego, a ja wyjeżdżam z One Shotem... Po prostu pomysłów mało, weny... cóż, średnio, ale nie na to, co potrzeba. Do tego problemów w życiu prywatnym coraz więcej i naprawdę - piszę wtedy, kiedy mogę i piszę to, na co mam wenę. Postarajcie się mnie zrozumieć, proszę. x 
Jest to mój pierwszy prawdziwy oneshot i chciałabym zadedykować go komuś specjalnemu. Melcia, skarbie… Gdyby nie ty, to coś prawdopodobnie by nie powstało. Gdyby nie ty, nie miałabym gdzie go zamieścić. Każdego dnia, każdej godziny i każdej minuty motywujesz mnie do dalszego działania i sprawiasz, że nigdy się nie poddaję. Nawet wtedy, gdy jestem już blisko upadku - podnoszę się i z gracją otrzepuję ubranie. Dla ciebie. Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz. Dziękuję za to, że jesteś. Kocham cię najmocniej na świecie.
Sny, myśli lub wspomnienia bohaterów pisane są kursywą! Enjoy! ;) x
(One Shot dostępny także na moim TUMBLR)