poniedziałek, 23 czerwca 2014

30. ~ "Nie zrobiłeś tego..."

Violetta

Zatrzasnęłam drzwi i odwróciłam się, by po chwili rzucić się na łóżko i płakać. Dlaczego moje życie nie może być usłane różami i pełne wspaniałych chwil wyrwanych z filmów romantycznych? Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Im bardziej o tym myślę, tym bardziej moje życie nie ma żadnego sensu.
Myślałam… Byłam prawie pewna, że Marco mnie kocha. Pomagał mi, kiedy próbowałam odzyskać Leona, zachował się jak prawdziwy przyjaciel. Pocieszał, kiedy myślałam, że nie ma już żadnych szans. Wspierał mnie wtedy, gdy tego potrzebowałam, gdy Leon kolejny raz okazywał się dupkiem. Obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi. Wmawiał, że jesteśmy dla siebie stworzeni. A potem? Tak po prostu wrócił do Francesci. Jestem głupia. Mogłam to przewidzieć, od początku kochał właśnie ją. Poza tym, jak mogłam tak naiwnie pomyśleć, że nareszcie wszystko się ułoży? Przecież w moim życiu nic nie może być takie, jakie powinno.
I nagle, jak na zawołanie, przez moją głowę przewinęły się wszystkie wspomnienia dotyczące Marco. Te piękne i te straszne. To tylko sprawiło, że miałam jeszcze większą ochotę zamknąć się w pokoju i wypłakać wszystkie łzy.
Wstałam i poszłam do łazienki, po chwili wróciłam z pudełkiem chusteczek i usiadłam na łóżku. Usłyszałam ciche pukanie. Czy ten idiota naprawdę nie rozumie, że nie mam zamiaru go widzieć ani z nim rozmawiać?! Mam tego wszystkiego dość. Myślałam, że wyraziłam się jasno, nienawidzę go i nie chcę mieć z nim nic wspólnego!
                - Wynoś się! Kazałam ci wyjść! Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać! - krzyknęłam przez łzy. Uniosłam dłonie do twarzy i poczułam gorąco. Moje oczy były spuchnięte od ciągłego płaczu.
                - Violetta… - na dźwięk jego głosu zadrżałam. Po chwili uświadomiłam sobie, że za drzwiami stoi zielonooki szatyn.
                - Otwarte… - pociągnęłam nosem, łapiąc oddech. Sięgnęłam po chusteczkę. - Wejdź, Leon…
                Chłopak zrobił to, o co poprosiłam i po chwili znalazł się w pomieszczeniu. Uniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy, ale nie byłam w stanie. Odwróciłam głowę i ukryłam twarz w dłoniach, głośno szlochając. Szatyn podszedł do łóżka, na którym siedziałam i zajął miejsce obok mnie. Poczułam jak jego silne ramiona oplatają mnie, zamykając w uścisku. Wtuliłam się w niego, nie przestawiając płakać. Delikatne palce chłopaka gładziły moje czoło, policzek i włosy.
                Przejechał dłonią po moim ramieniu, powodując przyjemny dreszcz, który przeszedł po całym moim ciele. Wreszcie splótł swoje palce z moimi i poczułam ciepło i bezpieczeństwo bijące od niego.
                Łzy kreśliły drogę wzdłuż mojego nosa, nawilżając spierzchnięte usta i kończąc swoją podróż na linii brody. Skapywały jedna po drugiej, jak wspomnienia, których chciałam się pozbyć. Zaczęłam szlochać jeszcze bardziej i mocniej wtuliłam się w Leona. On tylko westchnął głęboko.
                - Violetta… - Spokojnie i powoli wypowiedział moje imię.
                Uścisk chłopaka pogłębił się tak, że prawie straciliśmy zdolność do oddychania. W jego ramionach było mi tak dobrze, że nie zwróciłam na to uwagi. I tak nie przestałam płakać. Chciałam krzyczeć, a on wciąż gładził mnie po włosach i plecach.
                - Już dobrze, dobrze… - powtarzał.
                - Nie, nic nie jest dobrze. Myślałam, że on mnie kocha!
                - Nie, Viola. Nie warto. Zapomnij o nim.
                Ścisnął moją rękę, na co głębiej odetchnęłam. Drugą ręką natomiast przestał gładzić moje ramię i położył ją na moim udzie. Znów poczułam przyjemne ciepło. Nie wiem, co ja bym bez niego zrobiła, tak się cieszę że go mam. Tylko on potrafi mnie pocieszyć. Dokładnie wie, co mówić, robić...
                - Leon… - zająknęłam się. Starałam się za wszelką cenę powstrzymać płacz.
                - Violetta… - powtórzył kolejny raz. - Będzie dobrze, przejdziemy przez to razem. Ja cię nie zostawię.
                Odsunęłam się i spojrzałam na niego smutno. Już to kiedyś słyszałam, nawet nie raz… Chłopak skrzywił się, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Po chwili zorientował się, co się stało. Wstał, ale tylko po to, by po chwili uklęknąć przede mną.
                Objął moje nogi i zbliżył się jeszcze trochę. Uniósł głowę, by spojrzeć mi w oczy.
                - Co ty… Nie wygłupiaj się… Wstań - powiedziałam, choć tak naprawdę miałam ochotę śmiać się i skakać ze szczęścia. Nie spodziewałam się, że będzie mnie przepraszać na kolanach.
                - Nie. Nie zostawię cię. Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko.
                - Wierzę ci… Leon… - westchnęłam cicho.
                Chłopak niespokojnie się poruszył. Odsunęłam się i zajęłam miejsce na łóżku. Szatyn po chwili pojawił się obok mnie. Schyliłam się, by się położyć. Ułożyłam głowę na jego kolanach, tuż obok brzucha. Poczułam jego ręce na ramionach, plecach i brzuchu. Łzy przestały spływać po mojej twarzy. Co ja wyprawiam? Jeszcze przed chwilą byłam zrozpaczona, a teraz… Nieważne. Najważniejsze, że jest mi dobrze. Czuję się bezpieczna i szczęśliwa. W takiej pozycji mogłabym spędzić resztę życia, w ramionach Leona. Uśmiechnęłam się. Mruknęłam cicho i nie pamiętam kiedy, zasnęłam. Jednak po raz pierwszy od dawna nie siły mi się koszary, mogłam spać spokojnie, a to tylko dzięki Leonowi.


Ludmiła

Spacery po całym domu nagle znów zaczęły sprawiać mi przyjemność. Podskakiwałam radośnie i podrygiwałam śpiewając ulubioną piosenkę:

Non so se va bene,
Non so se non va.
Non so se tacere o dirtelo ma.

Le cose che sento 
Qui dentro di me,
Mi fanno pensare 
Che l'amore é cosi.

Myśl o tym, że sprawy między mną, a Federico wreszcie przybrały pozytywny obrót i wszystko sobie wyjaśniliśmy sprawia, że znów chce mi się żyć. Prawie go straciłam, a to tylko przypomniało mi jak bardzo go kocham. W ogóle ostatnio wszystko zaczyna się układać. Cóż, przynajmniej ojciec wyjechał na kilka dni, więc mogę zapomnieć o kłótniach, przez które zawsze płaczę. Wiem, że wróci niedługo, ale postanowiłam cieszyć się chwilami spędzonymi w spokoju, najlepiej w towarzystwie Federico.
                Siedziałam na kanapie w salonie, bezczynnie wpatrując się w sufit. Tym razem był to nie tylko efekt nudy, ale również chwila wytchnienia. Spojrzałam na zegarek. Minęły już dwie godziny, odkąd ostatni raz to zrobiłam. Odliczałam sekundy, minuty i godziny do następnego dnia. Umówiłam się z Fede i nie mogłam się doczekać, kiedy go wreszcie zobaczę.
                Jak na zawołanie w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiona wstałam i podeszłam, by je otworzyć i sprawdzić kto przyszedł. Nacisnęłam klamkę i szeroko się uśmiechnęłam. Szybko zamknęłam usta i zaczerwieniłam się. Nie mogę nic poradzić na to, że gdy go widzę miękną mi kolana, a ciało odmawia posłuszeństwa.
                - Niespodzianka! - usłyszałam i ocknęłam się z transu wypełnionego jego uśmiechem. Chłopak stał przede mną trzymając w prawej ręce woreczek mąki, a w lewej dwie tabliczki czekolady. Spojrzałam na niego zdziwiona.
                - Czekoladę wezmę, ale mąkę możesz zabrać z powrotem - zachichotałam.
                - Zwariowałaś? Pieczemy babeczki! - wrzasnął zachwycony własnym pomysłem. Ominął mnie i ruszył do kuchni.
                Zaczął otwierać wszystkie szafki oraz lodówkę w poszukiwaniu składników. Ja jednak stałam wciąż na swoim miejscu i przyglądałam się jego poczynaniom. Nie miałam pojęcia, co robić, ale postanowiłam tego nie pokazywać. Na początku nawet nie zauważył mojej nieobecności w kuchni, ale po chwili wyszedł z niej zaskoczony.
                - Będziesz tu stać z założonymi rękami? - udał zdenerwowanego, ale po chwili się zaśmiał.
                - Tak. Nie zamierzam nic gotować - mruknęłam stanowczo.
                - Dlaczego? - spojrzał na mnie zrezygnowany.
                - Bo zapomniałeś o najważniejszym.
                - O czym?! - Tym razem niczego nie udawał, stał zmartwiony, zastanawiając się, o czym mógł zapomnieć. Miałam ochotę się zaśmiać, ale musiałam utrzymać pokerowy wyraz twarzy. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
                - Zapomniałeś mnie pocałować, głuptasie! - wrzasnęłam i wybuchłam śmiechem.
Jego reakcja była bardzo zabawna. Pokiwał głową, ale widziałam, że uśmiechnął się pod nosem. Stanęłam tuż przed nim i teatralnie obróciłam głowę, wystawiając policzek. Nie wytrzymałam tak długo. Odwróciłam się, by natrafić na jego rozbawiony wzrok. Ujął moją twarz w dłonie, po czym delikatnie mnie pocałował. Odsunęłam się i uśmiechnęłam triumfalnie.
                - No, teraz możemy piec! - ruszyłam do kuchni. Federico szedł tuż za mną.
                Stanęłam przed lodówką, by wyjąć z niej jajka, których chłopak wcześniej nie mógł znaleźć. On zatrzymał się przy blacie, próbując otworzyć woreczek z mąką. Podeszłam do niego, by mu pomóc.
                - Pokaż, ty nie umiesz... - zaśmiałam się i przejechałam ręką po jego włosach.
                - Ja nie umiem?! Jeszcze zobaczysz. - Wyrwał mi z rąk mąkę i otworzył worek, a jego zawartość rozsypała się dookoła.
                - No nie umiesz… - próbowałam stłumić śmiech. Chłopak odwrócił się, udając zdenerwowanie. Podeszłam do niego, by go przytulić, a w tym momencie poczułam na twarzy biały proszek. - Nie zrobiłeś tego… - spojrzałam na niego wściekła.
Chwyciłam w dłoń garść mąki i z całej siły w niego rzuciłam. Po chwili nie robiliśmy nic poza śmianiem się i uciekaniem przed sobą po całej kuchni. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Nagle zatrzymałam się tuż obok blatu, a chłopak stanął po jego drugiej stronie. Spojrzałam smutno na stół.
                - Co się stało? - Federico wydawał się być zmieszany, ale też bardzo zmartwiony.
                - Mąka się skończyła i nici z naszych babeczek… - westchnęłam. Fede okrążył stół i stanął za mną, obejmując mnie.
                - Nic nie szkodzi - szepnął mi do ucha. - To i tak był jeden z najlepszych dni w moim życiu.
Odwróciłam głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. Uśmiechnęłam się, co miało znaczyć „Mój też” i stanęłam na palcach, by go pocałować. Oddał pocałunek, mocno mnie obejmując.
Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Niechętnie odsunęłam się od chłopaka. Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
                - Ktoś jest w domu… - wyszeptałam tak, by tylko on usłyszał.

Przez głowę przelatywały mi najczarniejsze scenariusze, aż wreszcie zatrzymałam się na jednym z nich i zakręciło mi się w głowie. Federico od razu znalazł się za mną, przytrzymując mnie, bym nie zemdlała. To przecież nie możliwe, jeszcze nie dziś… W całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk rzucanych kluczy. Po chwili wysoki mężczyzna pojawił się w kuchni. Tylko nie to… Rozejrzał się, spojrzał na mnie oschle i zatrzymał swój wzrok na Federico. Patrzyłam na niego przestraszona.
                - Natychmiast wyjdź z mojego domu.










Hej, hej, hej! Rozdział trzydziesty... Szybko poszło, bardzo szybko. Dwie słodkie scenki, tyle że jedna zniszczona. Naprawi się, spokojnie. :)
Wielkie brawa dla Magdy za napisanie całego rozdziału <3 Dziękuję, kochana x
Także za Fedemilę ją zabijać, a nie mnie xd
Koniec roku, wakacje. Będę miała trochę więcej czasu, ale niczego nie obiecuję. 
W przeciągu najbliższego tygodnia na obu blogach pojawią się bohaterowie. :)
To na tyle, do kiedyś tam <3

piątek, 6 czerwca 2014

29. ~ Chłopak, przyjaciel czy może wróg?

Violetta

Mój słodki sen przerwały rażące po oczach promienie słońca, które leniwie przedzierały się przez różowe zasłony w moim pokoju. Przetarłam dłońmi oczy, spoglądając na zegarek wiszący na ścianie. Już po dziewiątej, za dwie godziny zaczynam zajęcia. Niechętnie podniosłam się z łóżka i ledwo przytomna powlokłam się do łazienki. Nie powinnam rozmawiać z Leonem przez telefon prawie do trzeciej w nocy… Zachichotałam na to wspomnienie. Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się. Zarywanie nocy zdecydowanie mi nie służy. Wzięłam szybki prysznic, po czym owinęłam się w biały, ciepły szlafrok. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, który dobrze zakrył sińce pod oczami, a włosy zakręciłam lekko na lokówkę i związałam w wysoki kucyk. Wróciłam do pokoju, by wybrać ubrania na dziś.
Znalazłam w szafie swoją starą sukienkę, którą miałam na sobie jedynie raz. Dostałam ją od taty na siedemnaste urodziny. Powinna być jeszcze na mnie dobra. Ubrałam ją szybko i przejrzałam się w lustrze. Leży jak ulał, pomyślałam.
Została uszyta na miarę i bardzo mi się podoba. Ma piękny kwiecisty wzór oraz śliczne pastelowe kolory. Wykończona jest jasnymi tasiemkami i koronkami.
Jest po prostu cudowna.
Ubrałam do tego białe sandały na koturnie, a na ramiona nałożyłam krótką kurteczkę w tym samym kolorze. Ma być dzisiaj trochę chłodniej, więc wolę ją ubrać. Zgarnęłam z komody moją torebkę i wyszłam z pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i zbiegłam na dół do kuchni.
- Czy moja księżniczka ma ochotę na pyszne śniadanko? - zawołała słodko Olga, wyciągając grzanki z tostera.
- Przepraszam, Oglita, ale nie. Idę z Leonem na śniadanie.
- Ooo, pogodziliście się i idziecie na randkę! - krzyknęła, na co ja pokręciłam przecząco głową. Do kuchni wszedł mój tata.
- Na jaką randkę? - zapytał, siląc się na obojętny ton. Wziął jedną z grzanek i położył na swoim talerzu.
- Nie idę na żadną randkę - jęknęłam głośno. Oboje zrobili miny niedowiarków. - Idę z Leonem na zwykłe śniadanie, jak zawsze.
- Przez ostatnie dwa tygodnie nie było to „zawsze” - burknął z uśmiechem.
- Bo byliśmy pokłóceni o… Nieważne. A, miałam ci powiedzieć, wam powiedzieć, że przeszłam do finału i za dwa dni wyjeżdżamy - powiedziałam beznamiętnie.
- To wspaniale, kochanie! Moja mała kruszynka, tak bardzo się cieszę!
- Olgita, to nic takiego. Zwykły konkurs. - Uśmiechnęłam się cierpko i nalałam sobie sok pomarańczowy do szklanki.
                Upiłam łyka, spoglądając na zdziwionego ojca. Zdecydowanie nie miałam humoru i nawet nastroju do takich rozmów. Zawsze cieszyłam się najmniejszym konkursem, a co dopiero You-Mix… Usłyszałam dzwonek do drzwi, który wyrwał mnie z zamyśleń.
                - To pewnie Leon. Wrócę po obiedzie, nie czekajcie na mnie. Cześć! - Wsunęłam torebkę na ramię i popędziłam do drzwi. Otworzyłam je, lecz nikt za nimi nie stał. Wyszłam z domu, chowając klucze do torebki.
                Leon czekał na mnie przed bramą. Na twarzy miał wymalowany chytry uśmieszek. Zauważyłam, ze chował coś za plecami. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
- Dzień dobry - odpowiedział mi z szerokim uśmiechem. - To co mi kupiłaś, hmm?
Spojrzałam na niego zaskoczona. On wczoraj mówił serio? Będzie problem…
- Przecież żartuję - odrzekł, widząc moje zakłopotanie. - Ale ja mam coś dla ciebie. W końcu obiecałem, prawda? A ja słowa dotrzymuję. - Wyciągnął zza pleców małego pluszowego misia. - Miś dla mojego misia.
Uśmiechnęłam się szeroko na te słowa. Podał mi go do ręki, a ja uważnie zbadałam go miśka wzrokiem. Był cały brązowy i miał zielone oczy. Jak Leon… Słodko się uśmiechał, a w rękach trzymał duże, czerwone serce.
- Naciśnij - szepnął.
Nacisnęłam delikatnie na brzuch pluszaka, jakbym bała się tego, co za chwilę miałam usłyszeć. Bo rzeczywiście tak było. Usłyszałam ciche „kocham cię”, po czym mój uśmiech zdecydowanie się poszerzył.
- Dziękuję - powiedziałam niepewnie, wciskając misia do torebki. Wyciągnęłam z niej kilka kartek.
- Wyspana? - Przytaknęłam cicho, podając mu jedną z nich.
- Dokończyłam wczoraj piosenkę. Dodałam muzykę i dopisałam jedną zwrotkę. Poprawiłam też trochę refren, bo coś mi tam nie pasowało. A tu - wskazałam na mniejszą kartkę. - Mam kawałek układu. Niedokończony, bo już nie miałam żadnych pomysłów.
- A ja co będę robił? - Zaśmiał się. - Zbyt dużo pracujesz.
- To nic takiego. Miałam pomysł i musiałam to wykorzystać. A ty możesz coś poprawić, ewentualnie dopisać. No i dokończysz układ.
- No oczywiście, czarną robotę zostaw mi. - Ponownie usłyszałam jego śmiech. - Przejrzę to później, w Studio, a teraz idziemy coś zjeść. Pewnie jesteś głodna, co?
Przytaknęłam i obejrzałam się wokół siebie. Miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
- Wszystko dobrze? - zapytał, a w jego głosie słyszałam wyraźną troskę. To słodkie.
- Tak, jasne. Tylko… trochę się denerwuję. Muszę porozmawiać z Marco. Poważnie. I z tobą też, ale najpierw z nim. Wolałabym zrobić to później, po wyjeździe, bo pewnie teraz się przygotowują, a nie chcę im przeszkadzać…
- Och…
To była nasza ostatnia rozmowa przez cały ranek. Może nie powinnam była mu tego mówić? Zwykle podczas naszych śniadań, a także w drodze do Studio był strasznie rozgadany. Teraz nie odezwał się ani słowem. Nawet chyba nie słuchał tego, co mówiłam.


Camila

- Nie, Fran. To nie ma sensu, zrozum. W y j e c h a ł - jęknęłam, opadając bezsilnie na ławkę.
- Zadzwoń do niego, co ci szkodzi? Wyjechał, ale to nie znaczy, że obraził się na ciebie z tego powodu.
- Gdyby mu na mnie zależało, to sam by zadzwonił, napisał maila, cokolwiek. Ale od prawie trzech tygodni tego nie zrobił, więc po co mam zawracać mu głowę? Pewnie teraz nagrywa piosenkę i nawet nie ma czasu na myślenie o mnie… Wyjechał prawdopodobnie na zawsze, a jak nie, to na kilka lat. Chciałabym, ale nie mogę na niego tak długo czekać…
Łza spłynęła powoli po moim policzku. Było już tak dobrze, mieliśmy tyle planów na przyszłość. Nawet bardzo daleką przyszłość. Aż tu nagle wyskakują mu z propozycją zostania gwiazdą You-Mix’u. On tak po prostu się zgodził, bez uzgodnienia tego ze mną. Ale w sumie co miał ze mną uzgadniać? Pytać o pozwolenie? To jego życie, robi co chce. Ja na jego miejscu chyba zrobiłabym to samo. Znaczy najpierw powiedziałabym mu o tym, zamiast ukrywać taką wiadomość przez równy miesiąc. I pomyślałabym o tym, jak może się w tej sytuacji czuć.
Dopiero teraz zauważyłam, że byłam i pewnie nadal jestem dla niego tylko ciężką kulą u nogi…



Trzy dni później…

Violetta

- Wiesz, gdzie Marco? - zapytałam Leona, gdy wychodził zza kurtyny.
- Za kulisami, przed chwilą z nim rozmawiałem.
Mruknęłam ciche "dzięki", weszłam po schodach na scenę i poszłam za kulisy.
- Marco, chcia... - przerwałam, gdy spojrzałam w jego stronę.
Wybiegłam stamtąd najszybciej, jak się dało, przy okazji wpadając na Leona. Wyminęłam go i ruszyłam w stronę garderoby, którą dzieliłam wraz z włoszką.
Całował się z Francescą.
Jak on mógł to zrobić? Myślałam, że jest inny. Że nigdy mnie nie zrani, a co dopiero wspominać o zdradzie. Na pewno nadal żywi do niej jakieś uczucia, ale... Jesteśmy razem od dość dawna. Te wszystkie słowa, obietnice... Nagle przestały dla niego mieć jakiekolwiek znaczenie? Wczoraj mówił, że od dawna chciał mnie zabrać do Paryża, ponieważ to miasto miłości. Mówił, że chciałby mnie zabrać na samą górę Wieży Eiffla na romantyczną kolację o zmierzchu. A teraz nagle przez przypadek widzę, jak m ó j  c h ł o p a k całuje się z m o j ą  p r z y j a c i ó ł k ą.
Całował się z Francescą.
To boli. Okropnie boli. Poczułam się, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce. Nadal mam przed oczami tą scenę. Nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Nadal próbuję wmówić sobie, że może to ona pocałowała jego, nie wytrzymała i musiała to zrobić... Byłabym w stanie to zrozumieć, ale nie tym razem, gdy zrobił to Marco. Ewidentnie to on pocałował ją.
Objął ją rękami w talii, niemalże przytulając ją do siebie. Widać było, że oboje siebie pragną... Czyli co, kolejna pomyłka? Kolejny chłopak, który prędzej czy później by mnie zranił? Kolejny chłopak nie dla mnie.
A może to jakiś znak? Znak, że powinnam być z... Nie, jaki tam znak Violetta. Po prostu cię zdradził, koniec i kropka. Temat zamknięty.
Leon to tylko przyjaciel.
Tylko.
Nic nas nie łączy, kompletnie nic.
"Przyjaciel? Nic was nie łączy? N i c? Panie i panowie - brawa dla Violetty Castillo!", moja podświadomość ponownie zaczęła że mnie drwić, śmiejąc się przeraźliwie głośno. Chciałabym, żeby chociaż jeden jedyny raz się przymknęła.
Ale tym razem ma rację. Po cholerę mam wmawiać sobie coś, co nie jest prawdą? Sama proszę się o to całe cierpienie...
- Viola, co się stało? - zapytał troskliwie Leon, wyrywając mnie z zamyślenia. - Płakałaś... - Przytulił mnie mocno do siebie. Nie pytał o nic, po prostu mnie przytulił.
- A teraz wystąpi dla państwa Violetta Castillo! - Usłyszałam swoje nazwisko wypowiedziane przez Marottiego stojącego na scenie. Dochodziły stamtąd donośne oklaski. Zbyt długo tutaj stałam i myślałam nad tym wszystkim.
- Proszę, nie płacz. Nieważne co się stało, nie płacz - szepnął, ocierając moje łzy z policzków. - Idź, teraz twoja kolej. Dasz sobie radę, tylko się uśmiechnij.
- Nie potrafię... Nie zaśpiewam teraz, nie dam rady. - Wtuliłam się mocno w chłopaka. Przyjechaliśmy tutaj dopiero wczoraj wieczorem, ale chcę już być w domu i porządnie wypłakać się w poduszkę.
- Dasz radę, uwierz mi. Idź tam i zrób to, co potrafisz najlepiej. Z uśmiechem. Dla mnie, proszę. Cokolwiek zrobił, nie pozwól, żebyś płakała przez niego i dawała mu tą chorą satysfakcję, że cię zranił. Proszę.- Pogładził mnie po włosach i uśmiechnął się lekko.
Pocałowałam go w policzek i razem z nim wyszłam z garderoby. Ruszyłam w kierunku sceny i powoli weszłam na nią po trzech małych, drewnianych schodkach. Z głośników zaczęła grać melodia piosenki, którą miałam śpiewać."Te Creo"... Napisałam ją z myślą o Marco, co ponownie przywołało natłok wspomnień i myśli. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam zatroskanego Leona, który uśmiechał się do mnie pocieszająco. Spojrzałam w prawo, a tam zobaczyłam Marco i Francescę, którzy nadal nie zwracali uwagi na to, co dzieje się wokół nich. W moich oczach znowu zebrały się duże, słone łzy. Jedna z nich spłynęła powoli po moim policzku.

                         

Leon

"Śpiewaj, proszę, śpiewaj...", powtarzałem te słowa, niczym mantrę, widząc jak Violetta stoi na środku sceny ciągle oszołomiona tą całą sytuacją. Marco spojrzał na mnie i uśmiechnął się promiennie do Francesci. Zacisnąłem usta w wąską linię. Porozmawiam sobie z nim później. Z Francescą także.
Ostatni raz spojrzałem wzrokiem pełnym nadziei w stronę szatynki, po czym wszedłem za kurtynę i podszedłem do chłopaka, który zajmował się stroną audiowizualną występów.
- Puść trójkę - rzuciłem krótko, wskazując na odtwarzacz, po czym założyłem mikrofon.
Wszedłem na scenę i podszedłem do dziewczyny, a z głośników zaczęła wydobywać się melodia "Podemos". Złapałem Violę za rękę i uśmiechnąłem się. Niepewnie podniosła na mnie wzrok. W jej oczach widać było tylko ból.

No soy ave para volar
Y en un cuadro no sé pintar
No soy poeta, escultor
Tan sólo soy lo que soy

Otarłem kciukiem łzę spływającą po jej policzku i uśmiechem zachęciłem ją do śpiewania.

Las estrellas no sé leer
Y la luna no bajaré
No soy el cielo, ni el sol
Tan sólo soy

                Wiedziałem, że cierpi, lecz na jej twarzy było widać szeroki uśmiech.

Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr, prueba imaginar
Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.

                Muzyka ucichła, a ze strony widowni rozległy się głośne brawa. Violetta przytuliła się do mnie mocno. Przez chwilę poczułem na swoim ciele przyjemny dreszcz. Uśmiechnąłem się do dziewczyny.
                Francesca w towarzystwie Marco również weszli na scenę. Brunet stanął obok Violi, lecz ona tylko przeszła na moją lewą stronę nie patrząc na niego. Złapała mnie niepewnie za rękę i przysunęła się jeszcze bliżej mnie.
                Nasza czwórka ukłoniła się, po czym na scenę wszedł Marotti, trzymający w ręce białą kopertę.
                - Panie i panowie, oto nasi finaliści! - Wskazał na nas ręką, gdy ponownie rozległy się donośne brawa. - A w tej kopercie są zapisane nazwiska dwójki z nich… - Otworzył kopertę powolnym ruchem i wyjął z niej blado-niebieską kartkę. - Siódmą edycję You-Mix’u wygrywają… Violetta i Leon! - krzyknął, a tłum natychmiast zareagował.
Viola przytuliła się do mnie, chichocząc cicho.
- Mówiłem, że się uda - szepnąłem i objąłem ją ramieniem.
- Dziękuję. - Jej oczy zabłyszczały.
- Nie masz za co. Cała przyjemność po mojej stronie.

Pół godziny później…

Marco

                Zapukałem do drzwi pokoju Violetty. Jestem pewien, że gdy tylko mnie zobaczy, zatrzaśnie mi je przed nosem, ale musimy w końcu porozmawiać. Przez chwilę nie dawała żadnego sygnału życia, więc zapukałem ponownie. Niemalże od razu odtworzyła.
- Czego chcesz? - warknęła.
- Porozmawiać - odpowiedziałem spokojnie. - Mogę wejść?
- Nie. Mów o co chodzi i lepiej już idź…
- My chyba pow -
- Powinniśmy zerwać - przerwała mi. - Myślałam, że jesteś inny. Że jesteś jednym z tych, którzy nie ranią i nie zdradzają z najlepszymi przyjaciółkami… A co najważniejsze - myślałam, że jesteś tym jedynym. Nie mogę uwierzyć, że aż tak bardzo się myliłam…
- Nie pasowaliśmy do siebie i jakoś tak wyszło…
- Nie pasowaliśmy? Och… Jeszcze jakiś tydzień temu sądziłeś całkiem inaczej. Powiedziałeś, że w wielką przyjemnością spędziłbyś ze mną całe życie… Po jaką cholerę robiłeś mi nadzieję, że może być lepiej?
- Violu…
- Żadne „Violu”. To wszystko? Cześć - burknęła, zamykając głośno drzwi. Usłyszałem za nimi cichy szloch i od razu wszystkiego pożałowałem.
Stałem w bezruchu przez kilka sekund, minut… Straciłem poczucie czasu. Nic już nie wiedziałem. Jednak zrezygnowałem z prowadzenia dalszej rozmowy i odszedłem w głąb korytarza.
Ona ma rację. Zepsułem wszystko. Może nie powinienem był się tak angażować już na samym początku… Przecież miało być inaczej. Ja miałem jej pomóc z Leonem, ona mi z Francescą. A wynikł z tego wielki, popaprany trójkąt miłosny, czy jak to nazwać… Ufała mi, wierzyła. A ja ją zdradziłem. Z jej najlepszą przyjaciółką. I nawet nie czuję poczucia winy. Wręcz przeciwnie - jestem zadowolony.
Wszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Może tak będzie lepiej? Może właśnie tak miało być i teraz wszystko się ułoży? Ona ma Leona, ja mam Fran. Nikt nie będzie już sobie wchodził w drogę i oboje będziemy szczęśliwi.
Osobno.











Specjalna dedykacja dla Tess, która ostatnio bardzo mnie wspierała. Dziękuję misiu <3
I nareszcie po dość długim czasie oczekiwania pojawił się 29 rozdział :) Miał być dodany wcześniej, ale tu coś nie pasowało, tu coś dopisać, tu brak pomysłów. brak czasu spowodowany końcem roku, poprawami, egzaminami... No i wynikiem końcowym jest to... "coś". Coś, co ma ponad 5 stron ^^
Obiecałam poprawę, ale jakoś mi się nie udało... Przepraszam za to.
Tak, tak, pomieszałam i to ostro. Zresztą jak zawsze, żadna nowość. Ale mam nadzieję, że się podoba chociaż troszeczkę.
Blogger mi się buntuje, co zresztą widać po formatowaniu... Ale cóż, nic z tym nie zrobię.
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca. Z jednej strony mi smutno, z drugiej wesoło. Nie mogę się doczekać trzeciego opowiadania, ale będę bardzo tęsknić za tym.

Za niedługo powinna zostać dodana zakładka z bohaterami trzeciego opowiadania.

EDIT: Ok, przyznaję - występ Violi jest bardzo podobny do tego, który był w serialu. I teraz gadanie, że zerżnęłam wszystko z odcinka i bla bla bla. Bo tak miało być. Bardzo spodobała mi się ta scena, a skoro odpowiadanie na podstawie serialu to czemu nie? Więc - twój problem, nie mój. :)