Violetta
Zatrzasnęłam drzwi i odwróciłam
się, by po chwili rzucić się na łóżko i płakać. Dlaczego moje życie nie może
być usłane różami i pełne wspaniałych chwil wyrwanych z filmów romantycznych?
Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Im bardziej o tym myślę, tym
bardziej moje życie nie ma żadnego sensu.
Myślałam… Byłam prawie pewna, że
Marco mnie kocha. Pomagał mi, kiedy próbowałam odzyskać Leona, zachował się jak
prawdziwy przyjaciel. Pocieszał, kiedy myślałam, że nie ma już żadnych szans.
Wspierał mnie wtedy, gdy tego potrzebowałam, gdy Leon kolejny raz okazywał się
dupkiem. Obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi. Wmawiał, że jesteśmy dla siebie
stworzeni. A potem? Tak po prostu wrócił do Francesci. Jestem głupia. Mogłam to
przewidzieć, od początku kochał właśnie ją. Poza tym, jak mogłam tak naiwnie
pomyśleć, że nareszcie wszystko się ułoży? Przecież w moim życiu nic nie może
być takie, jakie powinno.
I nagle, jak na zawołanie, przez
moją głowę przewinęły się wszystkie wspomnienia dotyczące Marco. Te piękne i te
straszne. To tylko sprawiło, że miałam jeszcze większą ochotę zamknąć się w
pokoju i wypłakać wszystkie łzy.
Wstałam i poszłam do łazienki, po
chwili wróciłam z pudełkiem chusteczek i usiadłam na łóżku. Usłyszałam ciche
pukanie. Czy ten idiota naprawdę nie rozumie, że nie mam zamiaru go widzieć ani
z nim rozmawiać?! Mam tego wszystkiego dość. Myślałam, że wyraziłam się jasno,
nienawidzę go i nie chcę mieć z nim nic wspólnego!
- Wynoś się! Kazałam ci wyjść! Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać! - krzyknęłam przez łzy. Uniosłam dłonie do twarzy i poczułam gorąco. Moje oczy były spuchnięte od ciągłego płaczu.
- Violetta… - na dźwięk jego głosu zadrżałam. Po chwili uświadomiłam sobie, że za drzwiami stoi zielonooki szatyn.
- Otwarte… - pociągnęłam nosem, łapiąc oddech. Sięgnęłam po chusteczkę. - Wejdź, Leon…
Chłopak zrobił to, o co poprosiłam i po chwili znalazł się w pomieszczeniu. Uniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy, ale nie byłam w stanie. Odwróciłam głowę i ukryłam twarz w dłoniach, głośno szlochając. Szatyn podszedł do łóżka, na którym siedziałam i zajął miejsce obok mnie. Poczułam jak jego silne ramiona oplatają mnie, zamykając w uścisku. Wtuliłam się w niego, nie przestawiając płakać. Delikatne palce chłopaka gładziły moje czoło, policzek i włosy.
Przejechał dłonią po moim ramieniu, powodując przyjemny dreszcz, który przeszedł po całym moim ciele. Wreszcie splótł swoje palce z moimi i poczułam ciepło i bezpieczeństwo bijące od niego.
Łzy kreśliły drogę wzdłuż mojego nosa, nawilżając spierzchnięte usta i kończąc swoją podróż na linii brody. Skapywały jedna po drugiej, jak wspomnienia, których chciałam się pozbyć. Zaczęłam szlochać jeszcze bardziej i mocniej wtuliłam się w Leona. On tylko westchnął głęboko.
- Wynoś się! Kazałam ci wyjść! Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać! - krzyknęłam przez łzy. Uniosłam dłonie do twarzy i poczułam gorąco. Moje oczy były spuchnięte od ciągłego płaczu.
- Violetta… - na dźwięk jego głosu zadrżałam. Po chwili uświadomiłam sobie, że za drzwiami stoi zielonooki szatyn.
- Otwarte… - pociągnęłam nosem, łapiąc oddech. Sięgnęłam po chusteczkę. - Wejdź, Leon…
Chłopak zrobił to, o co poprosiłam i po chwili znalazł się w pomieszczeniu. Uniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy, ale nie byłam w stanie. Odwróciłam głowę i ukryłam twarz w dłoniach, głośno szlochając. Szatyn podszedł do łóżka, na którym siedziałam i zajął miejsce obok mnie. Poczułam jak jego silne ramiona oplatają mnie, zamykając w uścisku. Wtuliłam się w niego, nie przestawiając płakać. Delikatne palce chłopaka gładziły moje czoło, policzek i włosy.
Przejechał dłonią po moim ramieniu, powodując przyjemny dreszcz, który przeszedł po całym moim ciele. Wreszcie splótł swoje palce z moimi i poczułam ciepło i bezpieczeństwo bijące od niego.
Łzy kreśliły drogę wzdłuż mojego nosa, nawilżając spierzchnięte usta i kończąc swoją podróż na linii brody. Skapywały jedna po drugiej, jak wspomnienia, których chciałam się pozbyć. Zaczęłam szlochać jeszcze bardziej i mocniej wtuliłam się w Leona. On tylko westchnął głęboko.
- Violetta… - Spokojnie i powoli
wypowiedział moje imię.
Uścisk chłopaka pogłębił się tak,
że prawie straciliśmy zdolność do oddychania. W jego ramionach było mi tak
dobrze, że nie zwróciłam na to uwagi. I tak nie przestałam płakać. Chciałam
krzyczeć, a on wciąż gładził mnie po włosach i plecach.
- Już dobrze, dobrze… -
powtarzał.
- Nie, nic nie jest dobrze. Myślałam,
że on mnie kocha!
- Nie, Viola. Nie warto. Zapomnij o nim.
Ścisnął moją rękę, na co głębiej odetchnęłam. Drugą ręką natomiast przestał gładzić moje ramię i położył ją na moim udzie. Znów poczułam przyjemne ciepło. Nie wiem, co ja bym bez niego zrobiła, tak się cieszę że go mam. Tylko on potrafi mnie pocieszyć. Dokładnie wie, co mówić, robić...
- Nie, Viola. Nie warto. Zapomnij o nim.
Ścisnął moją rękę, na co głębiej odetchnęłam. Drugą ręką natomiast przestał gładzić moje ramię i położył ją na moim udzie. Znów poczułam przyjemne ciepło. Nie wiem, co ja bym bez niego zrobiła, tak się cieszę że go mam. Tylko on potrafi mnie pocieszyć. Dokładnie wie, co mówić, robić...
- Leon… - zająknęłam się.
Starałam się za wszelką cenę powstrzymać płacz.
- Violetta… - powtórzył kolejny raz. - Będzie dobrze, przejdziemy przez to razem. Ja cię nie zostawię.
Odsunęłam się i spojrzałam na niego smutno. Już to kiedyś słyszałam, nawet nie raz… Chłopak skrzywił się, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Po chwili zorientował się, co się stało. Wstał, ale tylko po to, by po chwili uklęknąć przede mną.
- Violetta… - powtórzył kolejny raz. - Będzie dobrze, przejdziemy przez to razem. Ja cię nie zostawię.
Odsunęłam się i spojrzałam na niego smutno. Już to kiedyś słyszałam, nawet nie raz… Chłopak skrzywił się, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Po chwili zorientował się, co się stało. Wstał, ale tylko po to, by po chwili uklęknąć przede mną.
Objął moje nogi i zbliżył się
jeszcze trochę. Uniósł głowę, by spojrzeć mi w oczy.
- Co ty… Nie wygłupiaj się… Wstań - powiedziałam, choć tak naprawdę miałam ochotę śmiać się i skakać ze szczęścia. Nie spodziewałam się, że będzie mnie przepraszać na kolanach.
- Nie. Nie zostawię cię. Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko.
- Co ty… Nie wygłupiaj się… Wstań - powiedziałam, choć tak naprawdę miałam ochotę śmiać się i skakać ze szczęścia. Nie spodziewałam się, że będzie mnie przepraszać na kolanach.
- Nie. Nie zostawię cię. Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko.
- Wierzę ci… Leon… - westchnęłam
cicho.
Chłopak niespokojnie się
poruszył. Odsunęłam się i zajęłam miejsce na łóżku. Szatyn po chwili pojawił
się obok mnie. Schyliłam się, by się położyć. Ułożyłam głowę na jego kolanach,
tuż obok brzucha. Poczułam jego ręce na ramionach, plecach i brzuchu. Łzy przestały
spływać po mojej twarzy. Co ja wyprawiam? Jeszcze przed chwilą byłam
zrozpaczona, a teraz… Nieważne. Najważniejsze, że jest mi dobrze. Czuję się
bezpieczna i szczęśliwa. W takiej pozycji mogłabym spędzić resztę życia, w
ramionach Leona. Uśmiechnęłam się. Mruknęłam cicho i nie pamiętam kiedy,
zasnęłam. Jednak po raz pierwszy od dawna nie siły mi się koszary, mogłam spać
spokojnie, a to tylko dzięki Leonowi.
Ludmiła
Spacery po całym domu nagle znów
zaczęły sprawiać mi przyjemność. Podskakiwałam radośnie i podrygiwałam
śpiewając ulubioną piosenkę:
Non so se va bene,
Non so se non va.
Non so se tacere o dirtelo ma.
Le cose che sento
Qui dentro di me,
Mi fanno pensare
Che l'amore é cosi.
Myśl o tym, że sprawy między mną,
a Federico wreszcie przybrały pozytywny obrót i wszystko sobie wyjaśniliśmy
sprawia, że znów chce mi się żyć. Prawie go straciłam, a to tylko przypomniało
mi jak bardzo go kocham. W ogóle ostatnio wszystko zaczyna się układać. Cóż,
przynajmniej ojciec wyjechał na kilka dni, więc mogę zapomnieć o kłótniach,
przez które zawsze płaczę. Wiem, że wróci niedługo, ale postanowiłam cieszyć
się chwilami spędzonymi w spokoju, najlepiej w towarzystwie Federico.
Siedziałam na kanapie w salonie, bezczynnie wpatrując się w sufit. Tym razem był to nie tylko efekt nudy, ale również chwila wytchnienia. Spojrzałam na zegarek. Minęły już dwie godziny, odkąd ostatni raz to zrobiłam. Odliczałam sekundy, minuty i godziny do następnego dnia. Umówiłam się z Fede i nie mogłam się doczekać, kiedy go wreszcie zobaczę.
Jak na zawołanie w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiona wstałam i podeszłam, by je otworzyć i sprawdzić kto przyszedł. Nacisnęłam klamkę i szeroko się uśmiechnęłam. Szybko zamknęłam usta i zaczerwieniłam się. Nie mogę nic poradzić na to, że gdy go widzę miękną mi kolana, a ciało odmawia posłuszeństwa.
- Niespodzianka! - usłyszałam i ocknęłam się z transu wypełnionego jego uśmiechem. Chłopak stał przede mną trzymając w prawej ręce woreczek mąki, a w lewej dwie tabliczki czekolady. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Czekoladę wezmę, ale mąkę możesz zabrać z powrotem - zachichotałam.
- Zwariowałaś? Pieczemy babeczki! - wrzasnął zachwycony własnym pomysłem. Ominął mnie i ruszył do kuchni.
Zaczął otwierać wszystkie szafki oraz lodówkę w poszukiwaniu składników. Ja jednak stałam wciąż na swoim miejscu i przyglądałam się jego poczynaniom. Nie miałam pojęcia, co robić, ale postanowiłam tego nie pokazywać. Na początku nawet nie zauważył mojej nieobecności w kuchni, ale po chwili wyszedł z niej zaskoczony.
- Będziesz tu stać z założonymi rękami? - udał zdenerwowanego, ale po chwili się zaśmiał.
- Tak. Nie zamierzam nic gotować - mruknęłam stanowczo.
- Dlaczego? - spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Bo zapomniałeś o najważniejszym.
- O czym?! - Tym razem niczego nie udawał, stał zmartwiony, zastanawiając się, o czym mógł zapomnieć. Miałam ochotę się zaśmiać, ale musiałam utrzymać pokerowy wyraz twarzy. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Zapomniałeś mnie pocałować, głuptasie! - wrzasnęłam i wybuchłam śmiechem.
Siedziałam na kanapie w salonie, bezczynnie wpatrując się w sufit. Tym razem był to nie tylko efekt nudy, ale również chwila wytchnienia. Spojrzałam na zegarek. Minęły już dwie godziny, odkąd ostatni raz to zrobiłam. Odliczałam sekundy, minuty i godziny do następnego dnia. Umówiłam się z Fede i nie mogłam się doczekać, kiedy go wreszcie zobaczę.
Jak na zawołanie w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiona wstałam i podeszłam, by je otworzyć i sprawdzić kto przyszedł. Nacisnęłam klamkę i szeroko się uśmiechnęłam. Szybko zamknęłam usta i zaczerwieniłam się. Nie mogę nic poradzić na to, że gdy go widzę miękną mi kolana, a ciało odmawia posłuszeństwa.
- Niespodzianka! - usłyszałam i ocknęłam się z transu wypełnionego jego uśmiechem. Chłopak stał przede mną trzymając w prawej ręce woreczek mąki, a w lewej dwie tabliczki czekolady. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Czekoladę wezmę, ale mąkę możesz zabrać z powrotem - zachichotałam.
- Zwariowałaś? Pieczemy babeczki! - wrzasnął zachwycony własnym pomysłem. Ominął mnie i ruszył do kuchni.
Zaczął otwierać wszystkie szafki oraz lodówkę w poszukiwaniu składników. Ja jednak stałam wciąż na swoim miejscu i przyglądałam się jego poczynaniom. Nie miałam pojęcia, co robić, ale postanowiłam tego nie pokazywać. Na początku nawet nie zauważył mojej nieobecności w kuchni, ale po chwili wyszedł z niej zaskoczony.
- Będziesz tu stać z założonymi rękami? - udał zdenerwowanego, ale po chwili się zaśmiał.
- Tak. Nie zamierzam nic gotować - mruknęłam stanowczo.
- Dlaczego? - spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Bo zapomniałeś o najważniejszym.
- O czym?! - Tym razem niczego nie udawał, stał zmartwiony, zastanawiając się, o czym mógł zapomnieć. Miałam ochotę się zaśmiać, ale musiałam utrzymać pokerowy wyraz twarzy. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Zapomniałeś mnie pocałować, głuptasie! - wrzasnęłam i wybuchłam śmiechem.
Jego reakcja była bardzo zabawna.
Pokiwał głową, ale widziałam, że uśmiechnął się pod nosem. Stanęłam tuż przed
nim i teatralnie obróciłam głowę, wystawiając policzek. Nie wytrzymałam tak
długo. Odwróciłam się, by natrafić na jego rozbawiony wzrok. Ujął moją twarz w
dłonie, po czym delikatnie mnie pocałował. Odsunęłam się i uśmiechnęłam
triumfalnie.
- No, teraz możemy piec! - ruszyłam do kuchni. Federico szedł tuż za mną.
Stanęłam przed lodówką, by wyjąć z niej jajka, których chłopak wcześniej nie mógł znaleźć. On zatrzymał się przy blacie, próbując otworzyć woreczek z mąką. Podeszłam do niego, by mu pomóc.
- Pokaż, ty nie umiesz... - zaśmiałam się i przejechałam ręką po jego włosach.
- Ja nie umiem?! Jeszcze zobaczysz. - Wyrwał mi z rąk mąkę i otworzył worek, a jego zawartość rozsypała się dookoła.
- No nie umiesz… - próbowałam stłumić śmiech. Chłopak odwrócił się, udając zdenerwowanie. Podeszłam do niego, by go przytulić, a w tym momencie poczułam na twarzy biały proszek. - Nie zrobiłeś tego… - spojrzałam na niego wściekła.
- No, teraz możemy piec! - ruszyłam do kuchni. Federico szedł tuż za mną.
Stanęłam przed lodówką, by wyjąć z niej jajka, których chłopak wcześniej nie mógł znaleźć. On zatrzymał się przy blacie, próbując otworzyć woreczek z mąką. Podeszłam do niego, by mu pomóc.
- Pokaż, ty nie umiesz... - zaśmiałam się i przejechałam ręką po jego włosach.
- Ja nie umiem?! Jeszcze zobaczysz. - Wyrwał mi z rąk mąkę i otworzył worek, a jego zawartość rozsypała się dookoła.
- No nie umiesz… - próbowałam stłumić śmiech. Chłopak odwrócił się, udając zdenerwowanie. Podeszłam do niego, by go przytulić, a w tym momencie poczułam na twarzy biały proszek. - Nie zrobiłeś tego… - spojrzałam na niego wściekła.
Chwyciłam w dłoń garść mąki i z
całej siły w niego rzuciłam. Po chwili nie robiliśmy nic poza śmianiem się i
uciekaniem przed sobą po całej kuchni. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Nagle
zatrzymałam się tuż obok blatu, a chłopak stanął po jego drugiej stronie.
Spojrzałam smutno na stół.
- Co się stało? - Federico wydawał się być zmieszany, ale też bardzo zmartwiony.
- Mąka się skończyła i nici z naszych babeczek… - westchnęłam. Fede okrążył stół i stanął za mną, obejmując mnie.
- Nic nie szkodzi - szepnął mi do ucha. - To i tak był jeden z najlepszych dni w moim życiu.
- Co się stało? - Federico wydawał się być zmieszany, ale też bardzo zmartwiony.
- Mąka się skończyła i nici z naszych babeczek… - westchnęłam. Fede okrążył stół i stanął za mną, obejmując mnie.
- Nic nie szkodzi - szepnął mi do ucha. - To i tak był jeden z najlepszych dni w moim życiu.
Odwróciłam głowę, by spojrzeć mu
prosto w oczy. Uśmiechnęłam się, co miało znaczyć „Mój też” i stanęłam na
palcach, by go pocałować. Oddał pocałunek, mocno mnie obejmując.
Nagle usłyszałam jakiś dziwny
dźwięk. Niechętnie odsunęłam się od chłopaka. Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ktoś jest w domu… - wyszeptałam tak, by tylko on usłyszał.
- Ktoś jest w domu… - wyszeptałam tak, by tylko on usłyszał.
Przez głowę przelatywały mi
najczarniejsze scenariusze, aż wreszcie zatrzymałam się na jednym z nich i
zakręciło mi się w głowie. Federico od razu znalazł się za mną, przytrzymując
mnie, bym nie zemdlała. To przecież nie możliwe, jeszcze nie dziś… W całym
pomieszczeniu rozległ się dźwięk rzucanych kluczy. Po chwili wysoki mężczyzna
pojawił się w kuchni. Tylko nie to… Rozejrzał się, spojrzał na mnie oschle i
zatrzymał swój wzrok na Federico. Patrzyłam na niego przestraszona.
- Natychmiast wyjdź z mojego domu.
- Natychmiast wyjdź z mojego domu.
Hej, hej, hej! Rozdział trzydziesty... Szybko poszło, bardzo szybko. Dwie słodkie scenki, tyle że jedna zniszczona. Naprawi się, spokojnie. :)
Wielkie brawa dla Magdy za napisanie całego rozdziału <3 Dziękuję, kochana x
Także za Fedemilę ją zabijać, a nie mnie xd
Koniec roku, wakacje. Będę miała trochę więcej czasu, ale niczego nie obiecuję.
W przeciągu najbliższego tygodnia na obu blogach pojawią się bohaterowie. :)
To na tyle, do kiedyś tam <3