niedziela, 30 marca 2014

24. ~ To nie koniec problemów. To dopiero początek...

                - Naty… Wytłumaczysz mi wreszcie kim jest ten cały Nate? - zapytał lekko zdenerwowany Maxi.
                - Nikt taki. Nie musisz tego wiedzieć.
                - Ależ muszę. I to na pewno „ktoś taki”. No powiedz, przecież cię nie zjem - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał.
                 „Powiedzieć mu prawdę, czy trochę skłamać?…”, pomyślała. Przecież nie powie mu całej prawdy, nie może. Nie chce żeby był zazdrosny. Chociaż może powinien być. Ale nie chce, żeby pomiędzy nimi stworzyła się sytuacja, jak z Violettą. Nie może mu tak po prostu powiedzieć, że poznała go podczas zeszłorocznych wakacji, gdy była u dziadków w Nowym Jorku, i że… zakochała się w nim. A teraz, gdy znowu go zobaczyła, gdy zjawił się po prostu znikąd - poczuła to samo, co wtedy. Motylki w brzuchu i to dziwne uczucie w okolicach serca. Nie może.
                - Poznałam go w poprzednie wakacje, gdy byłam u dziadków. Fajnie mi się z nim rozmawiało i się zaprzyjaźniliśmy. Nic więcej. Wiesz… - zaczęła, lecz przerwał jej cichy dźwięk telefonu. Wyciągnęła komórkę z kieszeni szortów i spojrzała na wyświetlacz. Nate. Odrzuciła połączenie i szybko schowała telefon na miejsce.
                - Czemu nie odebrałaś? To może być coś ważnego.
                - Nie, na pewno nie - uśmiechnęła się lekko do chłopaka.

                Do: Nate
Przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię później .xx


„Kiedyś myślałam, że gdy wejdę do Studio, to… będzie inaczej. Że gdy wejdę do Studio, będzie jak dawniej. Że Leon będzie mnie pamiętał, że odbuduję przyjaźń z Fran, że... wszystko będzie dobrze i po staremu, tak jak zapewniał mnie ojciec po moim wyjściu ze szpitala. Ale życie nie zawsze jest usłane różami, tymi bez kolców. Jest pełne przeszkód, trudne, bolesne...
Mimo to, na końcu tej kolczastej ścieżki, przez którą musi przejść każdy z nas, jest coś, czego warte jest tak wielkie poświęcenie, cały ten ból i cierpienie.
Matko, Violetta, w poetkę się zamieniasz, czy co? Nieważne...
Ale w takim razie, co jest na końcu mojej ścieżki?...
Kolejne drzwi, a gdy przez nie przejdę, ujrzę następną ścieżkę?
Chciałabym, żeby stał tam Leon. Z tym swoim pięknym, delikatnym uśmiechem, rozwalonymi, niemalże czarnymi włosami, brązowymi oczami, w których... Moment. Ale to Marco...
Eh, właśnie. Chciałam żeby wszystko było okej, a tu nagle jeden wielki problem, który nadal został nierozwiązany i szybko nie będzie…”

Dziewczyna lekko przymknęła oczy. Miała już dość tej ciągle plączącej się sprawy, chciała o tym wszystkim choć na chwilę zapomnieć. Zamknąć oczy, a potem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy otworzy oczy - wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Myślała tak jeszcze przez chwilę, leżąc na łóżku, gotowa do snu. Odchyliła się do tyłu i położyła na poduszce, nadal trzymając pamiętnik i fioletowy długopis w ręce, który po krótkiej chwili wypadł jej z ręki, upadając cicho o podłogę.
Zasnęła, kompletnie poddając się zmęczeniu.

- Violetta! - krzyknęła Francesca, podbiegając do przyjaciółki. - Musimy pogadać.
- Coś się stało? - zapytała zmartwiona.
- Dlaczego zabierasz mi Marco? Przecież masz Leona! - zarzuciła jej włoszka.
- Fran, spokojnie. Nie zabieram ci Marco, przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie wmawiaj mi takich kłamstw! Wiem, co pomiędzy wami jest, nie musisz udawać. Ale zostaw mnie w spokoju, nie odzywaj się do mnie! - wrzasnęła, mrożąc Violettę wzrokiem, po czym odeszła w głąb korytarza.

Siedziała w parku, na ławce. Starej i zniszczonej, jednak jej ulubionej. Kochała to miejsce, które przywoływało wiele wspomnień, także tych z dzieciństwa.
Niebo było ciemne i zachmurzone, wydawać by się mogło, że jest już późno, mimo, że było dopiero koło godziny piętnastej.
„Zaraz zacznie padać. Cholera, nie mam parasolki”, pomyślała spoglądając na chmury.
W zimnym powietrzu było czuć już zapach deszczu, a ona ubrana była tylko w zwiewną sukienkę o kolorze pastelowej mięty oraz baleriny w pasującym odcieniu różu.
Cała aż trzęsła się z zimna, jednak wcale nie zamierzała pójść do domu. Wiedziała, że gdy tylko przejdzie przez drzwi, zacznie się awantura z ojcem, a wolała tego uniknąć.
Usłyszała dzwonek swojego telefonu - refren „Podemos”. Wyjęła komórkę z torebki i odebrała.
- Violetta, możesz do mnie przyjść? Wiem, że strasznie leje, ale to naprawdę ważne i nie może czekać… - usłyszała w słuchawce jego zestresowany głos.
- Pewnie, za moment będę.
Rozłączyła się, schowała telefon powrotem do torebki i wstała z ławki. Ruszyła w stronę domu Leona.
Szła szybko, po drodze mijając swój dom. Spojrzała na okno swojego pokoju. Świeciło się w nim światło. „To dziwne…”, pomyślała wzruszając ramionami.
Po kilku minutach była już pod domem swojego chłopaka. Przeszła przez bramę i delikatnie zapukała do drzwi. Szatyn otworzył jej już po ułamku sekundy, jakby na nią czekał przed drzwiami. Wpuścił ją do środka i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Co się stało? - zapytała zmartwionym głosem.
- Musimy porozmawiać. Tak na poważnie…
- Leon, nie strasz mnie… Mów, co się stało?
- Bo… Zdradzasz mnie.
- Co? - szatynka wcale nie kryła zdziwienia. - Nie zdradzam cię, skąd ci to przyszło do głowy?
- Nie? To może to ja ciebie zdradzam i to ja przespałem się z Diego?
- Co? Żartujesz teraz, prawda?
- Nie. Mówię jak jest, nie udawaj!
- Jesteś niemożliwy. Jak możesz myśleć, że cię zdradzam i to jeszcze z Diego… - miała łzy w oczach. - Wiesz co?… Nie warto. Po prostu nie warto… - wyszła szybko, trzaskając drzwiami.
Wybiegła przez bramę, nie widząc nic przez łzy cieknące po jej policzkach.
Po chwili dookoła rozległ się dźwięk hamującego samochodu i krzyk dziewczyny…

- Jezu… Nienawidzę ich… - szepnęła do siebie, próbując złapać oddech. Położyła się i ponownie zasnęła.


Violetta Castillo weszła do budynku szkoły powolnym krokiem. Na twarzy miała wymalowany swój piękny i promienny - jak zawsze - uśmiech. Jednak tego dnia nie był on do końca szczery.
Jej perfekcyjnie ułożone włosy były dzisiaj w kompletnym nieładzie. Ich kosmyki delikatnie opadały na jej ramiona i białą bluzkę w kwieciste wzory. W kontrastującym, czarnym kolorze była jej spódnica, sięgająca kolan.
- Vilu! Zaczekaj! - do jej uszu dobiegł głos, który bardzo dobrze znała. Ten, który słyszała, gdy mówił do niej te wszystkie czułe, jak i te mniej miłe, słowa. - Violetta! - zawołał, tym samym zmuszając ją do zatrzymania się i poczekania na niego. Jednak ona nie słuchała, wręcz przeciwnie. Przyśpieszyła kroku i usiadła na pufie w jednej z klas.
- Viola… O co chodzi, jesteś na mnie zła? - zapytał nachylając się do niej i całując ją w policzek. Ona lekko odsunęła się od niego. - Ej, co jest? Wszystko okej?
- Nie. Nic nie jest okej.
- Co się stało? - usiadł obok niej i objął ją ramieniem, a ona ponownie się odsunęła. - Nie rozumiem cię…
- Zostaw mnie… - burknęła pod nosem i odeszła.
            Wyszła z budynku Studio i podążała w stronę parku. Ciepły wiatr delikatnie owiewał jej twarz, a promienie słońca ocieplały jej zmarznięte ręce. Podeszła do ławki skąpanej w cieniu wielkiego drzewa owocowego, stojącego nad nią. Przejechała po niej ręką, chcąc strzepnąć blado-różowe płatki kwiatów oraz pyłki, po czym powoli usiadła.
            Myślała nad jej rozmową z Leonem, która miała miejsce dosłownie kilka minut temu. Rozmową… A może jednak kłótnią? Część jej chciała się z nim pokłócić na dobre, nie odzywać się do niego już nigdy, lecz ta druga część… wręcz przeciwnie. Kochała go ponad życie, mogłaby zrobić dla niego wszystko. Kochała jego piękny uśmiech, którym obdarzał ją każdego poranka, gdy tylko widział ją, wchodzącą do szkoły; Kochała jego duże, oliwkowe oczy, w których tonęła za każdym razem, gdy tylko na niego spojrzała; Kochała… jego całego.
             Z zamyślenia wyrwała ją dopiero wysoka blondynka, siadająca obok niej. Odgarnęła delikatnie włosy z ramion, przekładając je na prawą stronę.
             - Violetta… - szepnęła, patrząc na nią z lekkim uśmiechem na rozpromienionej twarzy.
             - Jeszcze ty chcesz mnie czymś dobić? Eh, proszę bardzo, już nic mnie nie zdziwi… - odpowiedziała i spojrzała jej prosto w oczy.
             - Wiedziałam, że to powiesz… - westchnęła i kontynuowała. - Nie, nie chcę… Nie chcę być dla ciebie nie miła. W sumie nigdy nie chciałam. A teraz pomyślałam, że nadeszła ta pora, kiedy należałoby wyjaśnić parę spraw… Dobrze wiesz, że… zmieniłam się. Nie jestem tą… tą wredną suką, którą byłam kiedyś, przez długi czas. Zbyt długi. Ale dopiero teraz nabrałam odwagi, żeby naprawić relacje ze wszystkimi. A najbardziej zależy mi na tobie…
- Na mnie? - zapytała zdziwiona słowami dziewczyny. - Myślałam, że… -
- Nie, nie jest tak, jak myślisz - uśmiechnęła się ciepło, przerywając szatynce. - Chciałam cię bardzo przeprosić za to wszystko. Za to, co mówiłam i co robiłam. Gdy przyszłaś pierwszy raz do Studio… Miałam wtedy taki czas, że uważałam się za najlepszą. Nie było za dobrze u mnie w rodzinie i chciałam się jakoś dowartościować… Ale zrozumiałam, że przesadziłam. Byłaś i nadal jesteś ode mnie lepsza, we wszystkim co robisz. Poczułam się zagrożona… I to bardzo. Ale… Nie chciałam tego robić. Gdyby nie ja… byłoby lepiej.
- Eh… Nie powiem, że nie jestem zaskoczona. Ale miło zaskoczona. Wiesz, nigdy tak nad tym nie myślałam. Nie podejrzewałam, że powiesz coś takiego… W sumie olewałam to, co robisz. Pomyślałam, że nie warto z tobą zadzierać, i że w końcu znudzi ci się ta „zabawa” - oznajmiła, robiąc palcami cudzysłów. - A dzięki temu jestem… silniejsza. Nie poddaję się tak łatwo - uśmiechnęła się szeroko. - Wiem, że jest ci teraz trudno, widzę, że coś jest nie tak… Przecież możemy wymazać to wszystko z pamięci i zostać… przyjaciółkami.
- Naprawdę tak sądzisz? Nie jesteś na mnie zła?
- Nie. Każdy ma ten swój charakterek i każdy powinien dostać drugą szansę. A zwłaszcza ty. Jesteś dobrą dziewczyną i jeśli naprawdę chcesz, to masz złote serce. Dlaczego więc mamy rozdrapywać stare rany, skoro można zacząć od nowa? - położyła dłoń na jej ramieniu, dodając blondynce otuchy.
- Dziękuję… Naprawdę ci dziękuję - szepnęła radośnie.
- Nie masz za co. Spotkamy się później, teraz muszę iść, umówiłam się z kimś… - powiedziała, wstając z ławki. - Do zobaczenia! - Odeszła.



- Fran, nie tak, robisz to źle - chłopak niemalże spiorunował ją wzrokiem. - Ile razy mam ci powtarzać, że ten wers nie nadaje się do tej piosenki?
Stali razem obok keyboardu, komponując nową piosenkę. Włoszka trzymała w rękach długopis oraz notatnik i co chwilę dopisywała coś, lub skreślała. On postanowił jej pomóc. W końcu przyjaciele powinni sobie nawzajem pomagać. Tak, przyjaciele.
Dziewczyna była dzisiaj wybita ze swojego codziennego rytmu. Nie mogła na niczym się skupić, od rana była jakaś nieobecna. Coś ją trapiło, a on się tego dowie. Wszystko, byleby była szczęśliwa.
- Nie dramatyzuj, pasuje - stwierdziła, dopisując kolejne słowa.
            Ostatnio nikogo nie słuchała, nie prosiła o pozwolenie. Szła własnymi drogami, myśląc, że tak będzie najlepiej. Dla niej, jak i dla innych.
            - Może zostawmy to na sekundkę… - wyrwał jej z ręki zeszyt i położył na parapecie. Usiadł na różowej pufie i złapał dziewczynę za rękę, w celu zakomunikowania jej, żeby zrobiła to samo. - Co jest? Coś się stało?
             - A czemu miałoby się stać?
             - Widzę to. Coś jest na rzeczy. Przede mną nic nie ukryjesz…
             Dobrze o tym wiedziała. Czuła się, jakby siedział w jej głowie i czytał w jej myślach. Wiedział wszystko, znał ją na wylot. Jednak ona tak bardzo tego nie chciała…
             - To nic takiego, naprawdę. Nie przejmuj się - uśmiechnęła się ciepło do niego. - Dam sobie radę.
             - Powiesz mi, kiedy będziesz chciała. Ale proszę cię, uśmiechnij się i wróć do żywych, bo nie mogę patrzeć, jak jesteś taka smutna i zamyślona - objął ją ramieniem i pocałował w policzek. - Piszemy dalej?
             - Eee… Wiesz co, muszę już iść do domu. Może jutro skończymy - uśmiechnęła się blado i wyszła z sali. Skończymy, zanim to wszystko zajdzie za daleko i sprawy znów się pokomplikują…











Rozdział dedykowany Madzi <3 Taki mały, spóźniony prezencik na urodziny ;)

Witam ponownie po miesiącu przerwy... Powinnam zostać spalona na stosie xd Nie była to przerwa, tak jak pewnie myślicie, bo nie chciało mi się, albo po prostu olałam. Jak nie brak czasu, to brak weny. Gdyby nie to, że siedziałam wczoraj do 4 w nocy, czytając książkę i szukając weny, która wreszcie mnie dopadła - rozdziału nadal by nie było.
Jestem na siebie bardzo zła, za co przepraszam. Mam nadzieję, że wybaczycie <3
Nie obiecuję, że teraz będzie lepiej. Mam dużo problemów na głowie, aż za dużo. Chciałabym chociaż trochę poukładać sobie w życiu... Postaram się jednak, żeby było lepiej. 
Myślałam dzisiaj nad 3 opowiadaniem. Szczerze? Nie wiem, czy w ogóle będzie, jeśli tak, to muszę bardzo dokładnie nad nim pomyśleć. Możliwe, że zrobię zakładkę, w której będziemy mogli napisać krótki opis fabuły i może któreś z nich wykorzystam, albo nawet połączę. Ale to później.
Ale mimo wszystko jestem z siebie dumna, bo cały ten rozdział, od początku do końca został napisany i wymyślony tylko i wyłącznie przeze mnie. ;)
Mam nadzieję, że się podoba ;)
Nie przedłużam już i nie zamęczam. Do kolejnego, który - mam nadzieję - pojawi się już niedługo <3

niedziela, 2 marca 2014

23. ~ You-Mix.

                - Viola, naprawdę nie musisz się mną opiekować, jak małym dzieckiem, poradzę sobie… - mruknął, gdy dziewczyna kolejny raz z rzędu poprawiała mu poduszkę.
                Była opiekuńcza, to prawda. Od dzieciństwa lubiła opiekować się zwierzakami sąsiadek, gdy te wychodziły na dłużej z domu, lub lalkami, które imitowały małe dzieci.
                Jeśli chodziło o szatyna, to była aż nadopiekuńcza. A zwłaszcza w tej chwili. Darzyła go wielkim i prawdziwym uczuciem, więc jakby inaczej? Martwi się o niego i chce jak najlepiej.
                - Właśnie, że muszę, bo ty jesteś takim małym dzieckiem - zaśmiała się. - A nie pasuje? - uśmiechnęła się zadziornie i usiadła obok niego na łóżku.
                - Oczywiście, że pasuje, ale mogłabyś nie maltretować tak tej biednej poduszki - odpowiedział przez śmiech i wstał, podążając w kierunku drzwi.
                - Chwila, chwila. Gdzie ty się wybierasz?
                - Do kuchni. Chciałem ci zrobić gorącą czekoladę.
                - Dziękuję, obejdzie się. Masz tutaj leżeć i odpoczywać, jasne? - dziewczyna twardo stała przy swoim.
                Spojrzał na nią i słodko się uśmiechnął, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Ona nadal zaprzeczała. Usiadł więc obok niej i objął ją ramieniem. Szatynka chciała się mocno wtulić w jego wysportowane ciało, jednak nie mogła… Odsunęła się lekko. 
                - Przepraszam… Nie powinienem… - szepnął i odwrócił głowę.
                - Nie przepraszaj, przecież nie masz za co. Po prostu… Nie powinniśmy… - przerwała na moment i spuściła głowę. Po chwili dodała: - Muszę już iść, nie będzie mnie tutaj cały tydzień, bo muszę w czymś pomagać tacie. Za chwilę powinna przyjść Fran.
                Chłopak posmutniał i przytulił dziewczynę, a ona się lekko uśmiechnęła. Może i nie powinni, ale co z tego…
                - To tylko tak po przyjacielsku… Będę tęsknić, wiesz? - uśmiechnął się lekko, a ona pocałowała go w policzek i podeszła do drzwi.
                - Jak będziesz czegoś potrzebował to dzwoń. Dla ciebie zawsze znajdę czas.
                Miała już nacisnąć na klamkę i wyjść, lecz przerwał jej dzwonek telefonu. Wyciągnęła go z bladoróżowej torebki i nie patrząc na wyświetlacz odebrała.
                - Potrzebuję cię… -usłyszała w słuchawce lekko ochrypnięty i przygnębiony głos. Przeszły ją przyjemne dreszcze.
                 Odwróciła się lekko i szepnęła:
                - Leon… Wiesz, że nie o to mi chodziło… Nie utrudniaj tej sytuacji jeszcze bardziej. Ehh… - westchnęła widząc wzrok chłopaka. - Przyjdę jutro. - uśmiechnęła się promiennie i wyszła z jego domu.


                Do: Leoś <3
Śpisz?… xx

                Od: Leoś <3
Tak, jest 15, a ja śpię. Dobranoc xD A co chcesz? ;D

                Do: Leoś <3
Nie musisz być od razu taki chamski, wiesz? ;P Chciałam tylko zapytać jak się czujesz ;D Tak, martwię się…

                Od: Leoś <3
Nawet dobrze. Ale byłoby lepiej jakbyś tu była <3

                Do: Leoś <3
Mogę przyjść, ok? ;D

                Od: Leoś <3
Nie trzeba ;)

                Do: Leoś <3
Dobijasz mnie >.< I tak przyjdę ;D Ale nie teraz, wieczorem. A jak nie wieczorem, to zadzwonię ;D I przyjdę jutro. Pasuje, czy nie trzeba? ;P

                Od: Leoś <3
Nawet bardzo pasuje ;D Chociaż lepiej wieczorem… ^^

                Do: Leoś <3
To przyjdę rano. ZBOCZEŃCU! ;P

                Od: Leoś <3
Nie o to mi chodziło… -.- Ta tylko o jednym myśli, zobaczymy co będzie jak ojcu powiem! ;D Ej, noga mi zdrętwiała… xD

                Do: Leoś <3
O mamo! Dzwonię na pogotowie! Trzymaj się! Nie martw się, może nie będą amputować! I przy okazji zgłaszam to do prokuratury!

                Od: Leoś <3
Vilu… Spokojnie… Ale odpowiedz mi na jedno, krótkie pytanie… Co ty do cholery ćpałaś?! I to jeszcze beze mnie, no wiesz… xx

                Do: Leoś <3
Nic takiego… Tylko twoje perfumy ;D <3 Idę do łazienki, poczekaj chwilę.

                Od: Leoś <3
Już tęsknię .xx

                Dziewczyna wyszła po cichu z pokoju, a po chwili do jej uszu dobiegły dźwięki dość głośnej rozmowy. Dochodziły one z salonu, w którym odbywało się teraz spotkanie biznesowe Germana z państwem Verdas - rodzicami Leona.
                Jednak nie wyglądało to, jak zwykłe spotkanie biznesowe. Na stole żadnych papierów, jak zwykle. Jedynie filiżanki kawy. Ubrani byli nie w stroje jak na takie spotkania, lecz w zwykłe, swobodne i codzienne ubrania. Rozmawiali praktycznie o wszystkim, lecz tylko jedno utkwiło jej w pamięci…
                - Oni pasują do siebie, jak dwie krople wody! Muszą być razem - wykrzyknął wesoło Rodrigo, ojciec Leona..
                - Oczywiście! Ile razy słyszałem od niej, że idzie do Marco, a gdy wracała do domu, mówiła, że spotkała się z Leonem - wyjaśnił German radosnym tonem głosu, a Violetta zarumieniła się. Czyżby ze wstydu, że okłamuje własnego ojca w tak błahych sprawach?
                - Tak samo jest z Leonem. Ostatnio powiedział, że idzie do Francesci, a po pięciu minutach wrócił do domu, lecz nie sam. Z Violettą. Tłumaczył się, że nie było jej w domu, a Violę spotkał na ulicy.
                Szatynka szybko wróciła do swojego pokoju. Była zmieszana. Nie rozumiała nic z ich rozmowy. Nie chcą, żeby ich dzieci były szczęśliwe, lecz osobno?…
                Usiadła na łóżku i wzięła do smukłej dłoni białego iPhone’a z różową obudową.
               
                Do: Leoś <3
Twoi rodzice są u mnie na „spotkaniu biznesowym” (jasne…) i nie zgadniesz o czym rozmawiają. Wcale nie o tym, o czym powinni. Według nich musimy być razem i pasujemy do siebie jak dwie krople wody .xx

                Od: Leoś <3
Bo to prawda ;* A rodziców trzeba słuchać. Przyjdziesz? Proszę…

                Do: Leoś <3
Leon… Nieważne… Nie mogę, bo jak zejdę na dół, to ojciec zrobi mi kazanie przy twoich rodzicach i wyśle na górę. 

                Od: Leoś <3
Przesadzasz. Przyjdź wieczorem, ja tak ładnie proszę <3

                Do: Leoś <3
No dobra… ;P To do wieczora .xx


                Piękna, zielona łąka, wokół wiele wysokich drzew, które pokryte były różowo-czerwonymi kwiatami. Razem z lekkim powiewem wiatru spadały powoli na ziemię, delikatnie ją otulając.
                Poniżej wysokiej górki rozciągało się przejrzyste, szmaragdowe morze. Gdyby się dokładnie przyjrzeć, można było ujrzeć w oddali drobną łódkę, powoli płynącą po tafli wody.
                Ona idealna, w tej chwili niejedna chciałaby bez wahania nią zostać. Była ubrana w zwiewną, asymetryczną sukienkę w kolorze ciemnego różu, ze świecącym od cekinów kołnierzykiem. Jej drobne stopy pokrywały ciemnobeżowe botki na kilkucentymetrowej koturnie, spod których wystawały bladoróżowe skarpetki z białą falbanką. Włosy dziewczyny zostały podkręcone lokówką, co jeszcze bardziej dodawało jej naturalnego wdzięku i dziewczęcości. Malinowe usta lekko muśnięte mocno różową szminką, rzęsy pomalowane czarnym tuszem, a tuż nad nimi była widoczna idealnie równa kreska zrobiona eyelinerem.
                 A on - czerwony T-shirt i granatowy sweterek z ciemnobłękitnymi wykończeniami. Białe spodnie typu rurki i czarne trampki fantastycznie współgrały z resztą stroju chłopaka. Lekko zmierzwione, ciemne włosy były „ułożone w artystyczny nieład”, lecz mimo to wyglądały jakby spędzał przynajmniej godzinę dziennie przed lustrem. Po prostu chłopak-marzenie.
                Nic takiego, a jednak tak wiele…
                Dziewczyna stała przy brzegu małej fontanny kilkanaście metrów za chłopakiem, natomiast on siedział na zwykłej, drewnianej ławeczce pomalowanej na biało.
                Podeszła do niego powoli i stanęła obok niego. Trzymał w ręce gitarę i grał piosenkę dobrze znaną dziewczynie. Otworzyła usta i już miała zaśpiewać razem z nim, lecz on przestał grać i podniósł wzrok na nią.
                - Violetta… Musimy porozmawiać… I to poważnie.
- Stało się coś? - zapytała zmartwiona. - Chyba nie chcesz… -
- Nie, nie, oczywiście, że nie - przerwał jej, uśmiechnął się do niej promiennie, odrzucając tym złe myśli dziewczyny. - Chodzi mi o to, że… ostatnio oddaliliśmy się od siebie i to… boli… - dodał szepcząc.
                - Marco… Ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale wiesz, że ostatnio muszę pomagać ojcu… I do tego ten wypadek Leona.
                - Właśnie, Leon. Jego zawsze stawiasz na pierwszym miejscu. Rozumiem, miał wypadek, ale jest już dobrze, więc nie musisz się nim tak przejmować… Nie ma dnia, żebym nie słyszał „A bo Leon to, Leon tamto”.
                - Oboje jesteście dla mnie tak samo ważni. Nie musisz być aż tak zazdrosny.
                - Myślę, że raczej muszę. Przecież to Leon.
                - Dobra, skończmy ten temat, bo wcale nie chcę się z tobą kłócić. Chodź, pójdziemy na spacer - uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła chłopaka za rękę w stronę małej łąki.


Kilka dni później…

                W ciasnej sali zebrało się ponad dwudziestu uczniów, co wywołało straszny harmider. Niektórzy rozmawiali, inni się kłócili, a jeszcze inni siedzieli cicho, jak mysz pod miotłą, myśląc o czymś całkiem innym, niż zbliżająca się lekcja z dyrektorem szkoły.
                - Kochani, proszę o ciszę! - krzyknął Pablo stojący na scenie, a w klasie momentalnie zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. - Mówiłem wam tydzień temu, że za niedługo przyjedzie ważny gość. Oto Marotti - wskazał ręką na mężczyznę stojącego obok. - Dyrektor You-Mixu. Wczoraj postanowiliśmy zrobić konkurs. Spośród wszystkich, którzy się zgłoszą i zaprezentują nam swój układ taneczny i piosenkę, wybierzemy osiem osób, które przejdą do półfinału. Dobierzemy was w pary i tutaj to samo, co w eliminacjach do półfinału. Dalej przejdą cztery osoby, które - uwaga - wyjadą do Paryża na specjalny pokaz emitowany w telewizji i w internecie. Za pomocą głosów widzów wybierzemy dwie osoby, które wygrają. A nagroda pozostaje tajemnicą - zaśmiał się.
                W klasie ponownie zapanował hałas. Wszyscy rozmawiali ze sobą podekscytowani wiadomością od nauczyciela.

                - Zapisywać można się od kolejnej przerwy. Na korytarzu będą ustawione stoliki ze zgłoszeniami, wystarczy je dokładnie, powtarzam, dokładnie wypełnić i zanieść do Marottiego, który będzie razem ze mną w pokoju nauczycielskim - uśmiechnął się ciepło i razem z Marrottim wyszli.










Ten rozdział też był już napisany, ale znowu parę rzeczy nie pasowało i musiałam zmienić, a końcówkę dopisać XD
Tytuł oklepany, ale ciii ;P
Taka mała zmiana planów z tym You-Mix'em. Bo miało go nie być ;P No ale jest. Myślę, że to dobre rozwiązanie ^^ I tak, troszkę ściągnęłam z serialu, ale to tylko troszeczkę ;P
A właśnie... Czemu nagroda zostanie tajemnicą? Bo tak szczerze, to ten pomysł był spontaniczny, konkurs miał być później, ale już nie wiedziałam, co napisać, no więc... ;D Musicie pomóc ;3 Piszcie ciekawe propozycje w komentarzach ;D
Wpadłam na pomysł, żebyście to wy głosowali w You-Mix'ie, ale pomyślałam, że zrobię ciut inaczej ^^ Tak będzie lepiej ;D Nie powiem dlaczego, sami dowiecie się po zakończeniu konkursu XD
Propo komentarzy, to jestem trochę zawiedziona tym, że wyświetleń jest coraz mniej, tak, jak i komentarzy. I jestem praktycznie na 100% pewna, że to dlatego, że nie ma tej dorosłej, szczęśliwej Leonetty. To trochę boli, ale dziękuję tym, którzy zostali <3 I mam nadzieję, że na trzecie - zupełnie inne - opowiadanie też zostaniecie <3
Kolejny... Kolejny nie mam pojęcia kiedy, nie mam napisanego ani jednego słowa, muszę trochę pomyśleć, co ma tam być i muszę znaleźć czas na napisanie, a jakoś na razie go nie widzę. Podejrzewam, że szybko on tu nie zawita, bo mam po prostu... zapierdziel w szkole, jak zawsze po wolnym czasie >.<
Do kolejnego <3