wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział XCII // 92 ~ Ślub

W szpitalu...
Camila
Strasznie martwię się o Maxiego. Teraz robią mu jakieś badania kontrolne. Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Fran, a jak coś się stało? Coś poważnego? - Mówiłam ze zdenerwowaniem do włoszki siedzącej obok mnie.
- Uspokój się Cami. Będzie dobrze. To na pewno nic poważnego. 
- Która z pań to Camilla Torres? - zapytał lekarz, który szedł w naszym kierunku.
- Ja... - odpowiedziałam. - Panie doktorze, czy to coś poważnego? - bardzo się martwiłam.
- Proszę się nie denerwować. To lekki wstrząs mózgu. Problem w tym, że towarzyszą mu zaniki pamięci, a nawet chwilowa amnezja. Mąż potrzebuje teraz odpoczynku. Zostanie u nas jakiś tydzień. W tym czasie proszę często go odwiedzać i stopniowo przypominać mu różne sytuacje z życia, może pokazywać jakieś przedmioty, które wywołują wspomnienia... Rozumie pani? Żeby jak najszybciej odzyskał pamięć. - To co powiedział mi lekarz, wcale mnie nie uspokoiło.
- A jeśli to nic nie da?
- Bez obaw. Takie zaniki pamięci trwają zwykle nie dłużej niż kilka dni. Po tygodniu, może dziesięciu dniach wszystko wróci do normy. A teraz przepraszam, ale mam innych pacjentów.
- Ale... proszę pana... - miałam mnóstwo pytań, ale nie wiedziałam, jak je zadać.
- Proszę się uspokoić. Nerwy w niczym nie pomogą. Trzeba być pozytywnie nastawionym. Do widzenia, paniom. - lekarz uśmiechnął się i odszedł.
- Do widzenia... - mruknęłam.
- Cam, będzie dobrze - pocieszała mnie Francesca. - Ale chwila... Jak to za tydzień wychodzi?! A ślub?! Spokojnie Fran... Będzie okey... Wyjdzie wcześniej... Wdech, wydech... - Francesca mówiła sama do siebie. Rozumiem, że jest w ciąży, no ale bez przesady...

Tydzień później - Dzień ślubu Marcesci


Francesca


Jest dopiero szósta rano, ale ja mimo tego jestem już prawie dwie godziny na nogach. Latam w tą i z powrotem. Dopiero dziś odebrałam sukienkę na ślub. Miałam mieć ją kilka dni temu, ale okazało się, że za szeroka w pasie. Potem miałam nową, ale ona była z kolei za ciasna. Ta jest dobra.
Uśmiechnęłam się lekko i zadzwoniłam do cukierni spytać o tort. Trochę zajęło mi wytłumaczenie o który dokładnie tort chodzi. Bosz, co za ludzie...
- Co?! Jak to jeszcze nie gotowy?! - krzyknęłam zdziwiona. - Ale ja go miałam dzisiaj, a dokładniej za chwilę odebrać. On musi być za maksymalnie dwie godziny gotowy! 
- Na dzisiaj niestety nie zdążymy. Przykro mi. - Przykro?! Nie wytrzymam... W dzień ślubu mówią mi, że tortu nie zrobili... Zamawiałam tydzień temu... Co za cholerna cukiernia! - Ale chwileczkę... Proszę powtórzyć nazwisko, na które był zamawiany tort.
- Francesca Resto.
- Tort jest gotowy. Pomyliły nam się zamówienia. Przepraszam bardzo. Może pani go odebrać.
- Dziękuję, za chwilę przyjadę po niego - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Jestem strasznie zdenerwowana... Wyszłam z domu i odpaliłam samochód. Zgasł... Nie no... Jak to brak paliwa?! Zadzwoniłam szybko do Camili.

Camila

Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Szósta?... Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Fran. Czego ona chce o tej godzinie. Szybko wzięłam telefon do ręki i wyszłam do kuchni żeby nie obudzić Maxiego. Tak Maxiego. Jednak wyszedł dwa dni wcześniej, niż mówił lekarz, ponieważ wszystko sobie przypomniał i dobrze się czuje.
Odebrałam telefon.
- Halo? Francesca, po co dzwonisz do mnie o szóstej rano? Stało się coś? - spytałam lekko zaspanym głosem.
- Tak, stało się! Muszę odebrać tort na ślub, a zabrakło mi paliwa w moim aucie. Podwieziesz mnie?
- To dzisiaj?! - krzyknęłam czym chyba obudziłam Maxiego. - O mój bosz... Zapomniałam! Za 5 minut podjadę pod twój dom i pojedziemy - powiedziałam szybko i się rozłączyłam. Wbiegłam do sypialni i szybko złapałam pierwsze lepsze ciuchy.
- Camila, o co chodzi? - spytał zdziwiony Maxi.
- Muszę jechać po Fran! Tort trzeba odebrać i w ogóle ja przygotować. Ugh! Nie zdążę! - krzyknęłam zza drzwi łazienki i po chwili wybiegłam z niej. - Wrócę za jakieś dwie godziny. Możesz już zacząć się szykować. Potem ja na szybko się przyszykuje i pojedziemy po Violę i Leona. To cześć! - Szybko wybiegłam z domu i pojechałam po Francescę.

Kilkanaście godzin później - wesele.

Clara
Siedzę przy tym stole jak idiotka. Tylko Camila wie, że podoba mi się Federico. I dobrze. Nie chcę, by ktokolwiek inny o tym wiedział. Dobijała mnie ta atmosfera. Wszyscy tańczyli, tylko nie ja... i Federico. Dobra, raz kozie śmierci, nie mam nic do stracenia. Podeszłam do niego.
- Zatańczysz? - spytałam.
- Mogę - powiedział dość niechętnie Fede. Wspaniale się z nim tańczyło. Ciekawe, czy on to odwzajemnia. Taniec przeleciał bardzo szybko. Do końca wesela już z nikim nie tańczyłam. Trochę smutno mi było, no ale co zrobić.

Federico

Wróciłem do domu wcześniej niż wszyscy, bo około 03:00 nad ranem. Spać mi się chciało, a nie chciałem zasnąć przy wszystkich na weselu, bo by pomyśleli, że się schlałem. Wszedłem do domu, i nie wierzyłem własnym oczom. Wszystko leżało poprzewracane do góry nogami, śmierdziało papierosami i alkoholem, a Milena spokojnie sobie leżała na leżance i czytała jakiś magazyn.
- Co tu się stało?! - od razu oprzytomniałem.
- A, nie chcieliście mnie na weselu, to urządziłam imprezę. Ale nie martw się. Byli tylko Julio i Dolores - powiedziała Milena.
- Tylko?! Wiesz, to nie wygląda jak dom, tylko jak burdel na kółkach! Idę spać, bo nie czuję nóg, a jak wstanę to ma być wszystko posprzątane na glans - powiedziałem.
- Jasne, jasne - uśmiechnęła się sarkastycznie Milena.
Odpowiedziałbym jej coś, ale nie miałem siły. Umyłem się, przebrałem i poszedłem spać. Wstałem około 11:30 z nadzieją, że wszystko będzie pięknie posprzątane i poukładane, ale chyba mam zbyt bujną wyobraźnię. Zszedłem schodami do salonu. Nic się nie zmieniło, wszystko porozwalane. Tylko smród alkoholu i papierosów wywietrzał.
- Co to ma w ogóle znaczyć?! - spytałem.
- Ale co? - spytała Milena, która spała na tej leżance wśród wszechobecnego bajzlu.
- Miałaś to wszystko posprzątać! 
- A co ja jestem, gosposia? Wiesz, głupi jesteś, myślałeś, że będę sprzątać, może jeszcze mam prać, prasować i gotować?
- Nic z tych rzeczy, bo wiem, że to dla ciebie zbyt wielki obowiązek. Ale posprzątać to byś mogła!
- To nie ja porozwalałam tylko Julio i Dolores!
- To teraz ty sprzątaj, skoro sobie wybrałaś takie towarzystwo - powiedziałem. Jaką dostałem odpowiedź - nie powtórzę. Takich przekleństw nawet nie znałem.
- Dobra, wiesz, teraz to mnie wku...rzyłaś. Wynocha pod most, nie będę się z tobą użerał, psujesz mi cały pobyt w Buenos Aires! Matka cię nie chce w domu, to uprzykrza mi życie wysyłając cię tutaj razem ze mną. Oddaj mi wreszcie przysługę i zniknij z mojego życia! - powiedziałem.Milena zamilkła. Z płaczem wyszła z domu. No dobra, trochę przesadziłem... nie no. Ostro przeholowałem, ale to normalne, że się wkurzyłem, tak? No ale głupio mi, to moja młodsza siostra... mam nadzieję, że jej przejdzie i wróci szybko. Muszę ją przeprosić.










No i macie ten obiecany rozdział :P Dziękuję Bell$ za pomoc w napisaniu fragmentu o Larze i Fede :D 
Tak, tak, ślub Marcesci miał być w 100 rozdziale, ale nieważne xD
I kolejny raz was proszę - Nie zostawiajcie linków w komach! Od tego jest zakładka "Zaproś do siebie" Okey? No mam nadzieję.
Kiedy kolejny? Eh, nie wiem kiedy, więc nawet nie pytajcie, bo odpowiedź ciągle będzie taka sama. Jak dodam, to dodam i tyle w tym temacie.

Jednokierunkowy blog :3

No i witam was o drugiej w nocy xD 
Tak, wiem... Znowu piszę bezsensowne notki o 1D. No ale nic na to nie poradzę - muszę zrobić reklamę :D
Założyłam z kumpelą (Magda moja kochana ^.^) bloga o One Direction. - http://and-live-while-were-youngg.blogspot.com/ 
Tak, wiem, kolejny blog i może się nie wyrobię, bo teraz rok szkolny i gimnazjum, które mnie z dnia na dzień coraz bardziej przeraża... Ale postaram się na każdy blog dodawać coś systematycznie :)
Okey... Do rzeczy, bo uciekłam od tematu. 
Fabuły jak na razie nie zdradzę, bo sama mam w głowie trochę pomieszane - pomysł na szybko. xD No ale mniej więcej wiem za co się zabrać. ;)

Więc tak :


- Nowy rozdział na Vilu, czyli tutaj - Powienien pojawić się jutro, jest już napisany, trochę krótki (3 strony - ważne, że jest, więc nie marudzić mi tutaj! :D Aż tak krótki nie jest), ponieważ pisany w 10 minutowym przypływie weny, którą mi potem zabrano .__. Nic nie mogłam z tym zrobić, bo nadal szukam tej wrednej, małej duszyczki, która mnie od pewnego czasu unika. Ale jak ją w końcu dorwę (czyli pewnie dzisiaj ^.^) to ją ogarnę i będzie tak jak było i tak jak ma być :D 


- Nowy rozdział na 1D One-day-one-way - Powinien pojawić się dziś/jutro. To już zależy od Herm, ma problemy z internetem, no ale pewnie jakoś dzisiaj będzie.


- Prolog i całkiem możliwe, że też pierwszy rozdział na nowym blogu o 1D - Dzisiaj. :D


Rozpisałam się... No ale nieważne.


Ehh... Szkoła... Nie wiem jak to będzie w tym tygodniu i przez cały wrzesień, czy tam połowę, postaram się coś regularnie dodawać, ale najpirw muszę się przyzwyczaić do gimnazjum i w ogóle. Zrozumcie to.


To na tyle. Papa :* Do zobaczenia w kolejnej notce/rozdziale i trzymajcie za mnie kciuki z tym gimnazjum :D 


sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XCI // 91 ~ "Ona kogoś ma" / Nieszczęśliwy wypadek.

Leon
- Słodziutka, prawda? - powiedziałem uśmiechając się do Lenki, a ona popatrzyła na mnie znudzonym wzrokiem.
- Prawda, a tak w ogóle León, kto to jest? - spytał.
- To moja córeczka - odpowiedziałem, a Violka chrząknęła.
- Nie tylko twoja, idioto!
- Przepraszam Cię za nią Diego, ale hormony jej szaleją, bo jest w ciąży.
- Rozumiem - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Dobra León, ja się idę położyć na górę, a ty pilnuj Lenki. Mała będzie pewnie chciała iść spać.
- Violu, wiem co mam robić, nie mam przecież pięciu lat - zaśmiałem się.
- Nie wierzę Ci. - Poszła na górę. 
Usiadłem z Diego na kanapie w salonie, a Lenkę usadowiłem na swoich kolanach.
- Jak ma na imię i ile ma miesięcy? - dopytywał się. Wygląda na to, że zauroczył się moją małą kruszynką. Jej się nie można oprzeć.
- Ma na imię Leonetta, ale mówimy na nią Lenka i ma siedemnaście miesięcy - odpowiedziałem.
Diego wziął małą sobie na kolana i zaczął się z nią bawić w "A kuku". Śmiesznie to wyglądało. Ja w ten czas, gdy mój przyjaciel bawił się z Leonettą, poszedłem kuchni zaparzyć kawę dla nas i zagrzać mleko dla Leny.

Francesca

Właśnie wychodziłam od Naty i Andresa. Dałam im zaproszenia na ślub. Jeszcze tylko wpadnę do Leonetty, Camili i Maxiego, Lary, Federico, Mileny nie zaproszę, bo jej nie lubię, no i do Tomasa niestety. Zaprosić go muszę. Ludmiła i Braco dostali zaproszenia dwa dni temu, przed wyjazdem.
Weszłam do domu Leona i Vilu. W salonie siedział... Diego?
- Diego? - spytałam uśmiechnięta. Chłopak odwrócił się w stronę drzwi, a ja natychmiast do niego podbiegłam i go przytuliłam. - Jak ja cię dawno nie widziałam... Tęskniłam - uśmiechnęłam się znowu.
- Ja też Fran. Co u ciebie słychać? - spytał z zaciekawieniem w oczach.
- A nic takiego... 
- Nic takiego? Francesca, z dziesięć lat cię nie widziałem! Opowiadaj - uśmiechnął się.
- No okey, obiecuję, że spotkamy się... jutro? Bo teraz nie mam za bardzo czasu. Opowiem ci wszystko co chcesz, okey?
- No dobrze. A co tam masz? - Wskazał ręką na koperty, które trzymałam w dłoni. 
- Zaproszenia na ślub mój i Marco - uśmiechnęłam się promiennie. - Jedno dla ciebie i Violi. - Podałam kopertę Leonowi. - No i jedno dla ciebie. - Wręczyłam Diego kopertę, a on jakoś posmutniał.
- Ja już pójdę, bo muszę coś jeszcze załatwić - powiedział szybko Diego i wyszedł.
- A jemu co? - zdziwiłam się. - No nieważne, idę. Cześć. - Wyszłam z domu Leona i poszłam w stronę domu Camili.

Camila

Właśnie bawiłam się z Caxi. Ja i Maxi specjalnie kupiliśmy jej chodzik. Słodko w nim wyglądała! Siedzieliśmy z Maxim na kanapie. Wzięłam kamerę i zaczęłam filmować naszą córeczkę. Caxi właśnie w swoim chodziku kierowała się ku łazience. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Maxi siedział bezczynnie odwrócony w stronę naszego małego szkraba, udając, że nie słyszy dzwonka. Przewróciłam oczami i wstałam otworzyć drzwi. Za nimi stała Francesca z białą kopertą w kolorowe groszki w ręce.
- O, siema, Fran - uśmiechnęłam się.
- Hej Cami - powiedziała Francesca, z uśmiechem wręczajac mi wspomnianą wcześniej kopertę.
- A co to? - spytałam badając kopertę.
- A nic, tylko takie tam zaproszenie na mój ślub z Marco - uśmiechnęła się Fran.
- O ty małpo, nic mi nie mówiłaś! Gratuluję! - krzyknęłam przytulając się z włoszką. Zaczęłyśmy rozmawiać o dekoracjach odpowiednich na wesele. Nagle usłyszałam krzyk Maxi’ego.
- Co do cholery?! - spytałam.
- Camila! Caxi otworzyła pralkę i cała wodę wraz z zawartością wylała się na podłogę... - powiedział Maxi.
- Żeby to szlag. Wybacz mi Fran, ale muszę ogarnąć tę sytuację, inaczej zaleje nam całą łazienkę! - powiedziałam wbiegając do środka. Odwróciłam się. Za oszklonymi drzwiami mogłam zobaczyć zdziwioną Francescę. Stała jak wryta. Z ręki wypadło jej kilka innych zaproszeń, jakie trzymała w ręce. Śmiesznie wyglądała. Zatrzymałam się żeby się jej dokładnie przyjrzeć, ale usłyszałam wrzask Maxi’ego... znowu. Wbiegłam do łazienki. Caxi majstrowała przy pralce, a Maxi leżał na podłodze nieruchomo.
- Maxi, nie wygłupiaj się, idioto, wstań, musimy ogarnąć tą łazienkę! - powiedziałam. Maxi nie odpowiadał. Przycupnęłam przy nim.
- Maxi... - lekko go szturchnęłam. Maxi podniósł się.
- Ała, moja głowa... w głowie mi się kręci... - powiedział Maxi.
- Maxi, co się stało? - spytałam troskliwie.
- Poślizgnąłem się i uderzyłem głową o wannę a następnie o podłogę... Camila, idę się położyć - powiedział Maxi.
- Nie! Dzwonię po karetkę, co jeśli dostałeś wstrząśnienia mózgu - powiedziałam wybierając numer na pogotowie.

W tym samym czasie...

Diego

Szedłem sobie chodnikiem i rozmyślałem. Francesca ma chłopaka? Emm... Narzeczonego... Beznadziejnie... Może to śmiesznie zabrzmi, ale w podstawówce zawsze mi się podobała. A teraz? Ona ma jakiegoś... i co ja teraz mam robić? Pogrążony w tych przemyśleniach wpadłem na pewną dziewczynę...
- Przepraszam, nie zauważyłem cię - powiedziałem do nieznajomej.
- Nie ma sprawy - powiedziała dziewczyna odgarniając włosy. Była śliczną, opaloną, niewysoką brunetką o fajnych kręconych włosach. Nastało niezręczne milczenie. Jak ja nie lubię takiego beznadziejnego milczenia.
- Jestem Diego - podałem jej rękę z uśmiechem.
- A ja Natalia - powiedziała dziewczyna.










Przepraszam was bardzo, że nie było przez tydzień rozdziału, ale mam kompletny brak weny, ostatnio coraz więcej problemów i na nic nie mam czasu. No ale za niedługo wszystko powinno wrócić do normy. No przynajmniej większość... ;c
Dziękuję za pomoc Bell$ i Ciasteczko ;pp - Gdyby nie one, rozdziału by nie było, bo ja tak naprawdę napisałam tylko część Francesci i nic więcej... Nie byłam w stanie nic napisać. Dziękuję bardzo :)
I dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem ;) Chciałabym już takie zawsze. Rozwinięte, motywujące i żeby każdy z was kto przeczytał - skomentował. :D

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Są tu jakieś Directioners? ;3

No tak jak widzicie w tytule. Jeśli ktoś tutaj lubi, kocha, wielbi i ta reszta nasze kochane One Direction, to lajkować! ;3 - https://www.facebook.com/pages/Jaram-si%C4%99-1D-jak-Louis-marchewkami-3/165747026943497?fref=ts

No i wpadajcie na bloga o 1D - https://one-day-one-way.blogspot.com/

Stronka i blog mój i kumpeli. Dopiero zaczynamy, ale jak się rozkręcimy, to mam nadzieję, że zostaniecie i się wam spodoba. :D


Z góry dziękuję za lajki, bo to dla was tylko minuta, a dla mnie wielka przyjemność ;3


P.S.: Rozdziału dzisiaj prawdopodobnie nie będzie, bo za chwilę idę na zakupy, pewnie wrócę koło 14, potem zjem obiad i muszę posprzątać (ehh...) no i wezmę się za robotę. Jak będzie wena to dodam wieczorkiem ;3 Do kolejnego :D

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział XC // 90 ~ Wszędzie dobrze, ale w Buenos Aires najlepiej.

Leon
Nie... To przecież nie możliwe... Co by tu robiła Violetta?...
Podszedłem szybkim krokiem do Violi.
- Co ty tu robisz? - spytałem.
- Zapomniałeś pieniędzy idioto! - odpowiedziała mi moja przecudowna żona...
- Oj tam... To jak już tu jesteś to chodź ze mną. - Pociągnąłem ją za rękę w stronę sklepu.
- Ale...
- Cii... Kupię ci jakieś buty czy coś... Chyba... - Ostatnie słowo powiedziałem bardzo cicho.- Serio? - Zabłysnęły jej oczy. Co ona ma z tymi butami? Ehh... - No chodź szybciej, co się ociągasz!
15 minut później
Wyszedłem ze sklepu z wściekłą Violą. Nie wiedziałem czy się z niej śmiać, czy może płakać, bo znając ją to mnie w domu zabije.
- Okłamałeś mnie! - krzyknęła. - Miałeś mi kupić te buty! One takie śliczne były...
- Bywa...
- Bywa?! Jak...
- No już się tak nie denerwuj bo zmarszczek dostaniesz - zaśmiałem się.
- Dostaniesz za to, jak wrócimy do domu... Ja nie żartuje... - powiedziała bardzo poważnie. Zaczynam się bać.
- Już nie marudź tylko chodź.

Następnego dnia - godzina 14.30

Diego

Po tylu latach w końcu wróciłem do Buenos Aires. W Hiszpanii u dziadka też było dobrze, ale nie tak dobrze jak tu.
Właśnie wracałem z lotniska do nowego domu. Mijałem ulicę przy której kiedyś była moja podstawówka. Chodziłem tam z Leonem i Francescą. Byliśmy prawie razem, kiedy nagle musiałem wyjechać do dziadka... Ciekawe czy ciągle tu mieszka i może ma kogoś... Nie wiem, ale się dowiem.
Teraz na miejscu podstawówki było Studio 21. Słyszałem coś o nim. Najlepsza szkoła artystyczna w kraju. 
Gdy byłem już blisko domu zobaczyłem kogoś podobnego do Leona. Ta sama twarz, te same koszule w kratę, te same "niepowtarzalne" oczy... Cóż, nie zaszkodzi zapytać. Podszedłem bliżej niego.
- Leon? - spytałem.

Leon

Właśnie szedłem na tor, gdy nagle zaczepił mnie jakiś chłopak podobny do... Diego? Co on by tu robił, przecież mieszka w Madrycie...
- Diego?
- Leon, stary. Jak ja cię dawno nie widziałem - uśmiechnął się.
- Ale co ty tu robisz? Nie mieszkasz w Hiszpanii?
- Mieszkałem, ale przeprowadziłem się tu. Chyba na stałe.
- To super. Będziesz czymś teraz zajęty? - spytałem.
- Nie, raczej nie. A co? 
- To może pójdziesz ze mną? Bo ja teraz idę na chwilę na tor, więc poznałbyś Larę i pewnie Federico też, no i przy okazji zobaczyłbyś jak jeżdżę.
- Okey. - Poszliśmy w stronę toru. - Od kiedy jeździsz? I ja o tym nic nie wiem? - zaśmiał się.
- Od jakiś dwóch lat, z małą przerwą. Mówiąc mała, mam na myśli calutki rok. Violetta mi nie pozwoliła, a ja bez jej wiedzy znowu zacząłem, za co miała ochotę mnie zabić, ale i tak już wie, że mnie od tego nie odciągnie, więc tylko muszę na siebie uważać...
- Aha. Często chcą cię zabić - znowu się zaśmiał. - A kto to Violetta?
- Moja żona... Nie zabijaj, że ci nie powiedziałem, hah. Jakoś nie było okazji.
- Nie było okazji, mówisz? Ciekawe... Hahah. No to dużo mi teraz będziesz musiał opowiedzieć, bo w sumie u mnie dużo się nie zmieniło. A raczej nic... Serio. Znasz może jakąś fajną, ładną, miłą, towarzyską dziewczynę? No i wolną? Taką... W moim stylu? - spytał.
- Wiesz... - zacząłem z uśmiechem, a Diego miał oczy pełne nadziei. - Nie - klepnąłem go w ramię. - W sumie Lara niby nie ma chłopaka, ale Federico się obok niej kręci. A ona raczej go lubi... Tak bardziej...
- Czemu tylko do ciebie zawsze dziewczyny tak latały? A zwłaszcza na meczach koszykówki, hahah.
- A do ciebie Francesca. No ale teraz ma chło... Narzeczonego raczej...
- Dobijasz... - No i znów się zaśmiał. On coś brał?...

Lara

- Serio jestem twoim... idolem? - Federico się uśmiechnął. Ma taki śliczny uśmiech... Co?! Nie! Wcale nie!... Nieważne...
- No... tak... - znowu się zarumieniłam. - Zaśpiewaj coś jeszcze! - Niemal skakałam z radości, że on tu jest i, że się przyjaźnimy i w ogóle. Jak ja go kocham! Emm... To znaczy... No ten... Nie w tym sensie!... Ehh, nieważne...
- Lara... Nie będę ci tu cały dzień śpiewał, bo masz jeszcze masę roboty. Może lepiej ci pomogę? - spytał z troską. Jest taki słodki... Fuck! Znowu...
- Ale ja już skończyłam. Naprawdę. To wszystko naprawione jak trzeba - wskazałam ręką na kilka motorów stojących obok i uśmiechnęłam się. - To co? Zaśpiewasz? - spytałam z nadzieją. - Proszę!- No dobra... - Przekręcił oczami z małym uśmieszkiem i już miał zacząć śpiewać, ale nagle przyszedł Leon z jakimś kolesiem w skórzanej kurtce. Nie powiem, że nie był przystojny, ale Federico jest o niebo lepszy! No bosz... Czy ja się w nim zakochałam czy co?! Nie, na pewno nie...
- Naprawiłaś mój motor? - spytał Leon.
- Nie.
- Jak to nie? Lara... Miałaś naprawić... - Od razu z pretensjami do mnie. No jasne...
- Mówiłaś, że naprawiłaś wszystkie - wtrącił Federico.
- Bo tak zrobiłam. Jego motoru nie musiałam naprawiać, bo mi nie kazali, więc to jego problem - uśmiechnęłam się w stronę Leona. - Ja już idę, bo pracę skończyłam. Radź sobie sam. Lara odchodzi! - powiedziałam, pstryknęłam palcami i się odwróciłam. - Hahah. Ona tak to robiła? - spytałam.
- Czy ja o czymś nie wiem?... - powiedział Leon.
- Nie twoja sprawa! - pociągnęłam Federico za rękę i odeszłam jak najdalej od mojego kuzyna.
Federico

- Gdzie idziemy? - spytałem zaciekawiony. Po Larze można się spodziewać wszystkiego...
- Poczekaj, tylko się przebiorę - powiedziała i weszła do jakiegoś małego... "budynku"?... Nieważne. Czyli się nie dowiem, o co jej chodzi.
Usiadłem na ławce i czekałem aż wróci. Siedziałem i czekałem chyba całą wieczność, a dokładniej dwadzieścia minut, ale gdy wyszła, mało co nie spadłem z tej ławki.
- Wow... - Jedyne co udało mi się powiedzieć. 
- Co? - spytała zdziwiona.
- No... Wyglądasz tak inaczej... Bo ciągle cię widziałem w tym stroju mechaniczki, a teraz... Wow... Ślicznie wyglądasz - uśmiechnąłem się.
- Dziękuję - odwzajemniła uśmiech. - Chcesz iść na taki mały spacer do parku, czy coś?... - zaproponowała.
- Chętnie. - Pociągnęła mnie za rękę w stronę parku znajdującego się obok.

1,5 godziny później

Violetta

Lara przyszła do mnie "porozmawiać". Ciągle łazi po salonie w kółko i gada coś o Federico... Nie rozumiem jej.
- No i już wiesz o co mi chodzi, a teraz pomóż. Błagam... - Stanęła na chwilę i zrobiła maślane oczka. Jak kot ze Shrek'a, hahah.
- Lara... Usiądź i powiedz na spokojnie o co ci chodzi, bo nic nie zrozumiałam. - No chodzi mi o Federico. - Usiadła obok mnie na kanapie. - Bo... - Przerwał jej Leon wchodzący do domu z jakimś facetem... Nie znam... - No nie, znowu ty! Leon, po co przylazłeś?!- Eee... Mieszkam tu? - spytał ironicznie.- Bosz... To ja idę do domu, jak masz zamiar tu być. Cześć Vilu - pomachała mi i wyszła.- Życie by za ciebie oddała - zaśmiałam się.
- Ha ha... Violuś, to jest Diego, kumpel z podstawówki. Opowiadałem ci kiedyś o nim. - Diego się do mnie uśmiechnął i podał mi rękę. - Diego, to jest Viola, moja najpiękniejsza, najukochańsza i najcudowniejsza pod słońcem żona. - Leon się tak uśmiechał jakby widział tonę słodyczy.
- Co chcesz?... - spytałam.
- Od razu, że coś chce? No wiesz. A tak na serio to chciałem...
- Nie. - Przerwałam mu i poszłam na górę, a Leon oczywiście za mną. Diego został na dole. - Czego ty chcesz?! - krzyknęłam szeptem.
- Ty już dobrze wiesz co chcę - uśmiechnął się.
- Niee... Nie dzisiaj...
- No okey... - wywrócił oczami i poszedł do Lenki. Po chwili zszedł z nią na dół.










Rozdziału nie było, bo byłam chora i nie byłam w stanie napisać. A to co właśnie przeczytaliście pisałam w nocy. Tak, w nocy. Nie spałam, bo miałam wenę i chciałam to dla was zrobić - napisać w końcu ten rozdział.
Chciałam też po prosić, żebyście komentowali po przeczytaniu, bo wiem, że niektórzy czytają, a komentować im się nie chce. 
Lub komentarze typu "Super, kiedy next ???" naprawdę nie są motywujące do dalszego pisania tylko właśnie... dobijające. Odechciewa się wszystkiego. Ja naprawdę lubię dłuższe, rozwinięte komentarze i na temat rozdziału. 
Nie pytajcie mnie ciągle kiedy kolejny, bo nie wiem, kiedy.
I tak, wiem, że Diego już był, ale postanowiłam dodać go jeszcze raz - tym razem to ten normalny Diego. :)
No chyba tyle.

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział LXXXIX // 89 ~ Co zrobiłem? Ją zrobiłeś.

Leon

Siedziałem przed telewizorem z chusteczkami w które wpluwałem smarki. Kolejna świetna telenowela. Była taka... Booooska... Ach...
Była osiemnasta, kiedy nagle jedząc popcorn zadzwonił do mnie telefon. Mama...  
- Że co?! - krzyknąłem zdziwiony wypluwając popcorn z buzi. Wyłączyłem szybko telewizor. - Violu obudź się!
- Co chcesz debilu? - zapytała zdziwiona schodząc wolno po schodach. - Jest dopiero osiemnasta, a miałeś mnie obudzić o dwudziestej... Nie pamiętasz? Zapomniałeś...
- Nie oto chodzi Vilu... - powiedziałem. - Babcia przyjeżdża.
- Ooo... To super... No ale po co mnie budzisz?
- Chciałem ci teraz powiedzieć, bo pewnie bym zapomniał...
- Idiota...
- A tam nie przesadzaj, teraz zajmuj się tym, że babcia do nas przyjedzie... - powiedziałem lekko załamany. - Jeszcze w dodatku ma zamieszkać u nas!
- A kiedy ma przyjechać? - zapytała. - I na ile?
- Za cztery dni... Na cały tydzień... - odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
- No, ale teraz, skoro już i tak mnie obudziłeś to co... - powiedziała i pocałowała mnie namiętnie.
- Wybacz, nie moge... - odpowiedziałem. Pierwszy raz jej odmówiłem. - Bo babcia jest chora... Zrozum mnie proszę...
- Dobrze... Wybaczam Ci, ale pamiętaj, że na razie koniec...
- Co?! - krzyknąłem niezadowolony. Spuściłem głowę i spojrzałem na prześcieradło. - Aaa!
- Czemu się tak wydzierasz? - zapytała zdziwiona Violetta patrząc się na mnie.
- Jakiś wąż jest koło kołdry - powiedziałem trzymając się kurczowo nogi Violi.
- Skąd niby wąż tutaj?... Zaraz, zaraz... Przecież to jest gumowy... - powiedziała Violetta trzymając w ręku zabawkę córki, którą ją właśnie kupiłem, aby Viola mogła się przestraszyć.
- Aaah... to pewnie musiał Lence wypaść, kiedy się bawiliśmy... - powiedziałem drapiąc się z tyłu głowy.
- Idioto! To ja chcę się uspokoić, a ty mi tu ryczysz... - krzyczała wściekła.
- Dobra, dobra... - powiedziałem wymachując wymownie ręką.

Federico

Spojrzałem na Larę i uśmiechnąłem się. Poszedłem za nią śmiejąc się. Jej pierwszy szantaż. Spojrzałem na jej motor.
- Wow...
- No co? - zapytała zdziwiona patrząc się na mnie.
- Skąd ty masz to cacko? - zapytałem zdziwiony.
- Nie chcesz wiedzieć - wtrącił się Facundo - kolega Lary i mechanik.
- Chcę - powiedziałem stanowczo. 
Naprawdę byłem bardzo ciekawy skąd ma ten motor, a odpowiedzi nie mogłem znać. Może dostała od jakiś ważnych osób z kraju. Nigdy nic nie wiadomo, a ja naprawdę byłem bardzo ciekawy skąd ma ten bisty motor.
- Serio? - zapytała, aby się upewnić.
- Tak - odpowiedziałem już nieźle zły. 
Naprawdę już mnie denerwowała tymi ciągłymi pytaniami. A teraz właśnie w tej chwili miałem się dowiedzieć skąd ma to cudeńko. A właściwie chyba zacząłem lubić te całe motory... Ach... Ze mną jest coraz gorzej... Sam nie wiem czemu...
- Z garażu - odpowiedziała. 
Zacząłem się denerwować... Takiej odpowiedzi jeszcze nigdy nie dostałem... Chyba się wkurzę... Masakra jakaś. 
- On nie jest mój, więc mam go z garażu - zaśmiała się.

Następnego dnia

Violetta

Następnego dnia obudziło mnie dzwonienie budzika. Spojrzałam na niego 7.10, a dzisiaj jest przecież sobota - wolne. Z resztą tak jak Leon. 
On tak słodko wygląda jak śpi... Na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Poszłam do łazienki i nalałam do wiadra 3 litry wody, po czym weszłam do naszej sypialni. Spał. Nawet nie zauważył, że nie śpię. Raz się żyje. Wylałam na niego zawartość wiadra.
- Viola! - zaczął się drzeć na całe gardło.
- Co?! -krzyczałam jeszcze głośniej .
- A to! - skrzywiłam się, po czym wybiegłam z pokoju do łazienki i zamknęłam się w niej. Jednak po chwili je otworzyłam i weszłam do naszej sypialni. Len siedział na łóżku i bez powodu gapił się na ścianę.
- Leon, słyszysz? Lenka Cię woła - powiedziałam uśmiechnięta.
- Ale ja nic nie zrobiłem...
- Zrobiłeś mi ją... - powiedziałam i pocałowałam go w usta.
- Uuu,a mogę zrobić jeszcze trzecie dziecko... - powiedział i przejechał ręką po moim brzuchu.
- Dobra, dobra... - powiedziałam i wygoniłam go, kiedy tylko wyszedł z pokoju walnęłam się na łóżko. To była ta chwila... Ten spo...
- Violetta! - usłyszałam krzyk Leona.
- Nosz kurde... - powiedziałam i zeszłam na dół. - Co chcesz?
- Nic - odpowiedział i pocałował mnie w usta.
- Ty mój kochany idioto...
- Zapomniałaś o tym, że jestem przystojny, zabawny, cudowny, utalentowany i...
- Widzę, że skromny jesteś najbardziej na świecie. Nie chwal się tak - przerwałam mu trochę załamana.
-Czy ty sugerujesz, że ja nie myślę?! - mówiąc to, zrobił naburmuszoną minę. Poczochrałam go po włosach i przytaknęłam mu.
- Pierwsza zajmuję prysznic! - krzyknęłam nagle biegnąc po schodach do naszej łazienki.
- Ech?! Nie! Czekaj, ty byłaś wczoraj pierwsza! Violetta! - krzyknął Leon biegnąc za mną. - Violu, ale i tak za chwile idziesz na zakupy.
- Nie... - powiedziałam zdenerwowana. - Dzisiaj twoja kolej...
- No dobra... - powiedział - Przynajmniej nie będzie taka akcja jak z moją mamą...
- Jaka akcja? - zapytałam zdziwiona.
- Moja mama kupiła kiedyś paczkę prezerwatyw bo myślała że to rajstopy... - powiedział, a ja zaśmiałam się.

Leon

Wyszedłem z domu na te zakupy. Kiedy doszedłem do przejścia dla pieszych zatrzymałem się. Nadjeżdżający samochód też się zatrzymał, a ja zacząłem wchodzić na przejście i zauważyłem po drugiej stronie, że na pasy wchodzi gołąb i idzie po nich w moją stronę.
Dziwnie się na mnie patrzył, ale nieważne. Przecież to zwykły ptak.Kilkadziesiąt metrów przede mną był sklep, do którego właśnie miałem iść. A obok... Violetta? Nie, to przecież niemożliwe...










Dam dam dam... Takie tam dramatyczne zakończenie xD Tak wiem... Jestem zua... :D + Taki tam dziwny tytuł do rozdziału, ale pasuje. Dziękuję za niego Magdzie, bo ja bym na żaden nie wpadła xD Napisałabym "Rozdział LXXXIX // 89 ~ Bez_tytulu1" xD Hahahah.Większość rozdziału napisała Sama Verdas (Sama Fikcyjna), a ja tylko trochę pozmieniałam. Dzisiaj bez zdjęć, bo jest tak chłodno, fajnie, że nie chce mi się nic tylko spać ;) Nawet nie wiem czy znalazłabym jakieś pasujące do tych sytuacji.Chciałabym jeszcze raz zapytać czy na pewno Vilu i Leon mają się pogodzić z Tomasem? No bo według mnie to wszystko co zrobił jest niewybaczalne. Za chwilę zrobię tą samą ankietę i zagłosujecie. Jak uważacie. 

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział LXXXVIII // 88 ~ "Chcę chodzić do Studio!" / "Też cię lubię..."

Violetta
- Leon... Idź z Lenką do pokoju... - powiedziałam.- Ale...
- Idź z Lenką do pokoju... - powiedziałam stanowczo, a Tomas zrobił dziwną minę. Gdy Leon wszedł z Leną na górę i zamknął drzwi, obróciłam się w stronę Tomasa. - Masz czelność jeszcze tutaj przychodzić?! - Zaczęłam krzyczeć. - Po tym co mi zrobiłeś, co nam zrobiłeś?- Ale...- Żadne ale, zastanów się co zrobiłeś i nigdy nie pokazuj się mi na oczy!... - Pocze...- Nie zbliżaj się do mnie i do mojej rodziny. Żegnaj. - Zamknęłam mu drzwi przed nosem, zanim zdążyłby coś powiedzieć. Jeszcze trochę brakowało abym go pobiła.
- Cześć... Wiem, że może niezbyt mnie lubisz i ci teraz przeszkadzam, ale chyba nie warto ciągnąć tą wojnę. Nic takiego sobie nie zrobiliśmy, że musimy być dla siebie jak wrogowie. Może zaczniemy jeszcze raz jako przyjaciele?...

Federico
Ona tylko spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem i odłożyła na bok wszystkie narzędzia. Mam się bać?... 
- No może i masz rację... W sumie... to ja nie chciałam być taka wstrętna i żeby tak się nasza znajomość zaczęła, ale już taka z natury jestem. Nic z tym nie zrobię. - Zaśmiała się.
- Federico, ale możesz mówić na mnie Fede - powiedziałem z uśmiechem, wyciągając rękę w jej stronę.
- Clara, ale ty MUSISZ mówić na mnie Lara - znowu się zaśmiała.
- Znamy się kilka sekund a ty już stawiasz warunki? Oj, nie ładnie... Ale lubię, gdy dziewczyny są twarde i nie dają sobą pomiatać.
- Też cię lubię... - powiedziała cicho, ale słyszałem. Lekko się uśmiechnęła i zarumieniła. Słodko się rumieni. Nie! Ja wcale tego nie powiedziałem! To tylko koleżanka, nic więcej...
- Widzę, że masz dużo roboty. - Zmieniłem temat. - To może nie będę przeszkadzał?...
- Wcale nie przeszkadzasz. Nawet nie wiesz jak się tu nudzę. Nawet pojeździć nie mogę...
- Jeździsz? - spytałem.
- Od czasu do czasu... No dobra, jeżdżę i mogę nawet powiedzieć, że lepiej niż Leon, ale ta ciota nie chce się przyznać, że jeździ gorzej od dziewczyny. Dziwne, ale prawdziwe - odpowiedziała, a mnie zatkało...
- Wow...
- Co? Aż tak dziwne? W sumie to Leon tu najlepiej jeździ i uważają go za jakiegoś króla, co mu weszło w nawyk i zrobił się bardziej "skromny" niż zawsze. No ale jeszcze mnie nie widzieli. Tsa... Pewnie teraz uważasz, że jestem jakaś pusta i się przechwalam...
- Nie uważam tak. Mógłbym się zacząć przechwalać na mój temat, no ale nie po to tu przyszedłem.
- Mów. Chętnie posłucham - powiedziała z entuzjastycznym uśmiechem. Ślicznie tak wygląda... Znowu! Bosz...
- No jak wolisz. Ale jak będziesz miała mnie dość, to już nie moja wina. Co by tu powiedzieć... Słyszałaś kiedyś o czymś takim jak You-Mix?
- No tak. To reality ze Studio. Leon tam był.
- No właśnie... Kojarzysz tego Federico? - spytałem.
- To ten co wygrał? Świetny był i... Chwila... O mój bosz... To ty?!... Ja nie mogę... - Lara stała jak wryta i patrzyła się na mnie. - Ty... I tu... I teraz... I jak... O boże... Byłam kiedyś na twoim koncercie w Meksyku. Może pamiętasz... To ta co się wdarła za kulisy żeby cię zobaczyć... - Znowu się słodko zarumieniła. - Dlaczego się wcześniej nie chwaliłeś? Swojego idola traktowałam jak jakiegoś śmiecia... A teraz mi głupio...
- No nie przesadzaj...
- Ja nie przesadzam! Świetnie śpiewasz i grasz na gitarze też cudownie.
- Może mi coś zaśpiewasz?
- Jeżeli tak bardzo chcesz. - Nie chciałem się ośmieszyć przed nią, no ale jeśli chce. Zacząłem śpiewać, a po chwili ona do mnie dołączyła. Nie wiedziałem, że śpiewa. I to tak ślicznie.


Leon

Gdy odłożyłem już Lenkę do jej łóżeczka, zszedłem na dół.
- I jak? Co mu powiedziałaś? - Miałem nadzieje, że mu nie wybaczyła po tym co zrobił. Co on sobie wyobrażał? Że Viola po prostu mu wybaczy... i ja?
- Powiedziałam mu żeby się nie zbliżał do mnie i do mojej rodziny - powiedziała swoim cudnym głosem.
- Z każdym z dniem mnie zaskakujesz tym swoim charakterkiem - powiedziałem z uśmiechem na twarzy - Oczywiście cudnym charakterem, który kocham nad życie.
I dałem jej buziaka.


Violetta

- O jakie to słodkie. - Przytuliłam się do niego
- Wiesz Violuś jesteś najpiękniejszą żoną na świecie?
- Co chcesz? - Uśmiechnęłam się. 
- Czy ja muszę coś chcieć? - Popatrzyłam na niego przeszywającym wzrokiem. - Wiesz jak ładnie było Ci w tej bieliźnie?- Oj Leosiu, nie w tej chwili - szepnęłam mu do ucha- A może jednak? - W jego oczach pojawiła się nutka nadziei.
Leon

Po dłuższym oczekiwaniu powiedziała:
- Może... - Już miałem krzyknąć "Tak!", gdy odpowiedziała: - Żartowałam
- No Violuś, a pamiętasz jak mnie przepraszałaś, że mi odmawiałaś?
- Tak pamiętam, ale to było dlatego bo ja też chciałam. - Pocałowała mnie delikatnie
- A teraz nie chcesz? - Odwzajemniłem jej pocałunek.
- Wiesz jestem zmęczona - powiedziała ze satysfakcją w głosie.
- Jest 3 (15), to Ty się prześpisz, a ja Cię potem około 20 obudzę. Co Ty na to? - Z nadzieją w głosie zacząłem ją całować po szyi.

Violetta

- Mogę iść na taki układ, ale masz się zająć Lenką, a jak się obudzę wcześniej to z Twojego planu nici - szepnęłam mu do ucha i pocałowałam w policzek.
- No to dobranoc królewno - powiedział triumfalnie.
- Lenkę potem zawieziesz do mamy? - Uśmiechnęłam się, a on się na mnie popatrzył. - No co, jeżeli już się zgodziłam to pójdę na całość... Problem?
- No oczywiście, że nie. - Uśmiechnął się.

Leon

Cały czas mnie zaskakuje. Na początku nie chcę, a potem chcę iść na całość?
- Oj Violuś, a jednak chcesz - pocałowałem ją namiętnie.
- Leon, ja idę spać... - powiedziała kiedy skończyłem ten długi pocałunek. - Wiesz może chcę... a może nie...
Milena

Jak on nie może mi pozwolić chodzić do Studio? Sam tam chodził, a jeszcze teraz tam pracuje. Marco będzie ze mną i Fran nic z tym nie może zrobić... 
Pomyślałam, że wydzieranie na brata mi nie pomoże.
- Hej mój kochany braciszku, chciałbyś może kanapeczkę? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, a Ty jesteś chora? - Wziął telefon i zaczął wykręcać numer.
- Do kogo dzwonisz? - spytałam lekko zdziwiona. 
- Na pogotowie, albo lepiej na policje? Jak myślisz? Jesteś chora, a może to nie Ty?
- Najlepszy bracie o co Ci chodzi? - zaczął się śmiać.
- Milena, co Ty chcesz? - zapytał i dodał swym głupim głosem. - Nie, nie możesz chodzić do Studio. Ty nawet nie potrafisz śpiewać...










Nie ma to jak pisanie w nocy xD Widzicie co dla was robię? ;) ciasteczkowy potwór i Nika - Dziękuję za pomoc ;*

Piszcie swoje pomysły w komentarzach, na maila, na gg, na asku. Obojętnie, bo ja czuję, że jak na razie mało ich mam. Coraz bliżej do 100 rozdziału, a ja mam naprawdę mało pomysłów. A zwłaszcza na te One - Shoty. Mam już zaczęty jeden o Leonetcie, ale chciałabym napisać jeszcze jeden o kimś innym. Lub nawet dwa jak się wyrobię. Piszcie pomysły. ;)

Na dzisiaj to tyle. Do kolejnego rozdziału.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział LXXXVII // 87 ~ "Gdzie ten pierścionek?!" / Luigi wraca...

Restauracja - 14.46
Francesca
Marco zabrał mnie na obiad do restauracji. W sumie to nie taki zwykły obiad, bo bardziej jak romantyczna kolacja, ale o porze obiadowej.
Są świece, spaghetti (jedno - tak romantyczniej), wolna, cicha muzyka. Idealnie jak na pierwszą randkę lub zaręczyny. Chwilunia... zaręczyny?! To by pasowało... Marco mi kiedyś opowiadał o tym jak zamierza mi się oświadczyć... Wszystko jest tak samo.
Planowaliśmy ślub dopiero za jakiś rok, ale jestem w ciąży, a według moich rodziców - nieślubne dziecko nie zalicza się do rodziny. Oni są na prawdę dziwni, no ale nic z tym nie zrobię... Może właśnie Marco zamierza mi się teraz oświadczyć? Wszystko do tego zmierza...
Spojrzałam w jego oczy. Był wyraźnie czymś zamyślony, unikał mojego wzroku. Po kilku sekundach otrząsnął się, spojrzał na mnie z uśmiechem. Wstał ze swojego miejsca, klęknął obok mnie i wyciągnął czerwone pudełeczko, w kształcie serca. 
- Francesco Resto... wyjdziesz za mnie? - spytał z uśmieszkiem.
- Wiedziałam! Ha! - powiedziałam głośniejszym tonem. - Emm... To znaczy... Oczywiście, że tak! - Mocno go przytuliłam.
Kiedy otworzył pudełko, zdziwił się i zaczął rozglądać po sali restauracji.
- Gdzie ten pierścionek?! Nie no, cholera... Gdzie on jest?... - Szukał go po całym stoliku, po kieszeniach, nawet pod stołem i pod krzesłami, ale na marne. - Już wiem! W domu, w mojej szufladzie. Wziąłem nie to pudełeczko. - Nieśmiało uśmiechnął się do mnie, gdy wychodził z pod stołu.
- Moja niezdaro kochana. Wiesz, że dla mnie pierścionek nie jest najważniejszy, tylko ty. Pierścionek to tylko symbol i niby tradycja.
- Tradycja, tradycją. Musi być, koniec kropka. - Marco jak zwykle uparty.
- No okey. Wiesz, że cię kocham, nawet jak jesteś niezdarny i gubisz rzeczy? - spytałam, przytulając się do niego.
- Wiem - odpowiedział triumfalnym tonem.

Następnego dnia - 10.30 - Studio 21

Violetta

Właśnie wyszłam z sali śpiewu. Jeszcze dwie lekcje i wolne do końca dnia. Nogi mnie strasznie bolą, czuję się jakbym przeszła sto kilometrów.
Szłam do pokoju nauczycielskiego, napić się kawy, gdy nagle zauważyłam kogoś znajomego wchodzącego do Studia.
- Luigi?! - spytałam. - Co ty tu robisz?
- Przyjechałem... Dla ciebie... - odpowiedział. 
- Zwariowałeś?! Po co? Swojego życia nie masz?! - zaczęłam na niego krzyczeć szeptem. Standard kiedy Lenka śpi, a ja kłócę się z Leonem, z jakiegoś bezsensownego powodu. Kłócimy się codziennie, tak naprawdę o nic. Nie wiem czy to źle czy dobrze, tak jak Fran uważa - Związek bez kłótni, to nie związek. No ale wróćmy do tematu tego pajaca - Luigiego.

Camila

Viola opowiadała mi o tym chłopaku z Francji, więc postanowiłam podsłuchać... Nie powinnam, ale Viola mi nie powie, a tak to może się czegoś dowiem.
- Posłuchaj... Przyjechałem tu, bo wiem jedno - kocham cię, a ty kochasz mnie. Nawet jeśli nie, to na pewno nie kochasz tego idioty Leona, czy jak mu tam - powiedział Luigi.
- Ten "idiota" stoi za tobą i wszystko słyszy. - Odezwał się Leon, który przyszedł chwilę temu.
- O, proszę... W końcu mam okazję cię poznać. Viola o tobie dużo opowiadała. Miło mi, Luigi. - wyciągnął rękę w stronę Leona i udawał, że nic nie wie.

Violetta

- Tak, ciekawe. Violu, skarbie, przyszedłem ci powiedzieć, że idę na tor.
- Leon, ale...
- Nie martw się, kochanie. Nic mi się nie stanie, wrócę za 2 godziny. Aha... Lenka jest u moich rodziców. - Leon zbliżył się do mnie i pocałował mnie. Nerwowo spojrzał na Luigiego.
- Nie denerwuj się. Poradzę sobie z nim - uspokoiłam Leona. Ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem tak, aby tylko on usłyszał. Podeszłam do niego i pocałowałam go policzek.
- No to ja już pójdę. Pa, Violuś, kocham cię - uśmiechnął się. 
- Ja ciebie też. Uważaj na siebie! - Leon pomachał mi na pożegnanie.
- Dobra... Ja też już idę... Cześć! - powiedział Luigi i szybko wyszedł ze Studio.
Weszłam do pokoju nauczycielskiego po tą kawę i od razu poszłam do sali na lekcję.

Camila

Z tego co zauważyłam, wszystko jest okey, więc idę do domu. Szłam dość wolno, taki jakby spacer. Po kilkunastu minutach doszłam do domu. Zauważyłam, że Maxi bawi się w ogrodzie z Caxi, więc postanowiłam do nich dołączyć.
- Hej, dzieciaki! - zawołałam entuzjastycznie. Trzeba przyznać, że mam w domu dwoje dzieci.
- Hej, kochanie. Bardzo śmieszne - odpowiedział mi Maxi, wstał i pocałował mnie w policzek.
- Co robicie? - zapytałam. Potrzebowałam chwili odpoczynku.
- Postanowiłem wyjść z Caxi na podwórko, póki jest jeszcze w miarę ładna pogoda, świetnie się bawimy, prawda skarbie? - Maxi skierował to pytanie do naszej córeczki, a ona uśmiechnęła się rozpromieniona. Była tak do niego podobna.
- A mogę do was dołączyć? 
- Co myślisz, maluchu? Mamusia może się z nami pobawić? - wybuchliśmy śmiechem. Caxi zamrugała. 
- To chyba znaczy tak - powiedziałam wesoło.
- A może pokażemy mamie nową sztuczkę?
- Jaką nową sztuczkę? - zapytałam. Znając Maxiego, miałam czym się martwić.
- Wiesz, mieliśmy trochę czasu, więc postanowiliśmy się pouczyć, trudnej sztuki chodzenia. - Zachichotałam. - To co, córciu? Pokazujemy mamie, co już umiesz? - Caxi w odpowiedzi kiwnęła głową i złapała Maxiego za rękę i zaczęli powoli iść. Mała trzymała się kurczowo taty, ale powoli posuwała się do przodu. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam.
- Brawo, skarbeńku. - Nie pozwoliłam na dalszą prezentację talentu, bo podbiegłam do Caxi, podniosłam ją i zaczęłam lekko podrzucać. - Chodzisz jak mała gwiazdeczka - uśmiechnęłam się szeroko. Byłam z niej bardzo dumna.

Ludmiła

Kilka dni temu postanowiliśmy z Braco pojechać na jakieś tygodniowe "wakacje" razem z Juanem. Dokładniej chodzi mi o nasze prywatne jeziorko z domkiem letniskowym, niedaleko Buenos Aires. Jak na razie pakujemy się i wyjeżdżamy za pół godziny.
- Spakowałeś się już? - spytałam.
- Tak, a ty?
- Ja tak jakby. Nie mogę znaleźć aparatu... - Zaczęłam przeszukiwać cały pokój.
- Ja mam. Już spakowałem. To wszystko?
- Tak, raczej tak - odpowiedziałam i zapięłam torbę.
- No to możemy jechać. - Braco się uśmiechnął. 
- Chwila, czy na pewno wzięłam kocyk Juana? Bez niego nie zaśnie... - Nie mogłam się uspokoić. Ciągle miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam.
- Nie denerwuj się tak. Kilka razy sprawdzałem, czy mamy wszystkie rzeczy małego.
- Na pewno?
- Tak, na pewno. To będzie wspaniały wyjazd wakacyjny. Zwłaszcza że będę tam z tobą i Juanem. - Braco lekko musnął moje usta.
- No okey. Możemy jechać - uśmiechnęłam się.

Leon

Próbowałem naprawić motor, ale byłem za bardzo zdenerwowany, żeby cokolwiek zrobić. Ten cały Luigi jest taki wkurzający... Co on sobie myśli? Takiego idioty jeszcze nigdy nie spotkałem! Ahh! Chyba go zatłukę!
- Leon! Leon! Debilu jeden! - krzyknęła mi do ucha Lara. Ze strachu przewróciłem się na tyłek, a mój tyłek na kamień czego efektem był straszny ból tyłka. - No co? - zapytałem masując się po obolałym miejscu. - Krzyczę Ci do tego twojego pustego łba, że masz zostawić mój motor i naprawić swój! - krzyknęła wściekła. Obróciłem w stronę motoru głowę. Miała rację... Naprawiałem jej motor, ale jak? No tak ten Luigi... Zatłukę idiotę.
Lara

Co za idiota... Wymienił mi wszystkie części na zepsute, a teraz jeszcze o mały włos ten jego "piękny" łebek nie rozwalił mi mojego cudeńka.
- Pooh nic Ci nie jest? - zapytałam się swojego motoru i przytuliłam go do siebie.
- Nazwałaś swój motor puchatek? - powiedział Leon zdziwiony i parsknął śmiechem.
- Tak i masz z tym problem? - powiedziałam wściekła. - A jak można nazwać ulubiony karton Hanka Mostowiak?
- Emm.. Em... - Leon zaczął się drapać po głowie i zaśmiał się. - T-To nie prawda... 
- Jasne, jasne, a my swoje wiemy - powiedziałam spokojnie.
Leon

Lara mnie już wkurza, ale co ja mogę niby zrobić? Nic... Uuu, a może dzisiaj będzie wyjątkowa noc z moją Violusią... Będzie bardzo ciekawie... Ale muszę jechać po Viole...
- Dobra Clara, ja jadę po Violę... - powiedziałem i szybko uciekłem.  
- Ejj! - krzyknęła. - A mój motor to sam się ma naprawić?!
- Tak! Znaczy Nie! Poproś o to... Poproś Świętego Alojzego - zaśmiałem się.
- Już lecę - parsknęła sarkastycznie.
Wsiadłem do auta i po dziesięciu minutach byłem już przy Studio. Czekałem chyba pięć minut, kiedy nagle do samochodu wpakowała mi się jakaś starsza kobieta.
- Przepraszam... - powiedziałem,a ona mnie walnęła swoją torebką. - Ała!
- Jedź Jacubie do domu... - powiedziała do mnie. O kim ona mówi?...
- Przepraszam, ale... - powiedziałem, ale ona znów walnęła mnie swoją torebeczką. - Nigdzie nie jadę! - krzyknąłem i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Jedź! - krzyknęła wymachując tą swoją taśką.
- Dobra już jadę! - krzyknąłem załamany.
- Mamo! - krzyknęła nagle jakaś kobieta. - Przepraszam bardzo pana za kłopot, moja mama jest zapominalska, już idziemy...
Kiedy ta pani wyprowadzała tą przerażającą kobietę z mojego samochodu podeszła do mnie Viola i pocałowała mnie w policzek.
- A usta? - zapytałem załamany.
- Widzę, że mnie zdradzasz... - powiedziała, a ja siedziałem zdziwiony. Że ja ją... Z tą babcią...? WTF?! - Oj Leon no przecież żartowałam... Nie znasz się na żartach, kochanie?
- Znam, ale ty... - powiedziałem i pocałowałem ją namiętnie w usta. - Kocham Cię, kochanie moje, misiaczku ty mój, słodziaku ty mój...
- Dobra, mów co chcesz... - powiedziała Violetta. Zabłysnęły mi oczy. - O nie... Jestem zmęczona i tak dalej... I jeszcze Luigi... Nie, dzisiaj nie... 
- Ale... Ale... - powiedziałem i smutny ruszyłem. Po dziesięciu minutach byliśmy już w domu... Siedziała tam Naty z Lenką, więc szybko wziąłem swoje dziecko na ręce i zacząłem tańczyć z Lenką, kiedy nagle do domu weszła zdziwiona Viola.
- Leon co ty? - zapytała podejrzliwie.
- Ja...- powiedziałem zestresowany. - Ja tylko sprawdzam czy nie zrobiła kupki...
- Tak, a czy ja wyglądam jak jakaś idiotka? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się. Viola wzięła do ręki jakąś poduszkę i zaczęła mnie nią walić. - Violu! Uspokój się, jesteś w ciąży!
- Dziecko raczej to przeżyje, ale nie wiem czy ty tak! - krzyknęła wściekła.
- O dupa... - powiedziałem smutny i spojrzałem za okno.
- Co? - zapytała i odwróciła się w tamtym kierunku, ja natomiast odwróciłem się do niej plecami, bo chciałem uciec, lecz ona mnie prędzej chwyciła za koszulkę. Przyciągnęła mnie bliżej siebie i pocałowała mnie.
- Uuu... - powiedziałem zachwycony. - Malinka. 
- Nie, truskawki... - powiedziała, a ja zacząłem się pocić. - No przecież żartowałam... Wiem, że moje kochanie ma na nie uczulenie... Leon spokojnie...

Chwilę później

Położyłem Lenkę na dywanie i zacząłem uczyć ją chodzić, bo Viola musiała jeść sobie sałatkę i oglądać moją telenowelę... Ona mnie torturuje... Bum! Lenka upadła nagle, a ja poleciałem szybko po apteczkę, lecz za nim usiadłem na dywanie okazało się, że Lenki tam nie ma... Zacząłem coś krzyczeć sam nie wiem co... Szukałem Lenki pod kredensami, pod wanną, na lampie i suficie, ale nigdzie jej nie mogłem znaleźć...
- Violu... - powiedziałem i rozpłakałem się. - Zgubiłem Lenkę... Szukałem jej wszędzie w garażu... W aucie... W wózku.. W łóżeczku, lecz nigdzie jej nie było...
- Przecież widziałam Cię jak szukałeś jej pod kredensami i tak dalej... Mnie nie okłamiesz... A właściwie Lenka siedzi tutaj, obok mnie i wcina popcorn, bo ty nauczyłeś ją oglądać te swoje telenowele... - powiedziała, a ja zaśmiałem się.
- Ma to po mnie... - Chciałem zabrać małą na ręce, lecz ktoś nagle zapukał. Trochę zły ruszyłem z Lenką w stronę drzwi. Sam nie mogłem w to uwierzyć kto w nich stoi... Okazał się nim Tomas. Lenka prychnęła. Popatrzyłem na nią pytająco. Pokazała palcem na Tomasa. 
- Głupi - powiedziała. Uśmiechnąłem się w duchu. 
- Widzę, że uczycie ją mówić... - Był smutny, ale miałem to gdzieś.

Violetta

Byłam ciekawa kto przyszedł do nas, ale kiedy zauważyłam Tomasa przeraziłam się. Stanęłam za Leonem i czekałam aż coś powie.
- Czego tutaj szukasz? - zapytał, a ja chwyciłam go za rękę. - J -Ja chciałem was przeprosić za wszystko... - powiedział, a Leon się zaśmiał. Mówiąc szczerze mógł wybaczyć Tomasowi, ale po tym co zrobił Leon go nienawidzi.- My... - powiedziałam jednocześnie z Leonem.

Tymczasem
Milena
Szłam obok domu tej całej Francesci, jakie to brzydkie imię i obok tego przystojniaka. Marco, chyba się tak nazywał, on jest taki ładny i w ogóle. Muszę go tej dziewczynie odebrać i dzisiaj chyba będzie dobry czas. Usiadłam na leżaku w naszym ogrodzie i zaczęłam "czytać" książkę, a kiedy tylko zauważyłam tego przystojniaka zaczęłam śpiewać swoją ulubioną piosenkę "Tienes Todo". Podszedł do mnie i też zaczął śpiewać.










Rozdziału nie było prawie tydzień, bo nie było weny, czasu... Niczego nie było -.- A przez to swoje "groźby", że jeśli nie będzie rozdziału to przestajecie czytać, to nic nie zdziałacie. Wena mi od tego nie przyjdzie. -.-

Za pomoc dziękuję Magdzie (Fanka Violetty - LINK ) i Samanthcie Fikcyjnej (To ta co robiła dla mnie szablon, za co jej bardzo dziękuję. Śliczny jest ;* Tu macie jej blogi o Violetcie - LINK1 , LINK2 , LINK3 , LINK4 )

Za chwilę zrobię ankietę i dopóki nie będzie przynajmniej kilkanastu przeważających głosów, nie będzie rozdziału. 

Dawajcie swoje pomysły dotyczące 100 rozdziału. Tylko żeby nie było - MAJĄ ONE BYĆ O INNYCH BOHATERACH NIŻ LEONETTA. Możecie też podawać pomysły co do zabaw. Bo trochę ich mało jak na razie. Jeśli chcielibyście jakiegoś One-Shot'a (maksymalnie 2/3) piszcie o czym miały by być. Bohaterowie, pomysły na fabułę. 

P.S.: Zapraszam na mojego bloga o One Direction - LINK