W
szpitalu...
Camila
Strasznie
martwię się o Maxiego. Teraz robią mu jakieś badania kontrolne.
Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Fran, a jak coś się stało? Coś poważnego? - Mówiłam ze zdenerwowaniem do włoszki siedzącej obok mnie.
- Uspokój się Cami. Będzie dobrze. To na pewno nic poważnego.
- Która z pań to Camilla Torres? - zapytał lekarz, który szedł w naszym kierunku.
- Ja... - odpowiedziałam. - Panie doktorze, czy to coś poważnego? - bardzo się martwiłam.
- Proszę się nie denerwować. To lekki wstrząs mózgu. Problem w tym, że towarzyszą mu zaniki pamięci, a nawet chwilowa amnezja. Mąż potrzebuje teraz odpoczynku. Zostanie u nas jakiś tydzień. W tym czasie proszę często go odwiedzać i stopniowo przypominać mu różne sytuacje z życia, może pokazywać jakieś przedmioty, które wywołują wspomnienia... Rozumie pani? Żeby jak najszybciej odzyskał pamięć. - To co powiedział mi lekarz, wcale mnie nie uspokoiło.
- A jeśli to nic nie da?
- Bez obaw. Takie zaniki pamięci trwają zwykle nie dłużej niż kilka dni. Po tygodniu, może dziesięciu dniach wszystko wróci do normy. A teraz przepraszam, ale mam innych pacjentów.
- Ale... proszę pana... - miałam mnóstwo pytań, ale nie wiedziałam, jak je zadać.
- Proszę się uspokoić. Nerwy w niczym nie pomogą. Trzeba być pozytywnie nastawionym. Do widzenia, paniom. - lekarz uśmiechnął się i odszedł.
- Do widzenia... - mruknęłam.
- Cam, będzie dobrze - pocieszała mnie Francesca. - Ale chwila... Jak to za tydzień wychodzi?! A ślub?! Spokojnie Fran... Będzie okey... Wyjdzie wcześniej... Wdech, wydech... - Francesca mówiła sama do siebie. Rozumiem, że jest w ciąży, no ale bez przesady...
Tydzień później - Dzień ślubu Marcesci
Jest dopiero szósta rano, ale ja mimo tego jestem już prawie dwie godziny na nogach. Latam w tą i z powrotem. Dopiero dziś odebrałam sukienkę na ślub. Miałam mieć ją kilka dni temu, ale okazało się, że za szeroka w pasie. Potem miałam nową, ale ona była z kolei za ciasna. Ta jest dobra.
Uśmiechnęłam się lekko i zadzwoniłam do cukierni spytać o tort. Trochę zajęło mi wytłumaczenie o który dokładnie tort chodzi. Bosz, co za ludzie...
- Co?! Jak to jeszcze nie gotowy?! - krzyknęłam zdziwiona. - Ale ja go miałam dzisiaj, a dokładniej za chwilę odebrać. On musi być za maksymalnie dwie godziny gotowy!
- Uspokój się Cami. Będzie dobrze. To na pewno nic poważnego.
- Która z pań to Camilla Torres? - zapytał lekarz, który szedł w naszym kierunku.
- Ja... - odpowiedziałam. - Panie doktorze, czy to coś poważnego? - bardzo się martwiłam.
- Proszę się nie denerwować. To lekki wstrząs mózgu. Problem w tym, że towarzyszą mu zaniki pamięci, a nawet chwilowa amnezja. Mąż potrzebuje teraz odpoczynku. Zostanie u nas jakiś tydzień. W tym czasie proszę często go odwiedzać i stopniowo przypominać mu różne sytuacje z życia, może pokazywać jakieś przedmioty, które wywołują wspomnienia... Rozumie pani? Żeby jak najszybciej odzyskał pamięć. - To co powiedział mi lekarz, wcale mnie nie uspokoiło.
- A jeśli to nic nie da?
- Bez obaw. Takie zaniki pamięci trwają zwykle nie dłużej niż kilka dni. Po tygodniu, może dziesięciu dniach wszystko wróci do normy. A teraz przepraszam, ale mam innych pacjentów.
- Ale... proszę pana... - miałam mnóstwo pytań, ale nie wiedziałam, jak je zadać.
- Proszę się uspokoić. Nerwy w niczym nie pomogą. Trzeba być pozytywnie nastawionym. Do widzenia, paniom. - lekarz uśmiechnął się i odszedł.
- Do widzenia... - mruknęłam.
- Cam, będzie dobrze - pocieszała mnie Francesca. - Ale chwila... Jak to za tydzień wychodzi?! A ślub?! Spokojnie Fran... Będzie okey... Wyjdzie wcześniej... Wdech, wydech... - Francesca mówiła sama do siebie. Rozumiem, że jest w ciąży, no ale bez przesady...
Tydzień później - Dzień ślubu Marcesci
Francesca
Jest dopiero szósta rano, ale ja mimo tego jestem już prawie dwie godziny na nogach. Latam w tą i z powrotem. Dopiero dziś odebrałam sukienkę na ślub. Miałam mieć ją kilka dni temu, ale okazało się, że za szeroka w pasie. Potem miałam nową, ale ona była z kolei za ciasna. Ta jest dobra.
Uśmiechnęłam się lekko i zadzwoniłam do cukierni spytać o tort. Trochę zajęło mi wytłumaczenie o który dokładnie tort chodzi. Bosz, co za ludzie...
- Co?! Jak to jeszcze nie gotowy?! - krzyknęłam zdziwiona. - Ale ja go miałam dzisiaj, a dokładniej za chwilę odebrać. On musi być za maksymalnie dwie godziny gotowy!
- Na dzisiaj niestety nie zdążymy. Przykro mi. - Przykro?! Nie wytrzymam... W dzień ślubu mówią mi, że tortu nie zrobili... Zamawiałam tydzień temu... Co za cholerna cukiernia! - Ale chwileczkę... Proszę powtórzyć nazwisko, na które był zamawiany tort.
- Francesca Resto.
- Tort jest gotowy. Pomyliły nam się zamówienia. Przepraszam bardzo. Może pani go odebrać.
- Dziękuję, za chwilę przyjadę po niego - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Jestem strasznie zdenerwowana... Wyszłam z domu i odpaliłam samochód. Zgasł... Nie no... Jak to brak paliwa?! Zadzwoniłam szybko do Camili.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Szósta?... Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Fran. Czego ona chce o tej godzinie. Szybko wzięłam telefon do ręki i wyszłam do kuchni żeby nie obudzić Maxiego. Tak Maxiego. Jednak wyszedł dwa dni wcześniej, niż mówił lekarz, ponieważ wszystko sobie przypomniał i dobrze się czuje.
Odebrałam telefon.
- Halo? Francesca, po co dzwonisz do mnie o szóstej rano? Stało się coś? - spytałam lekko zaspanym głosem.
- Tak, stało się! Muszę odebrać tort na ślub, a zabrakło mi paliwa w moim aucie. Podwieziesz mnie?
- To dzisiaj?! - krzyknęłam czym chyba obudziłam Maxiego. - O mój bosz... Zapomniałam! Za 5 minut podjadę pod twój dom i pojedziemy - powiedziałam szybko i się rozłączyłam. Wbiegłam do sypialni i szybko złapałam pierwsze lepsze ciuchy.
- Camila, o co chodzi? - spytał zdziwiony Maxi.
- Muszę jechać po Fran! Tort trzeba odebrać i w ogóle ja przygotować. Ugh! Nie zdążę! - krzyknęłam zza drzwi łazienki i po chwili wybiegłam z niej. - Wrócę za jakieś dwie godziny. Możesz już zacząć się szykować. Potem ja na szybko się przyszykuje i pojedziemy po Violę i Leona. To cześć! - Szybko wybiegłam z domu i pojechałam po Francescę.
Kilkanaście godzin później - wesele.
- Francesca Resto.
- Tort jest gotowy. Pomyliły nam się zamówienia. Przepraszam bardzo. Może pani go odebrać.
- Dziękuję, za chwilę przyjadę po niego - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Jestem strasznie zdenerwowana... Wyszłam z domu i odpaliłam samochód. Zgasł... Nie no... Jak to brak paliwa?! Zadzwoniłam szybko do Camili.
Camila
Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Szósta?... Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Fran. Czego ona chce o tej godzinie. Szybko wzięłam telefon do ręki i wyszłam do kuchni żeby nie obudzić Maxiego. Tak Maxiego. Jednak wyszedł dwa dni wcześniej, niż mówił lekarz, ponieważ wszystko sobie przypomniał i dobrze się czuje.
Odebrałam telefon.
- Halo? Francesca, po co dzwonisz do mnie o szóstej rano? Stało się coś? - spytałam lekko zaspanym głosem.
- Tak, stało się! Muszę odebrać tort na ślub, a zabrakło mi paliwa w moim aucie. Podwieziesz mnie?
- To dzisiaj?! - krzyknęłam czym chyba obudziłam Maxiego. - O mój bosz... Zapomniałam! Za 5 minut podjadę pod twój dom i pojedziemy - powiedziałam szybko i się rozłączyłam. Wbiegłam do sypialni i szybko złapałam pierwsze lepsze ciuchy.
- Camila, o co chodzi? - spytał zdziwiony Maxi.
- Muszę jechać po Fran! Tort trzeba odebrać i w ogóle ja przygotować. Ugh! Nie zdążę! - krzyknęłam zza drzwi łazienki i po chwili wybiegłam z niej. - Wrócę za jakieś dwie godziny. Możesz już zacząć się szykować. Potem ja na szybko się przyszykuje i pojedziemy po Violę i Leona. To cześć! - Szybko wybiegłam z domu i pojechałam po Francescę.
Kilkanaście godzin później - wesele.
Clara
Siedzę przy tym stole jak idiotka. Tylko Camila wie, że podoba mi się Federico. I dobrze. Nie chcę, by ktokolwiek inny o tym wiedział. Dobijała mnie ta atmosfera. Wszyscy tańczyli, tylko nie ja... i Federico. Dobra, raz kozie śmierci, nie mam nic do stracenia. Podeszłam do niego.
- Zatańczysz? - spytałam.
- Mogę - powiedział dość niechętnie Fede. Wspaniale się z nim tańczyło. Ciekawe, czy on to odwzajemnia. Taniec przeleciał bardzo szybko. Do końca wesela już z nikim nie tańczyłam. Trochę smutno mi było, no ale co zrobić.
Wróciłem do domu wcześniej niż wszyscy, bo około 03:00 nad ranem. Spać mi się chciało, a nie chciałem zasnąć przy wszystkich na weselu, bo by pomyśleli, że się schlałem. Wszedłem do domu, i nie wierzyłem własnym oczom. Wszystko leżało poprzewracane do góry nogami, śmierdziało papierosami i alkoholem, a Milena spokojnie sobie leżała na leżance i czytała jakiś magazyn.
- Co tu się stało?! - od razu oprzytomniałem.
- A, nie chcieliście mnie na weselu, to urządziłam imprezę. Ale nie martw się. Byli tylko Julio i Dolores - powiedziała Milena.
- Tylko?! Wiesz, to nie wygląda jak dom, tylko jak burdel na kółkach! Idę spać, bo nie czuję nóg, a jak wstanę to ma być wszystko posprzątane na glans - powiedziałem.
- Jasne, jasne - uśmiechnęła się sarkastycznie Milena.
Odpowiedziałbym jej coś, ale nie miałem siły. Umyłem się, przebrałem i poszedłem spać. Wstałem około 11:30 z nadzieją, że wszystko będzie pięknie posprzątane i poukładane, ale chyba mam zbyt bujną wyobraźnię. Zszedłem schodami do salonu. Nic się nie zmieniło, wszystko porozwalane. Tylko smród alkoholu i papierosów wywietrzał.
- Co to ma w ogóle znaczyć?! - spytałem.
- Ale co? - spytała Milena, która spała na tej leżance wśród wszechobecnego bajzlu.
- Miałaś to wszystko posprzątać!
- A co ja jestem, gosposia? Wiesz, głupi jesteś, myślałeś, że będę sprzątać, może jeszcze mam prać, prasować i gotować?
- Nic z tych rzeczy, bo wiem, że to dla ciebie zbyt wielki obowiązek. Ale posprzątać to byś mogła!
- To nie ja porozwalałam tylko Julio i Dolores!
- To teraz ty sprzątaj, skoro sobie wybrałaś takie towarzystwo - powiedziałem. Jaką dostałem odpowiedź - nie powtórzę. Takich przekleństw nawet nie znałem.
- Zatańczysz? - spytałam.
- Mogę - powiedział dość niechętnie Fede. Wspaniale się z nim tańczyło. Ciekawe, czy on to odwzajemnia. Taniec przeleciał bardzo szybko. Do końca wesela już z nikim nie tańczyłam. Trochę smutno mi było, no ale co zrobić.
Federico
Wróciłem do domu wcześniej niż wszyscy, bo około 03:00 nad ranem. Spać mi się chciało, a nie chciałem zasnąć przy wszystkich na weselu, bo by pomyśleli, że się schlałem. Wszedłem do domu, i nie wierzyłem własnym oczom. Wszystko leżało poprzewracane do góry nogami, śmierdziało papierosami i alkoholem, a Milena spokojnie sobie leżała na leżance i czytała jakiś magazyn.
- Co tu się stało?! - od razu oprzytomniałem.
- A, nie chcieliście mnie na weselu, to urządziłam imprezę. Ale nie martw się. Byli tylko Julio i Dolores - powiedziała Milena.
- Tylko?! Wiesz, to nie wygląda jak dom, tylko jak burdel na kółkach! Idę spać, bo nie czuję nóg, a jak wstanę to ma być wszystko posprzątane na glans - powiedziałem.
- Jasne, jasne - uśmiechnęła się sarkastycznie Milena.
Odpowiedziałbym jej coś, ale nie miałem siły. Umyłem się, przebrałem i poszedłem spać. Wstałem około 11:30 z nadzieją, że wszystko będzie pięknie posprzątane i poukładane, ale chyba mam zbyt bujną wyobraźnię. Zszedłem schodami do salonu. Nic się nie zmieniło, wszystko porozwalane. Tylko smród alkoholu i papierosów wywietrzał.
- Co to ma w ogóle znaczyć?! - spytałem.
- Ale co? - spytała Milena, która spała na tej leżance wśród wszechobecnego bajzlu.
- Miałaś to wszystko posprzątać!
- A co ja jestem, gosposia? Wiesz, głupi jesteś, myślałeś, że będę sprzątać, może jeszcze mam prać, prasować i gotować?
- Nic z tych rzeczy, bo wiem, że to dla ciebie zbyt wielki obowiązek. Ale posprzątać to byś mogła!
- To nie ja porozwalałam tylko Julio i Dolores!
- To teraz ty sprzątaj, skoro sobie wybrałaś takie towarzystwo - powiedziałem. Jaką dostałem odpowiedź - nie powtórzę. Takich przekleństw nawet nie znałem.
-
Dobra, wiesz, teraz to mnie wku...rzyłaś. Wynocha pod most, nie
będę się z tobą użerał, psujesz mi cały pobyt w Buenos Aires!
Matka cię nie chce w domu, to uprzykrza mi życie wysyłając cię
tutaj razem ze mną. Oddaj mi wreszcie przysługę i zniknij z mojego
życia! - powiedziałem.Milena
zamilkła. Z płaczem wyszła z domu. No dobra, trochę
przesadziłem... nie no. Ostro przeholowałem, ale to normalne, że
się wkurzyłem, tak? No ale głupio mi, to moja młodsza siostra...
mam nadzieję, że jej przejdzie i wróci
szybko. Muszę
ją przeprosić.
Tak, tak, ślub Marcesci miał być w 100 rozdziale, ale nieważne xD
Zapraszam na prolog na blogu o 1D :) - http://and-live-while-were-youngg.blogspot.com/2013/08/prologue.html
I kolejny raz was proszę - Nie zostawiajcie linków w komach! Od tego jest zakładka "Zaproś do siebie" Okey? No mam nadzieję.
Kiedy kolejny? Eh, nie wiem kiedy, więc nawet nie pytajcie, bo odpowiedź ciągle będzie taka sama. Jak dodam, to dodam i tyle w tym temacie.