piątek, 31 maja 2013

Rozdział LXIV // 64 - Część pierwsza. ~ "Kocham cię"

Leon

"-Posłuchaj... Ja... - zaczęła Viola.
-Jesteś ze mną tylko dlatego, że cię kocham a ty nie chcesz mnie zranić? - dokończyłem za nią.
-Leon... Przepraszam... - powiedziała i wyszła z pokoju."
Taki był mój najczarniejszy scenariusz. Oby się nie spełnił...

Violetta

No i co ja mam mu powiedzieć? Nie to, że go nie kocham. On jest dla mnie mega ważny.
Ja sama nawet nie wiem, dlaczego stamtąd uciekłam. Co ja wyprawiam? Violetta czy ty chcesz wszystko zepsuć?! Ehh...
-Posłuchaj... Ja...

Leon

Zaczęła tak samo jak w moich myślach. Lekko ześwirowałem i powiedziałem to samo o czym myślałem. Zrobiło mi się głupio, bo Viola popatrzyła na mnie miną mówiącą "Jesteś idiotą".
-Leon...
Teraz to się na prawdę wystraszyłem...
-Nawet o tym nie myśl. W życiu bym cię tak nie skrzywdziła. Ja cię naprawdę kocham i kochałam cię nawet wtedy. Po prostu zakochałam się na maksa w tobie wtedy, gdy cię straciłam po "Talentos 21" Dopiero wtedy zrozumiałam jak wiele dla mnie znaczysz i, że jesteś całym moim światem i, że jesteś mi bardziej potrzebny do życia niż tlen. - uśmiechnęła się lekko.
-Ale nadal nie rozumiem, dlaczego stamtąd uciekłaś?
-No bo nie chciałam mówić Camili i Fran prawdy, zasypywały by mnie pytaniami. Sam widzisz, teraz wydzwaniają, a co dopiero wtedy, gdybym im prawdę powiedziała... No ale nie bądź taki i przytul się do mnie. Przecież nic takiego się nie stało. - uśmiechnęła się a ja ją mocno przytuliłem i pocałowałem.

Późnym wieczorem

Violetta

-Obejrzysz ze mną serial, prawda? - spytał Leon z błagającą miną małego dziecka.
-Na tej kanapie? W tym salonie? W życiu...
-Czemu?
-No a jak Marco przyjdzie z jakimiś zdjęciami? Czy coś innego? Dobrze wiesz, że wrócił.
-No nie przesadzaj. To był tylko sen. No chodź. - pociągnął mnie za rękę do salonu. - Będzie okey.
Usiedliśmy na kanapie i Leon włączył telewizor. Tylko żebym tu nie zasnęła...


środa, 29 maja 2013

Rozdział LXIII // 63 ~ Powrót do domu

Violetta

"-Tomas porwał Lenę i wtedy jak potracił go autobus, to ona wiesz... była z nim. - gdy to powiedział zamurowało mnie."
-Viola... Violetta, słuchasz mnie? - Leon pstrykał mi palcami przed oczami. To była tylko moja wyobraźnia...
-Przepraszam, zamyśliłam się. - odpowiedziałam. - Co z Leną? Coś poważnego?
- Clara powiedziała, ze Lena ma gorączkę. 39 stopni.
- Ty jesteś miękki jak masło przez te telenowele. - spojrzałam na niego z ironia w oczach. - Przecież to przy ząbkowaniu normalne, a ty się już rozklejasz. - klepnęłam go w ramie.
-To chyba normalne, ze się o nią martwię, tak? Ale nie dałaś mi dokończyć. Jest w szpitalu.
Kilka łez zleciało mi po policzkach. Przytuliłam się do Leona.
-No okey, żartowałem. - zaśmiał się. -Ty tez jes...
 -Nawet nie próbuj kończyć tego zdania. Wiesz jak mnie wystraszyłeś? Już drugi raz dzisiaj, a jest dopiero 10. Mówiłam ci już kiedyś, ze jesteś idiota?
-To dlaczego mnie kochasz? - spytał z uśmiechem i spojrzał mi tak głęboko w oczy, ze chyba widzi moje myśli.
Nienawidzę gdy to robi. Nie potrafię się wtedy na niego gniewa.
-Bo jesteś moim idiota. - powiedzialam z uśmiechem i przytuliłam go.

Kilka dni później - Buenos Aires, godzina 10.30

Francesca

Dzisiaj Violetta i Leon wracają z Paryża. W końcu. Stęskniłam się za nimi. Razem z Cami, Maxim, Andresem, Naty no i oczywiście Marco jedziemy po nich na lotnisko. Gdy już byliśmy na miejscu zauważyłam ich jak szli w stronę wyjścia. Podbiegliśmy do nich i przywitaliśmy się.
-No to my idziemy z Violą, a wy z Leonem, tak? - spytałam.
-Co? Po co? - zdziwiła się Viola.
-My was nie widzieliśmy tydzień, a wy siebie mieliście codziennie. No dalej, idziemy. - pociągnęłam Violettę za rękę.
-No to widzimy się w domu, cześć. - powiedział Leon i pocałował Violę.
-No już. Dosyć tych czułości... - zaśmiała się Cami i po chwili poszłyśmy.
Faceci wzięli walizki Violi, więc mogłyśmy od razu iść tam gdzie miałyśmy. Mianowicie do centrum handlowego. Po zakupach usiadłyśmy sobie na ławce. Trochę rozmawiałyśmy o mnie i Marco. Mówiąc trochę mam na myśli sporo. Strasznie się rozgadałam. No ale co miałam zrobić skoro Vilu o niczym nie wiedziała, a ja się cieszę, że wrócił już na zawsze? Później Cami coś tam gadała. Nie słuchałam jej nawet. Jakieś bzdury jak zawsze... "Nie mam się w co ubrać. Pokłóciłam się z Maxim, ale teraz jest okey. A co u ciebie? U mnie to samo, takie nudy..." Nie rozumiem jej. Ma dobrze w życiu, ciekawie a ta marudzi. Jest moją przyjaciółką, ale w tym tygodniu jest nie do zniesienia. Mam jej dość. Dobrze, że Viola wróciła to ją ogarnie.
-Dziewczyny, idę do toalety. - powiedziała Camila.
 -My będziemy w sklepie obok. - odpowiedziałam i zaciągnęłam Violę do tego sklepu.
Po chwili grzebania w ciuchach zaczęłyśmy tańczyć i śpiewać "Junto a Ti" jak jakieś wariatki. Później do sklepu weszła Cami a my z miną "Zapomnij o tym, my nic nie zrobiłyśmy" wyszłyśmy szybko ze sklepu. Usiadłyśmy na ławce w parku.

Camila

-Viola, pamiętasz tą ławkę? - spytała Fran.
-Co? Jaka ławka? Aaa... A skąd wy wiecie, że to akurat tu?
-Nie wiem... Przeczucie?
-Taa... Jasne.
-No okey... Poszłyśmy za wami wtedy i was widziałyśmy.
-Osz ty... - klepnęła mnie i Fran w ramię.
-Wiesz... Tak pomyślałam... Znaczy chciałam się spytać...
-Do rzeczy Fran. - przerwała jej Viola.
-Jakby Leon cię wtedy nie pocałował bylibyście razem?

Violetta

Chwilę nad tym pomyślałam i... uciekłam. Sama nie wiem dlaczego. Proste pytanie i prosta odpowiedź. Czego ja się boję?... Czasami sama siebie nie rozumiem.
Wpadłam do domu jak burza. Nawet nie przywitałam się z Leonem, tylko wbiegłam na górę do pokoju. Spojrzałam na telefon. 19.30, 3 sms od Fran, 3 od Cami i z 15 nieodebranych połączeń od każdej z nich. Nie mam ochoty z nikim teraz rozmawiać. Zaczęłam rozpakowywać swoją walizkę.

Około godziny 21.20

Usiadłam na łóżku. Zaczęłam sobie podśpiewywać "Te Creo". Po chwili do pokoju wszedł Leon. Trzymał w ręce telefon. Jestem pewna, że któraś z dziewczyn do niego dzwoniła i wszystko powiedziała. Jak je jutro dorwę...
Leon przykucnął obok mnie i spojrzał na mnie.
-Skoro im nie powiedziałaś, to może powiesz mi? - powiedział łagodnie.  

Leon

Położyłem rękę na jej kolanie. Zauważyłem, że jest zdenerwowana.
-Spokojnie, nie będę zły. Powiedz mi tylko prawdę. - pogłaskałem ją po policzku.










Co powie Violetta? Macie jakieś pomysły? Jak myślicie? Pokłócą się? A może wszystko będzie tak jak zawsze? Dowiecie się w następnym rozdziale. Uprzedzając wasze pytania - będzie jutro. Za pomoc dziękuję - Bella21274. Jesteś megaaa <3 ;* ;D

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział LXII // 62 ~ Miłe spotkanie po latach...

Tymczasem w Buenos Aires

Francesca

Siedziałam na ławce niedaleko plaży. Był wieczór, a właściwie to już prawie noc. Wiatr leciutko rozwiewał moje włosy. Uwielbiam takie zwykłe spokojne chwile. Przyglądałam się ludziom, którzy mimo późnej pory bawili się w najlepsze w morzu.
Gdy zapatrzyłam się w fale, które odbijały się od brzegu i wyglądały jak małe bałwanki ktoś usiadł koło mnie. Zauważyłam to dopiero, kiedy przeszedł mnie ostrzegawczy dreszcz, że ktoś bacznie mi się przygląda.
- Kim jesteś? - spytałam chłopaka w okularach, który przybliżył się do mnie jak go spostrzegłam.
- Powróciłem do Argentyny. Kiedyś tu mieszkałem, ale musiałem się wyprowadzić. - jego twarz wydawała mi się znajoma. - Uczyłem się w pobliskim studiu.
Siedziałam obok niego i wiedziałam, że skądś kojarzę chłopaka. Miał ciemne włosy, ale chyba bliżej się nie znaliśmy. Tylko z widzenia.
- Jak się nazy... - przerwał mi dzwonek jego telefonu. Brunet odebrał go i pogrążył się w zażartej rozmowie, z której wychwytywałam tylko niektóre słowa.
Podniosłam się z ławki, strzepałam ze swojej spódnicy piasek, który się na niej osadził, a wcześniej był na moim siedzeniu.
Oddaliłam się od znanego przeze mnie nieznajomego. Próbowałam odtworzyć sobie w głowie skąd go znam, ale nic mi nie przychodziło z nim wspólnego.
Poczułam, że ktoś chwycił mnie za ramię, odwróciłam się i zobaczyłam go dokładniej. Stał przede mną, tym razem bez okularów.
- Jak ty tu... - nie mogłam się do końca wysłowić. - Jak.. Przecież wyjechałeś...
- Ale wróciłem. - uśmiechnął się, a nogi same się pode mną ugięły. Usiadłam na plaży i zaczęłam coś mamrotać pod nosem, że sama nie mogłam zrozumieć sensu swoich słów. Stał przede mną i bacznie mi się przyglądał.
Po kilku sekundach kucnął, by być bliżej mnie. Dlaczego od razu go nie poznałam? Przecież nie jestem taka głupia.
Przysunął swoją twarz do mojej i już prawie czułam, że mnie pocałuje, ale nie mogłam. Spanikowałam i rzuciłam mu piaskiem w twarz.
Chłopak się zaśmiał, a ja podniosłam się i zaczęłam uciekać. Był ode mnie szybszy. Dogonił mnie niemal od razu i chwycił w talii, po czym przerzucił przez ramię i wbiegł do wody. Zaczęłam go kopać w brzuch, a to go tylko motywowało, by iść dalej.
Kiedy stał już w wodzie do pasa zatrzymał się i przełożył mnie tak, że leżałam mu ramionach. Widziałam doskonale każdą rysę jego twarzy.
- Widzę, widzę, że widzisz. - zaczął śpiewać, a ja dokończyłam:
- Wszystko zależy od tego, co chcesz zobaczyć. - uśmiechnęłam się.
Postawił mnie w wodzie, że brodziłam w niej po biodra. W pierwszym odruchu chciałam krzyknąć, ale chłopak dotknął mojego policzka i przyciągnął mnie do siebie z całej siły. Pocałował mnie. Poczułam... Motylki w brzuchu?
Musiałam go jednak odepchnąć. Musiałam, choć nie chciałam. A tak na prawdę chciałam. Chciałam zobaczyć jak znów zabiega o moje względy.
- Marco... - zaczęłam, a on mnie przytulił. Wszystko powróciło. Od naszego poznania się w klubie karaoke, gdy zaśpiewaliśmy razem "Junto a Ti" po... Każde inne z nim spędzone chwile. - Dlaczego wróciłeś?
- Bo Cię kocham. - szepnął.

Następnego dnia - 9.30

Violetta

Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Sięgnęłam ręką na szafkę nocną. Nie chciałam obudzić Leona, więc poszłam do łazienki.
Spojrzałam na telefon. Francesca. Odebrałam.
-Stało się coś, że tak wcześnie dzwonisz? - spytałam. - U was jest 4.30.
-Tak, stało się. Tomas miał wypadek.
-Co? A co mu się stało i kiedy?
-Jak wracał z lotniska potrącił go autobus. Podobno jest w śpiączce, ma złamaną rękę i nogę. - wytłumaczyła.
Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Fran też ma jakieś mieszane uczucia. Po chwili ciszy się odezwałam:
-Skąd to wiesz?
-Nata do mnie dzwoniła przed chwilą. A ona skąd wie, to nie mam pojęcia.
-Tak w sumie, to wiesz co? Powiem tylko, że po tym wszystkim co zrobił to dobrze mu tak. Życzę mu żeby umarł w tym szpitalu. Zadzwonię później, cześć. - powiedziałam i wyszłam z łazienki. Leon już nie spał. Kręcił się po kuchni.

Leon

-Rozmawiałam z Fran. Nie uwierzysz co mi powiedziała. Tomas miał wypadek.
-I?... Mam się cieszyć czy nie? - spytałem zmieszany.
-No wiesz co? - powiedziała z oburzeniem w głosie. - Mimo tego, że ciągle rozwalał nam życie, powinniśmy mu współczuć. - zdziwiłem się. - Żartuje. - zaśmiała się. - No ale nie ważne. Jakie plany na dziś?
-Nie wiem. Możemy pochodzić po parkach, pozwiedzać. Co ty na to?
-Okey. To ja się ubieram i możemy iść.
-A śniadanie?
-Nie jestem głodna.
-Jesteś. Musisz coś zjeść.
-No dobra. To zrób bułki na szybko i idziemy.

Chwilę później

Violetta

Wychodziłam już z Leónem z pokoju hotelowego , gdy nagle zadzwonił do niego telefon.
- Halo? - odebrał - To Clara. - spojrzał na mnie.
Ja uśmiechnęłam się . Po chwili na twarzy Leona znikł uśmiech i miał łzy w oczach.
-Coś się stało ? - złapałam go za rękę. Byłam przerażona.
-Lena... 

sobota, 25 maja 2013

Kolejny fanpage... ;D

To kolejny fanpage o Violettcie. Prowadzę go ja (//Alex Verdas) i Violettomaniaczka (teraz /Kirax3)
Dopiero zaczynamy, ale będzie tam dużo ciekawostek z serialu, wykreślanek, zdjęć, zagadek, konkursów itp. ;D Wpadajcie i lajkujcie!

https://www.facebook.com/pages/Vilovers/423388124427066?ref=ts&fref=ts

P.S. Chcecie chat z powrotem? Tylko jeśli tak to się nie podszywać!!! Bo usunę na stałe i już. I nie hejtować!!!

EDIT: Fanpage bloga usunęłam. Nie mam czasu i chęci na niego. ;D

środa, 22 maja 2013

Rozdział LXI // 61 ~ Jedna osoba może wszystko zepsuć. A inna naprawić...

Następnego dnia rano

Leon

Gdy się obudziłem, Viola krzątała się po kuchni. Wstałem i poszedłem do łazienki. Po chwili z niej wyszedłem i spytałem Violę:
-Pamiętasz coś może?
-Ze wczoraj tak, ale reszta... Jak za mgłą. Niby pamiętam, ale jednak nic. - odpowiedziała szybko i ze zdenerwowaniem. - Wiesz jakie to głupie i dziwne uczucie? Ja...
Przerwał jej dźwięk mojego telefonu.
- Ee… Niedobrze... - podrapałem się po głowie - Violu .. to twój ojciec dzwoni. - po chwili zastanowienia odebrałem.
- Halo? - odebrałem.
- León, czy mógłbyś podać do telefonu Violettę?
- Nie! - nie wiedziałem co powiedzieć…
-Jak to?! Dlaczego nie? - pan Castillo trochę się zdenerwował.
-Dlaczego! …Ahh, dlaczego pan pyta… - musiałem szybko coś wymyślić. - Dlatego że ja jestem na siłce... Taa 98, 99 i 100 no na dzisiaj starczy…
-Okej… W takim razie zadzwonię na jej telefon. – rozłączył się.
-Niedobrze, niedobrze – zacząłem gadać do siebie.
Wtem Violi telefon zaczął dzwonić.
- Loen moja komórka dzwoni.
-Jestem León…
- León moja komórka dzwoni - poprawiła się. Jesteśmy ze sobą 3 lata, a ona nie pamięta mojego imienia? Ma amnezje... Ale i tak to powinna wiedzieć… Ciekawe czy pamięta swoje dziecko… Ugh, telefon!
- Halo? - Viola odebrała. Szybko zabrałem jej telefon, i udawałem kobiecy głos… Przynajmniej próbowałem.
- Violetta to ty? - usłyszałem głos w komórce.
- Nie ma mnie teraz, po sygnale "PIP’’ zostaw wiadomość... ee… "PIP’’
- Violu jak będziesz mogła to oddzwoń. - rozłączył się… ZNOWU. Bardziej zdziwiło mnie to że się nabrał…
Viola zaczęła się ze mnie śmiać.
- No co? Całkiem dobrze udaje twój głos. - zaśmiałem się i usiadłem na kanapie. Violetta podeszła do okna i patrzyła na wieże Eiffla.

Violetta

-León… - ucieszył się gdy to powiedziałam - Patrz tam na dole…
-Hmm? A tak, tam są bryczki. - spojrzał się na mnie - Chcesz się przejechać?
Wzięłam go za rękę i pobiegliśmy do windy. Gdy już byliśmy na dole, podeszliśmy do bryczek.
Było tam ich 4. León zapytał się którą chce wziąć.
-Tą na końcu. - wsiadłam, a obok mnie León. Jeździliśmy sobie po okolicach tak z pół godziny.
Położyłam się mu na ramieniu. Zauważyłam, że się uśmiechnął. Nim się obejrzeliśmy już staliśmy pod hotelem.

Tymczasem w Buenos Aires

Maxi

Obudziłem się na kanapie, dłoń miałem w bandażu. Nagle koło mnie usiadła Camila.
- Camila, nie wiesz jaki miałem dziwny sen. - zaśmiałem się - śniło mi się że byłaś w ciąży. - Camila miała poważną minę.
- Maxi... - złapała mnie za rękę - To nie był sen… Ja naprawdę jestem w ciąży!
- Kochanie ty...
- Możemy usunąć to dziecko…
- Camila! Czy ty siebie słyszysz?! Nigdy się na to nie zgodzę abyś zabiła to dziecko!
Przytuliła się do mnie.
- Nie jesteś zły?
- Zły? Z jakiej racji? Będę ojcem. - nagle tak jakoś mnie zatkało. Dotarło do mnie że będę ojcem…
- A teraz powiedz mi czemu leżałem na kanapie z zabandażowaną ręką.
- Bo kiedy powiedziałam ci że jestem w ciąży, oblałeś sobie rękę gorącą wodą, a potem zemdlałeś.
- Nie najgorzej to zniosłem - Camila zaśmiała się - Pójdę zrobić kawę.
- Em... Może lepiej jak ja to zrobię - uśmiechnęła się i poszła do kuchni.

Tomas

Wypuścili mnie z więzienia za dobre sprawowanie. Zdążyłem już się z wszystkimi spotkać. Umówiłem się z Francescą, chociaż wcale nie miała na to spotkanie ochoty. Dowiedziałem się, że Leon i Violetta są w Paryżu. Francesca mówiła też, że Leon do niej dzwonił z wiadomością, że Viola ma amnezję. Punkt dla mnie! Mogę to jakoś wykorzystać.
Jeszcze dziś polecę do Paryża, aby jutro zostać chłopakiem, później mężem Violetty. Ale najpierw muszę skombinować adres hotelu, w którym mieszkają, bo Fran na pewno mi nie poda. Dlatego więc poszedłem do domu Violetty. Wybiłem szybę i wszedłem oknem. Moją uwagę przykuł leżący na sofie w salonie laptop Leona.
Włączyłem go i wszedłem w historię przeglądanych stron w internecie. Same nudy, fortepian, pianino, bla bla bla. Ale znalazło się i coś bardziej interesującego: strona hotelu, w którym pobyt zarezerwowali Violetta i Leon! Bingo. Mam już załatwiony samolot. No to jadę na lotnisko. Bez niczego, bez żadnych bagaży, najważniejsze, żeby rozdzielić Leona i Violettę!

Następnego dnia

Stoję jak debil pod hotelem Leona i Violetty i czekam jak na cud. Kompletnie nie wiem, co mam robić. O… widzę Violettę na recepcji! I to bez Leona! Idealna okazja, żeby raz na zawsze pozbyć się tego Leona. Podszedłem do Violetty.
- Witaj - powiedziałem z uśmiechem.
- Dzień dobry - powiedziała Violetta. Widać było, że mnie nie kojarzy. Kapitalnie!
- Kim pan jest? - zapytała.
- Jaki pan? - zaśmiałem się.
- Kim jesteś? - spytała Violetta i założyła ręce.
- Czemu mnie pytasz, kim jestem? - żeby nie wzbudzać podejrzeń udawałem, że nie wiem, że Viola ma amnezję.
- Mam amnezję. - powiedziała Violetta.
- To kim jesteś? - spytała znowu.
- Twoim mężem.
- Co? Nie okłamuj mnie. Mój mąż to Leon Verdas, mamy córkę Lenę, a ty jesteś zwykłym oszustem!
- Wcale że nie. - wziąłem Violettę za rękę.
- Jak to nie?!
- Powiem ci prawdę. Leon Verdas nie jest twoim mężem. On jest zwykłym kłamcą. Od dawna jest w tobie zakochany. Zeszłej nocy byliśmy na romantycznej kolacji na Wieży Eiffla, a za nimi poszedł Leon. Popchnął cię, upadłaś na głowę i pojechał z tobą do szpitala jakby nigdy nic. A twoja córka nazywa się Toletta. I ja jestem jej ojcem, a nie Leon. To ja, Tomas Heredia jestem twoim mężem i ojcem twojej córki. - powiedziałem.
- Naprawdę? - spytała.
- Tak. - powiedziałem i ją pocałowałem. Widział nas Leon.
- Co ty tu robisz?! - spytał i do mnie podszedł.
- Leon, ty draniu, jak mogłeś?! - krzyknęła Violetta z płaczem i uderzyła go w twarz. Pobiegła do hotelu.

Leon

Wiedziałem, że to ta szuja Tomas coś nagadał Violettcie. Z pewnością skądś się dowiedział, że Violetta ma teraz amnezję.
- Co ty zrobiłeś?! Co jej nagadałeś? - spytałem.
- Całą prawdę - powiedział Tomas ze złośliwym uśmiechem.
- Prawdę, to ja jej powiedziałem!
- Ale to nie taka prawda, jaką chciałaby znać Violetta - powiedział Tomas. Jak ten szczur mnie wkurza.
- Jeszcze raz cię tu zobaczę - powiedziałem i poszedłem do hotelu. Wszedłem do pokoju. Violetta siedziała na kanapie zapłakana.
- Czemu płaczesz, skarbie? - usiadłem koło niej i ją objąłem.
- Nie mów do mnie skarbie, zdrajco! - krzyknęła Violetta.
- Nie jestem zdrajcą - powiedziałem.
- Próbowałeś zrobić ze mnie idiotkę! Wmówić mi, że to ty jesteś moim mężem i ojcem Leny. Przepraszam, nie Leny tylko Toletty - powiedziała Violetta. - Zaufałam ci, chociaż kompletnie cię nie pamiętałam, a ty mnie tak oszukałeś... Nie mogę w to uwierzyć... - płakała.
Pocałowałem ją z nadzieją, że wszystko sobie przypomni.

Violetta

W tej chwili wszystko mi się przypomniało. Kim był Leon, kim był ten wstrętny szczur Tomas. Przytuliłam Leona. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu.
- Ja już wszystko pamiętam - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- I powiedz co pamiętasz? - spytał Leon.
- Że jestem Violetta, mieszkam w Buenos Aires i że nie widzę świata poza tobą i Leną. No i, że Tomas to skończony kretyn.
- Bardzo dobrze pamiętasz - powiedział Leon i mnie przytulił. Teraz trzeba było zejść do Tomasa i dać mu w pysk. Nie myliłam się. Sterczał pod hotelem jak jakaś fajtłapa, którą zresztą jest.
- I co próbowałeś mi wmówić?! - spytałam policzkując go z całej siły.
- Prawdę - powiedział Tomas.
- Taka prawda jak nie wiem! Nie odzywaj się do mnie! - krzyknęłam. Tomas wziął mnie za rękę, ale szybko ją puściłam.
- Aha i jeszcze jedna rzecz. Jak jeszcze raz mnie pocałujesz, dotkniesz czy cokolwiek, idę do sądu o zakaz zbliżania się do mnie na 500 metrów dla ciebie- powiedziałam i weszłam do hotelu. Leon siedział na kanapie i oglądał tą swoją telenowelę na tablecie. Uśmiechnął się, jak weszłam do pokoju.
- Mam dla ciebie niespodziankę... - powiedział z uśmiechem.

Rozdział LX // 60 - Konkursowy ~ Wiolczur

Leon


Teraz przeraziłem się nie na żarty. Viola nie jest aż tak dobrą aktorką. Nigdy nie była. Na palcach jednej ręki mogłem wyliczyć przykłady, kiedy prawie udało jej się mnie okłamać. Poza tym, prawie nigdy nie próbowała tego uczynić.

Patrzyłem na jej twarz, a moim sercem targnął przejmujący chłód. Wzrok miała smętny, zdezorientowany - chłonęła spojrzeniem wszystko dookoła włącznie ze mną, jakby doszukiwała się jakichkolwiek wskazówek w białych ścianach, telewizorze starej generacji czy bladoniebieskiej, drewnianej szafie na różnego rodzaju sprzęty. Nic. Nic z tych rzeczy nie mogło przywrócić jej utraconej tożsamości. Oprócz mnie.
- Jestem twoim mężem, na Boga, Violetto, jak możesz mnie nie pamiętać?
Złapałem ją za dłoń, kciukiem gładząc jej wierzch, jakby w nadziei, że to coś zmieni. Na słowa Violetty czekałem jak skazaniec na wyrok. W końcu tak wiele od nich zależało.
- Wybacz mi, ale nie znam cię. - podniosła się do pozycji siedzącej, opierając głowę o zimną, trupiobladą ścianę.
Gdyby nie brązowe włosy, zlewałaby się z nią całkiem. Jej słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie udaje.
Spojrzałem na nią błagalnie i wzmocniłem nieznacznie uścisk dłoni, nie wiedząc, co mogłem uczynić jeszcze, co jej powiedzieć. Moim wybawcą okazał się prowadzący Violettę lekarz, który odezwał się do mnie po hiszpańsku. Mieliśmy to szczęście z Violą, że w skład personelu szpitalnego wchodził rodowity Hiszpan.
- Jakiś problem? - zapytał, widząc moją minę.
- Vilu straciła pamięć - wymamrotałem cicho. Ten wyjazd miał wyglądać całkowicie inaczej.
Na czas badań odesłano mnie do szpitalnego bufetu, zamówiłem jedynie herbatę, chcąc zaspokoić czymś nieznośne ssanie w żołądku. Na jedzenie wcale nie miałem ochoty. No bo jak ludzie mogą wykonywać tak prozaiczne czynności w chwili, kiedy na piętrze wyżej rozstrzygają się losy całego ich świata? Tak, tego jestem pewien. Violetta jest całym moim światem, a ja nie spiszę jej na straty, choćbym i usłyszał od lekarza najgorszy werdykt. Zniecierpliwienie emanowało do każdej komórki mojego ciała i skutkowało nerwowym zaciskaniem dłoni na kubku. Wrzątek w środku i ból za tym idący nie przeszkadzał mi wcale. Już dawno przestałem zauważać takie błahostki. Rozejrzałem się po sali, szukając na twarzach siedzących w niej ludzi podobnych wyrazów przygnębienia. Czy wszyscy tutaj przeżywali w głowach podobne rozterki i dramaty?
W drzwiach stanął lekarz prowadzący i skinął na mnie głową, zapraszając do siebie. Zerwałem się z krzesła i podeszłem do niego, z każdym krokiem czując coraz większe ciśnienie rozsadzające mi żyły.
- Doktorze - wymamrotałem powitanie.
- Panie Leonie, przeprowadziliśmy podstawowe badania obrębu czaszki - od razu przeszedł do sedna sprawy, za co byłem mu wdzięczny. Nie zniósłbym odwlekania najważniejszego. - Nie wykazały nic istotnego, co dawałoby nam powody do zmartwień. Przeprowadziłem wywiad środowiskowy z pana żoną, z którego wynika, że jest to tak zwana amnezja krótkotrwała.
- Ale co to tak właściwie dla niej oznacza? - słowa doktora docierały do mnie jak przez półprzeźroczystą zasłonę, mętne i niezrozumiałe.
- Nacisk spowodowany uderzeniem spowodował uśpienie neuronów odpowiedzialnych za tak zwaną pamięć emocjonalną. Violetta nie pamięta najważniejszych chwil, osób i miejsc. Nie wiemy jeszcze, czy komórki zostały uśmiercone. Gdyby tak było, to mózg szybko je zastąpi nowymi, które przejmą pamięć na nich zawartą. - Ton lekarza był rzeczowy, lecz w żadnym razie nie mogłem zrozumieć nic z jego „bełkotu”.
- Kiedy Violetta odzyska pamięć?
- W przeciągu czterdziestu ośmiu godzin. Można przyśpieszyć ten proces próbując wywołać u niej deja vu. Na przykład pokazując znajome zdjęcia, no nie wiem, być może puszczając ulubione utwory. Ważne, aby były to wspomnienia bardzo emocjonujące, oddziałujące głębiej. Wtedy jest duże prawdopodobieństwo, że uda się wybudzić komórki.
Nie wierzyłem własnym uszom. Violetta wszystko sobie przypomni. Przypomni sobie mnie, Lenę, dziecko rozwijające się gdzieś w niej. Przez moment miałem wielką chęć uściskania lekarza, którego słowa tak pokrzepiły mnie w ciężkiej chwili. Uścisnąłem mu jednak serdecznie dłoń.
- Nie wiem jak mam panu dziękować.
- To moja praca - oświadczył i poklepał mnie po ramieniu. - Idź do hotelu, wyśpij się. Violetta już śpi, a jeśli wszystkie rutynowe badania pójdą dobrze, wypiszemy ją i będzie pan mógł pokazać jej Paryż jakiego nie znała. Jak dobrze pójdzie, pojutrze będzie w stanie już rozróżniać każde wspomnienie.
Niechętnie uczyniłem, co powiedział lekarz i poszedłem do hotelu, niemal naćpany własnym szczęściem.


Violetta



Obudziłam się z przeświadczeniem, że coś jest nie tak. Wszystko było takie nieswoje. Z jakiegoś powodu znalazłam się w szpitalu, jednak pielęgniarki porozumiewały się jezykiem, jakiego nie znałam, a lekarz ma moje pytania odpowiadał zdawkowo. Uderzyłam się w głowę i mąż mnie przywiózł, tak, to wiele tłumaczy. Spojrzałam na niewielki zegarek stojący na etażerce, a moją uwagę zwrócił wielki bukiet krwistoczerwonych róż, na widok których uśmiechnęłam się szeroko. Do mojej sali weszła blondwłosa pielęgniarka w niebieskim uniformie, zapewne żeby przewietrzyć pokój i sprawdzić jak się czuję.

- Przepraszam, kto przyniósł mi te kwiaty?
- Êtes-vous d'accord? Appeler le médecin?[1] - zapytała, wyraźnie zaniepokojona.
No tak, przecież jestem w Paryżu, rzekomo na wycieczce, nie mam rodziny, ani tożsamości, a jedynie męża, którego nie pamiętam. Pokręciłam przecząco głową, mimo iż nie wiedziałam czemu przeczę i poirytowana, wskazałam kobiecie na moje róże z niemym zapytaniem o ich nadawcę. Po chwili moja rozmówczyni rozchmurzyła się i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Tak szerokim, że widać jej było pokaźny kawałek dziąseł.
- Oh, ces fleurs ont apporté votre mari, Léon. Il est venu dans la matinée.[2] - imię Leona nieco rozjaśniło mi w głowie. Mogłam się tego spodziewać.
Mruknęłam kobiecie dość kwadratowe „merci” i pozwoliłam jej w spokoju dokończyć pracę. Otworzyła okno, dostarczając pożądanej przez mój organizm dawki świeżego powietrza, sprawdziła mi ciśnienie i nucąc pod nosem utwór Kate Ryan, wyszła. Nie mogłam cieszyć się chwilowym spokojem, gdyż w głowie miałam prawdziwy mętlik. Czułam się jak nowonarodzone dziecko, które pojawia się znienacka w obcym świecie. Z tym, że nie ma przy sobie ani mamy, której bicie serca słyszało przez dziewięć ostatnich miesięcy, ani taty, który pokazałby otaczający je świat. Ale jestem tylko ja. Sama ze swoimi wątpliwościami. I jest też Leon.
- Dzień dobry, pani Violetto - powiedział Esteban Rodriganda, mój lekarz prowadzący. - Czy pamięta już Pani chwile sprzed upadku?
- A powinnam? - zapytałam i w zmartwieniu zmarszczyłam brwi, a na moim czole pojawiły się niewielkie zmarszczki.
- Nie, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jutro obudzi się pani z pełną świadomością. Dzisiaj jednak polecam wyjść na zewnątrz, pozwiedzać Paryż i absolutnie niczym się nie przejmować. Jest pani w końcu na wycieczce - oświadczył, patrząc na mnie znad swoich okularów.
- To znaczy, że mogę już wyjść? Sama? Ale… przecież…
- Bez obaw, zaraz przyjdzie po panią mąż.
- Uhm, no dobrze - wymamrotałam, siadając w poprzek łóżka. Bose stopy postawiłam na kojąco zimnej posadzce. Lekarz wyszedł z sali, pozostawiając mnie samej sobie. Postanowiłam rozejrzeć się za swoimi ubraniami, a tych - jak na złość - nigdzie nie było.
- Cześć Violu.
Do pokoju wszedł Leon, dzierżąc w dłoniach małą, sportową torbę. Podszedł do mnie i z pewną dozą niepewności chwycił mnie za podbródek i złożył na policzku delikatny pocałunek, będący lekki niczym muśnięcie piórkiem. Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale sama jego bliskość nie była dla mnie niepokojąca, co mogło stanowić o dowodzie prawdziwości jego słów. Jest moim mężem i po prostu muszę przetrawić ten szalony czas, kiedy nie pamiętać będę słów składanej przez siebie przysięgi. Boże, jakie to poronione.
- Cześć - mruknęłam i przypomniałam sobie o różach, rozsiewających ledwo wyczuwalną woń w powietrzu. - Dziękuję za kwiaty, są piękne.
- Drobiazg. - uśmiechnął się szeroko. - Mam dla ciebie ubrania, pomyślałem, że nie chciałabyś założyć wczorajszych.
Spojrzałam na trzymaną przez niego torbę i uświadomiłam sobie, że jestem odziana w typową szpitalną podomkę podłużnym rozcięciem z tyłu pleców. Natychmiast zalała mnie fala skrępowania, osiadając na policzkach w postaci wielkich rumieńców. Leon zdawał się jednak tego nie zauważać, postawił torbę na łóżku i wyszedł, dając mi tym samym chwilę na przebranie. Byłam mu wtedy wdzięczna za to, że nie próbował tak szybko przejść do porządku dziennego z moją amnezją.


Leon


- Jakie mamy plany na ten dzień? - zapytała, bawiąc się swoją obrączką, kiedy metrem staraliśmy się dostać do centrum miasta.
Obserwowała ją pod każdym kątem i byłem ciekawy reakcji na słowa zawarte po wewnętrznej stronie. Dime a quien quieres y te hace feliz [3]. Jej twarz zastygła w bezruchu, a usta poruszały się delikatnie. Poczułem jej drobne dłonie na swoich. Delikatnym, powolnym ruchem ściągnęła mi z palca obrączkę i sprawdziła wewnętrzną stronę, na której widniała ta sama inskrypcja. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko. Byłem pełen podziwu dla niej. Nie znała mnie, a mimo to nie obawiała się wyjść ze mną ze szpitala.
- Znam te słowa. Nie wiem skąd, ale czuję, że je znam - powiedziała i odłożyła moją obrączkę na swoje miejsce. - Ufam ci.
Te słowa wywołały na mojej twarzy szeroki uśmiech. Złapałem dłoń Violetty i pocałowałem jej wierzch.
Naszym przystankiem było samo centrum miasta, Pola Elizejskie i okolice sławetnej wieży Eiffla. Mieliśmy tam niedokończone sprawy, a konkretnie kolację. Uprzejmy kelner zaprowadził nas do wczoraj zarezerwowanego przeze mnie stolika i zebrał zamówienie. Grenouille sautante [4] jest trzygwiazdkową w skali Michelina restauracją o dość dobrej renomie i lokacji – położona jest na tarasie sporego budynku, który niegdyś pełnił rolę pasażu handlowego z najlepszymi markami, a dziś jest swoistą galerią sztuki z bogatą oranżerią na dachu. Pomiędzy rozmaitymi roślinami, pnącymi się w górę po drewnianych rusztowaniach stoją stoliki obsługiwane przez tłum profesjonalnie przygotowanych kelnerów i kucharzy.
Podczas spożywania posiłku, opowiadałem Violetcie o wszystkich naszych perypetiach, można by rzec, że podałem jej na tacy jej historię od przybycia do Buenos Aires w pigułce, pomijając niektóre wydarzenia, chcąc zachować je na później. Opowiedziałem o Germanie, Oldze, Ramallo, Angie. Opowiedziałem o sobie, swoich zainteresowaniach. Viola zdawała się chłonąć te informacje z niespotykaną zachłannością. Wiedziała, że i tak odzyska pamięć, a mimo to chciała spędzić dzień na powracaniu do swojej przeszłości, którą niestety musiała przyswoić sobie z perspektywy osoby stojącej z boku.
Była w niej taka dziecięca ciekawość, a przez twarz przechodziło kolejno wiele stanów i emocji. Miałem wrażenie, że poznaję Violettę na nowo. Cząstkę, którą jakimś cudem udawało jej się przede mną ukryć. Stale próbowałem przełamać jakoś słaby, ale wciąż istniejący dystans, który sprawiał, że traktowała mnie z dozą rezerwy, jak przyjaciela. Wiedziałem jednak, że to bezcelowe i powinienem odpuścić. Widząc jednak jej szeroki uśmiech i słysząc piękny, czysty śmiech nie mogłem długo utrzymać na smyczy pragnienia, aby zatopić dłonie w jej włosach i po prostu ją pocałować. Jakaś romantyczna moja strona miała nadzieję, że wtedy jak za sprawą czarodziejskiej różdżki pamięć wróci Violetcie. Ale przecież życie nie jest bajką ani filmem sensacyjnym.

Violetta

Po śniadanio-obiedzie, będącym zarówno zaległą - jak powiedział mi Leon - kolacją, udaliśmy się na spacer po starym mieście, wzdłuż Sekwany. Mój towarzysz zdawał się, tak jak ja, nie znać miasta i szedł po prostu na żywioł. Chodząc między wąskimi uliczkami, kontynuowaliśmy naszą rozmowę, która toczyła się już kolejną godzinę.
- Dobrze, powiedziałem ci już całkiem sporo, może teraz ty spróbujesz odgadnąć trochę? - zapytał i skubnął trochę mojej waty cukrowej, kiedy sprawdzałam godzinę na telefonie, za co trzepnęłam go lekko w ramię.
- W sumie, nie wiem od czego mam zacząć. - przyznałam i również zjadłam kawałek puszystego cukru o smaku jabłkowym.
- No dalej, na pewno masz wiele pytań - zachęcił mnie i znowu bezczelnie zaczął objadać się moją watą. Parsknęłam śmiechem.
- Tak, mam jedno: dlaczego nie kupiłeś sobie własnej waty, tylko moją podjadasz? - zapytałam i złapałam się pod bok, przechyliłam głowę i spojrzałam na niego, wyczekująco tupiąc nogą.
- Ta twoja jest wyjątkowo dobra, inne nie byłyby takie dobre.
- Zawsze tak między nami jest? - zmieniłam nagle temat. Z Leonem rozmawiało mi się zaskakująco dobrze i nawet jeśli miałby się okazać oszustem podszywającym się pod mojego męża, ciężko by mi było przełknąć ewentualność rozstania z nim. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, widocznie nie zrozumiał mojego skrótu myślowego. -No, wiesz. Chodzi mi o tę beztroskę, swobodę.
Mój rozmówca pokiwał głową na znak, że zrozumiał pytanie.
- Zazwyczaj. Między innymi chyba to nas ze sobą spiknęło. No, nie tylko, było wiele innych powodów.
Poczułam nagły przypływ zainteresowania owymi powodami.
- Na przykład? Mówiłeś, że poznaliśmy się lepiej przez to studio, czym tak właściwie się ono zajmuje?
Chyba trafiłam na czuły punkt, bo Leon przystanął na chwilę i założył ręce na piersi.
- Zgaduj - powiedział „tonem nie znoszącym sprzeciwu”, a po chwili roześmiał się.
- To jakieś studio artystyczne? Nie wiem, może moda? - strzeliłam na oślep, ale widząc jego rozbawioną minę, zrozumiałam, że chybiłam.
- Wyglądam na modnisia?
- Plastyka, malarstwo? - kontynuowałam swe „poszukiwania”, jednocześnie podziwiając szyldy i wystawy mijanych sklepów. Wata cukrowa już dawno zniknęła w odmętach przełyku, więc bawiłam się patyczkiem, obracając go między palcami.
- Nie.
Wymieniałam w głowie wszelkie znane dziedziny, ale zapomniałam o najoczywistszej. Przystanęłam przy budynku z czerwonej cegły, teatrze muzycznym, którego otwarte na oścież drzwi i muzyka dochodząca z wewnątrz świadczyła o właśnie rozgrywanej próbie.
- Muzyka - powiedziałam i pociągnęłam Leona za rękę do środka. Usiedliśmy z tyłu, w niewidocznym ze sceny miejscu i po prostu patrzyliśmy, a raczej ja patrzyłam, gdyż Leon zajęty był badaniem struktury mojej dłoni, ciągle przesuwał po niej palcem w tę i we w tę. W końcu splótł nasze palce. Zdawało mi się, że jego ręka jest skrojona mojej na miarę. Idealnie do siebie pasowały.
Nie zdążyłam się nacieszyć muzyką płynącą z fortepianu, gdyż muzycy szybko zwinęli się na próbę, zostawiając sprzęt samemu sobie.
- Co ty robisz? - zapytałam Leona, który wstał i zaczął schodzić w dół, w kierunku sceny.
- Chodź ze mną.


Leon



Usiadłem przy fortepianie i przejechałem dłonią po klawiszach, nie wydając żadnego dźwięku, w celu rozeznania się w nim. Viola stała nade mną i obserwowała każdy mój ruch. Obróciłem twarz w jej stronę i zacząłem grać, najpierw powoli, później coraz szybciej. Kiedy do muzyki dołączyły słowa, widziałem, że coś w niej drgnęło. Być może to było to, o czym mówił lekarz – wywołać po kolei każdą ważną emocję i wydarzenie. Zanim się spostrzegłem, Violetta zaczęła śpiewać ze mną.

Hablemos de una vez
Yo te veo pero tu no ves
En esta historia todo esta al reves
No me importa esta vez
Voy Por Ti , Voy...
Spoglądałem na nią, na szeroki uśmiech na twarzy, wyprostowaną sylwetkę i iskierki w oczach i wdziałem właśnie tą Violę. Moją Violę. Kiedy piosenka dobiegła końca, czekałem na jej słowa, cokolwiek, co pozwoliłoby mi wierzyć w jej powrót na dobre.
- Que faites-vous ici? Conduire moi sortir d'ici! [5] - na scenę wtargnął korpulentny mężczyzna w szarym uniformie, najpewniej dozorca. Krzyczał i był zdenerwowany. Spojrzałem na Violettę niepewnie i bez słów uznaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie ucieczka.
Wybiegliśmy z teatru, wciąż czując na karku jego oddech i słysząc ciężkie kroki. Jakiś odcinek drogi pokonaliśmy truchtem, a kiedy spostrzegliśmy, że nic już nam nie „zagraża”, zaczęliśmy się głośno śmiać z absurdalności tejże sytuacji.
- Ale miałaś minę!
- Ty nie lepszą, mało płuc nie wyplułam przez ten bieg. - usiadła na ławce na skraju parku, do którego zawędrowaliśmy i pochyliła się, łapiąc raz po raz hausty powietrza.
Uczyniłem to samo, a kiedy doszliśmy w miarę do siebie, postanowiłem wrócić do tematu muzyki.
- Przypomniałaś sobie słowa Voy por Ti - stwierdziłem, a po chwili dodałem z nadzieją: - Pamiętasz może coś więcej? Lekarz mówił, że w takich przypadkach często dochodzi od odblokowania pamięci.
Vilu zmarszczyła brwi.
- Wybacz, ale wciąż nie pamiętam ciebie, Angie, ani nawet swojego ojca. Wiem tyle, ile mi powiedziałeś, przepraszam… - wymamrotała i skuliła się w sobie, jak gdyby ta cała sytuacja była jej winą. Na sercu pojawiła mi się wielka, ciężka gula. Przecież nie mogła się obwiniać. Objąłem ją mocno, a Viola położyła głowę na moim ramieniu.
- Kiedy przyjdzie czas, wszystko sobie przypomnisz, na razie o tym nie myśl. - pogładziłem ją po głowie delikatnie.
- Kiedy ja mam wrażenie, że nie jestem sobą… Widzę, że to dla ciebie bardzo ważne, nie chcę cię zawieść - mruknęła.
- Nie, to nie jest teraz najważniejsze. Pamiętaj, że mimo wszystko zawsze będę przy tobie. Poza tym, mieliśmy przecież spędzić niezobowiązująco miły dzień, bez nacisków i wymagań, pamiętasz? - zapytałem, unosząc jej podbródek do góry.
- Nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłam. - jej słowa sprawiły, że gula i ciężar nagle zelżał, zdawałoby się, że o kilka ton. Przez cały dzień miałem przy sobie tylko namiastkę Violetty, a jednak w tych okolicznościach był to dla mnie jak dar.
- Po prostu tym, że jesteś. - uśmiechnąłem się, w moim mniemaniu rozbrajająco, czym wywołałem salwę śmiechu u dziewczyny. - Hej, lubię jak się śmiejesz.
I kiedy wieczorem zasypiała w hotelowym łóżku, nie targały mną już żadne wątpliwości. Mimo że Violetta niczego szczególnego sobie nie przywiązała, byłem szczęśliwy, że mogłem spędzić z nią tak cudowny dzień. Zważywszy na jej amnezję, było to zgoła dziwne, że nie było między nami żadnego spięcia, a wszystko odbywało się swobodnie. To był dobry znak. Nawet jeśli niczego sobie nie przypomni, zaufała mi, a to już coś, czym mogłem się cieszyć. Nie zależnie od jutrzejszego dnia, niezależnie od okoliczności, spędziłem najdziwniejszy i zarazem najpiękniejszy dzień swojego życia. Z kobietą, którą kocham. Z kobietą, z którą pragnę się zestarzeć.












[1] Wszystko w porządku? Zawołać lekarza?
[2] Ach, te kwiaty przyniósł pani mąż, Leon. Przyszedł tu z samego rana.
[3] Powiedz, kogo kochasz i kto sprawia, że jesteś szczęśliwa.
[4] dosłownie: Skacząca żabka
[5] Co wy tu robicie? Jazda mi stąd!


Napisane przez : Wiolczur


Wyniki konkursu!

Wiem, że wyniki miały być dopiero o 19.30, ale się jakoś wyrobiłam i są teraz, co oznacza, że rozdział będzie szybciej i możliwe, że dzisiaj będzie jeszcze nawet 61. ;D No bez przedłużania...

    Nagrody:
1.Miejsce - Wstawienie rozdziału, 15 komentarzy na blogu i reklamowanie bloga przez tydzień.
2.Miejsce - 10 komentarzy i reklamowanie bloga przez 4 dni.
3.Miejsce - 5 komentarzy i reklamowanie bloga przez 2 dni.

   Nagrody dla osób bez blogów:
1.Miejsce - Wstawienie rozdziału, reklamowanie 2 stron (np. blog koleżanki) i dyplom na maila.
2.Miejsce - Reklamowanie jednej strony i dyplom na maila.
3.Miejsce - Dyplom na maila.

No to tak:

1.Miejsce - Wiolczur
2.Miejsce - Bella21274
3.Miejsce - Violettomaniaczka

Miałam napisać imię i nazwisko, ale niektóre osoby nie chciały podawać, ja nie zapisałam sobie imion, więc są ksywki ;D

Przyszło mi 14 zgłoszeń, większość z nich była naprawdę dobra, ale te 3 najlepsze. Te dziewczyny, które wygrały chyba wiedzą co chciałabym na temat ich rozdziałów powiedzieć ;D No ale i tak powiem.
Dziewczyny - Wspaniała robota. Czytało mi się to z wielką ciekawością. Wasze prace były boskie *___* . ;D

Jak wiecie opublikuję tylko jeden rozdział, czyli ten co ma pierwsze miejsce, ale chcę też skorzystać z kilku pomysłów z innych rozdziałów, które naprawdę też mi się spodobały.

Nagrody postarać się "wręczyć" do końca tygodnia, ale nie obiecuję.

poniedziałek, 20 maja 2013

Notka informacyjna + fanpage na facebook'u

Jeżeli jeszcze ktoś będzie wysyłał pracę na konkurs to piszcie pod tym postem czy wyślecie dzisiaj czy jutro. Najlepiej jakbyście postarali się dzisiaj.

Do jednej osoby, która ma problem z wysłaniem: Spróbuj założyć na szybko nowego maila. Może wyjdzie. Może źle jest wpisany mój mail? Jeśli ci się nie uda, to jak masz facebook'a lub gg wyślij mi tam. (za chwilę dodam adres fb do zakładki "Kontakt")

Kuzynka założyła mi fanpage tego bloga na facebook'u. Prowadzimy go jak na razie razem.

https://www.facebook.com/StoryViolettablogspotcom?fref=ts  <--- LAJKUJCIE. ;D

sobota, 18 maja 2013

Konkurs

Przedłużam konkurs do środy. Mam nadzieję, że się wyrobicie. Macie cały weekend, pół poniedziałku, wtorku i kawałek środy. Nie będzie wtedy rozdziału, ale napisze 61 i postaram się 62. Po zakończeniu konkursu zmienię tylko początek 62 i dodam. Czekam na wasze prace. ;D Mam nadzieję, że niektórzy z was wyślą coś już dzisiaj.

Czyli tak:

Zakończenie konkursu - 22.05.2013 r. godzina 16.30

Wyniku konkursu - 22.05.2013 r. około godziny 19.30

Swoje prace podpiszcie imieniem i nazwiskiem. Reszta informacji w regulaminie. Jeśli macie jakieś pytania piszcie w komentarzach pod tym postem.

piątek, 17 maja 2013

Małe pytanko. ;D

Nie wiem czy nie dałam wam za mało czasu na ten konkurs. Jeśli chcecie to przedłużę o kilka dni. Tylko wtedy dłużej nie będzie rozdziału. Piszcie w komentarzach.

 Żeby nie było pusto:

czwartek, 16 maja 2013

REGULAMIN KONKURSU

Pod żadnym pozorem NIE WOLNO rozdzielać Leonetty i innych.
Nikt NIE może zginąć. Mogą być lekkie wypadki (z wyjątkiem Leny) ale nikt nie zginie.
NIE używaj bardzo wulgarnych słów.
NIE wyżywaj się na bohaterach.
Napisz tak aby fabuła MIAŁA sens.
NIE pisz, że wracają do Buenos Aires. Akcja ma się toczyć w Paryżu, ponieważ pomysły na tą "wycieczkę rocznicową" jeszcze się nie skończyły. :)
Minimum 2,5 strony w Wordzie.

Nagrody
1.Miejsce - Wstawienie rozdziału, 15 komentarzy na blogu i reklamowanie bloga przez tydzień.
2.Miejsce - 10 komentarzy i reklamowanie bloga przez 4 dni.
3.Miejsce - 5 komentarzy i reklamowanie bloga przez 2 dni.

Nagrody dla osób bez blogów
1.Miejsce - Wstawienie rozdziału, reklamowanie 2 stron (np. blog koleżanki) i dyplom na maila.
2.Miejsce - Reklamowanie jednej strony i dyplom na maila.
3.Miejsce - Dyplom na maila.

UWAGA!
Zgłoszenia przyjmuje Alex :** do 20.05.2013r. do godziny 16.30 na mail - aleksandra.andula@gmail.com
Wyniki zostaną ogłoszone 20.05.2013r. około godziny 19.

JEŚLI ZGŁOSI SIĘ MNIEJ NIŻ 3 OSOBY KONKURS ZOSTANIE ODWOŁANY.


I do jednej hejterki: Jeśli blog ci się nie podoba to nie wchodź, tak? I to nie tak, że nie mam pomysłów, bo głowa mi od nich zaraz wybuchnie. Chciałam zrobić konkurs i zrobiłam. Jeśli masz problem to nie wchodź tu.


Alex :** 

Rozdział LIX // 59 ~ Pechowa wycieczka

Leon

-Mogę już to zdjąć? - spytała Viola.
-Nie. Jeszcze chwila.
-A tak w ogóle to gdzie ty mnie prowadzisz?
-Za chwilę zobaczysz. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Mam nadzieję, że spodoba jej się niespodzianka. Bardzo się namęczyłem żeby to wyszło. Gdy już byliśmy na górze i wyszliśmy z windy, zdjąłem Violi opaskę z oczu. Na jej twarzy zobaczyłem uśmiech i lekkie zdziwienie w oczach.

Violetta

Staliśmy na szczycie Wieży Eiffla. Obok nas stał stolik taki jak w restauracjach. W okół były rozsypane płatki czerwonych i różowych róż.
-Wiesz, że nie musiałeś? - spytałam z wielkim uśmiechem. - Ale wyszło ci świetnie, więc teraz ci bardzo ładnie podziękuję.
Pocałowałam go. Ale nie tak jak zawsze tylko namiętnie.
-Ja dla ciebie nic takiego nie robię, więc czym sobie zasłużyłam na takie coś?
-Tym, że po prostu jesteś. - uśmiechnął się i mnie przytulił.
-Wiesz, że jesteś najlepszy na świecie?
-Wiem, wiem. - zaśmiał się. - Chodź już. - pociągnął mnie za rękę w stronę tego stolika.
Usiedliśmy przy stole. Leon jako dżentelmen odsunął mi krzesło, na które usiadłam. On również usiadł. Zaczęliśmy jeść spaghetti . Następnie zaczęliśmy się wspólnie karmić. Wyglądało to romantycznie a zarazem komicznie.
-Wiesz, że jakby ktoś nas teraz zobaczył to powiedziałby, że jesteśmy chorzy psychicznie? - zaśmiałam się. - To serio śmiesznie wygląda.
-Nie marudź tylko jedz. - uśmiechnął się.

Pół godziny później

Leon

Zjechaliśmy windą na dół, a później podjechaliśmy taksówką pod hotel. Przed wejściem Viola się poślizgnęła i upadła na ziemię. Chyba uderzyła się głową o doniczkę obok.
-Hej Viola. Obudź się! - spanikowałem.
Zadzwoniłem po pogotowie. Po chwili przyjechali i zabrali Violettę. Pojechałem z nimi.

Chwilę później w szpitalu

Bardzo się o nią bałem. Już drugi raz tu dzisiaj leży. Coś pechowy dzień. Po chwili się obudziła.
-Co się stało? Gdzie ja jestem? - spytała.
-Jak wchodziliśmy do hotelu poślizgnęłaś się i uderzyłaś głową o doniczkę. Kochanie, wszystko okey?
-A ty kim jesteś? - spytała ze zdziwieniem.
Ma amnezję czy sobie ze mnie żartuje? 

Chcecie konkurs?

Chcielibyście konkurs? Konkretniej chodzi o takie coś, że na maila wyślecie mi kolejny rozdział. Ja sobie je przeczytam i potem wybiorę JEDEN najlepszy rozdział i wstawię go tu, na bloga.
Jeżeli chcecie to piszcie co o tym myślicie pod tą notką w komentarzach, a głosy na tak lub nie w ankiecie, którą za chwilę dodam.
Szczegóły konkursu będą jeśli będziecie go chcieli. Bo nagrody będą lepsze i będą chyba trzy miejsca. Zależy ile osób się zgłosi.

środa, 15 maja 2013

Rozdział LVIII // 58 - Część druga ~ To dobra czy zła wiadomość?...

Violetta

-Ale jest pani w ciąży. - powiedział lekarz z lekkim uśmiechem i wyszedł.
-Co?! - zdziwiłam się.
-Jest pani w ciąży. - powiedział doktor i wyszedł z sali.
Ja w ciąży? To niemożliwe. Przecież teraz mam Studio plus do tego mam dwójkę dzieci na głowie. Oczywiście chodzi mi o Lenę i Leona.

Leon

Tego się nie spodziewałem. Ja tylko żartowałem, a tu nagle taka niespodzianka.
-Z czego ty się do jasnej cholery śmiejesz?! - krzyknęła na mnie Viola.
-Nie wiem. Chyba jestem magikiem. Moje słowo prawdą się stanie. Hahaha. - zacząłem się znowu śmiać.
-Ta jasne. - powiedziała z sarkazmem.

Dziesięć minut później

-Jak już tu jesteś i nic nie robisz, to idź się go zapytaj kiedy wychodzę.
Wstałem i już miałem wychodzić, ale do sali wszedł lekarz.
-Uprzedzając pani kolejne pytanie, może pani wychodzić nawet teraz.- powiedział.

Wieczorem

Violetta

Siedzę na łóżku w pokoju hotelowym. Czytam tą książkę od Angie. Myślałam, że będzie lepsza a jest niesamowicie nudna. Leon gdzieś poszedł pół godziny temu. Gdy wychodził powiedział, że za chwilę przyjdzie. Te jego chwile trwają wieczności. Po chwili wszedł do pokoju.
-Jestem.
-No widzę. - warknęłam pod nosem i odstawiłam książkę na półkę.
-Dzisiaj jesteś wyjątkowo dziwna i niemiła... - zaśmiał się. - Ach... Jak ta ciąża zmienia kobietę.
-Haha. Bardzo śmieszne. - odpowiedziałam z ironią.
-No nie ważne. Chodź.
-Gdzie?
-Gdzieś. Niespodzianka. No rusz tyłek do drzwi i idziemy. - powiedział i otworzył drzwi.
Wyszliśmy z hotelu. Pojechaliśmy gdzieś taksówką, a gdy z niej wysiedliśmy Leon zawiązał mi oczy żebym nic nie widziała i gdzieś zaprowadził. Wiem tylko to, że przez chwilę jechaliśmy windą. Nie mam pojęcia co on kombinuje.  

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział LVIII // 58 - Część pierwsza. ~ Cudowna rocznica wraz z bólem.

Następnego dnia rano

Violetta

Obudziłam się pół godziny temu. Jest 7.15. Ciągle się wiercę na tym łóżku, bo bardzo boli mnie nerka. Chyba, że coś innego, ale to w okolicach nerki. Łzy spływały mi po policzkach.
-Wszystko okey? - spytał Leon.
-Tak, tak. - szybko otarłam łzy.
-To dlaczego płaczesz? - przytulił mnie. - Hmm?
-Wcale nie... - chciałam się wykręcić.
-Viola, mów o co chodzi. - nalegał.
-Nie ważne...
-A właśnie, że ważne. Mów.
Wytłumaczyłam mu wszystko.
-Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś? Długo cię już boli?
-Nie, chwile. A nie powiedziałam, bo pewnie od razu byś mnie do szpitala zawiózł czy coś.
-No i tak zrobię. Chodź.

Pół godziny później

Leon

Siedzę na korytarzu przed salą Violi. Trochę długo trwają te badania. Denerwuję się... Po chwili wyszedł lekarz i poprosił mnie do sali. Usiadłem obok niej i złapałem ją za rękę.
-I co? - spytałem z troską.
-Nie wiem. Powiedzieli, że za chwilę przyniosą wyniki.
-A jak się czujesz?
-Jak na razie dobrze.
Po chwili do sali wszedł lekarz z wynikami.
-Nie mam dla państwa najlepszej wiadomości. - gdy to mówił Viola się lekko wystraszyła. - Potrzebuje pani przeszczepu nerki.
Violetta momentalnie zbladła i po chwili zemdlała.

Kilka minut później

Viola się obudziła. Bardzo się bałem o nią.
-Leon... ja się boję. - przytuliła się do mnie i zaczęła płakać. - Ja nie mogę teraz umrzeć.
-Spokojnie. Nie umrzesz. Będzie dobrze. - próbowałem ją uspokoić.

Chwilę później

Violetta

Już od pięciu minut siedzę przytulona do Leona i płaczę. Ma już całą koszulę mokrą od moich łez. Cudowna rocznica... Po chwili do mojej sali znowu wszedł lekarz.
-Bardzo panią przepraszam, ale popełniliśmy błąd w badaniach. Nie potrzebuje pani przeszczepu nerki, ale...
-Może w ciąży jesteś? - zaśmiał się Leon.
-Zamknij się teraz. - powiedziałam stanowczo.
-Ale? - spytałam z nadzieją i zdenerwowaniem w głosie.